ROZDZIAŁ 17

Lili:

Biegam przed siebie od czasu do czasu, patrząc czy za mną biegnie.
No wiecie, nie to że się go boje, ale w lesie mam większą przewagę, a pozatym jakoś nie chcę zdradzać swojej tożsamości przed dzieciakami. Oby Liam dał sobie radę. A przynajmniej wytrzymał do czasu przybycia wsparcia.

W pewnym momencie usłyszałam huk i ból w prawej ręce. Oparłam się o pierwsze lepsze drzewo i spojrzałam na krwawiącą rękę. Cholera! Na szczęście to draśnięcie, ale i tak boli jak Cholera!

-Nadal jesteś tak pewna siebie? - usłyszałam głos Matt'a. Cholerny Dupek.

-Owszem. A ty nie przeceniaj swoich możliwości - warcze w jego stronę. Zignorowałam ból i w mgnieniu oka znalazłam się przy nim. Kopnełam go z kolana w brzuch, zgiął się w pół, a ja wykorzystałam to i wyrwałam mu broń z ręki i za pomocą noża przeciełam ją na pół - szach mat.

Ale nie spodziewałam się że jest taki silny. Zdołał złapać mnie za ramiona, przerzucić i powalić na plecy. Trochę bolało zważywszy że jestem ranna.

-Dlaczego zniszczyłaś broń? Mogłaś bez problemu mnie nią zabić - mówi nadal się krzywiąc.

-Wolę walkę wręcz - mówię podnosząc się z ziemi. Częściowo nie skłamałam. Lubię walkę wręcz, z drugiej strony gdybym go zastrzeliła zabawa szybko by się skończyła.

-Dosyć gadania. Przejdźmy do czynów - co on tak szczerzy tą mordę? Ruszyłam w jego kierunku i kiedy chciałam go uderzyć on chwycił mnie za ramiona i powalił na ziemię. Próbowałam wbić mu chociaż jeden sztylet ale mocno trzymał moje ręce. Wyrwał mi nóż z ręki - szach mat - odezwał się. Miał wykonać ten ostateczny cios, kiedy coś go odrzuciło ode mnie. Rombnął plecami o drzewo. Ale kto...

-Ben! - krzyknęłam widząc go. Myślałam że będzie z resztą chłopaków.

-Jesteś cała? - pyta pomagając mi wstać.

-Tak ale co ty tu robisz?!

-Nie było Cię na terenie szkoły więc pomyślałem że jesteś w lesie. I nie myliłem się. Spotkałem po drodze Deaney. Powiedziała mi gdzie jesteś. Swoją drogą ona mnie przeraża...

-Haha nie znasz jej możliwości - Ben poraz kolejny ratuje mnie z opresji. Już nie raz pakowałam się w kłopoty i to Ben zawsze ratował mi tyłek.

-Widzę że masz kolegę? Świetnie! Pozbęde się dwóch szczyli za jednym zamachem! - usłyszałam Matta. No co za człowiek.

-Nie mów hop dopóki nie podskoczysz - przez chwilę toczyła się między nimi bójka ale to był ułamek sekundy kiedy Ben padł na ziemię a Matt trzymał zakrwawiony nóż.

-Ben! - podbiegłam do niego. Miał ranę kłutą brzucha. Na szczęście nie była głęboka. Teraz to przesadził! - Dość tego! - oparłam Bena o jedno z drzew i zatamowałam krwotok.

-Jeden mniej - powiedział Matt.

-Posłuchaj koleś! Jeśli chodzi o mnie to możesz mnie atakować na różne sposoby. Ranić, bić, wyzywać. Mnie to nie rusza. Ale nie pozwolę ci robić krzywdy moim przyjaciołom! - byłam wściekła. Teraz zginie marnie! Już nawet nie starałam się powstrzymać Mery. Pozwoliłam jej działać.

Matt:

-Zmów paciorek gnoju - warknęła w moją stronę. Takiej reakcji się nie spodziewałem. Jej oczy przybrały czarno czerwony kolor, a krwawe łzy spływały po jej policzkach.

Rzuciła się na mnie a jej ruchy stały się zdecydowanie szybsze. Ledwo udawało mi się wykonywać uniki.

Później bez problemu powaliła mnie na ziemię i przystawiła nóż do gardła.

-Pożałujesz tego co zrobiłeś - warczy mi prosto w twarz. Nic nie rozumiem.

-Lili nadchodzą kłopoty! - odezwał się ten chłopak wstając z ziemi. Dziewczyna spojrzała przed siebie. Ja działałem na słuchu. Krzyki i strzały. W naszym kierunku biegli agenci. Ale byli jeszcze daleko i dziewczyna bez problemu mogła by mnie zabić... Ale tego nie zrobiła. Spojrzała na mnie. Jej oczy były już normalne a na policzkach nadal miała ślady łez. Widziałem że się waha ale w ostateczności szybko wstała i podbiegła do blondyna.

-Wynośmy się stąd - nagle koło nich pojawił się wysoki na jakieś 3-4 metry facet. Bez twarzy, blady, czarny garnitur i macki. Slenderman! Położył swoją długą rękę na ramieniu czarnowłosej. Spojrzała na mnie ostatni raz i zniknęli.

-Szefie nic Ci nie jest? - pyta jeden z moich ludzi.

-Jest okej - mówię wstając z ziemi. Po przeszukaniu okolicy ruszyliśmy do biura a ja cały czas myślałem o czerwonookiej. Lili...
________________________
Ola!

Witam Cię w siedemnastym rozdziale :D dziękuję za każdy komentarz i każdą gwiazdkę! Nawet nie wiecie jak to motywuje :) A wracając do książki jak myślicie? Czy Matt służbista aka flirciarz zmieni zdanie co do naszej bohaterki? A może poczuje coś więcej? Dowiecie się tego czytając kolejne rozdziały ^^

PS. Sorki za błędy ale nie sprawdzałam rozdziału

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top