Ten gdzie Eli się stresuję


-Nie wiem zrobisz jak uważasz według mnie powinnaś napisach do ojca Dracona, on podniósł na ciebie rękę.

W czasie drogi na OPCM Vivienne dalej próbowała mnie przekonać do zgłoszenia komuś sytuacji jaka miała miejsce kilka dni wcześniej. Rozumiałam że się martwi, ale naprawdę nie chciałam wchodzić na otwartą wojnę z kuzynem już mi wystarczyło, że ze sobą nie rozmawiamy.

-Viv serio odpuść już, jeśli sytuacja się powtórzy wtedy coś zrobię zresztą dostał szlaban od taty, czyszczenie sali bez magii to dla niego odpowiednia nauczka.

Dziewczyna kiwnęła głową i już nie dodała kolejnej według niej celnej uwagi.

-Co się stało, że twój ukochany dzisiaj cię nie odprowadza na lekcje?-Dziewczyna zaśmiała się na wspomnienie o Theodorze z którym od pamiętnego pocałunku spędzałam naprawdę dużo czasu.

No zaangażował się chłopak co jest naprawdę urocze jednak lekko mnie denerwowało, że ciągle chciał być sam na sam. Ale spokojnie przecież to po prostu kwestia tego jak jest zauroczony we mnie porozmawiam z nim i zrozumie, że potrzebujemy bywać osobno.

-Tak się składa, że miał coś do załatwienia i łaskawie pozwolił mi spędzić trochę czasu z tobą więc doceń.

Zaśmiałyśmy się a nasze niekontrolowane zachowanie przerwało otwarcie drzwi klasy w którym ku swojemu zaskoczeniu nie ujrzałam Lupina. A własnego ojca no to szykuje się intensywna praca.

-Wchodzić nie mamy czasu już i tak muszę znosić was dodatkowe godziny, bo szanowany Profesor Lupin zaniemógł.

Jako że każdy wie że z moim tatusiem się nie zadziera grzecznie weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje miejsca. Szybkie sprawdzenie obecności i można zacząć narzekać jak bardzo niski jest nasz poziom. Co dziwne patrzył wtedy tylko na Gryfonską część klasy co za przypadek.

-Profesor Lupin nie pozostawił mi żadnych notatek co do prowadzonych lekcji więc ...

Tata nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ przerwało mu wtargniecie do klasy jakiegoś spóźnionego ucznia.

-Bardzo przepraszam za spóźnienie, panie profesorze, ale...

No oczywiście kto jak nie Harry zrobi wielkie wejście i to jeszcze, kiedy mamy zastępstwo z człowiekiem który go nie znosi.

-Lekcja zaczęła się dziesięć minut temu, Potter więc sądzę, że odejmiemy Gryffindorowi dziesięć punktów. Siadaj.

No usiądź Harry, a nie stoisz jakbyś nie rozumiał co się do ciebie mówi.

-Gdzie jest profesor Lupin?

Hmm jeśli moja śledztwo jest prawidłowe to przeżywa ciężki czas w skórze wilka znaczy wilkołaka.

-Twierdzi, że czuje się dziś zbyt słabo, by prowadzić lekcję.

Tata odpowiedział mu z pokrętnym uśmieszkiem on naprawdę nie potrafił wypowiadać się o Lupinie w sposób neutralny. Skąd u niego taka niechęć do tego człowieka?

-Chyba ci powiedziałem, żebyś usiadł, prawda?

Harry dalej ani drgnął.

-Nic, co by zagrażało jego życiu.

-Twój tata chyba żałuje, że tak nie jest.-Szepnęła mi Vivienne na ucho i trudno było się z nią nie zgodzić.

-Jak już mówiłem, zanim Potter nam przerwał, profesor Lupin nie pozostawił żadnych notatek z dotychczas przerobionych tematów ...

-Panie profesorze, przerobiliśmy już boginy, czerwone kapturki, kappy i druzgotki i mieliśmy właśnie zacząć...

Oj Hermiona nie odzywaj się niepytana prosta zasada.

Gdy tata dał wywód jak łatwo nas zadowolić próbowałam uspokoić ręce które zaczęły mi same z siebie drzeć wypuściłam pióro z rąk a krople atramentu pobrudziły pergamin.

-Znowu ci się to dzieje dasz radę bez kropli?

-Wezmę je po lekcji jak się za chwile nie uspokoi to będziesz musiała mi pisać notatki.

-Spokojnie głęboki wdech to ty panujesz nad swoim ciałem nie ono nad tobą.

Szeptałyśmy między sobą, ale jak widać za głośno.

-Williams, Snape skoro już was wzięło na pogaduszki może łaskawie odpowiecie na moje pytanie. W jaki sposób odróżnić wilkołaka od prawdziwego wilka?

Spojrzałyśmy na siebie z Vivienne i na cale szczęście znałam odpowiedz na to pytanie.

