2.2.Nie masz prawa decydować kto umrze.

Obudziłam się w małym pokoju. Ściany i podłoga były zrobione z metalu. Wszystko było z metalu. Na podłodze leżał Bellamy i spał. Był to chyba jeden z nielicznych momentów, kiedy naprawdę to robił. Bellamy był człowiekiem, który nie spał wcale i ciągle był na nogach. Nie mogłam go obudzić, bo zasługiwał na odpoczynek. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Wróciłam myślami do wydarzeń z wczoraj. Rozmowa z Lexą, spotkanie z Finn'em, a potem jeszcze z Bellamy'm. Musiałam zasnąć, bo nie pamiętam co się stało jak wziął mnie na ręce. Wstałam z łóżka, ale zrobiło mi się czarno przed oczami, więc oparłam się o ścianę obok mnie. Po chwili wszystko było w porządku. Okryłam Bellamy'ego kocem, którym ja byłam przykryta. Dałam mu buziaka w policzek. Spał, więc nie będzie o tym wiedział. Ubrałam buty i przeczesałam włosy palcami. Wyszłam z pokoju. Nie wiem ile czasu spałam, ale prawdopodobnie był już ranek. Korytarze nadal były puste. Chciałam iść do Raven, do jej pracowni, ale ktoś mógł mnie zobaczyć. Wymknęłam się bokiem. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Od razu postanowiłam, że udam się do Lexy. Musiałam uratować Finna. Weszłam bez pukania i jakiegokolwiek pozwolenia do jej namiotu. Popatrzyła na mnie zaskoczona, ale wyprostowała się

- Teik em kamp, beja. Em tried kom shiled lukots. Ai na do aniting jus beja teik em kamp (Wypuść go, proszę. On próbował chronić swoich przyjaciół. Zrobię wszystko, tylko go wypuść) - powiedziałam przez łzy cisnące mi się do oczu. Nie chciałam owijać w bawełnę. Nie wtedy.

- No ai tri kom shil ai kru. Em fraged ai kru. Jus drein jus daun (Nie, ja próbuję chronić mój klan. On zaatakował nasz klan. Krew za krew.) - odpowiedziała ostro Lexa.

- Leksa beja (Lexa proszę) - dławiłam się swoimi łzami. Dlaczego musiała być taka bezwzględna dla niego? My też zabiliśmy ich ludzi. Clarke zabiła 300 naszych, a Finn 18 osób. Dlaczego nie zasługiwał na łaskę?

- No, jus drein jus daun (Nie, krew za krew) - krzyczała Lexa.

Milczałam chwilę, a po policzkach spływały mi łzy. Lexa patrzyła na mnie i jakby się nad czymś zastanawiała.

- Ai na teik his folt (Wezmę na siebie jego winę) - odezwała się w końcu.

Skoro on zasługiwał na to, by ponieść śmierć 18 osób to ja zasługuję żeby ponieść śmierć niezliczonej ilości osób, które zabiłam. Dlaczego on ma być większym mordercą niż ja? Dlaczego to on ma zasługiwać na śmierć, a nie ja? Zasługiwałam na karę bardziej niż on.

Lexa spojrzała na mnie i popatrzyła w oczy. Widziałam, że się poważnie nad czymś zastanawiała, a moje słowa wprawiły ją w zaskoczenie.

- Yu like em. Ai na do em just gon yu laik ai sis. Ai teik em kamp (Lubisz go. Ja robię to ze względu, że jesteś moją siostrą. Puszczę go wolno.) - powiedziała w końcu i wyszła z namiotu zostawiając mnie samą.

- Mochof Leksa (Dziękuję Lexa) - szepnęłam.

- Ogłoszę to dzisiaj przy ogniu, chociaż ludzie nie będą zachwyceni - powiedziała i odwróciła się do mnie plecami, a ja wyszłam.

Jeżeli Lexa zmieni decyzję to mnie zniszczy. Stracę kawałek siebie, kawałek swojej duszy. Musiałam się uspokoić. Postanowiłam, że zrobię to co potrafię najlepiej, zapoluję.

