ROZDZIAŁ 10

Lili:

Obudziłam się z bólem głowy. Czuje się jakbym była na kacu, uh!

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam w pokoju, który dziele z Jack'iem. Nie spędzam całego dnia w lustrze. Czasami lubię sobie posiedzieć w normalnym pokoju. Były w nim dwa łóżka, ciemne ściany, okno z widokiem na las, szafa obok, której stało lustro, biurko, na którym leżały kartki z moimi bazgrołami. Lubię rysować ale dziełami sztuki bym tego nie nazwała.

Ale wracając. Co się wczoraj stało? Pamiętam tylko agentów, którzy mnie złapali, słyszałam jak przed moją celą gadali coś o mojej Mamie ale nie pamiętam co. A ostatnie co pamiętam to jak Liam pomógł mi wstać... A potem? Biała kartka.

Wstałam z łóżka i podpierając się o ramę podeszłam do lustra. Dlaczego mam czarne włosy?! Jestem pewna, że miałam białe! Dotknęłam moich włosów. Znalazłam jedno białe pasemko ale reszta była czarna. Dlaczego? Ale to nie wszystko. Moje ubranie było całe w zaschniętej krwi. Nie mówicie mi, że to się znowu stało. Tak znowu. Już raz straciłam nad sobą kontrolę i nie było kolorowo. Jak to się w ogóle stało?

Zastanowię się nad tym później teraz muszę wsiąść prysznic. Uh śmierdzę. Weszłam do łazienki. Rozebrałam się, a stare ciuchy wywaliłam. Weszłam pod prysznic, a gorąca woda spływała po moim ciele i włosach. Jak przyjemnie. Po 30 minutach wyszłam z łazienki ubrana i odświeżona.

Nadal trochę mi się kręci w głowie. Ostatnio też tak miałam. Eh... Weszłam do lustra i stanęłam przed przejściem w labiryncie, które prowadziło do salonu. Zobaczyłam jak chłopaki o czymś dyskutują, szkoda, że nic nie słyszę. Niestety jedyna wada. Lustra są dźwiękoszczelne.

Nie będę im przeszkadzać. Przez lustro weszłam do kuchni, oczywiście wcześniej schowałam włosy pod czapką i tylko biały kosmyk zostawiłam na widoku.

Nalałam sobie wody do szklanki, kiedy usłyszałam głos Liam'a. Co on tu do cholery robi?!

-Już długo jest nieprzytomna - mówi zmartwiony. Straszy braciszek się znalazł.

-Wyluzuj, wyjdzie z tego.

-Właśnie, jest silniejsza niż myślisz.

-Co on tu robi? - pytam stając w progu.

-Lili jak się czujesz?

-Co. On. Tu. Robi? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

-W sumie to dzięki niemu cie znaleźliśmy i... - zaczyna Ben.

-Nie musisz mówić. Wiem co się stało. A on ma stąd zniknąć! - warczę i poszłam schodami na górę.

To przez niego się tam znalazłam. Niech nie myśli, że zostawię to płazem. Ale najpierw zemszczę się na pewnej osobie.

***
-Chyba mamy do pogadania - warczę i rzucam się na niego. Wbiłam mu sztylet w ręce tak aby nie mógł się ruszyć. Krew ciekła na podłogę, a on jęczał z bólu.

Już wyjaśniam. Po tym jak poszłam na górę wymknęłam się oknem i poszłam w stronę domu, w którym kiedyś mieszkałam. Był w takim stanie w jakim Jack go zostawił. Zdemolowany i spalony. Weszłam do środka i poszperałam trochę. Myślałam, że coś przetrwało oprócz pluszaka, który jest obecnie talizmanem. Nie jestem przesądna ale on jakoś przynosi mi szczęście. Czasami mam wrażenie, że... Nieważne. Ale wracając do tematu, poszukałam i znalazłam małą skrzynkę, w której było kilka rzeczy mamy. Ubrania, broń, zdjęcia.... I list. Był napisany do mnie. Mama wiedziała już wcześniej co się stanie. To nie może być przypadek.

