Daiquiri.
Mogłam przysiąść, że słyszałam już nieistniejące głosy. Nie byłby to pierwszy raz, gdy to mi się zdawało, ale tym razem byłam w stanie przekonać nawet siebie, że są one rzeczywistością. Jedne mówiły mi, żebym była grzeczną dziewczynką i niczego nie kombinowała, drugie, abym się wyrwała z monotonni dni, a trzecie były cicho, jakby pozwalając na zaciętą kłótnię w mojej głowie. Otrząsnęłam się, powracając do pracy. Wyciskając sok z limonki, pomyślałam, jak wiele leży w moich rękach. Mogłabym przecież kogoś otruć lub nawet zabić, a nikt nie był tego świadomy. Nawet jeśli zwykle był, większość ludzi już dawno wypiła za wiele alkoholu; nie byli myślami przy swoim bezpieczeństwie.
Hałas śmiechu i rozmów wypełniał powietrze, harmonijnie łącząc się z pulsującymi rytmami muzyki i oślepiającymi światłami, które oświetlały parkiet. Tłum ludzi tańczył i śmiał się, tworząc raźną atmosferę. Klub żył, jak co noc, gdy ja skrupulatnie nalewałam drinki za barem. Pośród tego całego chaosu nastąpiła chwilowa przerwa, gdy usłyszałam, jak ktoś cicho woła moje imię. Zakłopotana i zaintrygowana, zatrzymałam się na chwilę, próbując zlokalizować źródło głosu. Rozglądałam się dookoła, skanując swoim wzrokiem morze ludzi i próbując zidentyfikować tajemniczy głos, który przykuł moją uwagę. Jednak pośród natłoku podekscytowanych imprezowiczów, nie mogłam zlokalizować źródła swojego imienia, które odbijało się echem w tętniącej życiem atmosferze. Czy to były te trzecie, do tej pory ciche głosy? Czy może rzeczywiście ktoś starał się przykuć moją uwagę? Noc była pełna emocji i ludzi — trudno było wskazać osobę, która mnie by wołała.
Po długich, ciągnących się sekundach, odstawiłam myśl nieznanego głosu na bok. Jeślibym byłam prawdziwie mu potrzebna, podszedłby bliżej. Jak się jednak okazało, odstawienie tych myśli od siebie wcale nie było takie łatwe, na jakie się zdawało. Pochłonięcie pracą nie przeszkadzało mi w myśleniu o tym, co usłyszałam. Byłam praktycznie pewna, że moje imię zostało wypowiedziane dwa razy w dwóch różnych tonach i możliwe, że przez dwie osoby. Koniec końców, to było tak, jakby głos lub głosy, rozpłynęły się w powietrzu, pozostawiając mnie zaciekawioną i zdezorientowaną.
-Przepraszam! Poprosimy Daiquiri dla koleżanki!
Położyła mi banknot na blacie, który z chęcią przyjęłam. Myśl o głosie mnie nie opuszczała, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać nad swoim zdrowiem psychicznym. Ostatnią wizytę u psychoterapeuty miałam dwa tygodnie wcześniej, nie powinnam jej potrzebować przez kolejne dwa. Przecież było już tak dobrze.
-Musisz czasem się czegoś z nami napić. Koniec z piciem tylko w domu, po kątach. Przecież nikt ci tu nic nie zrobi.
Usłyszałam jeszcze, dodając do bazy napoju rum. Powiedziała to jedna z dwóch kobiet, stających przy barze. To ona zamówiła Daiquiri, choć nie dla siebie. Nie byłabym taka pewna jej słów. Swojego bezpieczeństwa nikt nie może być pewien. Zawiesiłam wzrok na napoju, widząc przed oczyma, jak dodaję do niego tetrodotoksynę, dimetylortęć, amigdalinę czy nawet rycynę. Och, na ile możliwości mogłabym zakończyć kogoś żywot. Anilina, nikotyna, dioksyny, kolchicyna, metanol, formalina, strychnina, amanityna, muskaryna... Wypuściłam powietrze, które trzymałam niezauważalnie w piersiach.
