Ten w którym jest bal
Ostatnia lekcja Eliksirów łatwa nie była, wspaniały profesor nie mógł odpuścić i zrobił sprawdzian z antidotów. Powiedzieć, że Eliza się stresowała to jak powiedzieć o powodzi, że lekko woda kogoś zmoczyła. Pisała najszybciej jak mogła, a z każdym słowem czuła, że coraz więcej zapomina. Mogła opisać antidotum na dementorów, ale lepiej pokazać coś więcej i rozpisywać przepis na antidotum na eliksir miłosny i módl się do Merlina czy nie powaliłeś jakiegoś koloru. Głęboki wdech i lecisz laska.
-Zostało 5 min kończcie i wynocha z mojej klasy. -Motywujący głos nauczyciela zawsze pomocny.
Skończyła odłożyła pióro do kałamarza i położyła test na brzegu ławki. Wymieniła spojrzenia z Vivienne, która wyglądała na nieźle zestresowaną i jedno było pewne obie chciały już wyjść z tego miejsca.
-Koniec czasu odłóżcie prace na bok i wynocha. -Polecenie było jasne i klarowne no ale zawsze muszą być wypadki.
I tak jak ja w kuchni zawsze muszę mieć to szczęście i coś sobie zrobię tak i Eli musi mieć wypadki.
-Aaaaa
To był jeden z niewielu dźwięków, które mogło przyprawić Severusa o gęsią skórkę jego córka wrzasnęła z bólu. Spojrzał się w jej kierunku, a ona trzymała się za poparzoną rękę.
No tak na poprzedniej lekcji kazał przygotowywać pierwszakom eliksiry. Któryś gamon nie zgasił ognia i kociołek cały czas się nagrzewał.
I teraz doszło do sytuacji gdzie ktoś przypadkowo wychodząc potrącił kocioł i przewrócił na Elizie.
Ojoj.
-WYNOCHA WSZYSCY. -Gdyby się nie posłuchali chyba poszłoby parę Cruciatusów.
Uciekli, a Eliza używała bardzo niecenzuralnego słownictwa.
-Szczęściara po matce naprawdę chodź szybko posmaruję ci to. -Wziął ją pod rękę i zaprowadził do swojego gabinetu. Gdy dotarli na miejsce usadził ją na krześle i otworzył swoją apteczkę. -Babcia by cię właśnie zdzieliła ścierką za słownictwo. -Wyciągnął maść na oparzenia i zaczął smarować rękę.
-Szczypie zostaw. -Próbowała wyszarpać rękę, ale Daddy był silniejszy.
-Za chwilę będzie lepiej tak, pamiętasz jak oblałaś się wrzątkiem, bo zostawiłem cię w kuchni na minutę.
Ah takie doświadczenia ma moja mamusia ze mną -Autorka.
-Pamiętasz jak dałeś mi białą czekoladę po zupie rybnej. -To wspomnienie sprawiło, że oboje stali się lekko zieleni.
-Zrobiłaś te swoje oczka i cóż nie można się im oprzeć. Może teraz mi opowiesz czemu leżałaś ostatnio w skrzydle ze skręconą kostką? -Piorunował swoją pierworodną wzrokiem.
-Bo twoja pierworodna to okropna niezdara, ale przeżyłam. -Proszę nie pytaj z kim ona tam była.
-Czemu od wielu nauczycieli słyszę, i przy okazji sam byłem świadkiem twojej relacji z Potterem.
Kłamać czy być szczerym. Hmmmmmmmmm
-Tak tato traktuję Harrego jako kogoś ważnego w moim otoczeniu. Wiem, że go nie znosisz za grzechy poprzedniego pokolenia. Ale Harry to nie jest twój ani mój wróg. Nie chce ukrywać tego, że się z nim zadaje.
-Ten skończony nieudacznik chce na własną sławę zdobyć przychylność mojej córeczki. -Ah marzenie o wrzucenie go do jeziora i czekanie na brzegu aż utonie.
-Tatusiu nie chce kłótni. -Wstała i wtuliła się w ojczulka, a on objął ją i schował pod swoją peleryną.
