Ten w którym Sevcio widzi się z Luckiem


Pov Vivienne

Drżałam ze stresu mimo że próbowałam sobie wmówić, że to był tylko nic nieznaczący sen. Bałam się myśli, że i tym razem się nie mylę. Nie zawsze moje sny oznaczały, że coś się musi wydarzyć przecież nie raz miałam wizję związana z ludźmi, których nigdy nawet nie spotkałam. Nie reagowałam na wołanie mojego imienia wolałam dotrzeć do chatki Hagrida i ujrzeć tam Elizę. Widziałam, że Draconowi nie podobała się wizja odwiedzenia gajowego kto jak kto, ale on nie darzył go specjalną sympatią delikatnie mówiąc.

-Kto by pomyślał, że będę musiał iść do tego przygłupa. Oby tylko Eliza tam była, bo inaczej zapadnę się pod ziemię. -Westchnął smętnie i złapał mnie za rękę bym go nie spowalniała swoim marnym tempem. 

Ciągnął mnie tak, aż do samej chatki gdzie ujrzeliśmy Hagrida zaglądającego do skrzyni, gdzie pewnie miał swoje piękne zwierzaczki. Gajowy widząc, że się do niego zbliżamy zrobił zaniepokojony wyraz twarzy chyba obawiając się, że Draco znowu sam siebie skrzywdzi. Podeszliśmy do niego bliżej zachowując bezpieczną odległość, gdyby Hagrid zechciał nas odpędzić.

-Czego tu szukata wasza dwójka? -Obserwował nas uważnie co wprawiało we mnie uczucie niepokoju. Gdyby chciał to pewnie bez problemu dałby radę zabić nas gołymi rękami. Nim ktoś by go powstrzymał nasza krew wsiąkłaby na wieki w ziemie.

-Szukamy Elizy nie było jej u Pana? -Spytałam, stojąc przed Draco i pilnując by nic nie powiedział. Rozgniewanie nauczyciela nie było tym, czego w tej chwili potrzebowaliśmy. Chciałam tylko usłyszeć co ma on do powiedzenia i odejść z Elizą albo bez niej.

-A widzita ją tutaj, bo ja nie. Miała mnie odwiedzić na herbatkę, ale jeszcze się nie zjawiła. Czy coś się stało?

Olbrzym był wyraźnie zmartwiony wiedziałam, że z Elizabeth mają dobre relacje ona miała wyjątkowy talent do zaprzyjaźnia się z ludźmi.

Pozazdrościć.

-Nie przyszła na obiad i się zmartwiliśmy, ale skoro jej tu nie ma pójdziemy już. Dowidzenia. -Złapałam Draco za szatę i pociągnęłam by na pewno nie wdał się w pyskówkę z nauczycielem.

Chociaż już czułam, że ma ochotę powiedzieć kilka słów za dużo i obawiam się, że wtedy już nic by go nie uratowało. Znając nasze szczęście za chwilę pojawiłby się tez Moody gotowy by dać mojemu chłopakowi kolejną nauczkę. Z przezorności spojrzałam za siebie chyba obawiając się, że ktoś wyrośnie z ziemi gotowy by nas przyłapać na czymś niegodziwym.

-Oby Snape już ją znalazł, bo jeśli naprawdę przepadła to nie chce być w skórze Minerwy w końcu ona ją widziała ostatnia.

Nie mogłam nie zgodzić się z chłopakiem domyślając się do czego był zdolny wkurwiony nietoperz.

Pov Narrator

Wysoki odziany w czerń mężczyzna przemierzał korytarze Hogwartu, by dotrzeć jak najszybciej do biblioteki. Czuł, że jest tam jego mały kociołek jego aniołek, którego miał chronić już od jego pierwszych dni. Zawodził zbyt wiele razy jako przyjaciel partner czy ojciec. Wiedział że nie zasłużył na szczęście jakie go spotkało. Chciał umrzeć tak wiele razy, więcej niż potrafił zliczyć, pewnego wieczoru był już tak blisko swej upragnionej śmierci. Kabel od żelazka jak krawat miał zawiązany i mimo że jak później sobie wyrzucał zbyt szybko stchórzyłby wykonać ten ostateczny krok. Teraz wiedział że podjął dobrą decyzję. Przecież raptem kilka tygodni później dowiedział się, że nawet gdyby już wtedy odszedł zostawiłby coś po sobie. A raczej kogoś, jego córka stała się jedyną motywacją do dalszego życia, gdyby kiedykolwiek ją stracił poszedłby, by wyjaśnić sprawę u samej śmierci. Odebrał za dużo żyć, zbyt wiele niewinnej krwi spłynęło po jego brudnych rękach. Wiedział że będzie musiał kiedyś zapłacić za swoje grzechy od lat był na to gotowy. Błagał tylko tego, kto dowodzi naszym życiem by nigdy nie pochował swojej iskierki szczęścia. Nigdy nie uważał by miał serce, owszem posiadał narząd do pompowania krwi i utrzymywania go jako tako żywego. Ale nie wiązało się z tym nic co miałoby zawierać w sobie uczucia i emocje. Już od dzieciństwa starał się wyzbyć z siebie wszystko, co z nimi związane. W końcu udało mu się dotrzeć do celu swojej podróży. Spojrzał na starą kobietę siedzącą przy biurku. Nawet po tylu latach czuł przed nią respekt jak wtedy gdy sam był zwykłym uczniem. Podszedł do biurka, a kobieta nawet nie patrząc na niego odpowiedziała na jeszcze niezadane pytanie.

