ROZDZIAŁ 1
3 lata później
Jack:
Po wieczornym "spacerze" (wiecie co mam na myśli) po parku, wróciłem do mojego obecnego miejsca zamieszkania. Po drodze wziąłem małej coś do jedzenia.
Szczerze byłem w szoku jak zobaczyłem agentów NATO pod domem Mary te trzy lata temu. Wiedziałem, że to się nie skończy dobrze, więc postanowiłem pomóc, ale było za późno. Kiedy już się tam znalazłem Mary była martwa, a agenci widocznie czegoś szukali i ja wiedziałem czego. Załatwiłem tych cweli, a później znalazłem Lili.
Miała tylko 5 lat. Jej matka nie żyje, a o ojcu wiem tyle, że jest szefem w jakiejś agencji, ale zniknął dzień przed atakiem NATO na Mary.
Lili nie wiedziała co się z nią dzieje. Była za mała aby to rozumieć. Wytłumaczyłem jej najlepiej jak umiałem kim jest. Na początku nic nie rozumiała, ale wystarczyło trochę praktyki i zupełnie inne dziecko. Teraz lustro jest jej kryjówką. A pluszowy misiek jest jej amuletem. Eh dzieciaki... Ale trudno się dziwić, to jedyna rzecz, którą ma po mamie i która ocalała.
Tak, puściłem dom Mary z dymem, ale to dlatego, że tam było za dużo śladów. Mogli by znaleźć Lili, a na to pozwolić nie mogę.
Na początku była nie ufna ale z czasem się z nią zaprzyjaźniłem, a ona traktuje mnie jak starszego brata. Mała jest już całkiem niezła w zabijaniu, ale musi się jeszcze wiele nauczyć.
Jeff i reszta ekipy nie wiedzą, że opiekuje się Lili. Nie wiedzą nawet, że Mary miała dziecko. Ja sam dowiedziałem się o tym przypadkiem, ale nie ważne. Wracając do tematu, to na razie niech tak zostanie. Nie chcę jej wystraszyć. Dużo czasu mi zajęło zapracowanie na jej zaufanie, a nie chcę jej osaczać resztą tych gamoni.
Wszedłem w głąb budynku. Jest podejrzanie cicho. Eh mała spryciula znowu próbuje mnie zaskoczyć.
-Lili gdzie jesteś? - udawałem, że nie wiem gdzie jest, a doskonale wiem skąd zaraz wyskoczy. Stanąłem "przypadkiem" tyłem do lustra - Trzy... Dwa... Jeden...
I przesunąłem się krok w bok i w tym samym monecie z lustra wyskoczyła mała, biało włosa dziewczynka.
-Mam cię! - krzyczy trzymając za szyję swojego misia zamiast mnie - Hę?
-Znowu pudło - zaśmiałem się widząc jej minę.
-To nie fair! Co ja robię źle?! - wstała, skrzyżowała ręce na piersi i tupnęła nóżką.
-Wiesz co robisz źle? Myślisz - zaśmiałem się i odwróciłem się chcąc iść do pokoju, gdy nagle Lili skoczyła mi na plecy.
-Tego się nie spodziewałeś!
-Ha ha przyznaje. Jesteś głodna?
-Nie! Chcę cię w końcu wystraszyć!
-Ha ha ha wątpię aby ci się to udało, ale możesz spróbować.
-Zobaczysz ! tak cię przestraszę, że aż z butów wyskoczysz! Chodź Teddy! - zeskoczyła mi z pleców, wzięła swojego pluszowego przyjaciela i zniknęła w lustrze. Takie małe, a wygadane.
***
-Lili? - zawołałem. Od kilku godzin nie daje znaku życia.
Nagle usłyszałem hałas jakby coś spadło. Wyciągnąłem skalpel z kieszeni i powoli przemieszczałem się wzdłuż korytarza.
-Lili?