-Wilkołak to mityczny potwór. To człowiek, który podczas pełni księżyca zmienia się w przerażające wilcze stworzenie. Istnieją cechy, które czynią wilkołaki wyjątkowymi, i które pozwalają człowiekowi odróżnić je od prawdziwych wilków, takie jak oczy, kształt i ogon. W ludzkiej postaci wilkołaki wyglądają i zachowują się jak każdy normalny człowiek, chociaż zwykle wyglądają na chore w nocy, gdy jest pełnia księżyca. Gdy w postaci wilka, wilkołak nie zachowuje umysłu człowieka i nie może się oprzeć atakowaniu ludzi; wilkołak może atakować swoich najlepszych przyjaciół.

-Książkowa, ale poprawna a teraz otwórzcie podręczniki na stronie trzysta dziewięćdziesiątej czwartej. Dobra odpowiedz nie usprawiedliwia braku szacunku do nauczyciela.

Mimo że ręce dalej mi się trzęsły starałam się pisać notatkę mimo że litery wychodziły mi lekko krzywe.

Nasze cierpienie zakończył piękny odgłos dzwonku ogłaszający koniec lekcji. Nim wyszliśmy oczywiście tata musiał coś zadać.

-Każdy napisze wypracowanie na temat rozpoznawania i uśmiercania wilkołaków. Dwie rolki pergaminu. Chcę to mieć na swoim biurku w poniedziałek rano. Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie zabrał się za tę klasę. Weasley, ty zostajesz, musimy omówić twój szlaban.

My się ewakuowaliśmy a ja uciekłam do łazienki, by napić się choć kropli cudownego płynu.

Vivienne biegła za mną, a kiedy już znalazłyśmy się w cichym miejscu wyjęłam Eliksir z torby i odkorkowałam butelkę.

-Pamiętaj kilka kropel od razu mówię gorzkie w smaku.

Kiwnęłam głową i wzięłam kilka kropel leku pod język i Viv miała rację było gorzkie niczym czekolada 90%.

-Za chwilę będzie lepiej a teraz zbierajmy się ja mam wróżbiarstwo a ty Runy dasz radę?

Pokiwałam głową i kiedy poczułam, że serce mi się uspokaja udałyśmy się na swoje zajęcia.

-Długo ci zajęło dojście tutaj co robiłaś?

Theo zadał mi to pytanie nim jeszcze usiadłam w ławce na swoim miejscu.

-Zagadałam się jeszcze z Vivienne, a później muszę złapać Hermione i poprosić by mi wytłumaczyła zadanie na numerologie kompletnie tego nie czaje.

Usiadłam obok niego i zauważyłam, że był dziwnie spięty.

-Nie możemy razem się tego pouczyć po co masz gadać z tą dziewczyną.

-Nie możemy Theo ty nawet nie uczęszczasz na numerologie więc dla ciebie to będzie jeszcze trudniejsze. Poza tym naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogę spotykać się z Hermiona od początku wiesz jakie mam zdanie o dzieleniu na krew. -Spojrzałam się na niego nie kryjąc rozczarowania tym jak bardzo chce ingerować w moje osobiste kontakty.

-Dobra po prostu nie wróć późno wiesz, że mimo wszystko lepiej się nie włóczyć późno po zamku.

-Dobrze obiecuje, że nie będę do pozna w bibliotece a jak wrócę to dam ci znać.

Skończyliśmy rozmowę, gdy nauczycielka zadała nam zadanie do zrobienia, a mianowicie na początku odnalezienie runy pasującej do naszej daty narodzin, a potem przetłumaczeniu kilku run które dostaliśmy.

Z pierwszym zadanie poradziłam sobie bez problemu dacie 3 lutego odpowiadała runa Tiwaz.

Z kolejnym jednak miałam już parę komplikacji pomyliłam ze sobą runy.

-Niestety Elizabeth pomyliłaś Ehwaz z Laguzem co mocno obniża ocenę postawie zadowalający i przykładaj większą uwagę do pracy którą wykonujesz.

Taka niewinna uwaga a wyjątkowo zabolała tylko czemu skoro miała mnie zmotywować by się bardziej przykładać.

-Nie przejmuj się nie każdego jest mocny z ciężkich przedmiotów pewnie i tak nie będziesz chciała go kontynuować po sumach.

A żebyś się nie zdziwił Theodorku czy będę chciała czy jednak zrezygnuje.

-Jeszcze nie jestem pewna co będę na pewno zdawać na Owutemach.

-To lepiej zdecyduj by nie wziąć czegoś, co jest dla ciebie za ciężkie.

Skończone lekcje oznaczały jedno czas wolny i możliwość odwiedzenia Syzyfa jednocześnie prosząc go o wysłanie kolejnego listu. Cóż wyczuwam zemstę ledwo wrócił, a już go wysyłam ponownie jaka ja okrutna jestem.

Oddzieliłam się od Theo co zniósł on z trudem ledwo mnie wypuszczając z objęć.

Znane ścieżki kierowały mnie do Sowiarni gdzie zastałam nie tylko swoje ukochane ptaszysko, ale i...

-O hej Harry.-Przywitałam się z Potterem i podeszłam do Syzyfa który siedział obok sowy Harrego.