Byłam w lesie cały dzień. Upolowałam cztery króliki, a jednego z nich zjadłam na obiad. Siedziałam na drzewie i strugałam bez celu kawałek drewna. Zobaczyłam, że słońce już zachodzi. Miałam mało czasu, musiałam już wracać do obozu, bo po zmierzchu miała odbyć się egzekucja. Schowałam łuk, którym dzisiaj polowałam, w krzakach przy drzewie. W głowie miałam jakąś starą piosenkę, którą śpiewała mi mama. Miałam wtedy z dwa lata kiedy mi ją śpiewała, a nadal ją pamiętam. Nie wiem gdzie jest moja matka i ojciec. Lexa mówiła, że umarli kilka lat przed Derekiem, ale ja ich nie pamiętałam. Byłam najmłodsza z trójki rodzeństwa i wszyscy byliśmy Czarnokrwiści. Kiedy próbuję sobie przypomnieć jak wyglądała mama widzę tylko twarz Lexy, to ona zawsze była dla mnie jak mama chociaż jest tylko cztery lata starsza. Gdy myślę o ojcu widzę twarz Dereka. W tym roku kończyłby 30 lat. Byłby świetnym wodzem i wojownikiem. Miałby już żonę i może dzieci. Odegnałam myśli o mojej rodzinie i rzuciłam się do biegu. Miałam mało czasu. Biegłam, a w głowie słyszałam głos matki, który śpiewał. Robiło się coraz ciemniej, a ja byłam już prawie na granicy lasu. Słyszałam już bębny i szydercze śmiechy moich ludzi. Spojrzałam na swoje ręce, które całe były zakrwawione, prawdopodobnie od gałęzi i kolców roślin, przez które się przedzierałam. Dopiero teraz poczułam ból. Kiedy stałam na wzniesieniu przy granicy lasu i patrzyłam na powoli rozpoczynającą się egzekucję. Wzięłam głęboki oddech i pobiegłam dalej, a z moich ust wydobywały się słowa piosenki.

- „Czy bezsilnie patrzeć mam na grożącą rzeź? Ach, nie! Orle w przestrzeń unieś mnie! Góro daj mi twardość skał! Dobre duchy złączcie się. Sprawcie, żeby cud się stał!"*

Rozplątały mi się wszystkie warkocze i teraz moje włosy powiewały na wietrze. Werble stawały się coraz głośniejsze. Zobaczyłam, że w Camp Jaha zgromadził się już tłumek, który czekał na egzekucję. Byłam już tak blisko. Zobaczyłam, że wyprowadzają już Finn'a z więzienia.

- „Jak złowieszczo werble brzmią! Czy przyjaźni* mojej kres znaczą werble, które dziś brzmią?" – śpiewałam i byłam już przy wejściu do naszego obozu. Biegłam dalej nie zwracając na dziwne spojrzenia otaczających mnie ludzi. Przedzierałam się do przodu. Nie mogłam się zatrzymać. W końcu dotarłam do samego przodu. Przywiązywali już Finn'a do przygotowanego pala. Gdzieś z boku dostrzegłam blond włosy Clarke. Co ona tu robiła? Już chciałam pobiec do Finn'a, ale zatrzymała mnie straż. Nie miałam ochoty się teraz z nimi bawić. Jednemu wbiłam sztylet w rękę, a drugiego kopnęłam i odsunęli się ode mnie. Podbiegłam do Finn'a i zasłoniłam go swoim ciałem. Zobaczyłam, że Lexa podchodzi w naszym kierunku z wyciągniętym mieczem. Szybko oddychałam. Stanęłam tak, że mogłam dosięgnąć dłoni Finn'a i za nią złapałam i ścisnęłam.

- Chcesz zabić jego to najpierw zabij mnie – powiedziałam z całą siłą jaką posiadałam po biegu.

Zamknęłam oczy i starałam się opanować bicie serca i przyśpieszony oddech.

- Odsuńcie ją od niego – usłyszałam zimno, matowy głos Lexy.

