Ten w którym są pogaduszki z Profesorami


Starzec zbliżał się do chłopca, choć on od dawna był już dorosłym mężczyzną. Popełnił w swoim życiu tak wiele błędów pozwolenie na jego krzywdy było jednym z nich. Choć wielu brało go za wszechwiedzącego nie posiadał tego daru. Gdyby wiedział co przyniosą podjęte przez niego decyzję, wszystko potoczyłoby się inaczej. Zaczynając od losów jego niewinnej siostry, do losów mężczyzny który oglądał widoki z wieży astronomicznej.

-Severusie zdaje mi się, że masz dzisiaj dyżur patrolujący korytarze. -Stanął koło niego, a Severus nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.

-Słabo panujesz nad zamkiem skoro nie wiesz, że zamieniłem się z Minerwą na dyżury.

-Ah pamięć starego człowieka to już nie to samo co niegdyś. Co sprowadza cię do powierników tajemnic świata. W gwiazdach wszystko jest spisane, centaury są potężne z ich wiedzą.

-On jest coraz ciemniejszy, Karkow dostrzegł to już dawno. -Mimo pozornego opanowania w jego głosie słychać było strach.

-Wszyscy rozumni wiedzieli, że będzie chciał powrócić to była tylko kwestia czasu.

Skwitowali to minutą ciszy, atmosfera tak gęsta, że można było ją kroić nożem.

-Wiem czego ode mnie wymagasz i co będę musiał zrobić. -Zaryzykować swoim życiem kolejny raz drobnostka.- Ale nie myśl, że Elizabeth stanie się tarczą dla Pottera.

-Oj nawet nie brałem tego pod uwagę, zresztą twoja córka jest zbyt inteligentna by stać się kukiełką.

-Aż słyszę ten żal w twoim głosie. Jeśli to naprawdę powróci zamknę ją u matki, ostatni raz wystarczyła mu wielka brytania.

-A jeśli tym razem zażąda więcej, pomyśl o tym Severusie zabierając spod swojego spojrzenia tylko stracisz.

-Wtedy je uchroniłem, potrafię zaopiekować się własną rodziną. Nawet jeśli zdecyduje się mnie zabić, one pozostaną bezpieczne.

-Czy naprawdę w to wierzysz, Potterowie też zaufali nieodpowiedniemu człowiekowi. A ty komu mógłbyś zaufać.

-Do czego próbujesz mnie przekonać, by Eliza tu została i robiła za mózg Pottera?

-Może tak, a może byś nie odbierał nam jej, jest kimś, kogo nikt z nas się nie doczekał.

-Oj jakże mi przykro, że ten zamek to wylęgarnia wdów, starych panien i kawalerów. Moja córka nie jest waszą zabaweczką. -Wyjął ze swojego płaszcza paczkę mugolskich papierosów i odpalił jednego za pomocą różdżki.

-Pamiętaj słowa starca dziś małe decyzje zaowocują w przyszłą historię. Nie zmarnuj jej skoro jeszcze nie jest napisana. 

I odszedł zostawiając Snape'a samego ze swojego myślami. Była to droga zgubna pełna zakrętów.

Nad jego życiem ciążyło jakieś fatum, czy on w ogóle miał dobre wyjście dla samego siebie. Najlepszym chyba byłoby teraz wejść za barierkę i skoczyć. Ale nie mógł tego zrobić swojej córce, ona by tego nie przeżyła. I kto by wtedy zrobił z jej głupiego ptaszyka rosół.

Oj Severus miał jeszcze dużo rzeczy na liście do zrobienia. Kastracja Pottera była na jej szczycie.

Biedny Potterek ktoś chętny mu pomoc.

Jakiś czas później.

-Syzyf czy ja jestem normalna. -Spojrzała na swojego towarzysza częstując go krakersami i jednocześnie skrobiąc niedbałe litery w liście do swojej rodzicielki.

Cudowny towarzysz spojrzał się na nią i gdyby mógł to pewnie by odpowiedział coś w stylu No chyba Kurwa wiadomo, że nie.

-Może i masz rację jestem walnięta, a nawet gorzej jestem porąbana. -Dała mu kolejnego krakersa i wygodniej oparła się o drzewo. Głaskała jego pióra, a on udawał, że wcale mu się to nie podoba i nie odczuwa przyjemności, że spędzania czasu ze swoją panią. -Teraz to masz dobrze Harry nie wysyła nigdzie Hedwigi możecie być ze sobą ciągle no, dopóki ja cię nie potrzebuje. 