-Hej Eliza muszę ci powiedzieć ze Hedwiga bardzo się polubiła z twoją sową co jej nie odwiedzę to ich widzę razem.

Spojrzeliśmy na ptaki które wydawały się zadowolone ze swojego towarzystwa.

-No Syzyf to bardzo towarzyski typ co mnie cieszy bałam się, że się tu nie odnajdzie.-Pogłaskałam sowę po piórach lubił on takie pieszczoty.

-Nie sądziłem ze Snape cię upomni.

-Wiesz to, że jest moim tatą nie oznacza, że będzie mi pobłażał i lepiej zrób to zadanie na poniedziałek nie chcesz go widzieć zdenerwowanego.

-O ile jutro nie zginę postaram się zrobić idealną pracę.

Idealna praca czy taka istnieje dla perfekcjonizmu mojego tatusia.

-Hmm obawiam się, że nawet śmierć nie byłaby dla niego wytłumaczeniem, ale można spróbować a co do jutrzejszego meczu.-Nie dane mi było dokończyć.

-Nie wierzę, że Malfoy jest tak poszkodowany by nie wsiąść na miotle. Zmierzył się ze mną i poległ boi się powtórki.

Jak on go nie lubił i szczerze mu się nie dziwiłam Dracona albo się kocha albo nienawidzi jak każdego z Malfoyów.

-Chce byś wiedział, że mam nadzieje, że wygracie Slytherin powinien grać a skoro jest słabszy wygraliście na starcie i żaden wynik z puchonami tego nie zmieni.

-Miłe słowa, ale niestety tak to nie działa punkty muszą działać na naszą korzyść byśmy pod koniec roku mieli puchar.

-No to niech punkty będą dla was korzystne.-Zawiązałam Syzyfowi list przy nóżce i dałam mu krakersa na osłodę przed ciężką podróżą.

-Do dziadków leć.-Powiedziałam, a Syzyf wyleciał przez co Hedwiga wlepiła we mnie smutny wzrok.

-Chyba ją skrzywdziłaś zabierając jej chłopaka.-Po tych słowach Hedwiga ugryzła palec Harrego ała.

-No może kiedyś mi wybacz.-Dałam Hedwidze krakersa którego przyjęła bardzo niechętnie, ale zjadła,

Rozmowa toczyła się w czasie drogi od Sowiarni do PW Gryffonów. Skąd zabrałam Hermione na wspólną naukę no i przy okazji Hermiona się zdrzemnęła nad książkami.

Naprawdę dziewczyna musi więcej odpoczywać to lekko niepokojące.

Mecz Gryffoni konta Puchoni

Pogoda była okropna od rana nie sądziłam, że może być aż tak zimno i deszczowe, kiedy jeszcze wczoraj była zwyczajna pogoda. Ulewa była tak dotkliwa, że byłam przemoczona jakbym weszła pod prysznic.

-Potter to się zaraz zabije i ciekawe co wtedy dyrektorek zrobi.-Kolejny raz Draco liczy na czyjąś śmierć to aż przerażające.

-Niech ten mecz się skończy, bo nie dość, że oni się pozabijają to jeszcze my skończymy chorzy.-Daphne krzyknęła mi do ucha, bo normalny ton byłby zagłuszony przez pioruny.

-Kurwa niech ktoś złapie tę złotą piłeczkę byle kto, ale złapie.

Nie mogłam nie zgodzić się z Vivienne znaczy kibicowałam Harremu, ale niech to się skończy ja nawet nie widzę zawodników.

-Jak bardzo się cieszę, że nie my gramy z tymi pokrakami.

Zamknij się kuzynku naprawdę stchórzyłeś i się nie raduj tym.

-A teraz proszą o czas no nie wierzę Wood testuje naszą cierpliwość.

-Theo spokojnie jak utoniemy to przerwą mecz.

Po przerwie poczułam, że coś jest nie tak znowu to uczucie bezsilności.

-Ej co się tam dzieje.-Vivienne wskazała na niebo gdzie było jakieś stu dementorow.

-Co oni tam robią?-Spytałam przerażona, ale nie uzyskałam odpowiedzi wątpię by ktoś wiedział co się dzieje.

I po chwili moje serce stanęło, bo ujrzałam Harrego który spadał z miotły co mogło skończyć się tylko śmiercią.

Nie wiem co się stało czas się zatrzymał, ale kiedy zobaczyłam jak Dumbledore wyciąga różdżkę i ratuje Pottera moje serce znowu zaczęło bić.

Theo zakrył mi oczy, gdy Harry zbliżał się do ziemi za co byłam mu wdzięczna.

-Jest dobrze Dumbledore go uratował Harry żyję słyszysz spokojnie, a teraz jeszcze Cedric złapał znicz koniec meczu.

Harry żył to było dla mnie najważniejsze mój kolega żyję.

-Wracajmy do Pokoju Eli musisz się uspokoić.

I w tej chwili żałuję, że nie zabrałam Eliksiru ze sobą, ale tu miało nie być stresu.

Ale życie to jeden wielki stres witamy w dorosłości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top