Ten w którym Elizabeth poznaje Pottera


Gdy skończyłam pisać listy nie płakałam już zdążyłam ochłonąć i wiedziałam, że muszę przynajmniej spróbować naprawić to co zepsuł mój kuzyn. Vivien dalej nie było w pokoju więc mogłam bez pytań opuścić królestwo węży i udać się do Sowiarni. Jak dobrze, że tę drogę i skróty do niej znałam na pamięć, bo oczywiście w czasie wakacji codziennie musiałam pisać do dziadków jak się bawię razem z tatą.

A właśnie co do moich dziadków są to bardzo kochani ludzie naprawdę tylko mają jeden problem. Relacje z moim ojcem ciężko tu mówić o sympatii, ale co im się dziwić są dosyć tradycyjni. A sytuacja mojej mamy w żadnym stopniu nie była tradycyjna Panna do tego w ciąży niby ojciec od odpowiedzialności nie uciekł. Ale dalej nie wzięli ślubu tylko z obowiązku co musiałoby się źle skończyć, ale przynajmniej mniejszy skandal.

Oczywiście dziadkowie zawsze okazywali mnie i mamie dużo wsparcia miłości i wiem, że oddaliby za mnie życie, ale niesmak do taty mają. Już się pogodzili, że mama prędko za mąż nie wyjdzie, nawet gdy spotka te wyśnioną wielką miłość o której często mówi babcia. Ale dalej chyba liczą, że tata z szacunku do mamy się z nią ożeni, by ocalić jej cnotę i dobrą opinię którą ona ma w czterech literach.

Dobiegając do sowiarni prawie się wywaliłam łamiąc każdą kość jaką posiadam.

Podbiegłam do Syzyfa który już poczuł się jak u siebie, bo był w otoczeniu ptasich kompanów.

-Co Syzyf już się tu dobrze czujesz dasz rade list do mamy i dziadków?-Spytałam się znając odpowiedz Syzyf w życiu by nie odmówił dostarczenia poczty znał on swoje obowiązki i je wypełniał sumienie.

Syzyf kiwnął główką i wyciągnął nóżkę by mogła przywiązać do niej kopertę.

-Jesteś najlepszy wiesz nie mogłabym wyobrazić sobie innego ptaszyska.

Na określenie ptaszyska Syzyf spojrzał się na mnie jakbym z jego mamy zrobiła mu rosołek.

Rosołek z sowy ciekawe czy się różni smakiem od kury nie żebym chciała spróbować.

Dałam Syzyfowi jeszcze kilka krakersów które miałam przy sobie i poczęstowałam winogronem a ta szuja mnie ugryzła.

-Nie zgub piórek im ich mniej tym ciężej się lata zwłaszcza jak przytyjesz od tego podjadania.

Pogłaskałam go ostatni raz nim wyleciał przez okno i niby mogłabym wrócić prosto do dormitorium, ale obiecałam odwiedzić przyjaciela więc trzeba się do niego wybrać.

I tak jak pomyślałam zrobiłam biegłam przez cały Hogwart, a gdy dobiegłam już do chatki byłam czerwona jak flaga domu Lwa.

Zapukałam do jego drzwi, ale gdy nie usłyszałam odpowiedzi postanowiłam złamać zasady dobrego wychowania i weszłam do środka gdzie ujrzałam Hagrida który był już wyraźnie po paru głębszych.

Siedział on w samej koszuli przy wyszorowanym do szarości drewnianym stole. Kieł wydawał się wyjątkowo smutny siedział z łbem opartym na jego kolanach.

Siadłam na krześle obok niego i odsunęłam cynowy dzban który był wielkości wiaderka.

-Wiem, że się starałeś i było naprawdę fajnie to Draco cię nie posłuchał i sam sprowadził na siebie to nieszczęście.

-Tak jego tego synalka tatusia co wszystkich kupi. Ale to moja lekcja i to ja jestem winny.

Hagrid przerwał biorąc kolejny łyk z dzbanu a kieł tylko leżał przy nim nawet nie chcąc bym go pogłaskała ani nie próbował mnie zalizać na śmierć.

