Rozdział 5
Siedzę w tym szpitalu już z trzy godziny. Co chwilę robią mi jakieś badania. Za moment ma przyjść policja i mnie przesłuchać. Przecież nie mogę powiedzieć, że Hoseok zrobił mi krzywdę. Jak to zrobię, to może wyrządzić krzywdę mi lub Youngjae, a tego nie chcę. Nie chcę nawet, by Jae o tym wiedział. Ma i tak dużo problemów na głowie. A poza tym zerwał ze mną przyjaźń. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej mamy.
- Jesteś gotowa na rozmowę z policją? - zapytała.
- Nie wiem...
- Spróbuj
- No dobrze
Po chwili do szpitalnego pokoju weszli dwaj mężczyźni. Przedstawili się i zaczęliśmy rozmowę.
- To jak to wszystko się stało? - zapytał jeden z nich. Jiyoung myśl! Musisz coś wymyślić!
- Sama nie wiem... - serio? Tylko na tyle cię stać?
- Nie wiesz kto cię zgwałcił?
- Wiem tylko, że jakiś mężczyzna koło dwudziestki... Brązowe włosy i jasna karnacja.
- Może coś więcej? Jakiś tatuaż? Blizna?
- Hmmm... Raczej nie. Możemy na dziś zakończyć? Proszę - zapytałam się jednego z mężczyzn.
- Pewnie. Najważniejsze jest zdrowie. To do widzenia! - ukłonili się i wyszli.
Odetchnęłam z ulgą. Po chwili przyszła mama z moim wypisem. Do łóżka podeszła pielęgniarka i odpięła te wszystkie kabelki. Podziękowałam jej ładnie i poszłam się ogarnąć do łazienki. Po kilku minutach wyszłam z łazienki i razem z mamą wyszłyśmy ze szpitala.
- Kochanie, a Youngjae wie, że byłaś w szpitalu? - zapytała kiedy wsiadałyśmy do samochodu.
- Nie. I niech tak pozostanie. Proszę...
- No jak sobie życzysz. Ale pamiętaj, to twój przyja-
- To nie jest mój przyjaciel, ok?! Mam go dosyć! - przerwałam jej
- Spokojnie. Co się stało? - zapytała wyjeżdżając spod szpitala.
- A to, że dla niego całym światem jest Minah. Cały czas papla tylko o niej i mówi jaka jest wspaniała. Jak wychodziliśmy razem na miasto to ona też musiała. Nie ma czasu dla mnie, a dla siebie to już nawet nie wspomnę. Ale to nic! On ma zamiar porzucić marzenie bycia trainee dla tej siksy! - krzyknęłam.
- O matko... To niefajnie. Ale to Ty zerwałaś z nim przyjaźń, czy on?
- Znaczy... To nie jest oficjalne zerwanie, ale prawie pozżeraliśmy się w tej kawiarni...Właśnie mamo... Dzwonili z mojej pracy?
- Tak. Wytłumaczyłam sytuację i wrócisz w piątek. Dobrze?
- Dziękuję - odpowiedziałam
Resztę drogi siedziałyśmy cicho. Po paru minutach byłam już w pokoju. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Nikt nie zadzwonił, ani nie napisał. No cóż. Zobaczę co słychać w internecie.
- Nic ciekawego... - westchnęłam.
----------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie mogłam zebrać jakoś tyłka i napisać
Do następnego ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top