Caipirinha.
-Zajebiesz się od środka.
-Taki jest plan.
Zaciągnęła się papierosem, opierając o murek. Musiał być chłodny, skoro przeszedł po niej delikatny dreszcz. Zamknęła oczy, skupiając się na papierosie. Zamiast stać naprzeciw niej, przeszłam na jej bok. Spoglądając w niebo, księżyc skupił całą moją uwagę. Była to dość pochmurna noc, jednak żadna chmura nie śmiała go zasłonić. Traktowały go, jak największą wartość, którą powinny się chwalić, zamiast ją chować. Wypuszczając powietrze z ust, widziałam tworzącą się przede mną parę. Od zawsze lubiłam mroźne noce, a zwłaszcza te deszczowe. Było w nich coś, co sprawiało, że chciałam wyjść na zewnątrz i poczuć wszystko na swojej skórze.
-Powiedz mi, jak to jest.
Odwróciłam głowę w jej stronę. Patrzyła się na mnie, ale gdy spotkała na sobie mój wzrok, subtelnie drgnęła. Pewnie spoglądała w moją stronę już od kilku chwil, widząc jej postawę ciała. Odsunęła papierosa od ust. Przerzucała wzrok to na mnie, to na używkę. Wreszcie zatrzymała się na skręcie. Oblizała językiem swoje wargi. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale były bardziej różowe niż zwykle. Czyżby się wcześniej z kimś całowała? Nie zdziwiłabym się. Nikt nie pogardziłaby bliższego kontaktu z nią, a ona... cóż... podczas siedzenia przy barze, zdarzało się jej rozglądać po tłumie. Nie było to nic nadzwyczajnego, ale gdy powracała na mnie wzrokiem, jej oczy miały w sobie subtelne iskierki, jakby zainteresowania kimś.
-To ty pracujesz z alkoholami. To ty wiesz wszystko o świecie trunków. Co nocy jesteś otoczona przez seks, alkohol, pewnie i narkotyki, papierosy na pewno. A jednak to ty się przejmujesz mną bardziej niż ja, która z własnej woli tutaj przychodzi.
-Dlatego że tutaj pracuję, jestem świadoma, jak wszystko wygląda. Myślisz, że jesteś pierwszą i jedyną, której czasem szepnę, byś się zatrzymała? Jest was setki, jak nie tysiące.
Nie przesadzałam i zdawało mi się, że to zrozumiała. Moje miejsce pracy było bardzo popularne, najpopularniejsze w mieście, a zarazem pokaźnych rozmiarów. Pięć barów i siedmiu barmanów każdej nocy. Trzy oddzielne główne budynki na powierzchni liczonej w arach. A wśród tej ogromnej przestrzeni setki ludzi, których nigdy nie poznałam. Zapadła między nami cisza. Ze środka dochodziły stłumione dźwięki muzyki. Przez otwarte na oścież drzwi, co chwilę ktoś wchodził lub wychodził. Przechodząc obok nas, spoglądali się w naszym kierunku niekiedy z lekkimi uśmiechami. Spojrzałam na kobietę, oczekując reakcji, która nie nadchodziła. Papieros wciąż znajdował się między jej palcami. Nie wygląda, jakby miała zamiar się go pozbyć, ale od kolejnego zaciągnięcia też się wzbraniała. Zaprawdę dziwną była osobą. Dziwną, ale wcale mi nie obcą. Wręcz przeciwnie, jej inność sprawiała, że była mi bliższa.
-A wasze zatapianie swoich problemów w alkoholu jest moim sposobem na życie. Bez was, bez waszych problemów, nie miałabym praktycznie niczego.
Dodałam bardziej do siebie, wpatrując się w beton, na którym stałyśmy. Zawsze to wiedziałam, a jednak wypowiedzenie tego na głos, przy kimś... inaczej się przez to poczułam. Pierwszy raz w pełni uświadomiłam sobie kilkuletnią prawdę, w której żyłam.
-Śmieszne, że w takim razie próbujesz zatrzymać swoje źródło pieniędzy.