-Mój kuzyn to idiota wiem o tym od dziecka, ale dziś naprawdę przesadził chce być z tobą szczera spróbuje porozmawiać z wujem i ciocia, ale nie obiecuje, że uda mi się coś zmienić.

-Za dobra jesteś na tego gada.

Rozmawialiśmy dalej, a raczej ja mówiłam a Hagrid tylko dalej wypijał swój trunek, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

Przez drzwi weszła trojka już dobrze znajomych mi przynajmniej z wyglądu Gryfonów.

-Właźcie-odezwał się chrapliwie głos Hagrida.

Trójka spojrzała się na mnie a ja wskazałam na dzban który trzymał Hagrid.

-Cholibka,to chyba rekord -mruknął.-Jeszcze nie mieli takiego nauczyciela, co by go wylali po jednym dniu.

-Hagridzie, przecież cię nie wyrzucili!-Hermiona wyraźnie próbowała go pocieszyć.

-Jeszcze nie-Powiedział smętnie Hagrid i wypił potężny łyk czegoś, co było w cynowym dzbanie.-Ale to tylko sprawa czasu... Po tym, jak ten Malfoy...

-Co z nim?-Zapytał Ron, kiedy już usiedli.-To nic poważnego, prawda?

-Pani Pomfrey zrobiła, co należy-odpowiedział ponuro Hagrid -ale on wciąż mówi, że kona ... rękę ma całą w bandażach... jęczy...

-Tylko udaje -Przerwał mu ostro Harry.-Pani Pomfrey może wyleczyć każdą ranę. W zeszłym roku sprawiła, że odrosły mi wszystkie kości, pamiętacie?

Ta jasne, że pamiętam mhm chyba zapomnieli, że tu jestem albo mają na mnie wywalone.

-Oczywiście rada nadzorca już wie o wszystkim-mruknął Hagrid-Uważają, że zacząłem za ostro. Trzeba mi było zostawić te hipogryfy na później ... zacząć od gumochłonów, wiem ... Ale ja chciałem, żeby ta pierwsza lekcja była naprawdę fajna ... to moja wina.

-Hagridzie, przecież to wszystko przez Malfoya! -Krzyknęła Hermiona.

-Byliśmy świadkami -powiedział Harry.-Powiedziałeś wyraźnie, że hipogryfy mogą zaatakować, jak się je obrazi. A to, że Malfoy nie słuchał, to już jego sprawa. Opowiemy Dumbledore'owi, jak to naprawdę było.

-Tak, nie martw się, Hagridzie, staniemy za tobą murem-dodał Ron.

-Wiem, że pewnie może niezbyt mi ufacie, bo w sumie się nie znamy, ale Draco dostanie ode mnie wpierdol jak tylko wyjdzie ze skrzydła szpitalnego i to tak dostanie, że poczuje mocniejszy ból niż pocięcie rączki przez pazury.

Z pomarszczonych kącików czarnych jak żuki oczu Hagrida pociekły łzy. Złapał nas w objęcia i mocno przytulił prawie łamiąc nam kości.

-Chyba już dosyć wypiłeś, Hagridzie.-Powiedziała Hermiona a ja się z nią zgodziłam. Hermiona zabrała ze stołu cynowy dzban i wyszła z chaty.

-Ach macie racje nie ma co.-Rzekł Hagrid wypuszczając nas z objęć.

Cofnęliśmy się rozmasowując sobie żebra i łapiąc głębsze wdechy.

Hagrid krocząc niepewnie, wyszedł z chaty. Po chwili usłyszeliśmy głośny plusk.

-Co on zrobi?-zapytał z lękiem Harry, kiedy wróciła Hermiona.

-Wsadził głowę do beczki z wodą -Odpowiedziałam za dziewczynę w czasie gdy ona odłożyła pusty dzbanek.

-Nic mu nie będzie?-Spytał się ponownie Harry, wpatrując się we mnie.

-Spokojnie zawsze tak robi jak chce szybko wytrzeźwieć zaraz wróci-Powiedziałam a Harry kiwnął głową i posłał mi uśmiech.

Poprawiłam swoje włosy które powoli zaczęły wychodzić z warkocza.

Hagrid wrócił z mokrymi włosami i brodą, ocierając sobie oczy.

