5.3.Strechplei Wamplei.

Nikt z Azgeda nie wiedział, że żyję i tak musiało pozostać. Przeglądałam różnorakie mapy i plany w poszukiwaniu czegoś co doprowadzi mnie do miejsca, w którym był mój ojciec. Po jakimś czasie drzwi otworzyły się z łomotem. Stanął w nich nie kto inny...

- Klaus, przyjacielu – rozłożyłam ręce w geście powitania go.

Uścisnął mnie i przyjrzał się dokładniej.

- Miło cię widzieć znowu wśród żywych lub w moim przypadku martwych – puścił mi oko.

Odprawiłam strażników i rozkazałam im nie wpuszczać nikogo, żeby nam nie przeszkadzano.

- Co się dokładnie stało, Nadia? Jednego dnia dostaję powiadomienie o twojej śmierci, a drugiego list z prośbą od ciebie o stawienie się w Polis na spotkanie. - złapał mnie za łokieć i przyciągnął bliżej siebie – Co się tam stało?

- Do teraz nie wiem jak to określić.

- Tak żebym zrozumiał, bo na razie to wstałaś z martwych bez żadnej przyczyny. Nie chce mieszać się w sprawy religii, ale chyba nie jesteś tu żeby zbawić świat.

Przewróciłam oczami i wskazałam na krzesło żeby usiadł.

- Umarłam przez krwotok spowodowany przebiciem mieczem. Obudziłam się w twoim dworze. Wszystko było białe i nie znajdowało się tam nic oprócz mebli. W salonie stała moja matka. Ubrana na biało. Powiedziała mi wszystko czego ty nie mogłeś i oznajmiła ze księżyc zwrócił mi życie. Porównała to do jego faz. Potem dała mi zadanie.

- Jakie zadanie?

- Muszę odnaleźć mojego ojca – Klaus spojrzał na mnie w szoku.

- On nie żyje – mruknął Klaus, próbując przekonać samego siebie, że ma racje.

- Żyje, a ja muszę go znaleźć.

- Mówiłaś, że widziałaś swoją matkę w naszym dworku – powiedział.

- Tak – potwierdziłam- ale było tam biało i pusto. Były meble, ale poza tym nic nie stało na stole czy półkach.

- Tak jak myślałem – Klaus zmarszczył brwi i zastanawiał się nad czymś.

- O co chodzi, Nik?

- To prawdopodobnie był pałac pamięci twojej matki – mruknął i wyciągnął coś zza płaszcza co prawdopodobnie było notatnikiem.

Zmarszczyłam brwi i przeszłam się po pokoju. Kiedyś obiło mi się o uszy pojęcie 'pałac pamięci', ale nigdy nie zagłębiałam się w ten temat.

- To jest jakaś technika umysłowa? – zapytałam.

- Tak jakby. – mruknął i zapisał coś w notatniku - Pałac pamięci to zaawansowany system mnemoniczny, polegający na kojarzeniu obrazów z miejscami w znanym, rzeczywistym lub wyimaginowanym otoczeniu. Twoja matka wybrała akurat mój dwór. Korzystając z wyobraźni umieściła jakieś mocne wizualnie symbole danych informacji, które chciała zapamiętać w wybranym miejscu. Jakiś cudem znalazłaś się w umyśle swojej matki.

Usiadłam i wzięłam duży łyk wina z mojego kielicha.

- Dobrze, ale w takim wypadku co z ojcem? Przeszukiwałeś te tereny? – zagadnęłam.

- Chciałbym powiedzieć, że tak, ale szczerze to nigdy nie jeździliśmy na północny-wschód.

- Wiesz, że stoimy na granicy wojny. Kiedy Levi myśli, że się mnie pozbył to na pewno zaatakuje. Musimy być przygotowani. Pojedziesz z nami?

- Możesz na mnie liczyć. Jestem przyjacielem twoim i twojego ojca – odpowiedział.

- To świetnie. – uśmiechnęłam się – Wykorzystamy twoje specjalne zdolności.

Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i zamaszyście je otworzyłam.

- Wezwać wszystkich Decyzyjnych. Powiedzcie im, że wyruszamy na misję! – krzyknęłam, a dwaj strażnicy ruszyli biegiem wszystkich powiadomić.

Usiadłam na tronie i założyłam nogę na nogę. Klaus siedział w milczeniu i przyglądał mi się. Nie przejmowałam się nim i wyciągnęłam z pokrowca na moim udzie sztylet. Bawiłam się nim dopóki nie oznajmiono mi przybycia wszystkich Decyzyjnych.

- Wprowadzić! – powiedziałam głośniejszym tonem.

Do pomieszczenia weszli po kolei Clarke, Abby, Iris, Kane, Sebastian, Indra, Octavia, a na samym końcu Bellamy. Gestem zaprosiłam ich do stołu. Podeszłam do stołu i otarłam nerwowo dłonie. Wszyscy w milczeniu oczekiwali na to co powiem. Odchrząknęłam i wyprostowałam się.

- Jak wszyscy wiemy, udaję się z niektórymi obecnymi tutaj osobami na misję. Wyruszamy jutro w południe. Chciałabym także omówić z wszystkimi obecnymi tutaj szczegóły. Udajemy się na północny-wschód w czwórkę. Ja, Niklaus, Bellamy oraz Octavia. Pozostali znają swoje zadania. Musimy odnaleźć mojego ojca i sprowadzić go tutaj, by pomagał nam, a przede wszystkim mi, w dowodzeniu. Podczas podróży musimy być przygotowani na możliwe ataki ze strony Azgeda. Jeśli ktokolwiek usłyszy, zobaczy lub poczuje – zerknęłam na Klausa - jakiekolwiek niebezpieczeństwo niech da wszystkim prosty sygnał na przykład jakieś zdanie. Jakieś pomysły?

- Strechplei Wamplei?

- Ładna pogoda?

- Niech będzie 'ładna pogoda' – zgodziłam się - Strechplei Wamplei mogłoby wzbudzić jakieś podejrzenia, a nieoficjalnie jest to mój przydomek. Całe Azgeda, a tym bardziej Levi nie wie o tym, że żyje. On tkwi w przekonaniu, że jestem martwa. Chcę go zaskoczyć, a gdy nastąpi ostateczne starcie zabiję go.

Nikt się nie sprzeciwiał. Wszyscy wiedzieli, że zabicie Leviego to jedyne słuszne rozwiązanie w tej sytuacji. Ja nie mogę żyć, gdy on przeżyje. Ani on nie może żyć, gdy ja przeżyję. Spojrzałam po osobach siedzących przy stole. Mieli poważne miny, tylko Klaus wpatrywał się w swoje notatki z półuśmiechem.

- Jakieś pytania albo wątpliwości? – zapytałam.

- Czy musimy go zabijać? Przecież musi być jakieś inne wyjście! – zbulwersowała się Clarke.

- Levi musi zostać ukarany – odezwał się Bellamy, nie spodziewałam się po nim takiej odpowiedzi.

- Ale...

- Właśnie o to chodzi, panno Griffin. – odezwał się Klaus – Jedyne wyjście to zabicie go. Jeżeli on nie umrze to umrze Nadia. W tym momencie jej życie liczy się dla nas bardziej niż jego. Chyba, że o czymś nie wiemy?

Clarke zamilkła i ze zmarszczonymi brwiami oparła się o krzesło.

- W takim razie wszyscy się zgadzamy? – nie usłyszałam żadnego sprzeciwu – Świetnie, w takim razie jutro ja, Klaus i rodzeństwo Blake wyjeżdżamy. Dobranoc wszystkim.

Wyszłam z Sali i pokierowałam się do swojego apartamentu. Zrzuciłam swoje ubranie i nawet nie miałam siły go poskładać. Padłam na łóżko i wtuliłam twarz w poduszkę. Po chwili zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top