Początek
Pov Elizabeth
Udało się dokończyłam mój drugi rok nauki w Beauxbatons ten po którym zgodnie z umową mogłam zmienić swoją szkołę. Wiem że może wydawać się wam to dziwne, że chciałam tak po prostu zrezygnować ze szkoły, ale od początku wiedziałam, że się w niej nie odnajdę.
Nie chodzi o samo miejsce jako budynek czy nauczycieli, ale już od pierwszych dni nie czułam się tam jak w drugim domu. Uważam się za osobę ambitną i nielubiąca odpuszczać bez spróbowania jednak rywalizacja w tej jakże cudniej szkole sprawiała, że każdy kolejny dzień był dla mnie koszmarem. Nieważne jak dobrze coś zrobiłam nie byłam chwalona a ciągle porównywalna do tych najlepszych ze wszystkich. Potrafi to podciąć skrzydła które jeszcze nie miały okazje wyrosnąć. Ale chyba najważniejszym czynnikiem, że nie potrafiłam tutaj stworzyć miejsce dla siebie było, że nie znalazłam nikogo kogo mogłabym nazwać nawet zwykłą koleżanką. Nie potrafiłam z nikim nawiązać nuty przyjaźni. Nie mówię oczywiście, że byłam dręczona, bo całe szczęście tak nie było byłam niczym powietrze każdy wie, że istnieje, ale nikt mnie nie zauważa dla jednych to powód do smutku innym sprawi to radość a dla mnie stało się meczące. Tutaj byłam nikim, a w Hogwarcie miałam szanse na poznanie komuś, kogo naprawdę by na mnie zależało. Oczywiście były tam już kilka takich osób co najmniej dwie, tylko że jedną z nich był mój tata. Nie żebym jakoś mocno narzekała, że w końcu miałabym go blisko odkąd pamiętałam mieszkałam z mamą. A tatę widywałam najpierw w weekendy i dni wolne a od momentu zaczęcia szkoły w druga połowe świąt i wakacji.
Czasami sprawiało to trudności, ale doceniałam to co miałam, bo rodzice naprawdę się starali. Bym mimo życia na dwa domy miała wszystko, czego potrzebuje osoba w moim wieku i myślę, że spełnili te misje.
Kończyłam pakować swoją walizkę, gdy usłyszałam otwieranie drzwi a do mojego pokoju weszła mama.
-I jak już masz wszystko gotowe? -Spojrzała się na mnie swoimi pięknymi niebieski oczami których niestety nie odziedziczyłam, chociaż lubiłam swoje mroczne czarne spojrzenie było takie nietypowe.
-Tak 3 razy sprawdzałam, czy nic nie zapomniałam, chociaż bez problemu mogłaby mi zgubę wysłać w razie co. -Powiedziałam i usiadłam na łóżku zapinając upchaną już walizkę gdzie podejrzewam nawet różdżka by już nie weszła.
Mama spokojnym krokiem podeszła do mojego łóżka i usiadła obok mnie biorąc mnie w ramiona.
-Cieszę się, że teraz w końcu możesz cieszyć się z chodzenia do szkoły. -Powiedziała poprawiając kosmyk moich niesfornych włosów.
-Na pewno nie jesteś zła, że wole uczyć się w Hogwarcie zamiast tutaj?
-Kochanie już o tym rozmawiałyśmy jak mogłabym być zła skoro nie zrobiłaś nic złego. Widzę jak nieszczęśliwa byłaś w tej szkole a wiem, że w Hogwarcie będziesz miała już towarzystwo.
Na wzmiankę o moim nazwijmy to przyszywanym kuzynie Draconie jej twarz wyraziła chwilowe zaniepokojenie.
-Oj mamo możesz być spokojna jeszcze nauczę tego rozwydrzonego bachora dobrych manier i jak układać włosy. -Na moje słowa obie wybuchnęłyśmy śmiechem przełamując ciężka atmosferę powstałą przez wizje pożegnania.
-Pamiętaj, gdyby cos się działo wysyłasz jeden list, a nawet całe Brytyjskie Ministerstwo Magii mnie nie powstrzyma przed dorwaniem tego, kto cie skrzywdzi.
Wtulona w jej ciepłe ciało cieszyłam się z nowego początku dawała mi nadzieje na wymarzone życie jakie to w filmach widuje. Mimo że żadna ze mnie księżniczka zamkiem bym nie pogardziła, ale ile w takim sprzątania musi być. Zadbaj o to albo znajdź odpowiednich ludzi by o to zadbali zbyt dużo roboty.