-Już mi lepiej -rzekł, wstrząsając głową jak pies i opryskując nas wodą. -Słuchajcie, jesteście fajni... że przyszliście, żeby mnie odwiedzić ... naprawdę... Ja ...

I urwał, wpatrując się w Harry'ego, a następnie we mnie jakby nas dopiero teraz zobaczył.

-CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! -Ryknął nagle, tak że podskoczyliśmy o stopę nad podłogę. -TOBIE NIE WOLNO WAŁĘSAĆ SIĘ PO ZMROKU. NIKOMU Z WAS NIE WOLNO ELIZO TAK SAMO NIE WYKAZAŁAŚ MĄDROŚCIĄ. CO JA BYM POWIEDZIAŁ TWOJEMU OJCU, GDYBY COŚ SIĘ STAŁO.

Podszedł do mnie i Harry'ego, złapał nas za ramiona i pociągnął do drzwi.

-Idziemy!-Krzyknął ze złością.-Zaraz was wszystkich zaprowadzę do zamku i żebyście mi tu więcej nie przyłazili po zmierzchu. Nie zasługuje na to!

Wyszliśmy z chatki i skierowaliśmy się do zamku dopiero teraz zauważyłam że zdążyło zrobić się ciemno.

-Najpierw odprowadzimy Elizę, a potem was i żadnego pakowania się w kłopoty to są sprawy dorosłych.

Błagam obyśmy tylko dotarli pod pokój, ale nie spotkali przypadkiem taty jakie jest prawdopodobieństwo że tak losowo go spotkamy. Na pewno jest w swoim gabinecie i już zadał jakąś skomplikowaną pracę która sprawi, że dzieciaczki się załamią.

Już prawie byliśmy drzwiami PW, gdy usłyszałam ten głos i wiedziałam, że czeka mnie gorsze zmywanie niż podczas wakacji.

-Widzę, że masz moją podopieczną Hagridzie cieszę się, że bezpiecznie ją doprowadziłeś.-Tata posłał mi karcące spojrzenie i przywołał do siebie ręką.

Podeszłam do niego i stanęłam przed nim wyprostowana wpatrując się w jego czarne oczy.

-Mam nadzieje, że masz wytłumaczenie, dlaczego szwendasz się po szkole, gdy powinnaś być już w pokoju.

-Tato chciałam tylko odwiedzić Hagrida jak widzisz nic mi nie jest.

-TATO-Wykrzyknęła trójka Gryfonów a szok jakie doświadczyli był wymalowany na ich twarzach.

-Co za inteligencja Potter jestem pod wrażeniem jak twoja zdolność logicznego myślenia się rozwinęła w czasie wakacji.-Szorstki głos taty potrafił sprawić, że ludzie dostawali gęsiej skórki mimo cichego tonu.

-Dobrej nocy Profesorze i Elizabeth ja odprowadzę pozostałą trójkę.-Powiedział Hagrid i razem z dalej zdumionymi Gryfonami odszedł ciągnąc ich za sobą.

Chyba chcieli podsłuchać moją rozmowę z tatą.

-Dobrze wiesz ze Hogwart nie jest teraz najbezpieczniejszy dla samotnej 13-latki. Dementorzy i Black tylko czekają na takie naiwne dzieciaczki łatwe do wykorzystania. Tłumaczyliśmy ci z matką jak powinnaś się zachowywać rozumiem, że masz jej charakter, ale masz też moje geny pokaż je. Wiem że traktujesz Hagrida jako swojego przyjaciela, ale w tej chwili to twój nauczyciel który na własne życzenie sprowadził na siebie problemy i sam musi je rozwiązać, a nie liczyć na pomoc dziecka. Pewnie gdy do niego przyszłaś jak zwykle był pod wpływem nie chce byś brała z niego przykład w alkoholu nie odnajdziesz upragnionego spokoju.-Tata spojrzał na mnie a w jego oczach ujrzałam troskę. Tak był zdenerwowany, zawiedziony i mnóstwo innych emocji których teraz nie dostrzegłam, ale przede wszystkim był zaniepokojony tym ze mnie coś mogło się stać. 

Jego małemu kociołkowi który ma zdolność pakowania się w kłopoty tylko nie wiadomo po kim.

