3.14.Niech rozpocznie się taniec!

DISCLAIMER: JEŻELI NIE PRZEPADASZ ZA TEMATYKA WAMPIRÓW TO POMIŃ TEN ROZDZIAŁ ALBO PRZECZYTAJ NA WŁASNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ, BO JEST TU KILKA ISTOTNYCH FAKTÓW. TEN ROZDZIAŁ POWSTAŁ NA PRÓBĘ, CHCIAŁAM DODAĆ CZEGOŚ NOWEGO I ZOBACZYĆ JAK WYJDZIE. WAMPIRY ZOSTANĄ WSPOMNIANE W TYM I W NASTĘPNYM ROZDZIALE, ALE NIE BĘDĄ MIAŁY TRWAŁEGO WPŁYWU NA FABUŁE I PONOWNIE SIĘ NIE POJAWIA (tylko postać Klausa). MIŁEJ LEKTURY! PEACE!

Za pół godziny bal miał się oficjalnie rozpocząć. Miał to być symbol jedności między Ziemianami a Skaikru. Całe przedsięwzięcie odbywało się w starym dworku, który był idealnie zachowany. Znajdowały się tu charakterystyczne elementy dla renesansu, klasycyzmu i rokoko. Wnętrze było cudowne i zapierało mi dech w piersiach. Bal miały rozpocząć dawne tańce. Było osiem par. Kobiety stały na szczycie schodów, a ich partnerzy na dole. Byłam ostatnią tańczącą i wciąż zastanawiałam się dlaczego dałam się na to namówić. Moim partnerem miał być Illian, ale nigdzie go nie widziałam. Dziewczyna przede mną właśnie została wyczytana i schodziła już na dół.

- Sebastian, wiesz gdzie jest Illian? – zapytałam go.

- Niestety nie, Diana musisz już iść, najwyżej nie zatańczysz – powiedział i poprowadził mnie na szczyt schodów.

Zobaczyłam na dole Bellamy'ego, który się rozgląda. Wyglądał niesamowicie w garniturze.

- Diana z Trikru i Ilian z Trishanakru – usłyszałam głos Marcusa i falę oklasków.

Rzuciłam ostatnie spojrzenie Sebastianowi i zaczęłam powoli schodzić po schodach. Byłam już w połowie kiedy zobaczyłam, że Bellamy wychodzi z szeregu pozostałych gości i wyciąga w moim kierunku rękę. Nie miałam wyjścia i chwyciłam ją. Pomógł mi zejść ze schodów i poprowadził do reszty par.

- Nastąpiła mała zmiana. Diana z Trikru zatańczy z Bellamym z Skaikru. Niech rozpocznie się taniec! – powiedział Marcus.

- Gdzie jest Illian? – dyskretnie zapytałam Bellamy'ego.

- Nie wiem – odpowiedział.

Muzyka zaczęła grać, a my stanęliśmy naprzeciwko siebie. Zrobiliśmy krok i ukłon.

- Czemu to robisz? Nie powinieneś się przemęczać, twoje ramię. – zapytałam kiedy nachyliliśmy się do siebie.

- Bo nie miałaś partnera, a moim ramieniem się nie przejmuj – odpowiedział i wyprostowaliśmy się.

Krok w tył. Coś się dzieje, a ja muszę dowiedzieć się co. Zobaczyłam Lexę, która siedziała na tronie i uważnie wszystkich obserwowała, a w szczególności mnie. Uniosłam głowę i spojrzałam na Bellamy'ego. Jego twarz nie zdradzała nic. Lekko się uśmiechał i patrzył się na mnie. Wyciągnęliśmy swoje prawe dłonie i bez przerywania kontaktu wzrokowego, zaczęliśmy się obracać. Gdy wykonaliśmy pełny obrót opuściliśmy ręce i wróciliśmy do pozycji wyjściowej. Tym razem wyciągnęliśmy lewe dłonie i znowu wykonaliśmy obrót. Potem obie ręce i obrót. Bellamy ciągle patrzył mi w oczy, a jego spojrzenie było nieodgadnione. Chyba jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył. Zbliżyliśmy się do siebie i przyjęliśmy pozycję jak do walca. Był bardzo blisko mnie. Dotyk jego ręki na moim biodrze i drugiej, którą trzymałam, sprawiał, że byłam spięta. Nigdy wcześniej nie stresowałam się tak czyjąś obecnością. Obserwował każdy mój ruch, ale uśmiechał się. Też się uśmiechnęłam. Po kilkunastu krokach wróciliśmy do pierwotnego ułożenia i znowu się ukłoniliśmy. Rozległy się brawa, a muzyka powoli cichła.