Zerknęłam na te dwie kobiety. Niższa z nich, słuchając monologu, dlaczego powinna częściej pić, patrzyła się wprost na mnie. Posłałam jej lekki uśmiech, który niepewnie odwzajemniła. Była ładna. Miała krótkie, dobrze ułożone włosy, dość symetryczną twarz i dobrze dobrane ubrania. Pierwsza odwróciłam wzrok, skupiając się na napoju. Gdy ponownie zerknęłam w ich stronę, skupione były w pełni na sobie. Nie odezwałam się, ale w myślach widziałam ze szczegółami wszystkie scenariusze, które kończyły się tłumem płaczących ludzi ubranych w czerń na cmentarzu. We wszystkich wersjach tej historii bliscy opłakiwali stratę jednej z tych właśnie kobiet.
Zanim zrobiłam lub pomyślałam zbyt wiele, podałam koktajl. Nie zdążyłam niczego powiedzieć. Żadna z wymaganych ode mnie jako pracownika formułek, nie wyszła z moich ust. Kobieta, która zamawiała, wzięła kieliszek. Odeszła szybkim krokiem, ciągnąć za sobą „koleżankę", jak to ją nazwała. Przez ułamek sekundy myślałam, że druga z pary, ta, której głosu nie usłyszałam, patrzyła się na mnie jeszcze po tym, jak odeszły. Zatrzymałam się przed bezpodstawnym wymyśleniem sobie nieistniejącej sytuacji; głosy mi miały na tę noc wystarczyć.
-A więc. Potrzebuję twojej najbardziej szczerej opinii.
Odwróciłam się na pięcie w stronę mojego szefa. Stał kilka metrów dalej, bawiąc się kieliszkami, które leżały przy jego dłoni. Przewróciłam oczami, już wiedząc, że mój dzień został popsuty. Przyjęłam kolejne zamówienie na drinka z udawanym uśmiechem. Wszystko, by tylko nie rozmawiać z mężczyzną zbyt długo. Zbyt długo to jest wszystko powyżej dwóch zdań, które miałby ode mnie usłyszeć.
-Zostaw to, dopiero myłam. I poczekaj na moją przerwę. Zajęta jestem, jeśli tego nie widzisz.
Powiedziałam, ozdabiając kieliszek plasterkiem cytryny. Widziałam, jak kobieta, odbierająca zamówienie, przestaje się uśmiechać. Ups, nie dodałam małej parasoleczki jako dekoracji. Cóż, nie będzie zdjęcia na Instagrama. Mój błąd.
-I czemu mnie o szczerą opinię prosisz, gdy to specjalność Niderlandów.
Odwróciłam się w jego stronę całym swoim ciałem. Podeszłam do tabletu i zaznaczyłam na nim swoją przerwę. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia za barem. Mężczyzna mi je przytrzymał, gdy ja weszłam do środka jako pierwsza. Słysząc dźwięk zamykanych drzwi, zamknęłam na chwilę oczy. Cisza. Brakowało mi jej. Może powinnam znowu zmienić prace? Zostałabym bibliotekarką, którą otaczałby wieczny spokój. Przecież za kontaktem z ludźmi też nie przepadam. Ale za to potrzebuję pieniędzy...
-Co myślisz o wprowadzeniu striptizerek do klubu?
-Kogo kurwa?
Spojrzałam się na mężczyznę, nie dowierzając, co słyszę. Był głupi czy aż tak leciał na kasę? Pewnie obie cechy były prawdziwe. Pierwsze, co mi przyszło do głowy to powiedzenie mu, że on sam nadawałby się do tej roli idealnie, ale ugryzłam się w język. Zrobiłam to niestety dosłownie. Syknęłam, ale nie zwróciło to na mnie większej uwagi.
-Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Wystarczą mi pielgrzymki nawalonych chłopów po czterdziestce do młodszych kobiet, siedzących przy moim barze. Wiesz, jak trudno jest to stworzenie ogarnąć? To są małpy. Idź z tym pomysłem do kogoś innego. Ledwo co się teraz zwlekam z łóżka, żeby tutaj przyjść. Poza tym to, co chcesz tutaj zrobić, jest już w dwóch innych lokacjach tego, pożal się Boże, interesu.
