1.1.Ja przeżyłam tu 19 lat, wy ledwo miesiąc.
Siedziałam schowana na drzewie. Jedna noga zwisała mi z gałęzi, byłam oparta o pień i przyglądałam się ludziom w obozowisku. Obserwowałam Skaikru już od jakiegoś czasu. Byli bardzo nieudolni chociaż zaczęli sobie już nieźle radzić. Było ich 101 osób. Kilkoro już umarło, zabitych przez zwierzęta, mgłę lub własną głupotę. Widziałam co się tam działo i ani trochę mi się to nie podobało. Siedziałam spokojnie kiedy ktoś ściągnął mnie za nogę w dół.
- Skrish – jęknęłam tylko.
Szybko podniosłam się z ziemi i wyciągnęłam miecz gotowa do ataku. Zobaczyłam chłopaka. Miał na oko 18 lat. Był dość wysoki i dobrze zbudowany. Miał ciemnobrązowe oczy i dość długie, również brązowe włosy. Był nawet przystojny. Nie czekałam na to aż mnie zabije tylko ścięłam go z nóg i przystawiłam miecz do gardła. Chłopak wyglądał na niegroźnego, ale po tym co wyprawiali jego przyjaciele w ich obozie to nie mogłam być niczego pewna. Pozory często mylą. Patrzył na mnie i widziałam jak szybko oddycha. Kątem oka dostrzegłam, że bierze kamień do ręki i chce nim we mnie rzucić. Niestety byłam szybsza i wbiłam mu strzałkę nasączoną środkiem usypiającym prosto w nogę. Chłopak jęknął głośno, ale chwilę potem zobaczyłam, że odpłynął. Związałam mu ręce i nogi, a potem zaciągnęłam do mojej jaskini. Nie chciałam ich krzywdzić ani zabijać. Nie to było moim celem, ale sam fakt, że tu wylądowali wzbudził niepokój wśród moich ludzi, Anyi i Lexy. Skaikru mnie ciekawili. Zakneblowałam mu usta na wypadek, gdyby miał zamiar krzyczeć, mimo że do tej pory nie odezwał się słowem. Miał kilka minut żeby coś powiedzieć, ale chyba to nie był odpowiedni moment na pogaduszki, gdy jakaś psychopatka z mieczem chce poderżnąć ci gardło. Zaśmiałam się z samej siebie. Im dłużej mu się przypatrywałam, miałam większą pewność, że go już widziałam. Zastanawiało mnie co było jego celem? Dlaczego ściągnął mnie z drzewa? Nie miał broni, był sam. O co chodziło? Gdy dotarłam z nim do jaskini wciąż spał. Ułożyłam go wygodnie przy ścianie na leżącym tam futrze jakiegoś zwierzęta. Związałam mu szczelnie ręce, tak że nie mógł go samodzielnie rozwiązać. Miałam na to swoje sposoby. Mimo wszystko bałam się, że ucieknie i zdradzi mnie swoim ludziom. Rozpaliłam ogień i postanowiłam, że zrobię mu coś do jedzenia, bo wiedziałam, że oni przemierali głodem. Miałam królika, którego upolowałam dzisiaj rano, więc mogłam go przyrządzić. Po 30 minutach chłopak zaczął się budzić. Postanowiłam, że na razie nie będę się do niego odzywać póki nie poznam go lepiej, a przede wszystkim nie poznam jego intencji. Podeszłam do niego i ściągnęłam tę opaskę, którą miał w ustach.
- Dziękuję – szepnął.
Miał wyrazisty, ale melodyjny głos. Wydawał się być miły i taki prawdziwy. Uśmiechnęłam się do niego słabo.
- Ufam ci, dlatego wierzę, że nie uciekniesz jeśli rozwiążę ci ręce – powiedziałam półszeptem i rozwiązałam mu je.