- Nie wiedziałam, że umiesz tak tańczyć – powiedziałam, gdy odeszliśmy kawałek od parkietu.

- Nigdy nie pytałaś – odpowiedział zdawkowo i uśmiechnął się.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę aż podszedł do nas mężczyzna, którego nie znałam.

- Czy mógłbym panią prosić do tańca? – zapytał i uśmiechnął się zachęcająco.

Bellamy nic nie mówił, ale zauważyłam, że się spiął i zlustrował mężczyznę wrogim spojrzeniem. Uśmiechnęłam się i podałam mu dłoń.

- Z przyjemnością – oznajmiłam i poszliśmy na parkiet.

Zaczęliśmy tańczyć. Czułam na sobie wzrok Bellamy'ego, ale starałam się go zignorować. Nie mógł mówić mi z kim się mam zadawać, a z kim nie. Mężczyzna wydawał się przyjazny, ale wciąż nie znałam jego tożsamości. Uśmiechał się do mnie szarmancko.

- To zaszczyt w końcu panią poznać, pani Konstantinova – wzdrygnęłam się na dźwięk mojego nazwiska.

- Dawno nie słyszałam swojego nazwiska – odrzekłam.

- Dobrze się przygotowałem na spotkanie z panią. Jest pani bardzo znana w tym miejscu – dalej się uśmiechał. Był świetnie obyty i dobrze ważył słowa. Byłam pod wrażeniem jego osoby i z każdą minutą coraz bardziej ciekawiło mnie kim jest.

- Skoro pan wie, że nazywam się Nadia Konstantinova, to czy ja mogłabym poznać pańskie imię? – zapytałam. Wciąż wirowaliśmy w tańcu, a w jego oczach zauważyłam iskierkę radości? Sama nie wiedziałam jak to nazwać.

- Moje imię to Niklaus Mikaelson. Jednak wszyscy mówią mi Klaus – uśmiechnął się szarmancko.

- Świetnie tańczysz – napomknęłam, a Klaus szerzej się uśmiechnął.

- Ty również jesteś wyborną tancerką. Widziałem cię dzisiaj z tym mężczyzną, wyglądałaś zachwycająco – skomplementował mnie.

- Dziękuję, mój brat nauczył mnie wszystkich tańców jakie znał – powiedziałam, zgrabnie omijając temat Blake'a, i uśmiechnęłam się na wspomnienie Dereka uczącego mnie tańczyć.

- Znałem twojego ojca. Byłem jego... - przerwał jakby zastanawiał się co powiedzieć – dobrym przyjacielem. Ninę i Dereka miałem zaszczyt poznać, ale spotkanie ciebie i Lexy nie było mi niestety dane, aż do teraz – powiedział.

Muzyka przestała grać. Miałam w głowie dużo pytań, które chciałam mu zadać. Odprowadził mnie do przyglądającego się nam Bellamy'ego.

- Miło było dotrzymać ci towarzystwa – powiedział i zaczął odchodzić.

- Zaczekaj, chciałabym jeszcze porozmawiać – zatrzymałam go.

Klaus obrócił się i uśmiechnął enigmatycznie.

- Spokojnie. Jeszcze się zobaczymy, Nadio – puścił mi oko i odszedł.

Bellamy spojrzał na mnie krzywo i było widać, że nad czymś się zastanawia.

- Dlaczego powiedział do ciebie Nadia? – zapytał w końcu.

- Bo to moje prawdziwe imię – odpowiedziałam, złapałam materiał mojej sukienki i wyszłam.