Było w nim napisane, że w okresie dojrzewania kontrolowanie mojego drugiego "ja'' jest bardzo ważne i jeżeli tego nie opanuje... Cóż sami sobie dokończcie. Tyle, że to nie jest proste, a jedyne co było napisane o tym to to, że żeby kontrolować siebie, nie mogę dać ponieść się emocjom. Dzięki mamo.

Nie ważne. Ale z tego listu wynika, że ojciec wiedział o wszystkim, a jego historyjka była kłamstwem. "twój tata robił co się dało, ale jeśli to czytasz to znaczy, że było za późno". I wtedy wszystko stało się jasne. To jego wina. To on zabił mamę.

-Córeczko daj mi to wy... - nie dałam mu dokończyć i z całej siły kopnęłam go w brzuch. Zaczął pluć krwią. Ups... Chyba złamałam mu żebra.

-Nigdy tak do mnie nie mów - warczę groźnie - wiedziałeś o wszystkim. To przez ciebie Mama nie żyje!

-To prawda... Wiedziałem... Ale... Starałem się... Ich zatrzymać... Jednak... Jeden z moich ludzi... Sprzeciwił się... - Mówi łapiąc oddech.

-Kto? Gadaj!

Miał odpowiedzieć kiedy do domu wpadła cała moja rodzinka. Skąd oni... Spojrzałam na Liam'a. Wszystko jasne.

-Tato!

-Liam...?

-Wyluzuj. Nic mu nie zrobiłam. Ma złamane tylko kilka żeber i kilka głębokich ran, to wszystko -  wzruszyłam ramionami.

-On ledwo żyje! - krzyczy Liam. Oooo jeeej... Synuś martwi się o tatusia Awwww, zaraz zwymiotuje.

-Przeżyje... Jeśli mi powie kto zlecił zabójstwo mojej Matki! - kopnęłam go jeszcze raz z całej siły w brzuch. Zaczął kaszleć krwią. Kątem oka zobaczyłam jak Jack trzyma Liama. Coś w stylu: nie rób nic głupiego.

-Liam tylko ją sprowokujesz... - usłyszałam Jack'a. Zignorowałam go i skupiłam się na ojcu.

-Gadaj - warczę.

-John... Rushton... - wycedził. Westchnęłam.

-Było tak od razu. Mniej by bolało -  powiedziałam, wyjęłam sztylety z jego dłoni i schowałam za pasek. Teraz wystarczy znaleźć tego człowieka.

-Spadajmy zanim nas zgarną - mówi Jeff.

-Zgarną? Najpierw muszą mnie złapać - zaśmiałam się i w mgnieniu oka zniknęłam z ich pola widzenia.

Czas się zabawić.

***
Liam:

-Tato! - pobiegłem do niego. Był cały we krwi i posiniaczony.

-To... Nic... Zasłużyłem...

-Ona o mało cię nie zabiła! - w tym momencie usłyszałem syreny policyjne.

-Liam... Znajdź ją... Pomóż... Jej... Zanim.... Zanim będzie za późno...

-Chłopaki spadamy!

-A mój ojciec?!

-Za chwilę będzie tu policja. Zajmą się nim - mówi Slender.

-Liam... Idź... Chcę... Z nią... Jeszcze raz porozmawiać... - ledwo mówi i cały czas krzywi się z bólu.

-Ale...

-Chodź! Słyszałeś, znajdziemy młodą, potem pogadacie. Nic mu nie będzie -  Jeff chwycił mnie za kołnierz i wyszliśmy tylnym wyjściem. Co mam zrobić...?

-Dobra ktoś ma pomysł gdzie może być ten cały John?

-Wiem gdzie jest - mówię od razu. Oby tylko nie było za późno...

-Szybko idziemy!

Zaczęliśmy biec w stronę miejsca gdzie obecnie przebywa pan Rushton.

Mam nadzieję że będziemy na czas.
________________________

Ten rozdział jak i następny był pisany... Pod wpływem emocji.

Ale oto kolejny rozdział. Mam nadzieję że się spodoba.

Ps. Jeśli kogoś to ucieszy to mam już napisane część rozdziału "gra o marzenia" :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top