Death In The Afternoon.

Czy przekroczyła już bezpieczną granicę spożywanego alkoholu? Miała być na odwyku, miała nie sięgać po kolejny kieliszek, a jednak to robiła. Dobrze wiedziała, że ja jej bym nic nie sprzedała, dlatego zamówiła u innego barmana. Przyszła do mnie z w połowie pustym szkłem i usiadła w innym miejscu niż zwykle. Jej naczynie było małym, likierowych o kształcie tulipana. Kto jej w nim podał? Co jej podano? Jej włosy leżały nieułożone. Liczba rzeczy, które tej nocy były inne, wynosiła już cztery. Właściwie to pięć, bo nie był to ani wtorek, ani piątek. Wreszcie się poddałam. Wcale nie delikatne spoglądanie na nią przez ponad pół godziny bardzo mi się dłużyło. Czy aby na pewno to było tylko trzydzieści minut? Chyba. Nie spojrzałam na zegarek od razu, gdy przyszła. Minęło bowiem ileś czasu, nie wiem ile, nim go zaczęłam liczyć. 

-Zamień mnie do końca nocy.

Powiedziałam Niderlandom, nie dając jej wiele czasu na odpowiedź. Problemy z nią odstawiłam na później — jak zwykle z resztą. Pewnie dlatego tak często się kłóciłyśmy, czego następstwem było chłodne traktowanie siebie przez kolejne tygodnie. Nie, nie było to zdrowe, ale w tamtym momencie miałam ważniejsze problemy na swojej głowie, a właściwie... siedzące przy barze. Odłożyłam wszystko, co miałam w dłoniach i podeszłam do powoli wstającej kobiety. Wzięłam ją za nadgarstek. Może trzymałam ją trochę zbyt mocno, widziałam ruch jej ust, jakby syknięcie z bólu. Mimo tego, że wiedziałam, jak ją krzywdziłam, nie puściłam jej. Nie chciałam jej stracić. 

W drugą dłoń wzięłam jej kurtkę leżącą na drugim krześle. Zaczęłam nas kierować ku tylnemu wyjściu, o którym praktycznie nikt nie wiedział. Trzaskając za sobą drzwi, puściłam w końcu jej nadgarstek. Gdy się zatrzymałyśmy, narzuciłam na jej ramiona jej wierzchnie ubranie. Nie patrzyła się na mnie i jej do tego nie zmuszałam. Chciałam zapiąć guziki, ale nie było mi dane na to wystarczająco dużo czasu. Zdążyłam raptem zapiąć dwa z nich, by kurtka nie spadła z jej ciała. Czy było jej wystarczająco ciepło? Nie wiedziałam. Nie była to najcieplejsza z nocy, ale już wcześniej wychodziłyśmy z klubu przy niższych temperaturach. Jeśli jej było chłodno, mi było gorąco, gdy pierwszy raz w czasie naszej znajomości się do mnie przytuliła. Byłam świadoma jej ciepłych dłoni, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, jakby całe jej ciało takie było.

-Przepraszam. Zajmowanie się... jakąś... kurwą... pewnie nie wymogiem w twojej pracy. Wybacz.

Objęłam ją w swoje ramiona, lekko wzdychając. Była dla mnie już więcej niż tylko specjalnym klientem — była elementem mojej pracy. Profesjonalizm wymagał ode mnie „zajmowanie się” nią, prawda? Usłyszałam ciche szlochy, gdy mocniej się we mnie wtuliła. Były to tak drobne łzy, a jednak mnie tak mocno zabolały. Nie wiedziałam, czemu płakała, ale poruszyło mnie to. Gratuluję Niemcy, martwiłaś się kimś, kogo znałaś kilka tygodni de facto tylko z widzenia. To nie był pierwszy raz, gdy robiłam dla niej coś więcej, niż odgórnie było ode mnie wymagane. Była bardzo specjalnym klientem. Moim specjalnym klientem. A ja byłam jej specjalną barmanką. Bo to ona wypowiadała moje imię w tłumie, a ja je słyszałam. To ona próbowała zatopić swoje smutki w alkoholu, a ja albo jej to ułatwiałam, albo wręcz przeciwnie. Ona nie miała szczęścia u psychologów, a mój jej pomagał. Wreszcie, to ja czekałam na nią praktycznie cały czas. Nawet nie wiedziała, ile razy w ciągu mojego dnia pracy spoglądam na to jedno krzesło, na którym wciąż jest napisane, do kogo ono należy. 