-Chodź skarbie idziemy do kominka już pora odstawić cie do taty, a wcześniej jeszcze nie zapomnij Syzyfa. -Powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę którą z radością chwyciłam i razem z moimi rzeczami udałyśmy się do salonu gdzie czekał na mnie mój przyjaciel.
-Też jesteś zdenerwowany czujesz że coś się zmienia prawda.-Powiedziałam i pogłaskałam go po jego pięknych białych piórach. Puchacz śnieżny to może nietypowa rasa dla zwykłego ucznia, ale gdy wybrałam się na zakupy do pierwszej klasy ten spryciarz od razu mnie kupił. Czasami udaje aniołka zgodnie z jego kolorem by po minucie mnie urąbać za nie danie mu słodyczy które jem.
-To mądra sowa, nawet jeśli na początku nie będzie pewny w nowym miejscu szybko się dostosuje może pozna tam swoich swoich przyjaciół.
Syzyf spojrzał się na mamę z politowaniem i jestem pewna że gdyby mógł to bym ją wyśmiał (Dywan w wersji hp pozdrawiam cię besti).
-Czyli kierunek tata oj będzie ciekawie.-Wyszeptałam sama do siebie a mama podała mi proszek fiuu.
-Gabinet Mistrza eliksirów Hogwart. -Po wypowiedzeniu lokalizacji i rzuceniu proszku w ogień. Poczułam to dziwne uczucie które ciężko mi było zawsze opisać. Już po paru sekundach znalazłam się w miejscu, gdzie uczyłam się podstawowych eliksirów, jak i te bardziej zaawansowanych. Taki przykład eliksir powodujący zaniki pamięci umiałam warzyć już w wieku 7 lat. Brzmi pięknie, ale jak każda nauka wymagała wiele poświęcenia ile razy miałam cale palce w plastrach z Kubusiem puchatkiem to nie liczę.
Każda rana była warta następnego kubełka lodów.
Spojrzałam przed siebie i ujrzałam te twarz która potrafiła ukazać i najszczerszy uśmiech i największe rozczarowanie, gdy go nie słuchałam i robiłam wszystko po swojemu co poskutkowało np. Spalonym biurkiem w pracowni.
Wybiegłam z kominka rzuciłam kufer na podłogę i wtuliłam się w ojca a on ukrył mnie w swojej szacie.
-Tęskniłam tato bardzo wiesz. -Wyszeptałam, gdy on gładził mnie po włosach, a ja wiedziałam, że ma na twarzy ten rzadko spotykany w jego przypadku uśmiech.
-Też tęskniłem Elizo, ale teraz już będziesz miała swojego wrednego ojca wiecznie na karku twoje piekło szkolne dopiero się zaczyna.
Nawet nie chce wiedzieć co tata robi na lekcjach skoro nawet ja znam jego złą sławę no dobra znam od znajomych i kuzyna, ale dalej boje się myśleć jak wyglądają jego lekcje.
-Uroczy widok naprawdę identyczni do siebie jesteście jak dwie krople Felix Felicis. -Usłyszałam mamę która wyszła z kominka razem z Syzyfem.
-Witam cie Veronico jak zwykle musisz dodać swoje 3 knuty.
Tata wypuścił mnie z objęć a ja odebrałam Syzyfa który był lekko umazany popiołem z kominka co ubrudziło jego śnieżno białe pióra.
-Tez cię miło widzieć Severusie jak zawsze olśniewasz nienagannym stylem i sposobem bycia.
Moi rodzice wymienili między sobą spojrzenia a ja próbowałam porozmawiać z Syzyfem który wyraźnie się na mnie obraził za niszczenie mu jego piękna.
Mama przytuliła mnie ostatni raz jakby chciała mi przekazać całą miłość jaką mnie darzy.
-Uważaj na siebie słuchaj taty baw się dobrze i ucz a jak masz łamać zasady to tak by nikt cie nie nakrył.
-Obiecuje mamo, że będziecie ze mnie dumni i to oboje.
-Kochanie jesteśmy z ciebie dumni, bo wiemy jak się starasz, gdy tylko próbujesz nie musisz być najlepsza we wszystkim, by zyskać naszą aprobatę. -Mama ścisnęła mnie za nos i delikatnie pociągnęła.
-Wystarczy mi, że nie trafisz do Gryffindoru i nie będę miał nigdy w rodzinie żadnego debilnego lwa.
-Severus zamilcz, bo jeszcze weźmie cię na poważnie. -Mama spojrzała na tatę wzrokiem bazyliszka i gdyby tylko wzrok mógł zabijać to byłabym pół sierotą.