Śnieg zdążył się roztopić co pozwoliło jej siedzieć na ziemi bez ryzyka złapania wilka. Ostatnio doceniała chwilę samej ze sobą, chociaż kochała przyjaciół to zdecydowanie byli czasami zbyt głośni.

-Syzyf zazdroszczę ci możesz się wznieść i polecieć gdzie tylko chcesz. Dzisiaj Uk jutro Włochy, a pojutrze Hiszpania. Tak bym chciała móc to zrobić, może moja forma animagiczna posiadałaby skrzydła. Albo byłabym jakąś dżdżownicą i byś mnie zjadł.

Odpowiadając za Syzyfa powiem tak zjadłby ją bez zawahania i bez wyrzutów sumienia.

-Kocham cię moja ptaszyno. -Pocałowała go w głowę, a towarzysz zrobił minę zażenowania. -No już nie dotykam, masz krakersa. -Podała mu przysmak i dostała przy okazji cios skrzydłem. -Muszę cię odnieść do sowiarni.

Biały przyjaciel zaczął się o nią ocierać domagając pieszczenia po głowie, lekko skubnął jej palce.

-Też bym chciałabyś został ze mną, ale twoje miejsce w innej części zamku. Pobaw się z Hedwigą na pewno umilicie sobie czas. -Wstała i z sową na ręce udała się w stronę Sowiarni, by odstawić pierzastego towarzysza.

Nie wiedziała czemu, ale czuła, że ktoś ją obserwuje to specyficzne uczucie jak to gdy stoisz przy tablicy i inni obserwują każde potknięcie. Uczucie osaczenia przygniatało ją coraz mocniej, mimo że nic takiego się nie działo. Czuła potrzebę ucieczki. Koniec końców doszła do celu wycieczki i odstawiła Syzyfa na jego miejsce.

-List przyniosę jutro, jakoś nie wiem co mogłabym napisać brak mi pomysłu. -Podała mu ostatnie krakersy i wyszła zostawiając go samego ze swoją babą.

Miała wolny dzień mogłaby zrobić wszystko niepilnowana przez nikogo 15latka. W tym roku nawet nie obchodziła urodzin dostała tylko życzenia i prezent od rodziców. Niczego więcej nie potrzebowała. Większość uwagi była skupiona na Harrym i turnieju, a jej to pasowało. Przechodziła przez korytarze, gdy do jej uszu dobiegł hałas metalu lecącego na ziemie.

-Proszę tylko nie Irytek. -Westchnęła i spojrzała się za siebie.

Tak zbroje leżały na ziemi, ale bez śladu po niesfornym psotniku. Chociaż tyle jego by już tu nie zniosła.

Kilkadziesiąt sekund później zobaczyła jak zbroje składają się do kupy, a raczej ktoś je składał.

-O witam cię Elizo, ah Irytka nie powstrzymasz przynajmniej tym razem nie ma przy sobie żadnej broni. -Profesor Flitwick uśmiechnął się do niej, i schował różdżkę.

-Dzień dobry tak ostatnio jest wyjątkowo łagodny. Chyba szykuję jakiś wyjątkowy dowcip.

-Spieszysz się gdzieś czy może zajdziesz na filiżankę gorącej czekolady?

-Jak mogłabym odmówić Profesorze, mam dużo wolnego czasu.

-Więc zapraszam od dawna nie rozmawialiśmy.

Cóż gdy Eliza była maleńka, a pozostawała pod opieką ojczulka, często nauczyciele pomagali mu zając się małym człowieczkiem. Pomińmy wątek, ze tam same bezdzietne osobniki hah.

-Chyba z każdym Profesorem i Profesorką miałam bliższe relacje, gdy jeszcze się tu nie uczyłam.

Po kilku minutach w końcu dotarli do gabinetu Mistrza Zaklęć, a Eliza zajęła miejsce przy biurku. Profesor wykonał kilka milczących ruchów i już po chwili przed jej twarzą stała filiżaneczka z oparami czekolady.

-Coś cię trapi dziecko drogie widzę to, jeśli chcesz się podzielić to może pomogę. -Posłał jej ciepły uśmiech zachęcający do spowiedzi.

-W przyszłym roku Sumy, jeśli je źle napiszę nie będę miała możliwości kontynuowania Eliksirów. Wtedy nie będę mogła zostać mistrzynią Eliksirów. -Ręce zaczęły niebezpiecznie się trząść. Na wszelki wypadek odłożyła filiżankę.