Przytuliłam się do niego a on pogłaskał mnie po plecach i włosach czym ostatecznie rozwalił mój warkocz.

-Idź już do pokoju dzisiaj tylko upomnienie, ale na drugi raz kara będzie straszna.

-Będę grzeczna Merlin mi świadkiem tato.

Będąc już w swoim pokoju Vivien zadała mi tylko jedno pytanie.

-Czy będziesz miała duże kłopoty?-Spytała odkładając książkę na której okładce zauważyłam tytuł ,,Wiedźmy i czarownice. Historia prześladowań"

-A skąd wiesz, że miałabym mieć kłopoty?-Spytałam siadając na swoim łóżku.

-Profesor Snape był w PW i sprawdzał obecność jak się dowiedział, że ciebie nie ma wyglądał jakby miał wpaść w szał.

-Nie będę miała kłopotów taką przynajmniej mam nadzieję w razie co mam doświadczenie w czyszczeniu kociołków.

-To wiem po kogo wysyłać sowę jak dostane szlaban.

-Spadaj.-Krzyknęłam i rzuciłam w nią poduszką która ta złapała no niezła jest.

Kolejne dni dużo nie różniły się od poprzednich odwiedzałam Draco przynosząc mu notatki a on biedny niby nie mógł ich przepisywać, bo rączka uszkodzona.

-Draco nie wiem, czy pamiętasz mam ojca Mistrza Eliksirów znam je dobrze. I wiem doskonale, że są eliksiry które w sekundę złożą ci kości, a nawet wyhodują je w jedną noc. To nie możliwe, że zadrapanie sprawia taki problem ty po prostu uwielbiasz zwracać na siebie uwagę.

-A może po prostu jestem bardzo delikatny przecież wiesz ile problemów było z moim przyjściem na świat i od tego momentu jestem słabego zdrowia.

-Nie masz prawa wyciągać tego argumentu słabe zdrowie cioci nie może być usprawiedliwieniem twojej głupoty.

-Dziękuje Elizabeth za jak zawsze dobre rady, ale teraz muszę odpocząć więc proszę byś wyszła.

Zgodnie z jego życzeniem wyszłam ze Skrzydła szpitalnego i udałam się do Sowiarni licząc, że zobaczę tam Syzyfa w razie, gdyby nie doleciał do wielkiej sali.

Dotarłam na miejsce i faktycznie zobaczyłam sowę śnieżną do której podbiegłam i chciałam ją wziąć na ręce. Sowa była odwrócona do mnie tyłem więc nie mogłam dostrzec jednego faktu który jednak szybko poczułam.

-Ała.-Krzyknęłam z bólu po tym jak ptaszysko mnie ugryzło.

-Dlaczego dotykasz mojej sowy?-Usłyszałam pytanie i odwróciłam się do osoby która je zadała.

-O hej Harry przepraszam nie zauważyłam, że to nie mój Syzyf. Swoją drogą ciekawe, że oboje mamy sowy śnieżne rzadki okaz w naszym klimacie.-Powiedziałam jednocześnie wycierając krew z palca która kilkoma kroplami ozdobiła już podłogę.

-Hej Elizabeth rozumiem, ale uważaj na przyszłość Hedwiga nie lubi obcych jest bardzo wyczulona kto ją dotyka.-Powiedział Harry i podszedł do sowy która jak rozumiem nazywała się Hedwiga hmm ładnie.

-Naprawdę przepraszam myślałam, że to Syzyf wysłałam go mamy i dziadków i przeceniłam szybkość jego skrzydeł.

Spojrzałam na chłopaka który głaskał swoją sowę miałam nadzieje, że nie będzie chował urazy i przy okazji nie oceni mnie przez tatę. Bo już zdążyłam się nasłuchać jak to mój ojczulek go nie znosi tylko nie umiałam zrozumieć czemu.

-Wybaczam, a Hedwiga wybaczy, ale nie zapomni więc uważaj na palce. To jak się czujesz w Hogwarcie dobrze ci tutaj?

-O tak jest wspaniale jutro mam pierwszą lekcję z tatą ciekawi mnie jakim nauczycielem jest dla was.

-Snape naprawdę jest twoim ojcem w sensie takim biologicznym myślałem, że to tylko plotki.