*Bellamy pov*

Obserwowałem jak Diana tańczy z mężczyzną, który przedstawił mi się przed rozpoczęciem balu jako Niklaus Mikaelson. Dziewczyna wyglądała pięknie i świetnie tańczyła. Uśmiechała się do Niklausa i prowadziła z nim jakąś rozmowę. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. W końcu muzyka przestała grać i Niklaus przyprowadził Dianę do mnie.

- Miło było dotrzymać ci towarzystwa – powiedział do Diany i miał zamiar już odchodzić, ale ona go zatrzymała. Przewróciłem oczami, tak żeby nie widziała.

- Zaczekaj, chciałabym jeszcze porozmawiać – powiedziała i zrobiła dwa kroki do przodu.

Klaus obrócił się i uśmiechnął do niej.

- Spokojnie. Jeszcze się zobaczymy, Nadio – puścił jej oko i w końcu odszedł.

Spojrzałem na nią i zastanawiałem się dlaczego mimo wszystkich moich czynów czasem odważnych, a czasem po prostu głupich nie umiałem jej powiedzieć co czuję. Zdziwił mnie fakt, że powiedział do niej Nadia. Czy o czymś mi nie powiedziała?

- Dlaczego powiedział do ciebie Nadia? – zapytałem w końcu.

- Bo to moje prawdziwe imię – odrzekła, a w jej głosie słyszałem nutę irytacji.

Chwyciła sukienkę w ręce i odeszła w kierunku tarasu, zostawiając mnie samego. Kiedy straciłem ją z pola widzenia, rozglądnąłem się po całym pomieszczeniu. Pani Komandor patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Skłoniłem jej się, a ona natychmiast przywołała do siebie strażnika. Powiedziała mu coś na ucho. Minęła dosłownie chwila, a mężczyzna zjawił się obok mnie.

- Komandor, prosi pana do siebie – odrzekł, a ja bez słowa pokierowałem się do niej. Komandor siedziała na wielkim tronie i nie tańczyła. Obserwowała wszystkich. Była niczym królowa.

- Lexa, chciałaś mnie widzieć – powiedziałem z obojętnym wyrazem twarzy.

- Od jakiegoś czasu... – zaczęła i założyła nogę na nogę – Może inaczej... zauważyłam, że jesteś blisko z moją siostrą. Ona nie chce nic mówić, więc stwierdziłam, że zapytam ciebie. Co jest między wami?

Westchnąłem głęboko i wyprostowałem się. Co miałem jej powiedzieć? Że jestem tchórzem i boję się jej powiedzieć? Czy może, że skrzywdziłem ją tyle razy, że na pewno mnie odepchnie?

- Przyjaźnimy się. – wypaliłem w końcu – Zależy mi na niej i nie ukrywam tego, ale między nami nie ma niczego więcej – skłamałem.

Lexa przewróciła oczami i wyprostowała się na krześle.

- Znam się na ludziach, Bellamy. Wiem kiedy kłamią, a ty i moja siostra ściemniacie jak najęci. Coś między wami jest. Moje pytanie brzmi co?

- Nie chcę o tym mówić, Lexa. Nie uważasz, że to sprawa między mną a Dianą albo raczej Nadią – burknąłem.

- Skąd znasz jej prawdziwe imię? – zapytała i przeniosła wzrok na tłum, dostrzegając kogoś.

Obróciłem się i zobaczyłem, że Niklaus uśmiecha się do nas i macha wesoło ręką.

- Oh, Klaus. Mogłam się tego spodziewać. – westchnęła i przetarła czoło dłonią – Wrócimy kiedyś do naszej rozmowy. Możesz odejść.

Odszedłem, przechodziłem obok ludzi, którzy się śmiali, rozmawiali, tańczyli. Nie widziałem nikogo znajomego. Przez chwilę wydawało mi się, że dostrzegłem w tłumie twarz Diany albo raczej Nadii. Zobaczyłem, że do środka wchodzi Raven. , że było jej przykro z powodu nogi. Podszedłem do niej.

- Raven – przywitałem się i zagrodziłem jej drogę.

