5.12.Skaikru zdradzili nas wszystkich.
Wyjrzałam przez okno, z którego doskonale było widać plac, na którym odbywała się walka. Zobaczyłam, że wojownik Trikru o imieniu Flo i Echo walczą. Uważnie ich obserwowałam do momentu, w którym Echo nie odcięła mu głowy. Podniosła ją tak żeby wszyscy mogli ją zobaczyć.
- Trikru upadło! – wrzasnęła i kopnęła ją.
Przetarłam twarz dłonią i odwróciłam się w stronę Indry. Miała smutny wyraz twarzy, ale przyjęła to bez słowa. Skinęła głową, a Gaia oznajmiając, że Trikru straciło wojownika, zgasiła świecę. Zagryzłam usta. Jako heda miałam zapewnione miejsce w bunkrze, jednak postanowiłam, że z niego zrezygnuję. Zostanę z moim ludźmi do końca. Przez chwilę mignął mi rudy błysk włosów. Wiedziałam, że gdzieś tam jest Luna, niegdyś bliska mi osoba. Zerknęłam na Bellamy'ego. Uważnie przyglądał się placowi, na którym była też jego siostra. Niedaleko stał Kane i czujnie wszystko obserwował. Usiadłam na tronie i pogrążyłam się w myślach. Jak to będzie wyglądać kiedy przyjdzie Praimfaya? W pewnym momencie zobaczyłam, że Bellamy gdzieś wychodzi, a zaraz za nim Kane. Zmarszczyłam brwi, bo nie miałam pojęcia co oni kombinują. Doskonale wiedzieli, że nie mogą wyjść na plac podczas trwania Konklawe, bo inaczej ich zabiją. Marcus po kilku minutach wrócił, ale Blake'a z nim nie było. Pomyślałam, że musiał trochę ochłonąć z powodu udziału Octavii w Konklawe.
***
Bellamy ocknął się w nieznanym pomieszczeniu. Nie wiedział co się stało. Jedyne co pamiętał to, że trwało Konklawe, a Octavia w nim walczyła. Azgeda oszukiwali i chciał temu zapobiec. Był przy rozmowie, gdy Echo wykluczyła chłopaka, który oszukiwał z Azgeda. Bellamy miał zamiar wrócić do Nadii, ale ktoś go ogłuszył, a potem była tylko ciemność i ból. Podniósł się z niewygodnej pozycji i rozejrzał po pokoju. Dopiero teraz dostrzegł Clarke i Jahe, którzy uważnie się mu przyglądali. Wstał z kanapy i wyprostował się. Clarke nie wyglądała dobrze. Na jej twarzy widać było smutek. Brwi miała zmarszczone, a wyraz twarzy wskazywał, że stało się coś złego.
- Co się stało? – zapytał Bellamy patrząc prosto na Clarke.
Nie doczekał się odpowiedzi. Griffin i Jaha milczeli, wpatrując się w niego.
- Gdzie jest Octavia? – Blake rozejrzał się w poszukiwaniu siostry, której tam nie było.
- Bellamy – zaczęła spokojnie Clarke, ale nie dane jej było skończyć.
- Gdzie jest Nadia? – zasypywał ich pytaniami Blake.
- Bellamy nie mogliśmy tak ryzykować, przykro mi – powiedziała Clarke, a Bellamy zamarł bez ruchu.
- Nie, nie, nie. Nie mogę ich zostawić – jęknął Blake, a jego głos zabrzmiał wręcz żałośnie.
- Przepraszam, Bellamy – powtórzyła Clarke, a głos jej drżał. Mimo, że starała się panować nad emocjami to widok przyjaciela, który cierpi z powodu straty dwóch ukochanych osób rozrywał jej serce. Serce jej się krajało, gdy widziała Bellamy'ego, ale wiedziała, że podjęła najsłuszniejszą decyzję.
- Nie mogliśmy zabrać Nadii, bo od razu zauważyliby zaginięcie Komandor – po raz pierwszy odezwał się Jaha.
Czarnoskóry mężczyzna starał się zachować powagę, ale w głębi serca cieszył się, że udało mu się namówić Clarke na jego plan i Skaikru przejęli cały bunkier. Wiedział, że jeśli dobije targu z młodą Griffin to ludzie za nią pójdą. Zdawał sobie sprawę z tego, że zostawiając na górze panią Komandor pozbawił się jeszcze większej możliwości kontrolowania Skaikru, którzy traktowali ją jak uosobienie Boga, chociaż ona za takowe się zdecydowanie nie uważała. Było mu żal Bellamy'ego, ale sądził, że ten młody człowiek zasłużył na odrobinę cierpienia w życiu. Wiedział, że Blake nie podda się bez walki i na pewno nie pozwoli na śmierć dwóch ukochanych osób. Jahę jednak w tej chwili obchodziła władza, którą trzymał w garści. Dokładnie tak jak trzymał Clarke.
