ROZDZIAŁ 21
Matt:
-Uspokoiła się? - pyta nasz szef Adrien.
-Nie. I raczej się nie uspokoi - mówię wpatrzony w dziewczynę. Nie rozumiem dlaczego szef kazał ją tu sprowadzić, ale nie będę się wtrącał. On tu rządzi.
-Chciałbym z nią porozmawiać. Wiesz co robić - mówi i idzie w stronę wejścia do pokoju gdzie jest dziewczyna.
-Tak jest.
Lili:
Niech sobie nie myślą że tak łatwo się poddam. Nie ze mną te numery! Nie będę jakimś pieprzonym królikiem doświadczalnym! Nie rozumiem dlaczego po prostu mnie nie zabiją? Chociaż... Nawet nie dali by rady.
-Nie zamierzasz się uspokoić prawda? - usłyszałam głos Matt'a dochodzący z głośnika.
-W waszych marzeniach - warcze odsuwając się od drzwi i patrząc na kamerę.
-Tak myślałem. Szef chce z tobą porozmawiać - to wiele wyjaśnia.
-Niech spróbuje - mówię z uśmiechem. Nie potrzebuje żadnej broni aby wypruć mu flaki. Matt nie odpowiedział, ale przez wentylację wlatywał jakiś gaz. Zaczęłam kaszleć i odsunęłam się pod ścianę. Co się dzieje? Nie mam w ogóle siły. Osunęłam się po ścianie na ziemię. Nie miałam siły wstać, a co dopiero walczyć. Ale szybko się dowiedziałam dlaczego to zrobili. Do pokoju wszedł mój kochany tatulek. Wyczujcie ten sarkazm.
-Matt wystarczy - powiedział ojciec. Z pomieszczenia zniknął gaz ale ja nadal nie miałam siły się ruszyć - wybacz ale nie miałem wyjścia. Inaczej byś mnie zabiła - mówi podchodząc bliżej.
-Sprytne. Nie boisz się, że Twoja prawa rączka nas usłyszy - mówię słabym głosem zerkając kątem oka na kamerę.
-kazałem wyłączyć głośnik. Nie usłyszy nas - mówi pewnie
-Jesteś naiwny. Zbyt ufny. Naprawdę myślisz że Cię posłucha?
-Owszem. Ponieważ wie co zrobię jak mi się sprzeciwi - mówi kucając przede mną.
-Kto by pomyślał. Jednak potrafisz zachować zimną krew - mówię patrząc na niego spod byka
-po kimś to odziedziczyłaś - odezwał się tym ojcowskim tonem.
-Nic tobie nie zawdzięczam - warcze słabo próbując się podnieść, ale bez skutku.
-Czy możemy Chociaż raz porozmawiać jak ojciec z córką?
-Nie rozśmieszaj mnie - zaśmiałam się słabo - ja nie mam ojca - warcze patrząc mu w oczy.
-Nie wyprzesz się swoich genów - mówi, a jego ton był łagodny. Kurwa nie mam już pięciu lat!
-Nie mam czego się wypierać. Wszystko co miałam zawdzięczam mamie. Po jej śmierci kto się mną zajął? Ty? Nie. To Jack mnie znalazł i wychował. Ty nic nie zrobiłeś - byłam coraz bardziej wściekła - nawet Liam się od ciebie odwrócił.
-To fakt. Popełniłem błąd. Ale chcę go naprawić. Dlaczego nie dasz mi szansy? - mówi błagalnie.
-Typowa ludzka słabość. Okazujecie emocje przez co nic nie potraficie zrobić dobrze. Nawet nie potrafisz mnie zabić.
-Mam zabić własne dziecko? Nie jestem potworem - mówi oburzony. Tatuś na medal się znalazł - porozmawiamy jak się uspokoisz - powiedział i po tych słowach wyszedł zostawiając mnie samą.
Matt:
Ciekawiło mnie o czym szef rozmawiał z Lili. Nie wyglądało to na rozmowę agenta z mordercą. W tym było coś więcej. Cóż ciekawość wygrała kilka minut po tym jak szef ją zostawił ja postanowiłem z nią porozmawiać.
-No proszę. Któż zaszczycił mnie swoją obecnością - odezwała się z tym złośliwym uśmiechem.
-Pewna rzecz nie daje mi spokoju...
-O tak z chęcią odpowiem na Twoje pytanie - powiedziała z sarkazmem, ale było słychać że jest jeszcze słaba.
-O czym rozmawiałaś z Adrienem? - pytam od razu
-Nie ładnie mówić do szefa po imieniu bez jego zgody - cmoka z udawaną dezaprobatą.
-Po prostu odpowiedz na moje pytanie - mówię spokojnie.
-Aż ciekawość Cię zżera, prawda? Dlaczego nie kazał mnie zabić, tylko złapać i zamknąć tutaj - mówi z uśmiechem, a ja musiałem jej przyznać rację.
-Nie wyglądało to na zwyczajną rozmowę.
-Dla mnie rozmowa jak rozmowa. Ale skoro jesteś taki ciekawy to ci powiem - mówi a ja słuchałem jej uważnie - twój kochany szef jest moim ojcem.
Stałem cały sparaliżowany. To nie możliwe. Że niby mój szef ma być jej ojcem? Bzdury.
-Łrzesz - mówię nadal w szoku
-Myśl sobie co tam chcesz. Powiedziałam ci prawdę - mówi patrząc na mnie intensywnie. To nie może być prawda. Ale z drugiej strony po co miała by mnie okłamywać. I to wyjaśniało by też dziwną reakcję szefa.
-Ale jak to możliwe...
-Chyba nie muszę Ci tłumaczyć jak się robi dzieci - powiedziała z irytacją w głosie. Spojrzałem w jej czerwone tęczówki. Były w nich wszystkie emocje. Jak na zewnątrz je ukrywała tak jej oczy zdradzały wszystko. Teraz jeszcze bardziej chciałem ją poznać i dowiedzieć się jak to się stało, że nie mieszka z ojcem.
Nie mogłem być tutaj długo bo nabiorą podejrzeń, więc z trudem oderwałem od niej wzrok i wyszedłem z pokoju.
Lili:
Był taki ciekawy więc mu powiedziałam. A co on z tym zrobi to już jego sprawa. Nie mam powodu aby go okłamywać, żaden w tym interes.
Siedziałam tak sama jeszcze godzinę. Czułam jak odzyskuje siły i mogę w końcu wstać. Ale cóż. Na marne moja radość bo usłyszałam alarm.
-Uwaga. Ogłaszam alarm. Mamy intruzów, powtarzam mamy intruzów - usłyszałam głos dochodzący z głośnika. Normalnie reakcja taka: hura. Przyszła pomoc. Muszę jakoś dać im znak gdzie jestem. Ale cóż nie było mi dane bo znowu do pomieszczenia wypuścili jakiś gaz który mnie otumanił.
Chłopaki pośpieszcie się.
__________________________
Hi! Witam witam. Mam nadzieje że rozdział się podoba :) w następnym będzie trochę zabawnie xd więc czekajcie, a wasza cierpliwość zostanie nagrodzona xD
PS. NIESPODZIANKA XD znacie moje dobre serce xD
PS2. Co powiecie na mały maraton?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top