Czemu ona musiała dorastać? Zadawał sobie to pytanie głaszcząc ją po głowie. Mogła zawsze być taka maleńka, i nie dosięgać do palników kuchenki.
-Moje zdanie o nim znasz nigdy go nie zmienię. Ale również nie chce kłócić się z tobą przez tego idiotę. Pamiętaj tylko jeśli choć odrobinę przekroczy twoje granicę powiadom mnie.
Ah on już miał plan na zemstę w przypadku, gdyby jego córa doznała jakiejkolwiek krzywdy.
-Obiecuję ci, że powiem o wszystkim nie musisz się obawiać. Charakterek mam po tobie i lubię wyrafinowane zemsty.
Pocałował ją w czubek głowy przymykając powieki. Tak bardzo chciał być tylko ojcem i nauczycielem nudne spokojne życie. Z czasem przeszedłby na emeryturę i tworzył kolejne Mikstury. Ale życie kocha być przewrotne.
-Oj ty mój mały kociołku.
-A i jeszcze jedno idę z nim na bal więc nie padnij na zawał, gdy zobaczysz nasz w tańcu.
HELENA MAM ZAWAŁ
-Merlinie za co ty mnie tak każesz.
Oj znalazłoby się parę grzeszków kochanie. -Merlin
-Ustawie go do pionu byś nie musiał się obawiać.
Spojrzenia ojca i córki skrzyżowały się, i było jasne, że razem mogli dokonać naprawdę wielu.
-Ufam ci córeczko i mam nadzieję, że nigdy nie będę tego żałować.
A czy żałował w przyszłości hmmm się okaże.
Elizabeth korzystając, że była to jej ostatnia lekcja udała się do dorminatorium by po raz kolejny raz zerknąć na swoją suknię gotową do balu. Wyjmując ją z szafy wyobrażając sobie jak tańczy z Harrym jednocześnie dostając jakimś klątwą od mniej życzliwego ucznia. Położyła ją na łóżku sięgając po kuferek z biżuterią. Wszystko było już dawno wybrane, ale musiała kolejny raz sprawdzić, czy aby na pewno jakieś krasnoludki jej nie zawinęły. Pierwszy raz odkąd dostała naszyjnik z dodatkiem od rodziców zdjęła go i schowała do kuferka. Chyba wolała się upewnić, że wcześniej będzie w bezpiecznym miejscu. Korzystając z okazji wyciągnęła kilka fotografii, które były tam schowane. Z fotografii machali do niej jej rodzice, jej tata w czarnej koszuli i spodniach od garnitury trzymał ją na rękach miała wtedy równy roczek. Jej mama ubrana w swoją ulubioną w latach młodości czerwoną sukienkę zabawiała ją misiem, bo wyraźnie tego dnia nie miała humoru. Zdjęcie po zdjęciu historia po historii, aż trafiła na zdjęcie do którego miała największy sentyment. 6letni blondynek uwalony od błota po spadnięciu z miotły miał tak szczery uśmiech jakiego nie widziała od wielu lat. Ona sama miała pobrudzoną sukienkę, a w rękach trzymała złotego znicza. Oboje bez jedynek. Ona bez lewej on prawej. Zajadali się ciastkami licząc, że wcale nie zostaną wypędzeni do wanny.
Pamiętała rozszerzone źrenice Narcyzy, gdy weszła do jadalni, a podłoga była cała ubrudzoną ziemią. A przy stole siedziała dwójka skrzatów wyglądająca jak po stoczonej walce.
-Czemu dziś nie możemy się tak beztrosko bawić Draconie. -Schowała zdjęcia do kufra, akurat gdy usłyszała uchylające się drzwi od pokoju.
-Aaaaa w końcu mnie oficjalnie zaprosił nie będę musiała szukać innego partnera na bal. -Podekscytowanie Vivienne sięgało granic.
-Ooo super widzisz jednak ten dekiel wie jak należy się zachować.
-Tak się cieszę, no a później będę narzekać, bo zacznie gadać o tym z kim poszłaś na bal.
