Ten w którym jest Imperio
Narrator
Kolejna lekcja OPCM miała wyglądać tak jak zawsze z Alastorem, jednak profesor stwierdził, że pora na odrobinę praktyki.
-Dzisiaj czeka was ciężka praca, mam zamiar rzucać na was zaklęcie Imperusia by was oswoić z jego działem. A może nawet ktoś z was okaże się wystarczająco silnym czarodziejem, by pokonać jego działanie.
Uczniowie spojrzeli po sobie przerażeni wiedzieli, że w takim stanie będą idealną marionetką do zabawy.
-Ale... ale pan profesor powiedział, że to niezgodne z prawem. Powiedział pan... że użycie go wobec innej istoty ludzkiej jest...
Nauczyciel nie słuchał uwag Panienki Granger tylko wykonywał swoją praca, przygotowując klasę. Konkretnie robiąc miejsce po jej środku.
-Dumbledore chce, żebyście poznali, jak człowiek wtedy się czuję. Jeśli wolisz, żeby ktoś inny rzucił na ciebie to zaklęcie i całkowicie nad tobą zapanował, to możemy się pożegnać. Droga wolna. Możesz wyjść.
Panna Snape mogła zaobserwować jak jej koleżanka z rumieńcem kończy dyskusje mówiąc, że zostanie.
Już po chwili nauczyciel zaczął wywoływać ich po kolei i z każdą kolejną osobą na skórach uczniach zaczęły się pojawiać ciarki.
Chcecie kilka przykładów bardzo proszę.
Pansy Parkinson czterokrotnie wskoczyła na ławkę następnie z niej zeskoczyła robiąc przewrót w przód.
Dafne Greengrass zrobiła pełny szpagat jednocześnie śpiewając hymn hogwartu.
Blaise Zabini naśladował kota i zaczął miauczeć.
Draco,Millicenta czy Theodor, jak i również Vivienne. Wszyscy padli ofiarą zaklęcia z mniej lub bardziej skuteczną próbą walki. I w ten oto sposób dotarli do ostatniej osoby z domu węży. Elizabeth Snape córka śmierciożercy, według wielu powinna mieć naturalne predyspozycje do wszelakich uroków czy klątw. Czy tak będzie i w tym wypadku hmm zobaczmy.
Jedna formułka by odpłynęła od tego cudownego uczucia. Lekkość i uniesienie, kiedy to z głowy odpływają wszystkie myśli i troski, pozostawiając jedynie niejasne poczucie szczęścia. Stała czując się cudownie odprężona, ledwo zdając sobie sprawę z tego, gdzie jest i co się dzieje. Usłyszała rozkaz w swojej głowię. „Stan na rękach" Mimo, że chęć wykonania polecenia była ogromna starała się temu oprzeć. Więc jedną rękę położyła na ziemi drugą wzdłuż ciała, W ten oto sposób częściowo się oparła, Nie mogła się utrzymać na jednej ręce przez co straciła równowagę i poleciała na ziemie.
Ojjj będą siniaki na ciele i to ogromne. Przynajmniej na razie nie czuję bólu.
-No brawo Panno Snape widzę tu walkę no to jeszcze zrób szpagat.
I kolejna próba, gdy pół ciało posłuchało się głosu nauczyciela, a druga została niewzruszona całe szczęście gacie nie pękły, bo byłby wstyd. Jako że nasza czarnowłosa nie była zbyt rozciągliwa po raz kolejny zaliczyła upadek przynajmniej nie było to wyjątkowo bolesne lekko zdarta skóra.
Klasa obserwowała jak ich koleżanka stara się wyrwać spod działań klątwy, jednak nie przewidzieli finału.
-Przetnij skórę piórem -Nakazał, jednocześnie wpatrując się w ofiarę z głodem w oczach.
I tu już nie starczyło sił na walkę, jeden ruch i po dłoni dziedziczki nazwiska Snape spływała słodka szkarłatna ciecz. Aż by się człowiek napił tak do porannej kawki. Krew kapała na podłogę, a nastolatka nie czuła nawet odrobiny strachu.
-Dobrze wystarczy i tak jest tu potencjał do pracy. Będzie z ciebie dobry Auror rozważ to. -Podszedł do swojej podopiecznej i rzucił na jej dłoń zaklęcie leczące. -Wracaj do ławki.
Eliza wróciła do ławki, jednocześnie bawiąc się swoim pierścionkiem by się uspokoić.
-Wszystko w porządku? -Spytała jej przyjaciółka, spoglądając na nią zmartwiona.
-Tak jest w porządku mała ranka nic poważnego. -I odwróciła wzrok w stronę chłopca z blizną, który również walczył z efektami zaklęcia.
Moody próbował zmusić go do skoku na biurko. U niego opierania się było dużo boleśniejsze rozwalone kolano nie wyglądało ciekawie.
-Oj będzie z tego siniak i to potężny. -Vivienne położyła się prawie na ławce.
Cóż nikt się tam nie wysypiał.
-Mamy tu dwa obiecujące młode talenty, zrobię z was zawodowców.
Ten przerażający uśmiech rozwaliłby psychikę nie jednego dziecka i dorosłego. I w końcu, gdy opuścili jego klasę byli tak sponiewierani psychicznie, że nawet lekcja u Severuska zdawała się przez kilka minut być relaksem na herbatce z kumpelą. Dokładnie przez jedną, ale to zawsze coś. Wielmożny Profesor Eliksirów jasno im zakomunikował, że albo nauczą się ważyć odtrutki albo do Bożego Narodzenia kogoś wśród z nich zabraknie. Mimo że Eliza była pewna swoich umiejętności, wolała nie ryzykować z determinacją nauki swojego papy. Gdy w końcu schodzili do Wielkiej Sali na kolacje, zaskoczył ich tłum sprawiający, że nie mogli wejść do środka zagadka rozwiązała się sama.