Wzięłam jej dłoń w swoje. Lekko przez to drgnęła, ale nie odsunęła się ani na milimetr. Zdawało mi się, że wręcz przeciwnie, starała się subtelnie przybliżyć. Na tyle blisko, w jakim stopniu mogła, bym jej nie odepchnęła. Między jej napuchniętymi wargami znalazła się przestrzeń. Mała, ale wciąż widoczna.
-Nie jesteś tylko źródłem moich pieniędzy. Przychodzisz do mnie, siadasz na swoim miejscu, zamawiasz więcej alkoholu, zagadujesz mnie, uśmiechasz się do mnie... Ciekawie się na to patrzy, wiedząc, że zanim usiądziesz przy barze i tak się patrzysz w moją stronę, próbując nie być przy tym zbyt oczywista.
Wzięłam papierosa z między jej palcy, rzuciłam go na podłogę i zdeptałam. Nachyliłam się mocniej, wciąż patrząc się w jej oczy. Nie była taka pewna siebie, jak bywała niekiedy. Wzięłam leżący na murku za nią pusty kieliszek po trunku, którym raczyła się tej nocy. Prostując swoją sylwetkę, wzięłam do dłoni plasterek limonki. Włożyłem go w jej usta.
-Zjedz sobie. Lubisz przecież cytrusy. Poza tym, wracając do twoich poprzednich słów, nie jestem tym wszystkim otoczona codziennie, bo nie ma chuja, żebym pracowała tutaj więcej niż te dwie noce.
Uśmiechnęła się, rzeczywiście jedząc owoc. Patrzyłam się, jak go gryzie i wreszcie połyka. Zostawiła samą skórkę, którą wyrzuciła w krzaki obok. Położyła swoje dłonie na moich barkach. Były ciepłe. Czułam to nawet przez materiał bluzki. Wolną rękę przyłożyłam do jej czoła, a potem do policzka. Miała bardzo gładką skórę, o którą zdecydowanie dbała. Po wpatrywaniu się w nią jeszcze chwilę miałam ochotę ją skarcić, że swój makijaż zaaplikowała nierównomiernie. Czyżby miała nadzieję, żebym ponownie jej z tym pomogła, jak ostatnio?
-Koniec alkoholu i zabawy dla ciebie na dziś. Jesteś zbyt rozgrzana, jeszcze się przeziębisz, wychodząc tak na dwór.
Zadecydowałam za nią. Zdawało mi się, że nie była sama w stanie podjąć żadnej decyzji o samej sobie. Zdecydowanie sprzedałam jej za dużo. Nie mogłam jednak nic na to poradzić. Nie wiedziałam, jak to robiła, ale po prostu nie potrafiłam się oprzeć, żeby dać jej to, czego chciała. Czerwona lampka w głowie pojawiała mi się tylko, gdy była już mocno podpita. Choć tej nocy było trochę inaczej, pierwszą bowiem odmowę usłyszała ode mnie raptem po dwóch godzinach spędzonych w klubie. Miałam dziwne przeczucie, żeby nie pozwalać jej na za wiele.
-Podwieziesz mnie do domu?
Spytała, widząc, że się od niej odsunęłam. Przez pierwsze sekundy po tym pytaniu nie wiedziałam, czy najgorsze było to, że się mnie o to spytała, że była przy tym poważna, że skierowała się do mnie czy po prostu dlatego, że była nie do końca pijana. Patrząc się na nią, nie potrafiłam powiedzieć, co chodziło jej po głowie. Tyle się do tej pory nie zmieniło - wciąż była dla mnie zbyt niezrozumiała.
-Myślisz, że nie jestem pod wpływem?
Wyjęłam swój telefon z kieszeni. Zatrzymałam się po jego odblokowaniu. Czy na pewno chciałam wysyłać ją do taksówki? Do samochodu nieznanej mi osoby? Niezliczenie wiele razy załatwiałam powrót do domu innym ludziom, ale ten jeden raz nie potrafiłam tego dać jej. Nigdy nie ufałam obcym samochodom, chyba że wpychanie do nich pijanych, niekontaktujących ze światem mężczyzn można zaufaniem nazwać. Ich akurat zwykle wysyłałam do pobliskiego motelu. Wszystko musieli oczywiście potem sami opłacić, ale jak się tym zajmowali, nie było już moim problemem. Ciekawe, dlaczego właściciele jeszcze ich przyjmowali... Chyba rzeczywiście płacili za swój pobyt.
