ROZDZIAŁ 27
Matt:
-Nadal nie wierzę, że to zrobiłeś - mówię do Liama. Od godziny siedzę z nim na zewnątrz i marudze.
-Gdyby nie ja, teraz wąchał byś kwiatki od spodu - mówi oburzony. Ile my mamy lat? Pięć?
-Ta ale dzięki tobie przebywam wśród...
-Zabójców? Na początku miałem takie samo zdanie o nich co ty. Ale jak ich poznałem to moje nastawienie się zmieniło - mówi, a ja nic nie rozumiem.
-To znaczy?
-chodź - wstał z ziemi i ruszył w kierunku budynku. Zrobiłem to co on i po chwili staliśmy przed oknem. Mieliśmy z niego widok na całą paczke.
-Jack no co ty... - mówi Lili niczym mała dziewczyna - nie zrobiłam tego specjalnie. Każdemu może się zdarzyć - mówi z uśmiechem. Jack nie był w najlepszym chumorze.
-Tak każdemu się zdarza zamykać mnie w miejscach, z których nie mogę wyjść! - mówi oburzony.
-Ale z drugiej strony dostałeś się do strefy 51 Lili - śmieje się Ben. Jack prychnął. Teraz raczej udawał obrarzonego. Lili w pewnym momencie skoczyła mu na plecy. Rękami oplotła jego szyję, a nogami obwiązała tłów chłopaka.
-Wiesz Jack, że na mnie gniewać długo się nie umiesz - mówi z uśmiechem, a chłopak nie mógł powstrzymać śmiechu.
-Tu ci przyznam racje.
-Jack miękki się robisz - mówi Jeff, a chłopak na niego spojrzał.
-Zaraz zobaczymy - Lili zeskoczyła z niego, a brunet rzucił się na Jeff'a. Tarzali się po ziemi i siłowali, a wszyscy wybuchli śmiechem.
-Widzisz? Czasami zamiast oceniać książkę po okładce, należy ją otworzyć i zobaczyć co jest w środku - mówi Liam, a ja wpatruje się w dziewczynę o pięknym uśmiechu i błyszczących oczach. Czy to możliwe, że ona mi się podoba?
-Liluś nie uwierzysz! - krzyczy białowłosa, pojawiając się z nikąd w pokoju i rzuciła się Lili na szyję tak, że obie się przewróciły.
-Deaney spokojnie zaraz mnie udusisz - mówi czerwonooka z uśmiechem - o co chodzi?
-To są babskie sprawy. Wypad chłopaki! - krzyczy Deaney wskazując na drzwi.
-A dlaczego wy nie wyjdziecie?! - pyta oburzony Tooby.
-Chociaż raz bądźcie dżentelmenami! No już! Znikać! - popędza ich Deaney
-Dobra dobra - i wszyscy wyszli. Oczywiście na zewnątrz się rozdzielili. Ben poszedł gdzieś z Tooby'm, Jack z Jeff'em oczywiście Nina też z nimi poszła, a LJ poszedł szukać slendermana.
-Jeśli chcesz żyć radzę Ci nie podsłuchiwać. Lili może Cię wykastrować, a Deaney przerobić na sałatkę. Jeff wie o tym najlepiej - śmieje się Liam i ruszył na tyły budynku. Musiałem to wszystko sobie poukładać więc ruszyłem za Liamem.
Lili:
-No mów o co chodzi. Zaraz jajo zniesiesz - mówię do Deaney siedząc na kanapie. Na twarzy miała ogromny uśmiech.
-Zgadnij! Albo nie ja ci powiem! Albo możesz zgadnąć! Albo nie...
-No mów!
-Dobra! Randka w ciemno jednak nie była katastrofą! Poznałam zajebistą dziewczynę! Oczywiście nie wie kim jestem. Myśli że lubię historie mrożące krew w żyłach ale mniejsza o to! Świetnie się rozumiemy! Chyba się zakochałam - powiedziała na jednym wdechu. Ona ma mocne płuca.
-No to gratuluję. Ale kiedy zamierzasz jej powiedzieć prawdę a przede wszystkim ją nam przedstawić? - Pytam ciekawa. No co? Muszę poznać osobę która kradnie mi przyjaciółkę.
-Po kolei. Dopiero się poznajemy. Powiem jej... - mówi odwracając wzrok - kiedyś... - dodaje pod nosem.
-Wiesz lepiej żebyś ty jej powiedziała, niż żeby dowiedziała się sama przez przypadek - mówię poważnie.
-No już! Nie rób takiej afery! Nie dowie się! W ogóle to... - spojrzała na zegarek - Aaaaaa! Za dwie godziny się z nią spotykam! - jak oparzona wstaje i biegnie do drzwi.
-Hej! Powiedz chociaż jak ma na imię! - wszystko powiedziała ale zapomniała o najważniejszym.
-Jessie Paola! Ja lecę! Spotkamy się później papa! - i znikła mi z oczu. Paola... Dlaczego to nazwisko jest mi takie znajome? Westchnęłam. Cieszę się, że Deaney znalazła bratnią duszę, ale to nazwisko wzbudza we mnie niepokój. Nie chcąc dłużej o tym myśleć wyszłam z domu.
Szłam sobie ścieżką przez las. Mogłam się spodziewać wszystkiego! Ale na pewno nie spodziewałam się ujrzeć w lesie ledwo żywego ojca. Byłam w szoku i szybko do niego podbiegłam. Jego garnitur był poszarpany, miał ranę postrzałową na ramieniu i wyglądał jakby go ktoś pobił.
-Nie wieże w to po prostu... - szepcze tamując krwotok. Jęknął z bólu i spojrzał na mnie.
-Lili... Córeczko... - zaczął. Był osłabiony i jeśli zostanie tu godzinę dłużej to może nie przeżyć. Rany trzeba odkazić, i trzeba sprawdzić czy nie ma obrażeń wewnętrznych. Lili zostaw go tu! Nie pamiętasz co ci zrobił?! Zostawił Cię! Ale...
-Wyjaśnisz nam to później. Trzeba Cię stąd zabrać - pomogłam mu wstać i koślawymi ruchami udało nam się dojść do domu. Slender musi go obejrzeć...
A ja dowiedzieć się, co się stało.
________________________
Spodziewaliście się tego? Cóż za obrót spraw :) w ogóle ludzie ja.Nie.Wie.Że. Co jest takiego w tej książce, że po pierwsze: książka ma już 10k wyświetleń i z dnia na dzień jest ich coraz więcej, a po drugie każdy rozdział ma masę gwiazdek! Cieszę się, że książka wam się podoba, ale ludzie! Pozytywne komentarze, gwiazdki, prośby o więcej... Tego po prostu się nie spodziewałam! Jesteście wspaniali! Dziękuję wam na wszystko <3 to dla mnie zajebista motywacja :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top