Turniej Trójmagiczny
W piątek 30 października o godz. 18.00 przybędą do nas delegację z Beauxbarons i Durmstrangu. Lekcje skończą się o pół godziny wcześniej...
-Hurra Severusik nie zdąży nas wszystkich spytać ah wcześniejsza świąteczna magia już nam pomaga. -Zabini oparł się o swoje przyjaciółeczki i wyszczerzył te białe ząbki.
-O już czuję jak nauczyciele narzucą nam dyscyplinę rodem ze szkolenia aurorskiego. -Powiedziała czarnowłosa piękność szukając w tłumię tych zielonych oczu.
Coś czuła, że Pan Potter będzie miał w tym swój udział on zawsze musi być w cos zamieszany.
-Oby reprezentant hogwartu to był jakiś hot Ślizgon. -Rozmarzyła się Vivienne ah przyszłej żonie dziedzica rodu Malfoy tak nie przystoi.
-Zadaje się z wariatami.
Oj żebyś wiedziała Elizabeth, a i tak największych jeszcze nie znasz.
Kilka dni później
Elizabeth przemierzała samotnie korytarze Hogwartu potrzebowała na chwilę odpocząć i pobyć z dala od wszystkiego, co pachniało atramentem i pergaminem. W oddali zobaczyła jak pod oknem stoi nie kto inny jak wspaniały,obłędny,boski i ślepy naczelny okularnik domu Lwa.
-Uciekłeś od swoich? -Spytała stając za nim i obserwując jak spanikowany odwraca się w jej stronę. -Jak to jest, że zawsze mnie znajdziesz co by się nie działo. -Wybraniec oparł się o ścianę obserwując swoją towarzyszkę rozmowy.
-Taki dar, albo przekleństwa zależy z której strony na to spojrzysz. -Zaśmiała się, a obserwujący ich portret dokładnie przysłuchiwał się rozmowie.
-Został rok do sumów, a już mam dość McGonagall chyba nas spali na stosie, ale bez zaklęć zmieniających to w przyjemność.
-Powiem ci Profesor Vector rzuciła we mnie książka, gdy źle odczytałam jej znaczenie daty urodzenia. -Spojrzała na swoje dłonie, ozdobione ranami po drapaniu się ta lekcja ją wtedy wyjątkowo zestresowała.
-Nie chce myśleć co będzie, jeśli ktoś nie zda chyba nas wyrzucą z Hogwartu, może Hagrid mnie weźmie na gajowego.
Podeszła do niego bliżej delikatnie łapiąc go za ramiona i zaczęła nim trząść.
-Harry Potterze kto jak kto, ale ty nie możesz dać się pokonać tak zwyczajnej rzeczy jak SUMY. Sam Wiesz Kto cię nie wykończył nauka tez tego nie zrobi. -Spojrzała mu głęboko mu w avadowe oczy, zbliżając się jeszcze bardziej.
Już prawie by doszło do ich pierwszego pocałunku, ale jestem wredną autorką więc muaha.
-Miauuuu
Odskoczyli od siebie jak oparzeni, a żółte ślepa kota osaczały ich gotowe do ataku.
-Pani Norris uciekamy. -Powiedziała i łapiąc chłopaka za rękę rozpoczęła ucieczkę przed prześladującą ich kotką.
Biegli korytarzami zestresowani, ale i nawet rozbawieni w końcu uciekanie przed kotem było dość niecodziennym zjawiskiem. Ale przecież w Hogwarcie nic nigdy nie było normalne.
-Dobra chyba go zgubiliśmy oby na dłużej. -Złapała głęboki wdech, a jej płuca próbowały unormować swoją sytuację.
-Czasami mi się wydaje, że przenoszę na ciebie swojego pecha nie wiem, czy to bezpieczne?
-Jestem świadoma ryzyka które niesiesz ze sobą to nawet dość ciekawe. -Uśmiechnęła się delikatnie.
-A jak coś ci się stanie to co najwyżej Snape mnie użyje jako składnika swoich wywarów.
- Jeśli coś mi się stanie moja babcia zrobi z ciebie nadzienie do swoich wypieków. Może byłaby z ciebie dobra galareta. -Przez chwilę w jej oczach można było dojrzeć tę brutalną stronę, ale tylko przez sekundę.
-Byłbym wyjątkowo żylastym składnikiem, ale jeśli taka jest moja rola to ją przyjmę.
-Chaque homme doit inventer son chemin zapamiętaj to na całe życie kochany druhu.
Potter spojrzał na nią z niezrozumieniem w oczach pora uczyć się języka obcego.
-No cóż, nie zawsze można zrozumieć kobiety, taka rada życiowa od dobrej koleżanki.
-Was się nie da zrozumieć i chyba nigdy żaden facet tego nie dokonał. Przyjaźnię się z Hermioną od pierwszego roku i dalej nie zawsze ją rozumiem. A raczej głównie jej nie rozumiem.
-La vie n'est pas toujours rose Harry pamiętaj.
Jean-Paul Sartre – powiedział „Chaque homme doit inventer son chemin", znaczy to „Każdy człowiek powinien wymyślić swoją drogę".La vie n'est pas toujours rose – Życie nie zawsze jest różowe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top