-Śniłaś mi się ostatnio.

Powiedziałam wreszcie, przerywając ciszę i stłumione dźwięki łez. Czy chciałam jej o tym mówić? Czy nie wyszłabym na dziwaka? Choć czy moje inne sny płynące krwią i ludzkimi bólami były lepsze? Czy nie były one teoretycznie gorsze w opowiedzeniu? Praktycznie mówiłam o nich bez problemu, dlaczego teraz bałam się opisać wytwór mojej wyobraźni, który nie miał większego sensu? Przełknęłam ślinę. 

-Byłaś... A właściwie byłyśmy tam razem. Siedziałam na murku. Nie wiem, gdzie to było. Przyszłaś do mnie kompletnie trzeźwa, choć miałaś w dłoni jakiś kieliszek. Nie potrafiłam stwierdzić, co w nim było, dziwne, nie? Zdawało mi się, że byłaś naburmuszona, ale gdy przy mnie usiadłaś, zaczęłaś się uśmiechać. Rozmawiałyśmy o czymś. Nie wiem o czym. Nie pamiętam większości tego snu, ale jestem pewna, że pomyślałam, że masz bardzo ładny uśmiech.

Przytuliłam ją mocniej, chowając jej twarz w swojej klatce piersiowej, jakby nie chcąc, żeby na mnie spojrzała. Zrobiłam to odruchowo, ale musiałam być przy tym czerwona. Czułam swoje nieprzyjemnie piekące policzki. Usłyszałam cichy chichot, a po nim poczułam, jak jej głowa się lekko unosi. Patrzyła się na mnie, ale ja unikałam spojrzenia na nią. Co sobie o mnie wtedy myślała? Czy zmienił się sposób, w jaki mnie widziała? Złożyła subtelny pocałunek na moim policzku. Przerwała tym mój pociąg myśli albo go jeszcze mocniej napędziła. Nie byłam nawet tego pewna. 

-Lubisz mój uśmiech?

Spytała z wysoko uniesionymi kącikami ust. Miała iskierki szczęścia w swoich oczach. Jakie one były piękne. Sięgnęłam do kieszeni po paczkę chusteczek. Otworzyłam je jedną dłonią i wyjęłam jedną z nich. Włochy wzięła ode mnie paczkę. Schowała ją mi do kieszeni sukienki, gdy ja zaczęłam wycierać jej twarz. Schodziłyśmy z tematu jej płaczu. Po części się z tego cieszyłam, nie chciałam jej męczyć wypytywaniem się. Może kiedy indziej bym powróciła do tego tematu. W tamtym momencie widziałam tylko jej uśmiech pod warstwą łez.

-Właśnie to powiedziałam.

Zatrzymałam się, trzymając dłoń z chusteczką na jej policzku. Skupiałam na niej całą swoją uwagę. Nie pierwszy raz przed sobą przyznałam, że lubiłam to robić. Czy było to przez jej uśmiech? Czy przez to, jak na mnie patrzyła? Przez jej wzrok? Przez to, co czułam, gdy dawała mi swoją uwagę?... Może, zamiast zastanawiać się nad powodami, zamiast zadawania tysiąca pytań, na które nikt by mi nie odpowiedział... może, zamiast tego powinnam po prostu powiedzieć sobie, że ją lubiłam. Nie okoliczności, nie jej poszczególne elementy, a ją.