Wszedłem do pokoju z lustrem gdzie najczęściej się bawiła. Pusty. Rozglądałem się i nagle ktoś się na mnie rzucił. Kątem oka zobaczyłem nóż. Nie dałem się i szybko nas przewróciłem i przystawiłem skalpel do gardła napastnika.
-Gościu wyluzuj, to ja!
-Jeff?! Pojebało cię?!
Jeff The Killer. Chłopak o bladej cerze, czarnych jak smoła włosach. Na ustach miał tak zwany "Wieczny uśmiech". Na sobie miał tradycyjnie białą bluzę z kapturem, całą we krwi i czarne spodnie i buty. Przy sobie miał broń w postaci noża kuchennego.
-Myślałem, że uda mi się ciebie zaskoczyć ale mam pecha - powiedział Jeff, wstając z ziemi.
-Nie myśl. Kiepsko ci to wychodzi. - podniosłem się i pomogłem mu wstać.
-Bardzo śmieszne. Ty lepiej powiedz, co tu robisz? Od jakiegoś czasu więcej spędzasz czasu tutaj niż w domu.
-Nie muszę ci się tłumaczyć.
-Nagle taki tajemniczy? Słuchaj... - i zaczął się jego monolog, że musimy trzymać się razem, NATO siedzi nam na ogonie itp. itd. Jakbym o tym nie wiedział. Tyle, że to ja najczęściej go kryje.
Teraz zorientowałem się ze stoję tyłem do lustra i wpadłem na pomysł.
-Aha, tak wiem nie musisz mi tego powtarzać dziesięć razy.
-Wątpię . Łatwo cię złapać teraz bo jesteś daleko od nas. Nie to co mnie - jego ego jest większe od Teksasu.
-A więc twierdzisz, że nic cię nie zaskoczy? - uwaga, Trzy...
-Nie ma takiej opcji - Dwa...
-Okej - zrobiłem krok w bok i w tym samym momencie z lustra wyskoczyła Lili.
Jeff się tego nie spodziewał i nawet nie zdążył zareagować i runął na ziemię, a Lili była na nim.
-Mam cię! - krzyknęła usatysfakcjonowana Lili.
-Co jest?! - Lili przyjrzała się Jeff'owi, a później spojrzała na mnie. Szybko z niego zeszła i schowała się za mną.
-Mówiłeś, że nic cię nie zaskoczy - mówię do Jeffa, który wstaje z ziemi.
-Co to za dziecko? - pyta Jeff, trochę za ostro bo Lili się przestraszyła.
-Wyluzuj co - opowiedziałem mu całą historię. Szok na jego twarzy był nie mały.
-A to jest...? - pyta Jeff, a Lili wspięła mi się na plecy.
-Lili. Córka Mary - mówię i spoglądam na małą, która uważnie przyglądała się Chłopakowi.
-Mam pomysł! - Powiedział nagle.
-Już się boję...
I tak się stało, że postanowiliśmy, a raczej Jeff postanowił, że Slenderman powinien o tym wiedzieć. Więc ruszyliśmy w drogę do naszej rezydencji. Lili jest zestresowana ale ja się jej nie dziwię, oprócz mnie nie zna nikogo z takich jak "my" ale myślę, że będzie spoko.
Tylko co dalej...?
____________________
Cze cze cześć. Oto pierwszy rozdział! :D mam nadzieję że się spodoba! Akcja z czasem się rozwinie i dowiecie się czegoś więcej o naszej bohaterce jak i jej przyjaciołach. Chcę pokazać że nawet seryjni mordercy mają uczucia. Z czasem dowiecie się co mam na myśli. W mediach macie naszą bohaterkę ^^Do zobaczenia niebawem 8) bajo ;)
Ps. Tak jak w poprzedniej książce pisałam. Jak ogarnę prace i szkołę to tutaj będą rozdziały pojawiać się raz w tygodniu.
Ps2. Za błędy przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top