Podałam mu mięso i trochę wody. Podziękował i zabrał się za jedzenie, a ja postanowiłam zrobić porządek w moich roślinach i 'lekach' jeśli można to tak nazwać. Byłam uzdrowicielem, ale też Czarnokrwistą. Umiałam doskonale walczyć każdym rodzajem broni, ale też wręcz. Jednak najbardziej lubiłam mój miecz, łuk i noże. Szkoliłam się od 2 roku życia, a za kilka miesięcy kończę 20 lat i wciąż ćwiczę. Podobnie jak moja siostra Lexa, która skończy 24 lata.
- Jak masz na imię? – zapytał chłopak, ale ja milczałam – Ja jestem Finn Collins.
Popatrzyłam na chłopaka i uśmiechnęłam się. Byłam ciekawa jak to jest żyć w Kosmosie. Jak on wygląda. Finn tak po prostu przyleciał statkiem. Spadł z nieba. Dla niego Kosmos był czymś oczywistym czymś z czym spotykał się na co dzień. Dużo czytałam o tym co się stało na Ziemi i w Kosmosie. Wykradłam jakieś zapiski Titusowi. Świat został praktycznie wysadzony w powietrze przez wybuchy bomb. Najsilniejsze państwa utworzyły 13 stacji. Coś poszło nie tak i jedna została zniszczona, a pozostałe 12 stworzyło tak zwaną Arkę. To stamtąd pochodzą Skaikru. My, Ziemianie, czyli potomkowie tych, którzy przeżyli wybuch od 97 lat jesteśmy pod wodzą Hedy, czyli Czarnokrwistej osoby, potomka Bekki Pramhedy, która wylądowała tu z 13 stacji. Otrząsnęłam się z myśli o moich przodkach. Titus wiele razy powtarzał mi, że za dużo wiem i jestem za mądra jak na swój wiek, ale nigdy nie zwracałam na to uwagi. Lubiłam i szanowałam Titusa, część tej wiedzy mam dzięki niemu i dzięki niemu żyję, bo Ambasadorzy okazali mi tą łaskę i pozwolili żyć, a Lexa nie musiała mnie zabijać. Widzą we mnie godną następczynię, dlatego tego nie zrobili. Nie wierzę w tą całą religię i tego Ducha. To po prostu jakiś rodzaj mechanizmu, ale nie za bardzo wiem jaki. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Finn'a.
- Jestem z A...- zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.
- Wiem skąd jesteś. Przyleciałeś z Kosmosu, a dokładniej z Arki. Wiem o was więcej niż sądzicie, że wiem – skwitowałam.
Chłopak popatrzył na mnie i poprawił włosy. Spuścił wzrok i bawił się jakimiś kamieniami.
- Wciąż nie odpowiedziałaś mi jak masz na imię – dopytywał się.
- Diana kom Trikru – powiedziałam w swoim języku.
- To po Ziemiańsku? – domyślił się.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Co to znaczy?
- Diana z Ludzi Lasu? Nie wiem jak przetłumaczyć Trikru na wasz język. To nazwa mojego plemienia.
- Masz ładne imię, Diana.
- Dzięki - mruknęłam krótko, ucinając dyskusje.
Układałam fiolki z poszczególnymi roślinami w odpowiednich miejscach, ale czułam na sobie wzrok Finn'a.
- Jeśli chcesz stąd iść nie ma problemu. Nie jesteś moim więźniem. Tylko będę musiała zasłonić ci oczy, żebyś mnie nie znalazł ze swoimi groźnymi kolesiami – powiedziałam nie odrywając wzroku od fiolek.
- Nie zadaję się z nimi. Moi przyjaciele są nieszkodliwi. –odpowiedział – Poza tym nie chcę nikogo tu sprowadzać.
Wydawał się mówić prawdę, a gdy popatrzyłam w jego oczy, zobaczyłam uroczy błysk. Gdzieś głęboko w sobie czułam, że ja i ten chłopak zostaniemy dobrymi przyjaciółmi.
- Mogę cię czegoś nauczyć, jeśli chcesz. Przyda wam się ta wiedza – zaproponowałam.