-Nie, nie powiedziałaś, a pomyślałaś i nie tutaj, w rzeczywistości, a we śnie.

Wiedziałam, o co jej chodziło. Dość łatwo ją ostatnimi czasy rozumiałam. Czy byłyśmy już tak blisko, że nie miałam problemu z odszyfrowywaniem jej, czy to ona mówiła do mnie, coraz prościej? Wszystko było możliwe, ale chciałam, nawet pragnęłam, żeby prawdziwa była druga opcja.

-Tak. Uważam, że masz bardzo ładny uśmiech. Gdybym mogła, chciałabym się na niego częściej patrzeć, a nie czekać połowę tygodnia. Wiesz, ile to są trzy dni oczekiwania?

Powiedziałam chyba trochę za dużo. Oblizałam wargi, uciekając wzrokiem. Nie chciałam tego przyznać, ale bałam się, co może o mnie pomyśleć. Jaki normalny barman śni o swojej klientce? W głębi siebie była dla mnie trochę więcej niż zwykłą klientką, ale wciąż było to nieprofesjonalne, ale... ile razy już zachowywałam się w jej kierunku niezawodowo?

-Czyżbyś lubiła mnie trochę za mocno i właśnie próbujesz subtelnie mi to powiedzieć?

Prychnęłam, udając naburmuszoną. Powinna do tej pory wiedzieć, że nawet moje patrzenie się na kogoś nie jest subtelne. Sama przecież tego doświadczyła i była tego świadoma, a ja wiedziałam, że jej to nie przeszkadzało. Wydawało mi się, że był to fakt, którego nie do końca zrozumiałam, że pragnęła tej uwagi i chciała jej jeszcze więcej.

-Myślisz, że tak jest? Chciałabyś, żeby tak było?

Odparłam pytaniami, pokazując, jak słaba byłam, że nie potrafiłam odpowiedzieć na jej domniemania. Koniec końców, chciałam jej powiedzieć jednocześnie i „tak”, i „nie”. Jakby to wyglądało? Wychodzę w środku pracy, wyciągam ją na zewnątrz, przytulam ją, ona płacze we mnie wtulona, a ja jeszcze nie potrafię stwierdzić, czy jest to przyjacielska troska, czy rzeczywiście lubię ją bardziej, mocniej, poważniej?

-A czemu przychodzę tutaj tylko dwa dni w tygodniu i tylko do ciebie?

Ale była tutaj i wtedy. To nie był jej zwykły grafik. Oprócz tego widziała mnie, od razu jak weszłam na swoją zmianę. Mimo to nie przyszła do mnie od razu. Chciałam, żeby się przyznała, jaki był powód, prawdziwy powód, że odebrała mi zaszczyt serwowania sobie. Death In The Afternoon. To właśnie zostało jej sprzedane. Nie wiedziałam, od kogo to dostała i raczej nie chciałam wiedzieć. Nawet jeśli była w gorszym psychicznie stanie, był to koktajl zdecydowanie za mocny, jak na jej odwyk. Nie obchodziło mnie, że jego smak orzeźwiał, co najwyżej powinna dostać Blue Lagoon czy Mojito.

-Niderlandy mi powiedziała, że dzisiaj kogoś zastępujesz... Jak cię zobaczyłam dzisiaj, to pomyślałam sobie trochę za dużo i nie mogłam na ciebie potem normalnie patrzeć. To, że na mnie jeszcze tak spoglądałaś, tylko pogarszało sprawę. Nie staraj się aż tak nad swoim wyglądem w pracy, proszę.

Przez chwilę jej nie rozumiałam. Nie chodziło o prośbę, bym się nie starała nad swoim wyglądem, przecież z przyjemnością bym zakładała na siebie, co popadnie. Jednak zdezorientował mnie powód, który podała: powiedzenie, że pomyślała za wiele, było dla mnie zbyt jednoznaczne. Poczułam pieczenie policzków, powtarzając w głowie jej słowa.