-Po pierwsze na ten moment uważam, że potrafiłabyś napisać Owutemy na poziom minimum Powyżej Oczekiwań. Elizo jestem pewien, że właściwie każdy z nas chętnie przyjąłby cię na praktykę. Eliksiry to twoja specjalność, ale i z Zaklęć zasługujesz na tytuł Mistrzyni. Ja problemu nie widzę by cię przyjąć, gdybyś zechciała.

Uśmiechnęła się, ale jej oczy dalej w głęboki pokrywał smutek. Profesor może i niewielki wzrostem, ale wielki sercem. Wiedział jak sprawić by uczeń poczuł się lepiej w takich chwilach się to przydawało.

-Proszę zamknij oczy. -Posłuchała jego polecenia, usłyszała zaklęcie które dawno już wypadło jej z pamięci.

A kiedy je otworzyła rozczuliła się głęboko.

Tańcząca babeczka wykonująca akrobację, tańczyła po jej talerzyku. By na koniec małe fajerwerki wybuchły.

-Dziękuję. -Była dzisiaj emocjonalna i prawie by jej łzy poleciały, ale się powstrzymała.

-Mam nadzieję, że ci zasmakuję z płyną czekoladąąąąąąą. -Klasnął w swoje dłonie, a jej filiżanką ponownie zapełniła się Kakao.

Wgryzła się w babeczkę, a po jej ustach rozlał się smak niebiańskiej czekolady. Jakie to było pyszne, mmm mogłaby się nimi opychać bez końca. Żeby to jeszcze szło w te partie ciała, na którym się najbardziej zależy.

-Ubrudziłaś się jak dziecko, Elizko naprawdę. -Spłonęła rumieńcem przez jego żartobliwy przytyk.

-Już się poprawiam chwilę, dojem tylko. -Wytarła twarz ręką. - No i po problemie.

-Niektórzy nie dorastają tylko rosną.

Cóż w przypadku Elizy dużo się nie zmieniło. Wielka inteligencja, mały wzrost.

-Może jeszcze odwiedzę Profesor Mcgonagall. Dawno w sumie nie byłam u niej pora poplotkować tak o niczym.

-Nadrób to zatem koniecznie.

Wymienili jeszcze kilka uprzejmości, by następnie Eliza udała się do gabinetu swojej kilkadziesiąt lat starszej koleżanki. Chodziła po zamku, by trafić w końcu pod jej drzwi, zapukała i została przywitana najpierw typowym chłodem, potem coraz większym uśmiechem.

-Ma Profesor chwilę? -Spytała, i przybrała postać niewinnego dzieciaczka z delikatnym uśmiechem.

-Dla moich uczniów oczywiście, zapraszam. -Wpuściła ją do swojego gabinetu i zamknęła drzwi.

Rozmawiały jak przyszywana babcia i wnuczka. Elizabeth czasami czuła, że ta kobieta traktuje ją jak dziecko, którego w sumie nie chciała mieć, ale się przytrafiło. Za surową fasadą kryła się troska i strach ukryty za okularami.

-Chyba naprawdę coś się zaczyna między nami. -Przyznała się szczerze opiekunce w teorii wrogiego domu.

Ah ta rozmowa chyba już kiedyś się odbywała.

-Nie ciężko to zauważyć, Pan Potter jest wyjątkowo rozkojarzony, gdy jesteś obok. Twój ojciec włosy sobie z głowy rwie. Też nam ciężko się pogodzić z tym jak szybko dorastasz. -Spojrzała w jej czarne oczy, była tak podobna do Severusa, niektórzy żartowali, że zdarzało jej się mu matkować. Może odrobina prawdy w tym było.

Tylko troszkę.

-Pamiętaj o jednym nie daj się pochłonąć temu, co podpowiada serce. Odrobina rozumu też jest konieczna by nie zgubić własnego ja.

-Obiecuję nie zgłupieć wiem co jest dla mnie ważne. I chociaż Harry jest dla mnie ważny, to ja muszę stawiać siebie na pierwszym miejscu. 

Ah Self Loveee polecam z mojego serduszka. -Autorka.

-Dobrze cię wychowali. -Podała jej piernikowe traszki, a dziewczyna chętnie się poczęstowała.

-Mmmm imbir pychota. -I nakruszyła ojoj nieładnie.

Minerwa spoglądała na nią z lekką dumą. Pod jej lupą dorastała młoda kobieta, która mogła osiągnąć wielki sukces. Chciałaby tylko by uniknęła jej błędów, chociaż Merlin miał swoje plany. Ale co by się miało nie wydarzyć, ona będzie za nią stała murem.

Przepraszam za przerwy, ale klasa maturalna nie odpuszcza nauki masa chęci i czasu za mało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top