-Spokojnie mamo znam swoje możliwości i wiem, że tylko jako Slizgonka rozwinę się dostatecznie a ten dom mimo złej sławy znaczy o wiele więcej niż taki Hufflepuff.
Zauważyłam błysk w oczach taty i uśmieszek posłany w stronę mojej mamy.
-Pamiętaj o szacunku do nauczycieli i ludzi którzy również ci go okażą.
Kiwnęłam głową a mama po kilku zdaniach wymienionych z ojcem ulotniła się z gabinetu przez kominek.
-No to co teleportujemy się do Cokeworth?-Spytałam się taty, gdy wziął on mój kufer, a ja dałam Syzyfowi kawałki jabłka jako przekąskę,
-Nie tym razem Panno Snape'a
Spojrzałam się na niego z niezrozumieniem, bo jak to nie wracamy do domu taty.
Wyciągnął on do mnie rękę a ja ją pewnie złapałam i poczułam to okropne uczucie jakby ktoś ścisnął mi klatkę piersiowa odebrał oddech a gałki zostały zepchnięte do oczodołów.
Jak dobrze że to trwa tylko sekundę i już po chwili poczułam pod nogami grunt a mój żołądek wywrócił się na druga stronę.
Gdyby nie to że nie jadłam śniadania pewnie trawa zabarwiłaby się jajecznicą mamy.
Moim oczom ukazał się mały domek z czerwonej cegły widziałam ogromne okna a ściany były porośnięte bluszczem. Wyglądał na zaniedbany, ale nie zniszczony, ale co było dziwniejsze trawa sama się kosiła.
-Tato, ale mugole tu obok są domy ktoś zauważy. -Mój wywód przerwał hałas przelatujących na MIOTŁACH obok dzieci.
-Witam cię w Lancaster miasto wiedźm zwłaszcza na tej ulicy mieszkają tu albo czarodzieje albo mugole w związku z czarodziejami.
-Czyli mogę tu czarować i latać?-Nie kryłam podekscytowania i gdybym była trochę młodsza zaczęłabym skakać ze szczęścia.
-Latać możesz, ale w okolicach domu, a czarować i tak ci nie wolno namiar coś ci to mówi.
No tak zawsze musi mnie sprowadzać z marzeń na ziemie zabolało tatusiu.
Weszliśmy do domu i wyglądał zaskakująco normalnie dużo drewna i ciemne meble takie w stylu złego charakteru w jakimś filmie.
-No ładnie widać że żadna kobieta nie miała tutaj prawa głosu.
-I tak tu nigdy żadna nie zamieszka i nie będzie żadnych debilnych ozdób pokroju pięknych firanek czy wszędzie kwiatów które uschną.
-Muszę cie wyswatać.
-Muszę ci wlepić szlaban na cały rok czyszczenie kociołków.
-Ale ja jeszcze szkoły nie zaczęłam.
-No to zmywanie naczyń do wyprowadzki, a zaczynamy od dziś tylko obejrzyj swój pokój.
Wskazał mi drogę do pokoju a ja pobiegłam do niego na tyle szybko ile umiałam z bagażem i sowa w klatce.
Gdy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam przepiękny pokój.
Ciemnofioletowe ściany na oknach czarne zasłony. Biały sufit na którym wyczarowane były gwiazdki takie same jakie tata zawsze wyczarowywał mi przed snem, gdy się bałam zasnąć. Białe meble idealne dopasowane z czarno fioletowymi dodatkami. Nad łóżkiem były zawieszone zdjęcia z najważniejszymi dla mnie osobami a nad biurkiem było miejsce na królestwo Syzyfa.
-Kto ci pomagał? -Zadałam pytanie tacie jednocześnie skacząc po łóżku i testując jego wygodę przez upadki.
-Ciotka Narcyza w końcu mogła zrobić cos dla córki Draco raczej nie interesuje się ciuchami, kosmetykami i tym wszystkim innym o czym nie chce wiedzieć. Dla twojego spokoju urządziła ci szafę, ale biurko masz w lekturach ode mnie.
Zeskoczyłam z łóżka i kolejny raz przytuliłam się do taty wykrzykując mu słowa wdzięczności.
-Jesteś najlepszy dziękuję za wszystko.
-Nie żartowałem odkładaj rzeczy idziemy jeść obiad i zmywasz.
I wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami a jego peleryna powiewała jak na wietrze.
Ah i się zaczyna,a liczyłam że pierwsza rzecz która umyje będzie kociołek po nowym eliksirze.
No to zaczynamy wakacje z tatą a potem unikanie go w szkole. I nagle zaczęło do mnie docierać ze moim nauczycielem będzie mój ojciec no to pora na modlitwę by ta szkoła to przeżyła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top