-Jesteś zazdrosna, że jestem ubrana jak dziwka, gdy nie wiedziałam, że dzisiaj będziesz?

Cisza. Czyli moje stwierdzenie było prawdą. To już byłby drugi taki raz, gdyby się nie pojawiła, a ja zostałabym sama całą noc w niekomfortowych ubraniach. Wróć, te dwie sytuacje były inne. Wtedy sama założyłam, co założyłam, bo miałam nadzieję, że ją zobaczę, tym razem nie byłam tego świadoma i zostałam zmuszona.

-Nie starałam się sama z siebie, Niderlandy mnie zmusiła. Chociaż zdecydowanie bym się tak nie ubrała, starając się. W chuj mi niewygodnie.

Powiedziałam szeptem. Kobieta zachichotała. Po raz stokrotny stwierdziłam, że ślicznie się uśmiechała. Objęłam ją mocniej, zamykając ją w swoich ramionach. Położyłam swoją głowę na jej ramieniu. Nie wiedziałam, że człowiek może być aż tak ciepły. Wiedziałam, że jej dłoń była gorętsza, ale nie aż tak. Poczułam jej ręce na swoich barkach. Puściłam chusteczkę i pozwoliłam jej opaść na trawę. Nawet nie zauważyłam, że wciąż miałam ją w swojej dłoni.

-Chyba nie powiesz mi, że cię zmusiła tylko dlatego, że wiedziała, że dzisiaj będę.

Ponownie się zaśmiała. Oczywiste było, że sobie żartowała, ale gdy wypowiedziała te słowa, spojrzałyśmy na siebie poważniej. Tak, to było coś, co Niderlandy byłaby w stanie zrobić. Przewróciłam oczami, ale zarazem kąciki moich ust się uniosły do góry. Mogłabym jej za to podziękować.

-Nie zdziwiłabym się.

-Masz zjebaną siostrę.

-Wiem.

Odsunęła się ode mnie, nie o wiele, ale musiałam unieść głowę do góry. Musiałam się lekko zasmucić na swojej twarzy, bo Włoszka położyła swoje palce przy moich ustach i sprawiła, żebym się ponownie uśmiechnęła. Wzięła głęboki wdech, jakby chcąc mi coś powiedzieć, ale bez pewności, czy może to zrobić. Dałam jej czas, przecież zmuszanie nic by nie dało, oprócz możliwości stracenia jej.

-Za pierwszym razem, gdy tutaj przyszłam, byłaś akurat na zmianie. I... patrząc na ciebie, po prostu chciałam się rzucić i zacząć cię całować... z początku to było tylko seksualne podniecenie, ale... gdy koniec końców rzeczywiście się na mnie patrzyłaś, dawałaś mi swoją uwagę... byłaś przy tym taka... niejednoznaczna. Nie chciałam już nic innego od zwykłego romansu, trzymania się za dłonie, delikatnych pocałunków, wspólnych spacerów, randek..., twojej uwagi...

Była widocznie zakłopotana, gdy mi wszystko mówiła. A jednak kontynuowała swoją wypowiedź, nie zatrzymując się na dłużej niż przełknięcie śliny. Czy wiedziała, że cokolwiek by nie powiedziała, nie puściłabym jej? Jeśli tak myślała, to miała ogromną rację. Miałam trudności ze zrobieniem wdechu. Przecież przy nim lekko się moje ciało od niej odsuwało. Nie zrozumiałam, w którym momencie skończyła mówić i zaczęła się we mnie wpatrywać. Te jej jasnoniebieskie oczy...

-Chyba to nie tylko ja lubię cię trochę za bardzo. Ale ciągle nie dostaniesz ode mnie więcej mocnego alkoholu, nawet na to nie licz. I porozmawiam z innymi, żeby nikt ci nic nie sprzedał.