- O co chodzi Bellamy? – zapytała i spojrzała mi w oczy.

- Chciałabyś zatańczyć? – podniosła brwi i podciągnęła sukienkę pokazując mi szynę – Obiecuję, że będę ostrożny. Potrzebujesz trochę rozrywki.

Ostatecznie Raven się zgodziła i spokojnie pląsaliśmy po parkiecie. Rozglądałem się w poszukiwaniu Nadii, ale nigdzie jej nie było. Martwiłem się, bo minęło już trochę czasu.

- Poradzi sobie, jest silna – powiedziała Raven, zauważając mój wyraz twarzy.

- Wiem, ale nie jestem pewien czy ja sobie poradzę – mruknąłem i spuściłem głowę.

*** kiedy Bellamy rozmawiał z Lexą ***

Powietrze na zewnątrz było świeże i chłodne. Widziałam na niebie różne gwiazdozbiory, których mnie uczono. Ogród otaczający ogromy dwór był oświetlony lampionami. Wdychałam przyjemny zapach rosy i świeżego powietrza. Obejrzałam się za siebie. Przez oszklone drzwi widziałam bawiących się ludzi. Nie mogłam uwierzyć, że istnieją takie miejsca, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Podejrzewałam, że to miejsce należało do Klausa, o którym również do tej pory nie słyszałam. Zrobił na mnie pozytywne wrażenie, chociaż czułam wobec niego jakiś niepokój. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Zastanawiałam się nad moją relacją z Bellamym. Kim dla mnie był? Kim ja byłam dla niego? Ciągnęło nas do siebie i to było niezaprzeczalne. Nie miałam tylko pewności czy tylko fizycznie czy to coś głębszego. Otworzyłam oczy, kiedy poczułam, że ktoś dotknął mojej ręki. Zerknęłam na mojego towarzysza.

- Raven? – zdziwiłam się kiedy zobaczyłam dziewczynę obok mnie.

Uśmiechnęła się i mocniej ścisnęła moją dłoń. Wyglądała inaczej niż zwykle. Nie tylko ze względu na jej strój czy włosy. Dziewczyna wyglądała pięknie. Jej czekoladowe włosy były rozpuszczone i układały się delikatnymi falami. Ciemnozielona sukienka wyglądała na niej idealnie. Cały obraz psuła tylko szyna na jej nodze. Zrobiło mi się jej szkoda. Nie mogła tańczyć, biegać czy wykonywać jakichkolwiek innych czynności związanych z ruchem. Pewnie gdybym była na jej miejscu załamałabym się.

- Nad czym myślisz? – zapytała mnie.

Obie patrzyłyśmy się na ciemnogranatowe niebo nad nami. Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Była jedną z moich nielicznych prawdziwych przyjaciółek i mogłam powiedzieć jej wszystko. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam jak.

- O mnie i o Bellamym. Co czuję względem niego i on względem mnie – odpowiedziałam nie odrywając wzroku od nieboskłonu.

Westchnęła i zaczęła bawić się swoim złotym naszyjnikiem.

- Bellamy jest skryty – zaczęła – i niełatwo zmusić go do mówienia o jego emocjach. Jest przeraźliwie uparty, ale kiedy na ciebie patrzy... Jego wzrok mówi, że wyciągnął by cię z piekła, gdyby była taka potrzeba.

Milczałam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nigdy wcześniej nie zwracałam większej uwagi na to jak na mnie patrzy. Zresztą czy ja w ogóle bym to zauważyła? Pewnie nie. Chciałam przetrzeć oczy, ale przypomniałam sobie, że mam makijaż i pewnie gdybym to zrobiła to wyglądałabym okropnie.

- Co ty do niego czujesz? – zadała mi pytanie, którego najbardziej się obawiałam.

- Nie wiem, Raven. Ja... - zacięłam się na moment – zawsze kiedy jestem przy nim robi mi się ciepło, uwielbiam to, że jest tak niesamowicie troskliwy i empatyczny. Do tego odważny, ale okropnie nieodpowiedzialny i nie zgadzam się z jego niektórymi decyzjami. Czasami też wykazywał się ogromną nietolerancją w stosunku do Ziemian. Pociąga mnie fizycznie, ale nie wiem czy to co czuję jest miłością.

