seven | hoseok

Jimin nie przyszedł do mnie ani razu.

Okłamałem Yoongiego hyunga, tworząc problem, którego wcale nie mam. Po co? Nie wiem. Po prostu wydawało mi się to ciekawą kontynuacją sytuacji, w której zyskałem trzy słodkie kulki. To ja wymyśliłem im imiona, a ten blondyn nawet nie podchodził do mnie w bibliotece, jeśli nie musiał. Co prawda pytał o kotki, gdy oddawałem mu legitymację, przepraszał też, że nie przychodzi się z nimi bawić. Tłumaczył się, że nie chce naruszać mojej prywatności. W sumie to dobrze.

Zaskoczeniem było dla mnie znalezienie kartonu pod drzwiami mieszkania, które Jimin dla mnie zostawił. W środku były puszki z jedzeniem dla kotów oraz kilka zabawek, a także kolorowe obroże. Wtedy zrobiło mi się trochę głupio. Naprawdę nie chciałem, by wchodził do mojego mieszkania. Podobnie jak wtedy w Gwangju, tak i tutaj, wolałem, aby jedyne miejsce, w którym nie kłamię, nie przyjmowało gości, którzy mnie do tego zmuszą. Pragnąłem być po prostu prawdziwym sobą, chociaż w tych trzydziestu pięciu metrach kwadratowych. Bez wymyślnych historyjek, które czasem powtarzałem tak często, że zaczynałem sam wierzyć w ich prawdziwość.

Jednak sumienie gryzło mnie bardziej, gdy kulki biegały w kolorowych ozdobach między moimi nogami, podczas gdy nakładałem do ich miseczki trochę mięsnych kawałków.

- Wasz niedoszły pan sprawia mi realny kłopot - poskarżyłem się kotkom, kiedy położyłem na podłodze ich obiad. - Będę musiał go tutaj zaprosić - dodałem, drapiąc za uchem Moona.

Tak jak ustaliłem, tak też zrobiłem. Musiałem co prawda poczekać trzy dni na dotrzymanie tych słów, bo dopiero wtedy spotkałem go w bibliotece. Akurat kręciłem się z wózkiem między regałami, roznosząc zwrócone egzemplarze na miejsca, gdy wypatrzyłem go przy stoliku.

- Dzień dobry, Jimin - powiedziałem cicho, zatrzymując przy nim wózek. Chłopak uniósł na mnie zdumione spojrzenie i zaczerwienił się delikatnie.

- Dzień dobry, panie Jung. Coś się stało?

- Nie. Znaczy może trochę. Dzisiaj rano kociaki wskoczyły na mnie, gdy spałem i zaczęły drapać, piszcząc cicho, że chcą ci same podziękować za obróżki. Kazały mi cię jeszcze raz do nas zaprosić - wyjaśniłem, oczywiście wymyślając tę historyjkę. Pomijając fakt, że koty nie mówią, te maluchy nie potrafiły nawet wskoczyć na moje dość wysokie łóżko.

- Och... - Sądziłem, iż jego policzki bardziej czerwone już się nie mogą zrobić, ale właśnie miałem dowód na to, że to jednak możliwe. - Naprawdę nie będzie to dla pana problemem?

Chyba w głębi duszy wierzyłem, że jednak odmówi.

- Nie - zapewniłem, choć wcale nie byłem do tego przekonany. - Będzie mi bardzo miło. Znaczy całej naszej czwórce. Może masz dzisiaj czas?

- T... Tak. Bardzo chętnie.

Odwzajemniłem jego radosny uśmiech i dodałem, że będę na niego czekał o dziewiętnastej, po czym ruszyłem dalej między regały.

Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.

Po skończonej pracy wróciłem do mieszkania, po drodze kupując kilka nowych puszek z jedzeniem na zapas. Choć trochę mnie martwiło, jak to będzie dalej wyglądać. Nakarmienie trójki kotów nie jest takie proste. Może powinienem poszukać im nowych domów?

Wysiadłem z windy w momencie, gdy mój sąsiad-seksoholik wchodził do swojego mieszkania. Nasze spojrzenia się spotkały na krótki moment, a ja cały spięty coś sobie uzmysłowiłem.

- Proszę chwilę poczekać! - krzyknąłem, chyba go tym zaskakując. Podszedłem bliżej niego, a brązowe oczy chłopaka zmrużyły się groźnie, jakby spodziewał się ataku.

- Chciałem tylko poprosić, byś był dzisiaj cicho. Przychodzi do mnie... pewna osoba i nie chciałbym, abyś nam... przeszkadzał.

Uszy chłopaka trochę poczerwieniały, ale jego twarz została niewzruszona. Kiwnął tylko głową, po czym zamknął mi drzwi przed nosem.

Cóż, pozostaje wierzyć, że zastosuje się do mojej prośby...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top