ROZDZIAŁ 5
Lili:
-To żart prawda? - pyta Liam, a po minie ojca widzę, że to jednak prawda.
-I kiedy zamierzałeś nam o tym powiedzieć?! - krzyczę. To po prostu niemożliwe!
-Powinienem wcześniej wam o tym powiedzieć. Wybaczcie. Zanim poznałem Mary, chodziłem z dziewczyną o imieniu Susan. Było nam razem dobrze. Ale później dowiedziałem się, że mnie zdradzała i kiedy zaszła w ciążę nie byłem pewny czy to moje dziecko. Zrobiłem test i faktycznie, Liam to mój syn. Odszedłem od niej ale płaciłem i regularnie spotykałem się z nim. A późnej poznałem Mary. Resztę historii znasz. - zakończył swoją ckliwą gadkę.
Nie. To niemożliwe! To jakaś paranoja! Ale chwila... Właśnie sobie coś uświadomiłam.
-Chwila... Powiedziałeś mi, że mimo tego kim jesteś, kochałeś mamę... Liam pracuje w agencji bo jego ojciec jest tam szefem... To znaczy, że ty... - jego milczenie mówi samo za siebie - i wszystko jasne. I co teraz? Zamkniesz mnie? Zabijesz?
Nie byłam wystraszona. Wiedziałam, że nawet jeśli zadzwonił by po wsparcie to zabiła bym ich bez mrugnięcia okiem.
-Nie! Oczywiście, że nie! - odpowiada natychmiast.
-Dobra, ja już wystarczająco usłyszałam. Wychodzę.
I tak jak powiedziałam tak zrobiłam. Wyszłam z gabinetu nie zważając na wołanie ojca.
Po kilku minutach byłam już przed lasem niedaleko szkoły. Zagwizdałam i po chwili pojawił się Smille.
-Smile powiedz reszcie, że wrócę późno - mówię patrząc na niego stanowczo. Po chwili wahania pobiegł i zniknął za drzewami.
I co mam teraz zrobić. Człowiek, który uważa się za mojego ojca pojawia się po 12 latach nieobecności i na dodatek jest szefem ludzi, którzy przyczynili się do śmierci mojej mamy. A mało tego. Okazało się, że ten dupek Liam to mój brat. Super! Lepiej być nie może!
Nie wiem co on sobie myślał. I niby co? Teraz mamy udawać wzorowe rodzeństwo wychowywane przez tatusia na medal? Chyba nie w tym życiu. Ja i Liam różnimy się w każdym stopniu. Nie dogadamy się i na pewno nie zamierzam grać kochanej młodszej siostrzyczki, która ma kochanego, starszego brata. A ojciec? Jedno jest teraz pewne. Nie mam już ojca. Nie będę rozmawiała z człowiekiem, którego ludzie przyczynili się do śmierci mamy.
Nie wiem kto zlecił jej zabójstwo. Może ojciec mówi prawdę i o niczym nie wiedział, ale jedno jest pewne, jak dowiem się kto zlecił zabójstwo mamy to najpierw zabije jego rodzinę na jego oczach, chcę widzieć jak cierpi, a później zabije jego, oczywiście wcześniej go torturując. Nie pozwolę aby zabójca mojej mamy chodził żywy.
-Lili! - usłyszałam głos, którego w tym momencie nie mam ochoty słychać.
-Liam - warczę pod nosem.
-Wydaje mi się, że musimy pogadać.
-Nie mamy o czym - mówię kierując się w las. Słyszę jak podąża w moje ślady.
-Chyba jednak mamy. Chcesz tą sprawę tak zostawić?
-A dlaczego nie? Słuchaj nie zamierzam o tym z tobą teraz gadać.
-Posłuchaj. To że jesteśmy rodzeństwem... - nie dokończył bo mu nie pozwoliłam. Przyszpiliłam go do drzewa, a jeden ze sztyletów przystawiłam mu do gardła.
-Wyjaśnijmy sobie jedno. Ja nie zamierzam bawić się w rodzinkę.pl jasne? Ja nie jestem twoją siostrą, a ty moim bratem. Zapomnij, że to w ogóle usłyszałeś. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Ty pracujesz dla osób, które zagrażają mojej rodzinie, a ja zamierzam ich zabić. Wiesz do czego jestem zdolna. Więc odwal się ode mnie dla swojego dobra! - warczę, patrząc mu w oczy. Mój wzrok widocznie go przeraził. I dobrze. Ja nie żartuje. A jeśli wejdzie mi w drogę, zginie.
Puściłam go. Nie mam wyboru... Wracam do domu. Przeklinając pod nosem, ruszyłam w stronę chaty. Liam chyba posłuchał mojej rady i nie poszedł za mną. I dobrze.
Po kilku minutach byłam już przed domem. Weszłam do środka i trzasnęłam drzwiami.
-Hej mała! Jak w szkole! - Woła Jeff. Mruknęłam w jego stronę tylko parę przekleństw.
-Lili dobrze się czujesz? - pyta LJ
-Zajebiście - warczę i wchodzę przez lustro do mojej kryjówki.
Wbrew pozorom po drugiej stronie wcale nie ma odbicia lustrzanego. To trochę jak lustro weneckie. Wy widzicie tylko swoje odbicie i odbicie pomieszczenia, w którym jest lustro. Natomiast po drugiej stronie tak naprawdę jest mój pokój, który sama urządziłam.
Oczywiście jak w każdym pokoju miałam też szafę. Ale nie było tam ciuchów. To było przejście do labiryntu luster. Labiryntu, w którym tylko ja się odnajdę. Znajduje się w nim każde lustro z całego świata. A skąd wiem kiedy ktoś mnie wzywa? Po pierwsze wyczuwam to. To tak jakby szósty zmysł. A po drugie dane lustro lekko błyszczy. Wtedy wiem gdzie iść.
Weszłam głębiej do pokoju i padłam plackiem na łóżko. Jestem wkurzona na cały świat! I przez kogo? Mojego "kochanego tatusia" jupi!
Leżałam tak kilka minut kiedy to poczułam. Moje oczy zrobiły się czarne, tęczówki czerwone, a z oczu pojechały krwawe łzy. Moje drugie JA nie pozwala mi tego zignorować. Wstałam i otworzyłam szafę. Weszłam do środka i po chwil stanęłam przed błyszczącym lustrem. Zobaczyłam chłopaka. Mniej więcej mój wiek. Widać, że zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Wyczułem w nim drwinę. Za chwilę nie będzie mu do śmiechu. Hahaha!
Pora się zabawić.
_______________________
No dobrze przekonaliście mnie ;) oto kolejny rozdział moich wypocin. Zobaczymy się w następnym już w poniedziałek papa :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top