- Bellamy zrobił dużo złych rzeczy, ale zawsze żałuje i ma świadomość swoich błędów. Nie chcę go usprawiedliwiać. Nie o to chodzi. Chcę ci pokazać, że Bellamy jest warty tego co czujesz, pomimo jego błędów z przeszłości.

Raven otworzyła ręce w geście objęcia mnie. Przytuliłam się do niej i od razu poczułam się spokojniejsza. Stałyśmy tak chwilę. Pożegnałam się z nią i wróciłam do środka. Zobaczyłam Klausa, który stał i popijał whisky, przyglądając mi się. Nasze spojrzenia się spotkały, a gdy przyłożył szklankę do ust, dostrzegłam, że się uśmiecha. Postanowiłam do niego podejść.

- Miło znowu cię widzieć – powiedział.

- Mi również – odpowiedziałam, pragnąc jak najszybciej przejść do sedna sprawy.

- Zgaduję, że nie po to przyszłaś? – zagadnął i dopił resztkę whisky.

- Właściwie to mam do ciebie kilka pytań, jeśli oczywiście zgodzisz się odpowiedzieć – powiedziałam i uśmiechnęłam się zachęcająco.

- Przejdźmy się – rzekł i wystawił mi ramię.

Chwyciłam je i pozwoliłam Klausowi się poprowadzić. Wyszliśmy na zewnątrz, jednak tym razem nie było tu nikogo i słychać było tylko stukot moich obcasów. Szliśmy alejką, po obu jej stronach rosły drzewa i wyglądało to niesamowicie. Na końcu alejki znajdowała się biała altana. Weszliśmy do niej, a Klaus pomógł mi usiąść. Sam zajął miejsce obok mnie.

- Pytaj o co tylko pragniesz – powiedział i machnął ręką.

- Czy ta posiadłość należy do ciebie? – zadałam pytanie, byłam ciekawa Klausa.

Zastanawiał i zaskakiwał mnie. Na pierwszy rzut oka nie mogłam przyporządkować go ani do „złych" ani do „dobrych". Biła od niego wyższość i pewność siebie, która czasami mogła zamienić się w arogancję. Wydawał się władczy i bezwzględny, ale uważałam, że ma w sobie rozsądek, honor i sprawiedliwość. Nie wiedziałam w jakim stopniu moje przypuszczenia są dobre.

- To co widzisz – wskazał na dworek i ogród – oraz to czego nie widzisz od wielu pokoleń należy do Mikaelsonów. Jednak to ja sprawuję pieczę nad tym miejscem, mimo że jestem czwarty z rodzeństwa. Jeszcze ich nie poznałaś, ale z pewnością kiedyś ich spotkasz. Być może już niedługo.

- Skąd wiesz, że nazywam się Nadia Konstantinova? – zadałam kolejne pytanie, na które odpowiedź chyba najbardziej mnie ciekawiła.

- Tak jak mówiłem wcześniej, poznałem Caleba już bardzo dawno temu. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, z czasem poznałem Ninę i Dereka. Potem niestety zmarli, a ciebie nie widziałem od pogrzebu. Wiele słyszałem o tobie i twoich osiągnięciach.

Słuchałam uważnie każdego słowa, które wypowiadał. Rodzice nigdy o nim nie wspominali. Zmarli jak miałam siedem lat, a Derek prawie cztery lata po nich.

- Wiedziałaś, że Konstantinova to nazwisko twojej matki? Twoja siostra i brat zrzekli się nazwiska, a ty po prostu go nie używałaś i zmieniłaś imię. Swoją drogą bardzo sprytnie z Nadia na Diana.

- Tata mówił na mnie Diana, uważał, że fakt, że urodziłam się w pełnie coś znaczy. Poza tym to anagram. Skąd wiedziałeś, że ja to ja?

Uśmiechnął się, zerwał kwiatek rosnący na ścianie altanki i podał mi go.