Oceniające spojrzenie nr 1234.
-Słuchaj skoro mój ojciec przyjął tę wiadomość z względnym spokojem to i kuzynek da radę.
-Nie gadaj serio powiedziałaś mu. -Vivienne usiadła obok przyjaciółki gotowa na plotki.
-Wolałam teraz niż żeby mi się staruszek na balu dowiedział i padł na atak serca.
-No kto wtedy by się znęcał nad Lewkami ah życie straciłoby smak. Pamiętaj reprezentanci rozpoczynają bal tańcem Potterek na pewno umie tańczyć?
O szlag dobre pytanie.
-Dowiem się jutro jeszcze trochę czasu do balu jest i choćbym miała spędzić całe siedem dni na uczeniu to go wyuczę.
-A jak okaże się, że jest bardzo trudny do nauki?
-Wykonam technikę mojej babuni i dostanie ze ściery.
Roześmiały się głośno i zaczęły rozmawiać o motywacjach chłopaków do nauki.
A kolejnego dnia Eliza miała okazję przekonać się, że jej partner jest wyjątkowy oporny, jeśli chodziło o taniec. Bo owszem jej zdolności do negocjacji sprawiły ze wspaniała Minerwa użyczyła im nieużywanej klasy i nawet pożyczyła gramofon.
-Syriusz wysłał mi list jak zawsze ostrożność i nie danie się zabić podczas kolejnych dwóch zadań. Bo przecież to moje skryte marzenie od pierwszej klasy. -Wyszeptał jej do ucha, gdy byli przytuleni w czasie tańca.
-On po prostu wie o twoim skrytym talencie do wpadania w kłopoty.
MHM skrytym.
-W największe wpadłem, gdy cię poznałem, i będę za to zamordowany przez jednego z profesorów.
Walnęła go w ramię i delikatnie popchnęła w stronę ławki.
-Nie denerwuj mnie Potti bo mogę być niemiła. Lepiej powiedz co z tym jajem liczę, że je rozpracowałeś, a tylko zapomniałeś mi o tym wspomnieć.
-Mam na to jeszcze masę czasu. Zajmę się tym już po balu.
Ah faceci naprawdę.
Elizabeth spojrzała na niego z politowaniem i posłała mu szyderczy uśmieszek. Tak między nimi było coś wyjątkowo specyficznego, ale i słodkiego. Ta młodzieńcza miłość była pisana na innych zasadach niż smutna dorosła.
Ale niestety kiedyś każdy będzie musiał dorosnąć i przyjąć na siebie ten ból w sercu.
No ale teraz imprezaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
Bal Bożonarodzeniowy
Śnieg pruszył od rana sprawiając, że Hogwart wyglądał niezwykle magicznie o ile to było jeszcze bardziej możliwe. Gdy zostało mniej więcej 4h do imprezy rozpoczęły się wielkie przygotowania.
Dziewczęta zamknęły się w swoich dorminatoriach by na ten wieczór wyglądać jak księżniczki.
-Siadaj uczeszę cię zasługujesz, by wyglądać jak gwiazda. -Vivienne złapała swoją przyjaciółkę za rękę i usadziła ją na krześle. Minuty za minutą wyrwane włosy, ale w końcu miała piękny kok z warkocza. -I gotowa użyłam tyle lakieru, że jeszcze przeżyją do nowego roku.
Eliza nie skomentowała tego pomysłu, chociaż było to kuszące, ale raczej jednak nie skorzysta z takiego rozwiązania. Ok co jest kolejna szpachla makijażu gruba tona.
Pozwolicie że oszczędzę wam tego widoku wiecie lata 90 były lekko inne jak chodzi o makijaż.
Ale wyglądało to hmmm zjawisko jak na ówczesne standardy. Założyła suknię i oglądał się w lustrze chwała temu, że miała płaskie buty.
Suknia Elizki
Oraz suknia Vin jeśli kogoś to ciekawi.
-No powiem ci stara piękne jesteśmy. - Vivienne objęła ją reka miała wysokie buty przez które Eliza wyglądała jak młodsza siostrzyczka przy starszej.