Zaznaczyłam mocniej słowo "moim". Przychodziłam do pracy dwa dni w tygodniu, ale wynosiłam z niej więcej niż gdybym pracowała normalnie osiem godzin. Nawet we wtorki przyciągałam wręcz tłumy. Mniejsze niż pod koniec tygodnia, ale zawsze dostawałam więcej niż inni. Właśnie... w bibliotece bym miała z góry narzucone godziny, spędzałabym tam więcej czasu, a zarabiała mniej...
-A co byś ty zrobiła, żebyś chętniej przychodziła do pracy?
-Najpierw zmieniła szefa. Pewnie na twoją narzeczoną. I nie, nie chcę kolejnego dnia pracy. Tak, potrzebuję pieniędzy, ale nie, nie jestem, aż tak zdesperowana.
Odparłam od niechcenia, przy okazji dając odpowiedzi na pytania, które czułam, że miał zamiar mi zadać. Jako osoba był trochę zbyt przewidywalny. Po kilkunastu miesiącach pracy z nim zdawało mi się, jakbym była w stanie go udawać przez nawet tydzień. Nikt by się nie zorientował, że to nie byłby on. Kolejny powód, dla którego nie przepadam za płcią przeciwną.
-To był jej pomysł... Oglądaliśmy film i przy bardziej ostrej scenie stwierdziła, śmiejąc się, że spróbowałaby, jakby to było, gdyby nie była w związku. Powiedziała, że nie chce mnie zdradzać. Myślałem, żeby to jej zorganizować na urodziny za te... kilka miesięcy. Bo ta scena była taka, że, chwila, jak to było. Chyba tak, że były tam te dwie kobiety. I jedna po prostu dawała drugiej ten taki taniec i przy okazji miała na sobie taką czarną--
-Stop. Nie mów mi więcej, nie chcę słuchać twojego głosu, jak to opisuje.
Nawet nie pamiętał dokładnej daty jej urodzić. Kretyn, jakich niestety nie mało. Jego narzeczona też nie była wielce lepsza. Z jego opowieści, którymi czasami mnie zamęczał, wręcz emanowała informacja, że jego związek wcale nie jest między tylko dwoma osobami. Wiedział to każdy, ale nikt się nie odzywał na ten temat. Nie nasz przyjaciel, nie nasza sprawa.
-Nie możesz jej gdzieś wziąć po prostu? Taniej cię wyjdzie, zamiast budować całe pomieszczenia. Masz kilka klubów na swoje imię, podać ci adresy, gdzie znajdziesz, kogo szukasz?
Podałam mu pierwszy lepszy pomysł, jaki miałam w głowie, byle by przestał ze mną rozmawiać. Zdjęłam swój naszyjnik i podeszłam do swojej szafki. Otworzyłam ją kluczem, który zwykle wisiał mi na szyi. Wzięłam swoją nową zamkniętą butelkę wody i ją otworzyłam. Patrzyłam się na mężczyznę, a on na mnie. W ciszy wypiłam całe pół litra napoju. Zakręciłam korek i zgniotłam plastik, wyrzucając go do kosza. Przy okazji trzasnęłam metalowymi drzwiczkami. Zamiast nowych pomieszczeń mógłby szafki wymienić. Nie ufałam im za grosz, wolałam już mieć wszystko, co wartościowe przy sobie.
-A co jakby jednak chciała częściej chodzić? By musiała gdzieś chodzić, gdzie nikogo nie zna? Nigdy tam nie była , zawsze tutaj jest, bo bliżej. A tak to by właśnie tutaj sobie spokojnie przychodziła. Pięć minut drogi z naszego apartamentu. Może przy okazji, może któraś z naszych hipotetycznych nowych pracownic by tobie się spodobała, co? Jesteś otwarta na taki scenariusz?
-Spierdalaj. Weź swoje leki albo idź na zwolnienie lekarskie na dwa miesiące. W tym jesteś akurat bardzo dobry.
Wyszłam z zaplecza, trzaskając drzwiami. I co jeszcze, pracy mi więcej dorzucać. Gdyby rzeczywiście jego pomysł wszedł w życie, miałabym więcej klientów do samego baru. Zawsze tak jest, że alkohol przy okazji, choć zwykle przed lub po. Specjalnie się zwolniłam z miejsca ze striptizem, żeby teraz to do mnie powróciło. Szepnęłam do siebie kilka wyzwisk w kierunku całej tej roboty, unosząc wzrok. Przy barze stała kobieta, którą widziałam kilka minut wstecz za gronem kobiet od Daiquiri. Rozejrzałam się i cicho przeklnęłam pod nosem, widząc, że nikt nie przyszedł mnie zamienić podczas mojej przerwy. Zaznaczyłam koniec czasu wolnego i do niej podeszłam. W ciągu długich siedmiu minut przerwy zmęczyłam się bardziej niż podczas czterech godzin pracy, niesamowite.
