ROZDZIAŁ 6
Lili:
Ludzie tak szybko umierają i to jest nudne. Ten chłopak zmarł już po tym jak wydłubałam mu oczy. Nuda. Normalnie to po tym słyszę krzyki bólu i mam dalszą zabawę. Eh... Dzieciak był słaby. Znudzona tą sytuacją zostawiam go w łazience, zostawiając mój znak rozpoznawczy. Odbicie ręki krwią na lustrze.
Weszłam do lustra. Schowałam moje sztylety do paska i padłam na łóżko. Moja bluzka była poplamiona krwią ale nie przejmowałam się tym. Teraz chcę tylko zapomnieć o tym co się stało. Tylko, że to nie jest proste.
Chwilę później znowu poczułam, że ktoś mnie wzywa. Tylko że to było znajome. Wstałam i weszłam do labiryntu. Stanęłam przed błyszczącym lustrem. Jack. Ubranie miał we krwi co znaczy, że był na mieście. Nie miał maski na twarzy, a z jego oczu leciała czarna ciecz.
Nie wiem czy powinnam mu to mówić. Chodzi mi o jego reakcje... W końcu moja prawdziwa "rodzina" pracuje w NATO, podczas gdy ja wręcz przeciwnie. Jack zna mnie na wylot ale... Nie mogę być pewna jego reakcji.
Westchnęłam. I tak nie utrzymam tego wiecznie w tajemnicy. Jack odsunął się od lustra, a ja przeszłam przez nie do pokoju... W którym był też LJ. No tak. Jack nie jest w stanie przewidzieć kiedy kłamie... Pinokio wręcz przeciwnie. Zna mnie na wylot... Nie uniknę tej rozmowy.
-Lili co się z tobą dzieje? Od kilku godzin nie dajesz znaku życia - mówi Jack
-A co najdziwniejsze puściłaś zaczepkę Jeff'a mimo uszu - dodaje Jack nr 2. Mówiłam?
-Nic mi nie jest - mówię pewnie.
-Kłamiesz - powiedział LJ od razu. Nienawidzę go za to. On zawsze wie kiedy kłamie lub kiedy coś kombinuje.
-Burak - mruczę pod nosem.
-No więc? O co chodzi?
-O nic
-Lili!
-Dobra chcecie wiedzieć?! - skoro tak bardzo chcą wiedzieć to im powiem! Walić konsekwencje.
Oboje w milczeniu kiwnęli głowami. Westchnęłam i powiedziałam im, że w szkole pojawił się mój ojciec, że jest szefem NATO i że Liam to mój brat. Z trudem przeszło mi to przez gardło ponieważ dla mnie to nadal obcy ludzie, a się okazuje, że to moja rodzina.
Jack i LJ patrzyli na mnie w szoku ale nadal się nie odezwali.
-Ot cała historia. Zadowoleni?
Ci tylko spojrzeli na siebie, a potem na mnie. To nie wróży nic dobrego.
-To wyjaśnia dlaczego nie znalazłem żadnych informacji o twoim ojcu - odezwał się w końcu Jack.
-Co masz na myśli?
-Szukałem informacji o twoim ojcu czy w ogóle żyje, chociaż wiedziałem, że i tak do niego nie wrócisz. Ale nic nie znalazłem i teraz wiem czemu. Informacje o agentach są usuwane z wszelkich stron czy archiwum. Wszelkie informacje o nich są ukryte w ich agencji.
-Ale teraz wiem dlaczego zniknął dzień przed atakiem...
-Wiedział o ataku?
-Mówi, że nie. Ale ja mu nie wierze. Twierdzi że myślał, że nie żyje i że niespełna kilka dni temu dowiedział się, że jednak żyje i teraz zgrywa kochającego tatusia.
-W każdym bądź razie teraz musisz być ostrożna. Wszyscy musimy być ostrożni.
Byłam w szoku, ale nie dałam tego po sobie poznać. Szczerze myślałam, że... Nie wiem? Wywalą mnie. Zabiją. Oddadzą w ręce NATO. Chociaż nie ukrywam, że w duchu się cieszyłam.
-Slender musi się o tym dowiedzieć - mówi Jack i wyszedł z pokoju. Coś czuję, że będzie szlaban na wychodzenie do szkoły.
Westchnęłam i miałam zamiar wrócić do moich rozmyślań w moim pokoju ale zatrzymał mnie LJ.
-Widziałem, że zaskoczyła cię nasza reakcja.
-Za dobrze mnie znasz - mówię i spojrzałam na niego kątem oka.
-Ale mnie dziwi, że nie spodziewałaś się tego. Miałaś wątpliwości.
-A dziwisz się? Dzisiaj dowiedziałam się, że moja prawdziwa rodzina pracuje u ludzi, którzy chcą mnie zabić. Nas wszystkich. Ojciec jest szefem, Liam... O nim nie chcę nawet wspominać. A ja?
-Rodziny się nie wybiera. To, że twój ojciec czy brat... - jak tylko wypowiedział to słowo rzuciłam nożem, który wbił się kilka milimetrów nad jego głową. To było ostrzeżenie
-To nie jest mój brat - warczę.
-Nie ważne kim jest twój ojciec czy Liam. Ważne kim ty jesteś, a ty ich nienawidzisz.
-To mało powiedziane...Może masz racje. Powinnam wam bardziej zaufać... Ale teraz... Muszę przemyśleć parę spraw - i nie czekając na odpowiedź przeszłam przez lustro.
Fakt. Popełniłam błąd. Powinnam bardziej im zaufać. Jednakże teraz nie ufam nawet samej sobie. Prawda jest taka, że nie umiem jeszcze kontrolować "mojego drugiego JA". Czyli tak jakby mojej żądzy zabijania. Jak raz czasem ktoś mnie wezwie to nic się nie dzieje ale ostatnio coraz częściej się to dzieje i nie daje rady nad sobą panować. Mam tylko nadzieję, że nie zrobię krzywdy moim przyjaciołom...
Muszę ich chronić.
______________________
Oto kolejny rozdział :) mam nadzieję że się spodoba ;) i do zobaczenia! ^^ :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top