-Tak wiem, że może wydawać się to dziwne, ale nauczyciele też mają życie poza szkoła np. Profesor McGonagall jest wielką fanką Quidditcha jestem pewna, że po cichu zawsze trzyma kciuki za was dom w czasie meczów.

-Ty ich znasz w sensie nauczycieli tak prywatnie?-Harry nie krył zainteresowania tym, co wiem na temat naszej kadry nauczycielskiej.

-No wiesz trochę nie każdego tak samo dobrze znam np. Hagrida, McGonagall, Filtwicka czy Sprout. Lubili się ze mną bawić i przy okazji nauczać ze mną mieli łatwiej niż z całą klasą uczniów gdzie zawsze ktoś przeszkadza.

-To fajne. Znaczy wychować się z magią pewnie daje to dużo frajdy.

-To ty nie wychowywałeś się z magią? -Spytałam nie kryjąc zdziwienie, bo jak to pogromca Czarnego Pana nie żył w otoczeniu wszystkiego, co magiczne.

-Wychowuje mnie wujostwo a oni są mugolami i nie rozumieją magii.

-A rozumiem znaczy chyba inaczej rozumiem że pewnie dla nich to dziwne. Ja mam w rodzinie jedną daleką krewną bardzo daleką która wyszła za mugolaka i wybrała bardziej mugolskie niż magiczne życie. Pewnie życie też ma swoje duże zalety.

-Ile wiesz o mugolach?

-Coś tam wiem chodzę też do mogolskich miejsc głównie by umieć sobie poradzić, gdy znajdę się w ich środowisku. Wiem jak działają ich pieniądze wiem jak się płaci nawet do kina zdarza się nam iść np. Piękna i Bestia mój ulubiony film.

-Jesteś bardzo rozmowna jak na uczennice Slytherinu.

-A co to miało znaczyć?

-Raczej rzadko rozmawiacie z kimś spoza domu węża trzymacie się razem.

-Wiesz z tego, co zdążyłam zauważyć to raczej ludzie nas unikają, a nie my ich. Słyszałam że macie opinie, że każdy wąż to przyszły czarnoksiężnik.

-Nie to nie tak znaczy no wiesz no.

-Dobrze zrozumiałam już i chyba pora bym wróciła do siebie miłego dnia.

I odeszłam nie obracając się za siebie, ale mogłam się domyślić, że pewnie był zdziwiony tym jak bardzo musiałam być inna od jego wyobrażeń.

SKIP PO LEKCJI ELIKSIRÓW GDZIE TATUŚ CHCIAŁ OTRUĆ ROPUCHĘ EEEE NEVILLE'A

Lekcja OPCM

-Dzień dobry -Powiedział. -Pochowajcie łaskawie książki. Dzisiejsza lekcja będzie miała charakter praktyczny. Wystarczą wam różdżki.

Zrobiło się cicho, niektórzy wymieniali zaintrygowane spojrzenia. To chyba była odmienna niż lekcje które mieli dotychczas. Co nieco o tym słyszałam więc w sumie profesor Lupin może być miłą odmianą, ale to się okaże.

-Wspaniale-Oznajmił profesor Lupin, kiedy wszyscy byliśmy gotowi.-A teraz proszę za mną.

Zdziwieni, ale i zaciekawieni wyszliśmy za nim z klasy. Prowadził nas pustym korytarzem. Tuż za rogiem natknęliśmy się na poltergeista Irytka który unosił się w powietrzu głową w dół i zapychającego gumą do żucia najbliższą dziurkę od klucza.

Irytek nie zwracał na nas uwagi, dopiero kiedy Lupin już bardzo blisko, wierzgnął krzywymi nogami i zaczął śpiewać: Głupi Lupin, znów się upił! Głupi Lupin, znów się upił.

Jak widać nauczyciele mają zero kontroli nad tym czymś.

-Na twoim miejscu, Irytku, wyjąłbym tę gumę z dziurki od klucza.-Powiedział uprzejmym tonem.-Pan Filch nie będzie mógł się dostać do swoich mioteł

O nie tylko nie Filch jego to się akurat boję.

-Serio dalej będziesz udawać, że mnie nie słyszysz.-Powiedział Draco ciągle zaczepiając mnie bym zwróciła na niego uwagę.