- Nie mogę znowu jej stracić. – jęknął Blake – Dostała szansę, ja dostałem szansę, a teraz ratujecie mnie zamiast niej? Zasłużyła żeby uratować ludzkość, nie ja. Otwórzcie właz.
- Nie ma nawet takiej opcji – warknął Jaha.
- Jeżeli otworzymy właz to wybuchnie chaos, a Ziemianie wtargną tutaj i Skaikru nie przetrwają – powiedziała Clarke.
- A co z Octavią? Mogła wygrać, miała duże szanse – powiedział Bellamy.
- Nie mieliśmy pewności czy wygra, a nie możemy poświęcić naszych ludzi – rzekł Jaha, który powoli zaczynał tracić cierpliwość.
Do pokoju niespodziewanie wtargnęła Abby. Była wyraźnie przejęta i zdenerwowana. Zmarszczyła brwi, rozejrzała się po pomieszczeniu i znajdujących się w nim osobach.
- Co się dzieje? I gdzie do cholery jest Marcus? – zapytała i spojrzała wyczekująco na Clarke.
Wiedziała, że za wszystkim stała jej córka, bo tylko jej wszyscy słuchali, no może z wyjątkiem Komandor, która robiła to co sama uważała za słuszne i nie podążała za Clarke. Abigail nigdzie jej nie widziała i spodziewała się, że właśnie w tym pokoju zastanie Nadię i Marcusa. Jednak pomyliła się.
- Na zewnątrz – powiedział rozgoryczony Bellamy.
- O czym on mówi? – Abby była w szoku i ledwo mogła wypowiedzieć te cztery słowa.
Nie doczekała się odpowiedzi, bo delikatnie mówiąc Bellamy postanowił wziąć los w swoje ręce.
- Nie będę tu siedział. Otworzę ten właz – warknął i zaczął już wychodzić.
Clarke jednak miała inne plany i z ogromnym bólem serca poraziła swojego przyjaciela prądem, gdy ten odwrócił się plecami, by wyjść. Bellamy upadł na ziemię. Obrócił się na plecy i zobaczył smutną twarz Clarke.
- Przepraszam, Bellamy – powiedziała i znowu poraziła go prądem, a Blake stracił przytomność.
***
Octavia wygrała, ale ponieśliśmy straty. Ja straciłam przyjaciół, Iris i Sebastian zginęli reprezentując swoje klany. Echo i Luna też umarły walcząc za to co uważały za dobre. Skaikru zwyciężyli i kolejny raz udowodnili swoją potęgę i przewagę nad Ziemianami. Nie mogłam znaleźć nikogo ze Skaikru. Moim jedynym powiernikiem był Marcus, który towarzyszył mi w strefie bitwy. Nie było nigdzie Bellamy'ego ani Clarke, a to nie wróżyło dobrze. Zaczynałam się bardzo niepokoić. Octavia wkroczyła do sali i wręczyła mi odznaki wszystkich klanów. Skinęłam do niej głową, a potem posłałam krótkie spojrzenie i uśmiech w stronę Indry.
- Octavia kom Skaikru, została zwycięzcą! – powiedziałam - Schronienie pierwszej Komandor, należy do jej ludzi.
- Nie. - powiedziała, a ja spojrzałam na nią zdziwiona - Nie walczyłam dzisiaj za Skaikru. Myślałam, że walczę za siebie, ale teraz wiem, że to też nie prawda. Walczyłam za nas wszystkich. Skaikru nie weźmie bunkra dla siebie. Podzielimy się, ponieważ jesteśmy tacy sami. Jesteśmy jednym klanem i przetrwamy Praimfayę razem. Jako Wonkru!
Ludzie zaczęli wiwatować, a ja wiedziałam, że Octavia świetnie sprawdza się w roli przywódcy. Octavia zaczęła rozmawiać z Indrą i Kanem. Chciałam do nich iść, ale podszedł do mnie nowy doradca wybrany za Sebastiana.
- Pani Komandor, Skaikru przejęli bunkier i zamknęli się w nim – moje serce momentalnie stanęło.
Dlatego nikogo z nich nie było. Został tylko Marcus i Octavia, Raven, która była na wyspie oraz Monty i Harper z nieliczną grupą Skaikru, która była w Arkadii. Wiedziałam, że stała za tym Clarke i zapewne Jaha. Nie wiedziałam dlaczego Bellamy się na to zgodził. Dlaczego mnie zostawił?