-Twoja zguba śpi przy stole zasnęła nad książką, planowałam ją obudzić na kolacje. -Kartkowała stronę jakieś książki, ale doskonale wiedziała co się dzieje wokół niej.

Bez odpowiedzi ruszył w kierunku swojej śpiącej córki, poczuł w końcu spokój widząc ją całą i bezpieczną, zwłaszcza gdy w szkole znajdował się ten wariat podobno dobry auror. Niewiele się różnił od Śmierciożerców pod względem tortur. Ale oczywiście jemu to uszło na sucho. W końcu dobrzy nie muszą przestrzegać reguł. Powoli się zbliżył i lekkim potrząsaniem wybudził swoją pierworodną z krainy Morfeusza.

-Pani Profesor Syzyf mi zjadł wypracowanie. -Bełkotała dziewczyna jeszcze nie do końca obudzona.

-Elizabeth budzimy się no wstawaj masz zaraz zajęcia. -Trząsł nią, aż zobaczył oczekiwany efekt.

-Już wstaję tato matko długo spałam? -Dziewczyna zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu zegara dalej ziewając.

-Chwilę zmartwiliśmy się, bo nie mogliśmy cię znaleźć. Nie znikaj tak, bo jeszcze przywiąże ci do kostki dzwonek i nigdy nie będziesz mogła go zdjąć. -Uśmiechnął się w swój sarkastyczny uśmiech, a jego córka odwzajemniła ten pokraczny uśmiech.

Byli do siebie tak podobni nie tylko z wyglądu, ale i charakteru. Nikt nie zaprzeczyłby ich pokrewieństwu po prostu było to niemożliwe. Miłość rodzica do dziecka jest nieporównywalna do niczego innego na świecie. Zwłaszcza relacja ojca i córki. Tak niewielu ojców dobrze wypełnia swoje zadanie, tak wielu córek brakuje wzorca prawdziwego i odpowiedzialnego mężczyzny. Severus spojrzał się na swoje damskie odbicie i pogłaskał ją po włosach.

-Odprowadzisz mnie do lochów?

-Chodźmy kociołku, bo jeszcze znowu mi się zgubisz. -Wziął córkę pod ramie i ruszyli do królestwa węży.

Wracając minęli Państwo jeszcze nie Malfoy, ale kto wie co przyniesie przyszłość.

-O znalazłaś się jak cudownie już się baliśmy, że zaginęłaś. -Panicz Malfoy wystawił rękę wyraźnie zachęcając Pannę Snape by dołączyła do nich.

Młoda czarownica spojrzała na swojego ojca oczekując aprobaty by go opuścić.

-Idź tylko macie mi się nie szlajać nigdzie poza pokojem wspólnym. -Wydał polecenie, a jego wychowankowie przyrzekli, że będą grzeczni i udali się w swoją drogę.

Profesor udał się do swojej komnaty chciał zaznać odrobiny spokoju. Spojrzał na swoje przedramię ukryte pod odzieniem. Znak stawał się coraz wyraźniejszy wiedział, że nadchodziły złe czasy. Zamykając się w swoim pokoju zabezpieczył drzwi każdym znanym sobie zaklęciem i podszedł. Poszedł do pozornie wyglądającego kufra otworzył go i zaczął wyciągać rzeczy, które się tam znajdowały. Gdy kufer pozornie stał się pusty sięgnął po pióro znajdujące się na biurko i delikatnie rozciął swój palec. Szkarłatna ciecz spływała po jego bladej skórze. Przyłożył palec w odpowiednim miejscu i kufer ujawnił drugie dno. Powoli wyciągnął swoje szaty razem z maską. Było to dość ciekawe doświadczenie. Czuł jakby materiał go palił, ale nie potrafił wypuścić go z rąk. Wspominał czas, gdy założenie tej maski oznaczało dla niego wyróżnienie i dumę. Mężczyzna powoli zdjął swój surdut i przymierzył te zapomniane i zakurzony szaty. Zakładając maskę poczuł żądze władzy. Krew rozgrzała mu w żyłach, a sam znak zapiekł choć może to było tylko nic nieznaczące złudzenie. Padł na kolana a w odbiciu lustra dostrzegł swe plugawe odbicie.