-Przepraszam, miałam przerwę, ktoś tu powinien przyjść za mnie. Coś jeszcze podać?
-Nic się nie stało. Um... Mogłabym to, co wcześniej piła ta trochę wyższa ode mnie kobieta jakieś piętnaście minut temu? Dauqiri?
-Daiquiri.
Poprawiłam ją, biorąc banknot i pusty kieliszek. Zanim się skupiłam na koktajlu, zauważyłam podchodzącą do niej jej towarzyszkę — tą, o której mówiła. Chyba ją już kiedyś tutaj widziałam. Znowu się na mnie patrzyła, więc posłałam jej niewielki uśmiech. Wyglądała, jakby nie chciała tutaj być. Rozmawiając ze swoimi zapewne przyjaciółkami, była nie do końca przy nich obecna. Uciekała wzrokiem, wzdrygała się, była zagubiona. Po części ją rozumiałam. Też pragnęłam wyjść przez główne drzwi i nigdy nie wrócić, chociaż może lepiej nie głównymi. Nigdy nie byłam pewna, kto za nimi stał i od zawsze towarzyszyło mi to niekomfortowe uczucie, gdy przez nie przechodziłam.
Stłumiony krzyk sprawił, że nerwowo uniosłam głowę. Nikt nie zdawał się na to nawet zwrócić uwagi. Ludzie zajęci byli sobą, muzyką, tańcem i zabawą. Rozejrzałam się, prostując swoje ciało. Czy aby na pewno ktoś wołał? A może to była tylko moja wyobraźnia, głosy, które od tak dawna mi towarzyszą. Zmysły nie zawsze są w stanie precyzyjnie odróżniać rzeczywistość od wyobrażeń. Podobno istnieje możliwość, że w przypadku silnego stresu lub traumy emocjonalnej może dojść do zaburzeń percepcji i interpretacji bodźców dźwiękowych. Moja sytuacja się do tego nie zaliczała. Położyłam dłoń na swoim czole. Przetwarzane dźwięki w sposób nieprawidłowy lub wyolbrzymiony, wpływają na zdolność do dokładnego rozpoznawania sytuacji. Nie mogłam się do tego przyznawać, powinnam być jak najmocniej na ziemi, tak mocno jak to tylko możliwe. Nie tylko ciałem, ale i umysłem, a nawet i emocjami.
Wzięłam kieliszek i podałam go kobiecie. Drugą ręką już sięgałam do kieszeni po swój telefon. Godzina dwunasta w nocy, pewnie już spał. Nie pomyślałam nawet, że mogłam go obudzić. Był moim psychoterapeutą, powinien się liczyć z niezapowiedzianymi wiadomościami. Miał szczęście, że do niego nie dzwoniłam. Jego dzwonek nawet mnie wyprowadzał z równowagi. Nie zdziwiłam się, gdy narzekał, jak kilkukrotnie sąsiedzi wezwali straż miejską do niego z rana przez ten hałaśliwy dźwięk.
Zrób sobie miejsce w grafiku w trybie pilnym, odwiedzę cię.>>>
Odłożyłam telefon na blat. Rozejrzałam się jeszcze raz, jakby próbując znaleźć ten niby krzyk, który słyszałam. Westchnęłam, kręcąc głową z niedowierzania. Jak niemądre niektóre z moich zachowań były. Szukanie wzrokiem czegoś, co po pierwsze słyszałam, a po drugie było to chwile wcześniej, było nieracjonalne. Czyżbym szukała fal radiowych? Gdybym mogła to widzieć, to i tak pewnie albo już uciekły, albo zostały zagłuszone przez gwar muzyki i głosów. Ale było jeszcze coś, co by te fale zagłuszyło. Kolejny dźwięk dochodził z zewnątrz i zdawał się przysłaniać wszystkie inne brzmienia. Kurwa, syreny policyjne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top