- Widziałem twoją matkę, gdy była w twoim wieku. Wyglądasz zupełnie jak ona, tylko te oczy... - przyglądał się moim oczom, co zaczęło mnie trochę niepokoić.

Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się kwiatkiem. Był śliczny, cały biały, a jego woń już docierała do mojego nosa. Klaus wstał z ławeczki i podszedł do wyjścia z altanki. Zapewne miał zamiar zakończyć rozmowę i wyjść.

- Czym jesteś? – powiedziałam dość głośno, a mężczyzna przystanął.

Oparł się o belkę, a potem powoli odwrócił w moją stronę. Na jego twarzy tańczył chytry uśmieszek.

- Co masz na myśli? – odpowiedział bardzo powoli.

- Czym jesteś? Bo wiem, że nie człowiekiem – odrzekłam i wstałam.

W mrugnięciu okiem znalazł się tuż przy mnie, a ja nie mogłam pojąć jak to jest możliwe. Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho, a ja wpatrywałam się w niego w szoku.

- Prawdziwe pytanie brzmi, czym ty – szepnął – jesteś? Czuję twoją aurę.

Cofnęłam się o krok. Klaus bacznie mnie obserwował. Nie bałam się go, wiedziałam, że ma ważne informacje, dlatego jeszcze nie wyciągnęłam broni.

- Co masz na myśli? – zapytałam.

Uśmiechnął się i z powrotem usiadł na ławeczce. Przyglądałam się mu, a on mi. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, czekając na to kto wygra. W końcu oboje odwróciliśmy wzrok.

- Jak zdążyłaś zauważyć nie jestem człowiekiem. Jestem hybrydą, pół wilkołakiem pół wampirem. Nie bój się mnie, jesteśmy po tej samej stronie – powiedział, a ja zastanawiałam się co się właściwie dzieje.

- Powiedz mi całą prawdę – odrzekłam i usiadłam obok niego.

- Najpierw poznałem twojego tatę. Caleb był jednym z nielicznych ludzi, którym ufałem... i ufałem mu do końca. Poznałem go przez mojego brata Elijah'a, który znał go przez kogoś tam, w tym momencie to nie jest ważne. Był bardzo szanowanym człowiekiem, bo pochodził z bardzo znanej rodziny. Rodziny, która trzymała władzę w Trikru. Twój ojciec był również ambasadorem Trikru jedynym męskim od wielu lat, ale pewnie o tym wiesz. Na jednym z przyjęć, które organizowała moja rodzina. Caleb poznał Ninę Konstantinovą, czyli twoją matkę. To była prawdziwa i wielka miłość. Aż miło było na nich patrzeć. – uśmiechnął się, zapewne przypominając sobie moich rodziców – Szybko wzięli ślub i pojawił się Derek. Wtedy też pojawiły się problemy. Azgeda uznali, że twoi rodzice są dla niech zagrożeniem. Wyjechali i zamieszkali u nas. Gdy Derek miał trzy lata, na świat przyszła Lexa, a cztery lata po niej, ty. Derek miał wtedy siedem lat, a ja i Caleb, odkąd nauczył się chodzić, uczyliśmy go walczyć bronią i wręcz. Kiedyś, gdy się skaleczył odkryliśmy, że jest Natblidą. Tak samo było z tobą i Lexą. Kiedy zmienił się król i Ambasador Azgeda, twoi rodzice postanowili wrócić do swojego dawnego domu. Nie mogłem niestety obserwować jak dorastacie. Ostatni raz widziałem cię, gdy byłaś niemowlakiem, a Lexa wesołą trzylatką. Przykro mi, że Derek zmarł. Był dla mnie jak syn. – westchnął głęboko – Jednak zanim zmarł to regularnie mnie odwiedzał razem z Calebem i uczyłem go między innymi tańczyć. – puścił mi oko – Jakiś czas potem twoi rodzice zostali zamordowani przez Azgeda. Byłem na pogrzebie i widziałem cię, chociaż ty mnie nie pamiętasz. Była to dla mnie wielka strata. Jednakże to miejsce jest twoim domem, tu przyszłaś na świat i będzie to część ciebie.