-Nie. Nie lubisz pić w pracy.
Odpadła. Uniosłam brwi do góry. Mówiła z pewność siebie, jakby to była odpowiedź na sprawdzianie, której się nauczyła minuty wcześniej, ale jej postawa ciała jasno pokazywała niepewność. Co, jeśli jednak źle to rozczytałam i po prostu nie była zbyt komfortowa, z tym że to o mnie wie? Właśnie - nigdy jej tego nie mówiłam; musiała się tego albo od kogoś innego dowiedzieć, albo sama to zauważyć. Z całym szacunkiem dla niej, nie byłam pewna jej możliwości, by druga opcja była tą prawdziwą.
-Od kogo to usłyszałaś?
Spytałam, patrząc się na kieliszek w mojej dłoni. Nie miała pełnej racji, tylko częściową. Nie piłam, gdy byłam na swojej zmianie, ale po niej albo przed nią? Zdarzyło mi się. Nigdy nie myślałam o tym zbyt wiele, przecież ludzie w większości przychodzili tutaj, aby się odstresować. Robiłam to, co oni.
-Niderlandy tak powiedziała, wchodząc tydzień temu na swoją zmianę.
Spojrzałam się na nią. Włożyła dłonie do kieszeni, lekko się trzęsąc. Niderlandy? Od kiedy ona wspomina o mnie w pracy? I to obcym jej osobom? Chyba że nie były sobie obce - co jeśli się znały? Spojrzałam się na moją rozmówczynię, próbując sobie wyobrazić ją jako przyjaciółkę Europejki. Taka wizja nie zdawała się zbyt przekonująca. Nie były do siebie ani podobne, ani przeciwne. Odetchnęłam z ulgą, widząc kątem oka wychodzącą z klubu przyjaciółkę kobiety. Wskazałam na nią gestem głowy.
-Ale ona dzisiaj nie piła i z przyjemnością cię odwiezie. Dobranoc.
-Nie rozmawiamy od tygodnia.
Odwróciłam się w kierunku drzwi, ale jej odpowiedź mnie zatrzymała. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że była ona w stanie z kimkolwiek się pokłócić. Choć zdarzało się jej ze mną nie zgadzać, to przed kłótnią zawsze się wstrzymywała. Widziałam, jak już-nie-przyjaciółka kobiety skierowała się z jakimś mężczyzną do samochodu. Spojrzałam na moją rozmówczynię, która też podążała wzrokiem za parą.
-W takim razie zapraszam do środka. Jak skończę zmianę, to o tym pomyślimy.
Energicznie uniosła głowę, szeroko się uśmiechając. Powiedziałam już kiedyś sobie, że miała ładny uśmiech? Sama lekko uniosłam kąciki swoich ust, robiąc pierwsze kroki ku wejściu. Słyszałam charakterystyczny dźwięk szpilek, podążający za mną. Otworzyłam drzwi i natychmiast tego pożałowałam. Przez tą kobietę zapomniałam, jak bardzo nienawidziłam swojej roboty. Mimo to weszłam za bar i od razu zajęłam się myciem kieliszka, który trzymałam.
-Jak już pozwoliłaś mi spędzić z tobą więcej czasu, chciałabyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
Spytała, gdy odwróciłam się w jej stronę. Miałam wewnętrzną ochotę zażartować, że już to jedno pytanie zmarnowała, ale nie był to odpowiedni czas na żarty. Atmosfera między nami tej nocy po prostu zdawała się bardziej poważna niż zwykle. Choć, czy my kiedykolwiek miałyśmy luźną rozmowę, pozwalającą na żarty?
-Jeśli będę znała odpowiedź to jasne. Chcesz kolejnego drinka? Mogę postawić.
Oczywiście, że zaproponowałam następnego koktajl kobiecie, żeby uniknąć kontaktu z grupą zbliżających się osób. Cztery dodatkowe ludzkie jednostki tej nocy to cztery jednostki za wiele, jak na moje chęci. Gdy kobieta kiwnęła głową, nie myślałam za wiele. Przygotowałam jej kolejne Caipirinha - wiedziałam, że będzie z tego zadowolona i nie wymagało to ode mnie wiele wysiłku.