Finn zgodził się i poszliśmy do lasu. Pokazałam mu kilka zasad tropienia, ale sporo już o tym wiedział. Nauczyłam go jak bezszelestnie poruszać się po lesie i jak dobrze się kamuflować. Na sam koniec pokazałam mu mały bunkier, który znalazłam już jakiś czas temu. Kiedy siedzieliśmy w środku i piliśmy herbatę, którą zrobiłam z rumianku znalezionego po drodze, Finn uważnie mi się przyglądał.
- Kiedyś nauczę cię zielarstwa i pokażę resztę moich kryjówek – zagadnęłam.
- Dlaczego to robisz? Pokazujesz obcemu chłopakowi swoje kryjówki– zapytał.
- Robię to co uważam za słuszne. Polubiłam cię i ci zaufałam, a tobie i twoim przyjaciołom moja wiedza może się przydać. – odpowiedziałam – Ja przeżyłam tu 19 lat, wy ledwo miesiąc.
Jego milczenie uznałam za przyznanie mi racji, więc dalej popijałam swój rumianek. Finn wciąż na mnie patrzył.
- Dlaczego tak patrzysz? – zapytałam w końcu.
- Bo jesteś ładna i nigdy nie widziałem nikogo z tak jasnoniebieskimi oczami – powiedział Finn.
Zaczerwieniłam się i uśmiechnęłam.
- Ciekawe, huh? Titus mówi, że to dar Księżyca, ale ja uważam, że to po prostu jakiś zły gen.
- Kim jest Titus?
- To nasz Doradca i jakby Kapłan. Prowadzi różne swoje obrządki i tak dalej – machnęłam ręką i dopiłam rumianek.
- Twoje oczy są takie niepowtarzalne – zamyślił się na moment.
Musiał kiedyś widzieć osobę z równie niepowtarzalnymi oczami. Domyśliłam się, że może chodzić o jakąś dziewczynę. Pewnie została na Arce. Musiał ją bardzo kochać, a opuszczenie jej sprawiło mu dużo bólu. Taka rozłąka, zupełnie jak z Alexandrem. Na to wspomnienie zachciało mi się płakać, ale musiałam być silna. Alec'a już nie ma. Jego walka się skończyła, ale moja trwa nadal.
- Jak miała na imię? – zapytałam go.
Popatrzył na mnie i chyba domyślił się, że wiem, że chodzi o dziewczynę.
- Raven. Raven Reyes. Najmłodszy mechanik na Arce. Została tam. Ja trafiłem do więzienia przez nasz głupi wybryk. Dostałem ksywkę Spacewalker, bo chodziłem w kosmosie.
- Naprawdę?
- Nie, to była Raven. Jej największe marzenie, które chciałem spełnić, ale poszło nie tak jak chcieliśmy i mogła zostać ekspulsowana, bo skończyła 18 lat, a ja miałem 17. Dlatego wziąłem całą winę na siebie i jestem tu gdzie jestem. Cholernie za nią tęsknie.
Zrobiło mi się go szkoda, ale jednocześnie byłam pod wrażeniem jak bardzo ją kochał. Chwyciłam i ścisnęłam jego dłoń.
- Obiecuję ci, że jeszcze się spotkacie. A ja dotrzymuję swoich obietnic – uśmiechnęłam się do niego.
- Dzięki. – szepnął i odkaszlnął – Powinienem już wrócić do obozu, bo będą się martwić.
Pokiwałam głową. Wyszliśmy z bunkra i ukryliśmy wejście do niego.
- Wiesz jak wrócić? Ja będę u siebie, jakbyś mnie szukał.
- Do zobaczenia! – powiedział.
Pomachał mi i odszedł w kierunku obozu.
- Nie mów nikomu, że mnie poznałeś. Nie chcę żeby o mnie wiedzieli – krzyknęłam, ale nie wiem czy mnie usłyszał.
Wróciłam sama do jaskini i zabrałam się za kontynuowanie porządków. Finn wydawał się miły. Czułam, że mnie nie wyda i będziemy mogli się zaprzyjaźnić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top