- Jaki to ma związek z tobą? – zapytałam, gniotąc materiał mojej sukienki.

- Taki, że twoi rodzice o nas wiedzieli i wspierali nas. Myślę, że w obliczu nadchodzącej wojny nasza pomoc będzie... cenna.

- Czego, więc chcesz? Nie jesteś człowiekiem, który nie oczekuje niczego w zamian – stwierdziłam, a on znowu się uśmiechnął.

- Jest to przysługa i jednocześnie obietnica złożona twoim rodzicom. Jednak zaintrygowałaś mnie i chciałbym dowiedzieć się kim lub czym jesteś.

- Jakie inne niesamowite istoty istnieją? – zapytałam z czystej ciekawości.

- Hybrydy, jak ja, wampiry, wilkołaki i czarownice – powiedział ze spokojem, a mi to wszystko wydało się surrealistyczne.

Wstał z ławeczki i wyglądał jakby wytężał słuch. Jego twarz przybrała skupiony wyraz, a potem się uśmiechnął. Znowu.

- Co się dzieje? – zapytałam.

- Twój chłoptaś cię szuka i nie może znaleźć. – zaśmiał się – Biegnij do niego, porozmawiamy jeszcze jutro.

Kiwnęłam głową i zaczęłam wychodzić z altanki. Obróciłam się jednak i uśmiechnęłam do Klausa, który opierał się o futrynę altanki.

- Dziękuję za szczerość – powiedziałam, a Klaus puścił mi oko i zasalutował.

Pognałam alejką w stronę świateł dworu. Z oddali słyszałam już nawoływania Bellamy'ego. Biegłam w kierunku jego głosu. Było mi trochę niewygodnie, zważając na moje szpilki i długą suknię. W końcu jednak na tarasie zobaczyłam Bellamy'ego. Pomachałam do niego, a on od razu zbiegł po schodach do mnie. Zamknął mnie w szczelnym uścisku. Nie wiedziałam co się właściwie dzieje.

- O co chodzi Bellamy? – zapytałam, gdy raczył mnie puścić.

- Nie było cię dwie godziny. Zniknęłaś i bałem się, że coś ci się stało – powiedział i pogładził mnie po twarzy.

- Spokojnie, zgłębiałam historię moich rodziców. Usłyszałam jak mnie wołasz i przybiegłam tutaj.

Usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk, który dobiegał z przodu dworku. Spojrzałam na Bellamy'ego i oboje rzuciliśmy się do biegu. Zdjęłam szpilki i złapałam je w dłonie. Kiedy dobiegliśmy przed domek stała tam kobieta, która prawdopodobnie krzyczała, a kilka metrów od niej leżało ciało jakiegoś człowieka. Rzuciłam szpilki na ziemie i podbiegłam do ciała. Kiedy byłam już wystarczająco blisko dostrzegłam, że to Illian. Zakryłam usta dłonią, ale zbliżyłam się do niego, kucnęłam i sprawdziłam puls. Nie żył. Zauważyłam, że miał ślady jakby po zębach na szyi.

- Klaus! – zaczęłam wrzeszczeć i odwróciłam się w stronę dworku – Klaus! Elijah! Klaus!

Za mną stał Bellamy i położył mi rękę na ramieniu. Klaus zjawił się chwilę potem, a razem z nim Elijah i jakaś blondynka, prawdopodobnie Rebekah.

- Zajmij się tym – szepnął Klaus do Elijaha, a on tylko kiwnął głową i podszedł do ciała, a blondynka za nim.

Klaus podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

- Powinniście jakiś czas zostać. Clarke, Lexa i część waszych ludzi już pojechała, ale chciałbym żebyś ty i twój kolega zostali. – rozglądnął się dookoła – Nie jest teraz zbyt bezpiecznie, a mam obowiązek chronienia cię.

- Poradzę sobie, Klaus – odrzekłam spokojnie.

- Naprawdę nalegam na to żebyś została – powiedział, a w jego oczach widziałam powagę i troskę.

Spojrzałam na Bellamy'ego, a on pokiwał głową.

- W porządku – zgodziłam się – zostaniemy na jakiś czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top