- Powiedz Marcusowi i Octavii żeby natychmiast przyszli do świątyni – warknęłam.
Gestem ręki przywołałam do siebie Indrę i obie udałyśmy się do świątyni.
- Skaikru nas zdradzili – wycedziłam tylko, pełna złości.
W co Clarke chce ze mną grać? Bawi się w Lexę pod Mount Weather? Jednak młoda Griffin zapomniała o jednej najważniejszej rzeczy. Ze mną się nie pogrywa. Ona nie owinie mnie sobie wokół palca jak Lexę. Byłam pełna złości i miałam ochotę coś zniszczyć. Ziemianie chcieli dostać się do świątyni, bo mieli obiecane miejsce w bunkrze.
- Utrzymać świątynie – wydałam rozkaz.
Na mój widok ludzie rozstępowali się i robili mi swobodne przejście. Weszłam do środka świątyni. Chwilę później zjawił się Kane wraz z Octavią.
- Skaikru zdradzili nas wszystkich – warknęła Indra bez ogródek, a Kane z szokiem na twarzy zbliżył się do włazu i próbował go otworzyć. Na marne.
- To nie może być prawda.– powiedziała Octavia – Bellamy otworzy bunkier. Jestem pewna.
- Musimy czekać. – zdecydowałam – I bronić świątyni przed rozwścieczonymi ludźmi. Bellamy jest naszą ostatnią nadzieją. Muszę coś załatwić.
Podeszłam do strażnika i wydałam mu krótkie polecenie.
- Przyprowadź Gaię i powiedz jej żeby zabrała to co kazałam jej przechować. Zdecydowałam się - mężczyzna wyszedł, a ja zaczęłam wpatrywać się w klapę od bunkra.
***
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tutaj są wszyscy Komandorzy, w tym moja siostra. Nigdy nie byłam na to gotowa, ale teraz jestem. Płomień będzie najbezpieczniejszy jeśli będzie we mnie.
Gaia kiwnęła głową i zaczęła przygotowywać wszystkie niezbędne przedmioty. Miskę napełnioną piaskiem, sztylet i przede wszystkim Płomień.
- W ciemności Płomień kroczy. - powiedziała Gaia - Ciało przemija, ale Duch jest silny.
- Niech Duch wybierze mądrze - odpowiedziałam.
- Duch wybrał. Niech wystąpi Komandor - kontynuowała Gaia, a ja zrobiłam krok do przodu.
Rozcięła moją dłoń i krwią polała Płomień. Następnie zmieszała ją z piaskiem z misy.
- Krew Dowódcy to twoja krew - nakreśliła pionową kreskę z piasku i krwi na moim czole.
- Niech Duch Dowódców mnie prowadzi - uklękłam i odsłoniłam szyję.
- Ascende superius - poczułam ból, a potem jakby coś wchodziło do mojej szyi i łączyło się z mózgiem i całym moim ciałem. Wydałam z siebie wrzask i oparłam się o stół, który stał w pobliżu. Gaia patrzyła na mnie tak jakbym miała za chwilę umrzeć.
- Nie zemdlałaś - powiedziała.
- A powinnam? - zapytałam.
- Pierwszy raz przeprowadzałam ceremonię, ale według zapisków tylko najsilniejsi nie mdleli. Musisz być wyjątkowa - odpowiedziała, a ja poczułam przewiercający ból w głowie.
Wspomnienia Komandorów, którzy od ponad stu lat przewodzili Ziemianami zalały moją głowę. Zaczęłam krzyczeć i upadłam na podłogę. Oddychałam szybko i bardzo głośno. Wspomnienia, umiejętności, wiedza to wszystko miałam w głowie.
- Spalili ją żywcem. - wyszeptałam do siebie - Spalili.
- To normalne, Nadia. Duch jest teraz w tobie, a z nim wszyscy Komandorzy, razem z twoją siostrą. Za chwilę powinno przejść - powiedziała.
- Dzięki za pocieszenie. - mruknęłam i starałam się zbytnio nie poruszać głową - Muszę wracać do wejścia. Uważaj na siebie, Gaia. I nie mów nikomu, że przyjęłam Ducha.
Gaia kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
- Przygotowywałam się tyle lat żeby chronić Płomień i Natblidę. Jesteś ze mną bezpieczna - powiedziała i uczyniła nade mną znak, który jak wywnioskowałam dawał mi opiekę i powodzenie.
Skłoniłam się i wróciłam do głównej części świątyni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top