Martwiłam się o nią trochę... bardzo... mocniej niż o innych. Nawet przy Niderlandach nie miałam takich obaw. Włochy, co ze mną zrobiłaś? Czemu od momentu, w którym pierwszy raz podeszłaś do mojego baru, już go nie opuściłaś? Czemu ciebie wypatruję w tłumie? Czemu na ciebie czekam? Czemu usłyszałam, jak mówiłaś moje imię w pełnym ludzi tłumie? I czemu mi się to aż tak spodobało?

-Ale pozwolisz mi siedzieć przy tobie w pracy? Słyszałam, że od momentu, w którym zaczęłam przychodzić, twoja ocena pracy się zwiększyła. Chciałaś mi zaimponować?

Nie odpowiedziałam od razu. Swojej odpowiedzi szukałam najpierw w jej oczach, a potem w niebie. Oblizałam wargi, wciąż niepewna, co powinna ode mnie usłyszeć. Miała rację, a z każdą sekundą ciszy z mojej strony jej uśmiech się powiększał. Jej kolejny chichot sprawił, że przypomniałam sobie o czymś, o co mnie kiedyś prosiła. Moje oczy się lekko rozszerzyły, a na policzki wstąpił rumieniec. Może byłby to dobry prezent? Taki na teraz? Nie lubiłam powiedzenia „raz się żyje”, ale zdecydowanie musiałam to sobie powiedzieć.

-Koniec końców nie dałam ci tego tańca i pocałunków, których oczekiwałaś. Mam nadzieję, że tamta prośba nie ma daty ważności.

Pojawiły się w jej oczach małe iskierki szczęścia. Widząc je, zaśmiałam się do siebie. Wyglądały jak fajerwerki na bezchmurnym niebie. Po chwili miałam jej dłonie na swojej szyi i jej usta przy swoich. Zamknęła swoje oczy, a ja zrobiłam to zaraz po niej. Dłońmi zjechałam na jej biodra. Pocałowałam jej policzek i odsunęłam głowę, by zobaczyć jej zdezorientowany wyraz twarzy.

-Ej no kur--

Nie dokończyła. Drugi pocałunek był tym, którego oczekiwała od początku. Poczułam zapalającą się iskrę. Czy było to prawdziwe odczucie, czy wytwór mojej wyobraźni? Nie było to ważne w tamtym momencie. Rozchyliła usta, pozwalając mi robić, co zechcę. Rzeczywiście musiała o tym myśleć wcześniej: wiedziała, czego chce. Dotyk jej miękkich ust wywoływał we mnie tak wiele emocji, a jednak tak niewiele z nich potrafiłam opisach. Byłam pewna jednego: nie chciałam przestać. Smakowała alkoholem i słodkim syropem. Byłam ciekawa, czy słodki smak pozostawał na jej ustach również, gdy była kompletnie trzeźwa. Pragnęłam się o tym przekonać. Ciepła dłoń na moim policzku sprawiła, że delikatnie uchyliłam oczy. Widziałam jej spokojną twarz z tak bliska, a czułam ją jeszcze bliżej. Przymknęłam wargi, kontynuując pocałunek. Cofnęłam się do delikatnego muskania jej warg. Powolnie, ale często. Na tyle często, aby nie mogła sformułować żadnego słowa. Uwielbiałam jej głos, ale nie chciałam go słyszeć. Zdecydowanie wolałam czuć wargi, z których się wydostawał.

-Zabijesz mnie.

Stwierdziłam cicho, przenosząc się z pocałunkami najpierw na kącik jej ust, potem jej policzek, a wreszcie i żuchwę. Położyła swoją drugą dłoń na moim policzku. Skierowała mnie na swoje usta, patrząc się w moje oczy z szerokim uśmiechem. Dobrze wiedziała, że nie byłam w stanie odmówić jej kolejnego pocałunku.

-To umrzemy razem. Romantycznie.

.

.

.

.

.

KONIEC.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top