O nie najpierw ma posprzątać cały bałagan jaki uczynił. A wtedy może mu wybaczę, ale nie gwarantuje, że tak się stanie.

-Nie możesz mnie unikać całe życie najlepiej wiesz ze rodzinę ma się jedną.

A gadaj sobie gadaj ja cię nie słucham nananana.

Weszliśmy do sali gdzie był wspaniały profesor Severus Snape czy tata mnie śledzi?

W czasie wstępu o Boginie dalej nie zwracałam uwagi na kuzyna który wyraźnie chciał mnie wyprowadzić z równowagi.

-A teraz posłuchaj, Neville -rzekł profesor Lupin.-Zastanów się, co ciebie najbardziej przeraża?

Neville poruszył ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

-Przepraszam, Neville, nie dosłyszałem-powiedział profesor Lupin zachęcającym tonem.

-Profesor Snape.

Szczerze nawet mu się nie dziwię po takiej sytuacji jaką była na Eliksirach nie jedna osoba byłaby przerażona.

-Profesor Snape ... hm... Powiedz mi, Neville, mieszkasz z babcią, tak?

-Eee ... no tak. Ale nie chciałbym też, żeby bogiń w nią się zamienił.

-Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś chodzi mi o cos innego. Czy możesz nam powiedzieć, w co zwykle ubiera się twoja babcia?

To co stało się później było cudowne ujrzałam swojego tatę ubranego w długą, ozdobioną koronkami suknię i wysoki kapelusz z wypchanym, zjedzonym przez mole sępem na czubku, a na ręce dyndała mu olbrzymią szkarłatna torebka.

Wybuchneliśmy śmiechem a Vivien szepnęła mi do ucha ... Jak Snape się o tym dowie to Longbottom ma przejebane.

Oj oby tatuś się nie dowiedział, bo będzie polowanie na lwiątka.

I tak rozpoczęło się walczenie z Boginem po kolei były różne osoby których jeszcze nie znałam. Bogin powoli zmieniał się najpierw w mumie następnie Szyszmora, grzechotnika a kolejno w jedną krwawą gałkę oczną. To na mnie nie zrobiło wrażenia do chwili, gdy przed Ronem pojawił się olbrzymi włochaty pająk.

Jak ja ich nienawidzę ohydne stworzenia.

Gdy sama stanęłam przed Boginem byłam ciekawa co ujrzę może też byłby to pająk a może...

I wtedy przypomniał sobie to wspomnienie które lata temu wyparłam z pamięci.

Wspomnienie

Nie mogłam oddychać. Woda napełniała moje płuca a ja płynęłam na Dno. Czy to tak wygląda koniec czy zostanie ze mnie topielec tak blisko rodziny a tak daleko. Wszędzie była ciemność a ja próbowałam dalej łapać oddechy co skutkowało coraz większą ilością wody w płucach.

I wtedy zdarzył się cud prawdziwy ratunek poczułam, że ktoś mnie chwyta i wyciąga spod wody. Nabrałam gwałtownie powietrza jednak dalej w panice myśląc że dalej jestem pod wodą. Dopiero po chwili zrozumiałam, że jestem bezpieczna w ramionach wuja Lucjusza który zauważył, że zniknęłam pod wodą i mnie uratował.

Koniec wspomnienia

Wróciłam do świadomości a Bogin ukazał spokojne jezioro takie same jak to w którym prawie utonęłam.

Jezioro do którego już nigdy nie weszłam i które zawsze będzie mi się kojarzyło tylko ze strachem.

-Riddikulus!-Krzyknęłam a jezioro zamieniło się w pęknięty balon który poleciał w stronę Harrego.

Był on gotowy do użycia zaklęcia, ale profesor mu nie pozwolił. Czyżby się bał, że największym lekiem Harrego będzie Czarny Pan.

Przed Profesorem pojawiła srebrnobiała kula dziwne czemu on miałby się bać księżyca.

Kiedy wychodziliśmy z lekcji dałem byłam zaskoczona nietypowym lękiem naszego profesora wydaje się to ciekawa zagadka a ja lubię zagadki a jeszcze bardziej lubię je rozwiązywać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top