-Boje się Vin co jeśli podjęłam złą decyzję
-To wtedy będziemy musiały zamordować paru kretynów co to dla nas wiesz. No wyprostuj się i bez zamartwiania jeden wieczór chyba na tyle cię stać. Jutro żałujmy wszystkich błędów.
Potomkini Snape'a wzięła ostatni głęboki wdech i wyszła z pokoju kierując się pod wielką salę, to tam miał na nią czekać o ile nie zrezygnował. Ale przecież kto jak kto, ale Harry Potter, nie mógł być tchórzem. Gdy dotarła powoli zbierali się ludzie jednak dalej była ich raczej garstka. Zauważyła te czarną czuprynę, a chwilę potem ich spojrzenia się połączyły.
Zing czy coś haha.
Podeszła do niego na chwiejnych nogach, on uśmiechnął się w celu wsparcia wyciągnął do niej rękę, a ona z chwilowym zawahaniem ją chwyciła i poczuła jak ją do siebie przyciąga.
-Fiolet ci pasuje wiesz, chociaż zielony współgra z charakterem. - Na tę uwagę zaśmiała się, a on wiedział, że przy tej dziewczynie nuda nie będzie istnieć.
-A tobie jak zawsze nie udało się ogarnąć tej czupryny może rozważ zrobienie tu jakiegoś solidnego cięcia.
-Rozważę to o ile przeżyje noc i żaden Ślizgon mnie nie zabije. -Posłał jej wymowne spojrzenie, ale i tak delikatniejsze od tych posyłanych przez innych uczniów którzy się w nich wpatrywali.
-To chyba nie węże cię zjedzą tej nocy, może nie rozdziobią nas kruki.
Tłum powoli zaczął się zbierać widziała swoich znajomych, nauczycieli czy Rona z któraś z bliźniaczek Patil.
-O mój Merlinie spójrz tam. -Wskazała palcem na kogoś co było niegrzeczne, ale ciii.
-No co dziewczyna ładna, znaczy ty jesteś znacznie ładniejsza i masz zdecydowanie ładniejszą sukienkę ten niebieski kolor wygląda okropnie.
-To Hermiona.
-CHWILA CO. -Walnęła go z łokcia za darcie się na cały regulator.
-Wymień szkła lepiej, ale tak to twoja przyjaciółka i właśnie odbiera ją Krum. -Dopiero po chwili dotarło do niej to co powiedziała.
Victor Krum odbierał jej koleżankę/Przyjaciołkę jako partnerkę na bal. Normalne co nie.
-Tego się nie spodziewałem ani trochę.
-Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa przy nim.
Nie trzeba było długo czekać, aż przybyła na miejsce Minerwa. Ubrana w czerwoną suknię w szkocką kratę i wieniec z ostu wokół ronda kapelusza. Przywołała reprezentantów do siebie i nakazałaby poczekali obok drzwi, aż wszyscy wejdą do środka i usiądą.
-Gotowy Potter?
-Gotowy Snape.
No i super.
Nasza para ustawiła się na samym końcu by następnie odbyć ten spacer niczym na ścięcie, a na końcu zasiąść do stołu obok byłego prefekta naczelnego.
Harry pogrążył się w rozmowie z rudym, a ona obserwowała otoczenie. Hermiona była pogłębiona w dyskusji z Krumem więc niezbyt zwracała uwagę, na to jak wygląda sposób dostarczania jedzenia przez skrzaty.
No ale ktoś ją denerwował przy tym stole, taka jedna Francuzka co wiecznie narzeka.
- Vous pouvez la fermer cinq minutes ? - Możesz się zamknąć na pięć minut?
-Ne m'appelez pas comme ça. -Nie odzywaj się tak do mnie
-Gardez votre opinion. être grossier et honnête est quelque chose d'autre - -Zachowaj swoją opinię dla siebie. Bycie nieuprzejmym a szczerym to coś innego.
Dziewczęta wymieniły między sobą spojrzenia i fałszywie uśmiechnęły.
-Nie kulturalnie przy kimś mówić w innym języku. -Wtrącił się Karkov.