- Nie! – wyrywałam się, ale strażnicy złapali mnie mocno, tak że nie mogłam się ruszyć. Puściłam dłoń Finna, a oni zaciągnęli mnie na miejsce obok Lexy. Puścili mnie, ale nie odstępowali na krok. Stałam obok Lexy bezradna i czekałam na dalszy przebieg zdarzeń. Lexa kiwnęła ręką do Clarke, która podeszła do Finn'a. Chwilę z nim rozmawiała, ale nie słyszałam co dokładnie mówili. Potem go pocałowała i przytuliła.

Zobaczyłam, że jego głowa powoli opada. Nie wiedziałam co się dzieje. Clarke się odsunęła. Zobaczyłam powiększającą się plamę krwi na koszulce Finna i zakrwawioną dłoń Clarke trzymającą coś ostrego. 

- Nie! - jęknęłam. Potrem wszystko działo się tak szybko.

Zaczęłam krzyczeć. Wszyscy stali w szoku. Czułam, że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i zaczęłam osuwać się na Lexę. Była zdumiona, ale złapała mnie i delikatnie posadziła na ziemi. Słyszałam, że jeszcze ktoś krzyczy. Wiedziałam, że to Raven. Nasze krzyki mieszały się i stworzyły coś przerażającego. Widziałam, że Clarke płacze i odchodzi. On nie żyje. Finna już nie ma. On by żył. To wina Clarke. To Clarke. Tysiące myśli przebiegało mi przez głowę. Chwiejnie wstałam i podeszłam do słupa gdzie dalej było ciało Finna. Dotknęłam jego policzka i odgarnęłam włosy za ucho.

- Yu gonplei ste odon – powiedziałam i odeszłam.

Pokierowałam się od razu do Clarke, która stała i wpatrywała się w to co się dzieje. Kierowały mną różne emocje, ale złość przeważała. Bez słów podeszłam do niej i uderzyłam ją prosto w twarz.

- To twoja wina! – krzyczałam – Przez ciebie Finn nie żyje! Zabiłaś go!

- Diana ja...! – mówiła i zasłaniała się rękami, a ja uderzałam w nią coraz mocniej.

- Zamknij się! – krzyczałam, a ktoś zaczął mnie odciągać od niej.

Nie wiedziałam co się dzieje, ale jakieś ręce zaczęły mnie odciągać od zakrwawionej Clarke. Gdy stałam już wystarczająco daleko od niej zaczęłam się uspokajać, ale wciąż czułam złość.

- Nie jesteś Bogiem, Clarke! Nie masz prawa decydować kto umrze. On by żył. Lexa miała go uwolnić, bo ją o to błagałam. Zabiłaś go, a byłaś dla niego wszystkim. – widziałam jak w jej oczach pojawia się szok i łzy – Nie ma dobra twoich ludzi. Zasłaniasz się tym, próbujesz być sprawiedliwa, a stajesz się potworem. Finn dał mi nadzieję, a ty mi ją właśnie odebrałaś – wyrwałam się i odeszłam, zostawiając ich samych.

Poszłam do mojego namiotu. Nie wstydziłam się łez, które płynęły po moich policzkach. Nie wstydziłam się tego, że był moim przyjacielem. Nie wstydziłam się tego przed wszystkimi moim ludźmi. Pozostawiając ich w milczeniu i szoku. Teraz, gdy wykrzyczałam Clarke wszystko co o niej myślę, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie umiałam. Wróciłam myślami do dnia kiedy poznałam Finna. Pamiętam wszystkie rozmowy z nim. Wszystko. Usiadłam na ziemi i waliłam w nią pięściami. Teraz, w samotności złamałam się bardziej niż przedtem. Nie wiedziałam, że nasze spotkanie wczoraj będzie ostatnie.

*Piosenka z bajki "Pocahontas" pt. "Dzicy są" (ang. Savages). Wydaje mi się, że idealnie oddaje relacje między Skaikru i Ziemianami. Pokazuje też podobieństwo między Pocahontas a Dianą. John Smith w tym wypadku jako Finn, czyli przyjaciel, a nie miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top