-Wybacz mi córeczko ja zostałem zrodzony z potwora i nim się stałem. -Rzucił maską w lustro, które pękło idealnie na 13 kawałków.

Przypadek? Nie sądzę

Jego rozgoryczenie przerwał dźwięk kominka, a raczej dźwięk wypadania z niego czegoś. Spojrzał na dywan, gdzie ujrzał pergamin poszedł do niego i chwycił go za pomocą różdżki. Gdyby ktoś jednak postanowił go zabić jakąś klątwą.

Drogi przyjacielu oczekuję cię w sobotę wieczorem u mnie w domu na partyjce szachów. Stęskniłem się za naszymi pogawędkami przy whisky. Spodziewam się ciebie nie później niż o 19.

Twój serdeczny przyjaciel Lucjusz Malfoy.

Nie zdążył przeczytać wiadomości drugi raz, gdyż karta spaliła się nie pozwalając wyrazić niechęci. Czarnowłosy westchnął i smętnie udał się do wanny, by zmyć z siebie trudy tego dnia.

Severus Snape wiedział jedno jeśli Lucjusz Malfoy go zaprasza oznacza to, że będzie miał ciężka noc. Zanurzając się w gorącej wodzie pragnął zasnąć i obudzić się w niedziele. By przypadkiem przegapić wizytę u szanownej Blondyny Senior. Ale niestety było to niemożliwe z wielu względów. Przynajmniej za marzenia nie karzą.

Sobota Godzina 18.59

Teleportował się pod dwór, który jak zawsze przerażał swoją mrocznością. Przeszedł przez bramę i udał się szybkim krokiem pod drzwi frontowe. Jak zawsze otworzyły się przed nim bez niczyjej pomocy i mógł przejść do holu. Gdy tylko przekroczył próg holu mógł ujrzeć portret każdego Malfoya jaki tylko stąpał po ziemi. Czekał na skrzata, który doprowadziłby go do gabinetu Lucjusza mimo że sam by doszedł. Jednak w domu obowiązywały pewne zasady.

-Severusie jak miło cię widzieć. -Usłyszał ten głos, który kiedyś sprawiał, że się rumienił.

Ach Narcyza Malfoy piękna kobieta, która skradła serce każdemu Ślizgonowi. Ilu zazdrościło Lucjuszowi tej kobiety. Dobra rodzina, piękna uroda i ta inteligencja. Kobieta po prostu idealna skryte pragnienie tak wielu.

-Witaj Narcyzo pewnie wiesz, że twój szanowny małżonek mnie zaprosił, choć sam nie wiem po co. -Pokłonił się jej i ucałował jej dłoń -Słyszałam o tym i z chęcią cię do niego doprowadzę, każdy skrzat obecnie jest czymś zajęty. -Uśmiechnęła się do niego i ruszyła w stronę gabinetu swego męża.

Mężczyzna bez zwłoki ruszył za nią, i, mimo że nie powinien jego wzrok spadł na jej piękne krągłości. Dyskretnie obserwował jej ciało przyodziane w piękna szafirową suknię. Gdyby Lucjusz go teraz przyłapał zostałby w najlepszym wypadku wyrzucony z posiadłości, w najlepszym uśmiercony po wielu dniowych torturach. I w końcu stanęli przed masywnymi dębowymi drzwiami. 

-Nie pijcie za dużo obawiam się, że ostatni ma słabość do alkoholu. -I odeszła zostawiając go samego.

Wykonał jeden ruch i otworzył drzwi, i ujrzał swojego przyjaciela siedzącego przy biurku wyłożonymi papierami i w okularach. Skoro założył okulary to był bardzo zdesperowany.

-Czym zawdzięczam to zaproszenie na miłą rozmowę przy trunku. -Usiadł po drugiej stronie biurka i zaczął przypatrywać się papierom rozwalonym na biurku.

Nie zdążył przeczytać zbyt wielu słów poza wysokie ryzyko i niewskazana. Gdyż Lucjusz szybko je spakował do biurka.

-Cieszę się, że się zjawiłeś na krótką partyjkę przy drinku. -Jego oczy się zaświeciły, a jego mimika wskazywała naprawdę zadowolenie z tej sytuacji.

-Zawsze musisz pić to się nałóg nazywa przyjacielu. -Sięgnął po papierosa z paczki leżącej na biurku.

-Nie martw się o mnie wystarczy, że moja żona bawi się w moją opiekunkę. -Użyczył mu zapałki by odpalił swoją dozę przyjemności.

-Twoja małżonka się o ciebie boi faktycznie jak ona może darzyć cię uczuciami. Jak to znosisz. -Ich potyczki słowne były taką małą tradycją.