-Przepraszam to były takie słowa wsparcia, dla koleżanki.
-Hiermi-ją -nina. -Próby Victora były słodkie.
-W skrócie można Miona albo Hermi polecam. -Wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Hermionką.
Gdy już skończyli posiłek, Dumbi wstał i machając różdżką i stoły podjechały pod ścianę. Potem czary magia wyczarował instrumenty, a następnie wbiły fatalne jędze.
Harry poczuł wielki strach miał zatańczyć z Elizabeth przed całą szkołą znaczy od 4 w górę, ale ci.
-Ćwiczyliśmy to tak dasz radę.
I faktycznie dali, chociaż to głównie Eliza prowadziła. Ale było i tak dobrze. Mogli zaobserwować, że wkrótce inni dołączali na parkiet. Nawet Moody wyrwał do tańca profesor Sinistrę.
-Ładne skarpetki Potter, - Zadudnił tubalnym głosem Moody, przenikając swym magicznym okiem przez szatę Harry'ego.
Och... taak, zrobił mi je Zgredek, domowy skrzat.
Milutko naprawdę- Pomyślała Eliza.
-Chcesz już zejść z parkietu? -Spytała, gdy zakończył się pierwszy kawałek.
-Nie, chętnie z tobą potańczę jeszcze kilka nut.
I jak na zawołanie zaczęła grać o wiele bardziej skoczna piosenka.
Złapał ją za rękę i porwał do tańca pod czujnym okiem jej tatusia.
Zdążyli zaobserwować sprzeczkę miedz Ronem i Hermioną, ale nie interweniowali, zwłaszcza gdy Hermiś wróciła do zabawy z Krumem.
Mimo że bawiła się cudownie z Harrym widziała jak on się stresuje będąc oglądanym jak zwierzę w klatce. Więc zaproponowała mu by poszli się przejść.
Uciekli z Sali zeszli po kamiennych schodach i znaleźli się wśród kwitnących krzewów, krętych, ozdobnych ścieżek i wielkich kamiennych pociągów. Tu i ówdzie na rzeźbionych ławkach siedzieli ludzie. Ruszyli krętą ścieżką między krzakami róż, ale uszli zaledwie kilkanaście kroków, gdy usłyszeli znajomy głos.
-... nie rozumiem, o co tyle zamieszania Igorze.
No serio musiała spotkać własnego ojca.
-Severusie, nie udawaj, że nic się nie dzieje. To się staje coraz bardziej oczywiste, nie przeczę, że zaczyna mnie to poważnie martwić...
-Więc uciekaj, wyjedz stąd, jakoś cię wytłumaczę. Ale ja pozostanę w Hogwarcie.
Panowie ruszyli w ich stronę jednocześnie wcześniej jej ojczulek odjął punkty spotkanym uczniom.
-Powiedz że masz pelerynę błagam proszę.
-Nie mam i nie mamy jak uciec.
NO KU...
-A ty Potter co tu robisz z moją córką?
-Spacerujemy. -Nie da się zabić, nie da głęboki wdech.
-Spacerujecie w samotności bez odpowiedzialnych opiekunów.
-Tato wiedziałeś, że idę z nim na bal.
-Wiedziałem, że będziecie na sali pełnej ludzi i grona pedagogicznego. Nie sam na sam w pustym ogrodzie.
-Obiecuję, że, nic takiego się nie wydarzy możesz mi zaufać.
Spojrzał w oczy swojej córce i powiedział jedno zdanie.
-Jeśli cokolwiek jej się stanie nigdy nie znajdą żadnej części z twoje rozczłonkowanego ciała.
I odszedł poprawiając pelerynę.
-Ooo zaczyna się do ciebie przekonywać to urocze.
Chłopak przeklnął gulę w gardle
-Tak to świetnie naprawdę. -Oparł się o ścianę i wziął głęboki oddech.
-To skoro i tak jesteś martwy przynajmniej się pożegnam. -I stając na palcach delikatnie go pocałowała.
To nie były motylki w brzuchu to było poczucie bezpieczeństwa i zaufanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top