-Co się wtedy stało z tą policją? Tak, wiem, że to było dawno, ale nie miałam kogo spytać, a na pewno wtedy byłaś, bo był to dzień, w którym pierwszy raz do ciebie podeszłam i chyba dałaś mi wtedy Daiquiri czy jakkolwiek się to nazywało.
To było długie zdanie. Nie trudne czy skomplikowane, ale długie. Kiwnęłam głową, pokazując jej, że wiedziałam, co miała na myśli. Owszem, była to pierwsza noc, której podeszła do baru, ale i tak ktoś musiał za nią zamawiać, a nawet płacić. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mogę jej powiedzieć wszystko, co się stało. Każdy z pracowników klubu, będący tamtego dnia w pracy, musiał stawić się na rozmowę u szefa. Większość spraw była tam omówiona, nawet to, czy możemy dzielić się informacjami z klientami. W teorii jednak pozwolono nam dzielić się tym z rodziną, jeśli będzie pytać. Nikt nie wiedział dlaczego, ale mogłabym w razie czego wykorzystać tę lukę. Tylko jak to potem przedstawić, gdyby ktoś mnie wkopał, że to nie moja rodzina? Cóż, jeśli by do tego doszło, byłam lesbijką i uznaję swoją dziewczynę za rodzinę (pomijając fakt, że nawet nie znałabym ulubionego koloru swojej „drugiej połówki" w takiej sytuacji).
-Znaleźli nielegalną broń u jednego z klubowiczów. Nie to, że był to pierwszy taki raz, ale ta była użyta w napadzie na bank jakieś dwa dni wcześniej. Idiota ten, który wymachiwał tym pistoletem przed całym tłumem, prawda? Ktoś się przestraszył i zadzwonił na numer alarmowy, więc przyjechali, zgarnęli typa i po sprawie.
Najbardziej współczułam ochroniarzowi, który tak był zażenowany swoim niedopatrzeniem, że się zwolnił. Lubiłam go, nawet bardzo. Twarz kobiety nie pokazała wielu emocji, gdy jej to wyjaśniłam. Tylko kiwnęła głową, chwilę po tym, jak skończyłam mówić. Kieliszek z drinkiem, który podałam jej w międzyczasie, już stał w połowie opróżniony. Rzuciłam okiem na grupę mężczyzn, którzy jednak cudem odwrócili się do drugiego baru, sukces.
-Jedziesz ze mną? Tak, też się z nią pokłóciłem. Kurwa jebana, nie potrafi myśleć o niczym innym niż sobie.
Spojrzałam na mężczyznę, który podszedł do kobiety, z którą rozmawiałam. Było dobrze widać, że się znali, dlatego byłam cicho i się nie wtrącałam. Ciekawe, czy mówili o tej osobie, którą wcześniej odprowadzałyśmy wzrokiem. Położył dłoń na ramieniu kobiety, która szybko została strącona. Nie zaszczyciła go nawet swoim wzrokiem, wciąż była wpatrzona we mnie. Czy ciągle miała nadzieję, że ja ją bym odwiozła?
-Mówisz, jakbyś to nie ty ją nam przedstawił. A nie, sorry, to ona się wprosiła, a ty nie potrafiłeś się przeciwstawić przez swoją serdeczność.
Uśmiechnęłam się, w myślach cofając wszystkie swoje słowa, twierdzące jakoby kobieta nie była w stanie się z nikim pokłócić. Chyba nawet by to jej dobrze poszło. Widziałam, jak westchnęła i powoli wstała ze swojego miejsca. Włożyła prawą dłoń do kieszeni i wyjęła z niej banknot. Drugą dłonią sięgnęła po kieliszek i go opróżniła. Dała mi i naczynie, i pieniądze. Na koniec się lekko uśmiechnęła, ciągle jakby smutna, że rozwiązanie jej problemu dotarcia do domu samo przyszło.
-Miłej nocy. I spokojnie, nie jestem aż taka biedna, żeby tak często na tobie żerować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top