-Wybieraj mój mistrzu. -Wyciągnął do niego zaciśnięte pięści, w których jak przypuszczał znajdowały się pionki.

Instynktownie wskazał na lewą dłoń, gdzie po otwarciu ukazał się biały pionek.

-Zaczynaj druhu w końcu biali mają pierwszeństwo. - Jednym ruchem różdżki przywołał szachy, które były już rozłożone na szachownicy.

-Pionek na A3.

I się zaczęło jeden ruch jeden łyk złocistego trunku. Byli wyjątkowo zgodni w kwestii nienawidzenia przegrywania. Oj nie cierpieli przegrywać. Ale smak porażki musiał poczuć któryś z nich. I w tym przypadku był to nietoperz z lochów.

-No cóż, może kolejnym razem fortuna będzie ci przyjazna. -Blondwłosy mężczyzna nie krył radości z pokonania przeciwnika. -A co u mojego syna nie sprawia problemów?

-A o jakich problemach mówisz, czy godnie reprezentuję swój dom obrażając każdego nie godnego miejsca w Hogwarcie? Cóż jest bardzo arogancki widać, że ma twoje geny.

-Poczucie humoru cię trzyma jest to naprawdę niezwykłe. A jak wyglądają u niego sprawy z płcią piękną?

-Czyżbyś się obawiał, że twój jedynak nie przedłuży linii rodowej w odpowiednim momencie.

-Oj nie martwię się o brak dziedzica jedynie z kim zostanie on poczęty. Ta cała Vivienne czy jej tam nie podoba mi się. -Odpalił kolejnego papierosa.

-Cóż, to nie twoja wybranka więc nie musi ci odpowiadać plus ma dopiero 14 lat uważam, że wręcz nie ma prawa ci się podobać. Chyba że o czymś nie wiem.-Spojrzał się na niego podejrzliwie.

-Dobrze wiesz o co mi chodzi poza czystą krwią i domem niczego sobą nie reprezentuję. Znasz jej rodziców zdrajcy krwi, aż mi niedobrze, gdy o nich myślę.

-Obawiasz się nastoletniego zauroczenia, a może wiesz, że to ten rodzaj uczucia który zdarza się tylko raz?

-Bzdura, on jest za młody na miłość jeszcze nawet jej nie rozumie. Dojrzewa i myśli wszystkim tylko nie głową nie chce po prostu by zrobił jakąś głupotę.

-Patrzy się na nią jak ty na Narcyzę, jeśli tego nie nazywasz miłością to nie chce myśleć czym ona dla ciebie jest.

-Daję im maks rok i minie ta pierwsza fascynacja. Nie można w tak młodym wieku dokonać wyboru sercowego na całe życie. -Polał im kolejną porcję alkoholu.

-A jeśli nie to co wtedy zrobisz? -Czekał na reakcje swojego przyjaciela.

-Cóż powinien odpowiedzieć, że ją zabiję albo przekupię, ale nie potrafiłbym. Narcyza by mnie zabiła, gdybym go skrzywdził, zresztą jakbym mógł go zranić. To mój ukochany syn.

Senior rodu Malfoy odpłynął myślami do dnia, gdy po raz pierwszy wziął swojego jedynaka na ręce. Przysiągł mu, że będzie go chronić i kochać. Teraz wiedział, że świat jest zbyt niebezpieczny by ochronić małego człowieka przed każdym złem. A miłość nie potrafił jej okazywać bezpośrednio. Nikt go nigdy tego nie uczył. Ojciec chował go surową ręką, matka przekazała mu to co najważniejsze szacunek do żony i dbanie o rodzinę. Nie było tam jednak rozmów o cieple rodzinnego ogniska. Sam musiał się nauczać go rozpalać.

Severus roześmiał się wyobrażając sobie zdenerwowanie Lucjusza, gdyby jednak ten związek przetrwał próbę czasu.

-Oj śmiej się śmiej pamiętaj, że twoja ukochana córeczka dorasta i z tego, co zdążyłem zauważyć wyrośnie na piękną kobietę. -Severus nie krył zdziwienia do czego zmierza jego towarzysz. -To oznacza, że na pewnym etapie będzie otoczona adorantami i za któregoś wyjdzie. No ewentualnie będzie w nieobowiązujących relacjach jak rodzice.

-PO MOIM TRUPIE. -Wysyczał przez zaciśnięte zęby.

-Z chęcią napiję się za twoją pamięć na jej weselu. -Podniósł swoją szklankę jakby chciał wznieść toast.

-Zobaczy kto zaopiekuje się Narcyza, gdy odejdziesz z tego świata towarzyszu.

Oj jak oni by chcieli teraz sobie postrzelać w siebie zaklęciami niewybaczalnymi no ale nie wypada.

A szkoda.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top