2.1.Zawsze będę przy tobie.
PRZESKOK CZASOWY
Egzekucja Finnegana Collinsa.
Zebrała się chyba cała armia Ziemian. Nie mogłam uwierzyć, że Finn sam się wydał. Mogłam go ochronić. Mogłam go zatrzymać. Nie zrobiłam tego i teraz on ma umrzeć. Wiem, że była tu Clarke i prosiła o łaskę dla Finna, ale Lexa nie zgodziła się. Nie miałam ochoty oglądać Clarke. Ostatnio działała mi na nerwy.
Zabrałam trochę wody i jedzenia. Schowałam je pod ubranie. Wiedziałam, że nic mu nie dają dlatego przemyciłam mu trochę jedzenia. Podeszłam do strażnika i powiedziałam, że mam pozwolenie na wejście od hedy. Uwierzył mi, bo byłam jej siostrą. Siedział tam, w kajdankach, ze spuszczoną głową. Nie widziałam jego twarzy, bo włosy opadły mu na twarz. Podeszłam do niego i usiadłam przy nim. Wyciągnęłam jedzenie i postawiłam przed nim. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Wyraźnie widziałam w jego spojrzeniu nadzieję, wdzięczność i coś czego nie umiałam opisać. Nie mogłam mu uwolnić rąk, bo nie miałam klucza, dlatego nakarmiłam go i dałam mu wody. Nikt z nas nic nie mówił. Nie byliśmy w stanie.
- Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś. - odezwał się w końcu Finn - Nie potrafię powiedzieć jak bardzo jestem ci za to wdzięczny. I jakie miałem szczęście, że tamtego dnia pociągnąłem cię za nogę.
W jego oczach widziałam łzy. Pojedyncze już zaczęły spływać po policzkach. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Finn... -zaczęłam, ale mi przerwał.
- Ty i Raven i... Clarke jesteście najlepszym co mnie spotkało w życiu. Jestem ci bardzo wdzięczny. Powiedz Raven, że bardzo mi na niej zależy, że ją kocham. Nie chcę żeby to zabrzmiało jak pożegnanie, dlatego mówię do zobaczenia, Diano - uśmiechnął się smutno, ale nadal płakał.
Ja też płakałam. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Otwierałam i zamykałam usta nie umiejąc nic powiedzieć. Przetarłam oczy i policzki rękawem tuniki. Odgarnęłam mu włosy z czoła i uśmiechnęłam się przez łzy.
- Dziękuję ci, że mogłam was poznać. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Zmieniłeś mnie i zawdzięczam ci to kim jestem teraz. Przepraszam, że to wszystko musi się tak kończyć. Do zobaczenia, Finn. May we meet again.
Usłyszałam pukanie, co oznaczało, że musiałam już wychodzić. Schowałam przyniesione tutaj naczynia. Ostatni raz przytuliłam Finn'a.
- May we meet again - szepnął mi do ucha.
Odsunęłam się od niego. Ostatni raz odgarnęłam mu włosy z czoła i złożyłam na nim krótki pocałunek. Kiedy byłam przy drzwiach usłyszałam jeszcze jedno zdanie.
- Zawsze będę przy tobie - wyszłam z namiotu i pobiegłam do Camp Jaha.
Biegłam przed siebie. W tyle zostawiłam armie i światło pochodni. Potrzebowałam kogoś. Jeśli zostanę z tym sama to zwariuję. Biegłam w ciemności i nie zwracałam na nikogo uwagi. Dostrzegłam drut kolczasty. Wiedziałam, że teraz muszę mieć się na baczności. Znałam jedno miejsce gdzie nie było napięcia w drucie i przeszłam pod ogrodzeniem. Wkradłam się bocznym wejściem. Nikt nie mógł mnie zobaczyć. Przekradłam się bokiem tak, że żaden ze strażników mnie nie zauważył. Teraz musiałam tylko kogoś znaleźć. Przystanęłam za drewnianymi skrzyniami i obserwowałam ludzi. Jedni pili bimber Jaspera, a inni rozmawiali, śmiali się. Nie było czuć tego, że ktoś z nich miał jutro umrzeć. Tak jakby cieszyli się z faktu, że go wydali i on umrze. Weszłam do środka metalowej kapsuły. Jakkolwiek by to nazwać. W środku było jasno, ale nikt nie pilnował korytarzy. Szłam jednym i przyglądałam się metalowym konstrukcjom i specjalnemu elektrycznemu oświetleniu. Usłyszałam kroki, ale nie miałam gdzie się ukryć, więc stanęłam gotowa do walki. Po drugiej stronie korytarza pojawił się Bellamy. Był sam. Pojawił się w momencie, w którym najbardziej kogoś potrzebowałam. Czasami zachowuje się jak dupek i skończony idiota, ale jednak jest moim przyjacielem. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, wydając przy tym jęk pomieszany ze szlochem. Nie umiem opisać tego dźwięku, ale był naprawdę okropny i rozdzierający serce. Bellamy po chwili oszołomienia również objął mnie ramionami. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Jęczałam jakieś niezrozumiałe słowa. Bellamy głaskał mnie po plecach.
- Ooon jutro umrze - zaszlochałam i ciaśniej objęłam Bellamy'ego.
Chłopak dalej nic nie mówił. Chyba wiedział, że 'wszystko będzie dobrze' tutaj nie zadziała. Wziął mnie na ręce i postanowił gdzieś zanieść. Normalnie zaczęłabym protestować, ale nie miałam na to ani siły ani ochoty. Schowałam głowę w zagłębienie jego szyi, które teraz było odsłonięte ze względu, że miał na sobie podkoszulek na grubych ramiączkach. Czułam bijące od niego ciepło. Powieki szczypały mnie od płaczu i same zaczęły ciążyć. Nim sama się zorientowałam zasnęłam na rękach Blake'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top