forty-four | yoongi
Następnego ranka wyszedłem ze szpitala. Fizycznie czułem się dużo lepiej, ale psychicznie... Miałem ochotę coś rozwalić.
Nie potrafiłem poukładać tego, co powiedział mi Jeongguk. Z jednaj strony wydawał się szczery. W jego spojrzeniu była iskra skruchy i pokory, kiedy wyznał mi swoje uczucia. Ale chyba za bardzo żywiłem do niego urazę o tamten jeden raz, kiedy mnie obraził. Poza tym nadal pragnąłem Jimina, więc jedyne, co byłem w stanie mu powiedzieć na to wszystko, to ,,wyjdź".
No właśnie. Jimin.
Nie wiem dlaczego, ale czułem, że to jego sprawka. Nawet jeśli Jeongguk był szczery w swoim wyznaniu, to raczej nie przyszedł do mnie sam z siebie z takimi słowami. Blondyn musiał go do tego przekonać. Niepotrzebnie. W końcu mówiłem, że to niego pragnę. Dlatego wpychanie mnie na siłę w ramiona kogoś innego, tylko dodatkowo mnie rozczarowało, a także drażniło.
Zaraz po otrzymaniu wypisu, skierowałem się do sali, gdzie trzymali Hoseoka. Mężczyzna nadal musiał zostać, mówiąc, bym się nie martwił, bo to pewnie nic groźnego, ale nie wierzyłem mu. Przecież bez powodu by go tu nie zostawili. Nie dopytywałem jednak wierząc, iż sam mi powie w swoim czasie. W końcu obiecał już nie kłamać.
Powrót do mieszkania wiązał się dla mnie z pewnym powrotem do normalności. Musiałem znów wrócić do mojej rutyny, o której myślałem jadąc tutaj. W końcu w ostatnim czasie trochę się wszytko rozwaliło i zaniedbałem swoje obowiązki na uczelni. Ale to nic, dam sobie radę.
W moich czterech ścianach zastałem o dziwo porządek. Spodziewałem się konieczności posprzątania zrobionego syfu, jednak mimo wszystko, mogłem liczyć na moich przyjaciół, którzy najwyraźniej się tym zajęli. Znalazłem nawet kartkę na stole, która informowała mnie, że Star znajduje się u Jeongguka. Powinienem bardziej dbać o tego kota.
Ruszyłem piętro wyżej, aby go odzyskać. Jeongguk akurat zbierał się do pracy, więc bez słowa przekazał mi całą trójkę kotów, którymi najwyraźniej się opiekował pod moja i Hoseoka nieobecność. Zapytałem go jeszcze o Jimina, nim zdążył odejść, dzięki czemu dowiedziałem się, że wrócił do siebie. Zaniosłem więc zwierzaki do mojego mieszkania, dałem im jeść i poszedłem do bloku obok, aby jeszcze raz porozmawiać z blondynem.
Do mieszkania wpuściła mnie zaspana dziewczyna, którą poinformowałem, że chciałbym się zobaczyć z Jiminem. Ku mojemu zaskoczeniu wspięła się na palce i wyszeptała mi na ucho kilka słów, dzieląc się niepokojącymi informacjami o chłopaku, który od dwóch dni prawie nie wychodził z pokoju, a jeśli już to krył się za maseczką i zabierał posiłki do swojego pokoju.
Zaniepokojony tymi informacjami, poszedłem do pokoju chłopaka, pukając cicho przed wejściem, ale nawet nie czekałem na pozwolenie, za bardzo zmartwiony.
- Hyung - powiedział siedzący przy biurku Jimin, zaraz szybko odwracając się do mnie tyłem. - Co ty tu robisz? Czujesz się już lepiej?
- Ja tak, a ty? - zapytałem, robiąc kilka kroków w jego stronę. - Twoja koleżanka powiedziała mi, że dziwnie się zachowujesz.
- To nic takiego - mruknął, zakładając na buzię maskę, ale nadal się do mnie nie odwracał. To był wystarczający powód, abym podszedł bliżej i spojrzał na jego twarz, zaraz dostrzegając częściowo zakryty siniec pod jednym okiem, nawet jeśli młodszy walczył ze mną o zakrycie się.
- Ktoś cię uderzył? - zgadywałem, a moje serce przyspieszyło z nerwów i strachu.
- Nikt - mruknął. - Zasłużyłem sobie - dodał, zupełnie zaprzeczając poprzedniemu słowu.
- Pokaż mi to. Proszę.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale w końcu uległ, odsłaniając przede mną czarny materiał. Syknąłem na ten widok. Siniec rozlewał się niemal na całym policzku, a warga Jimina widocznie powoli się goiła po rozcięciu.
- Bardzo boli? - spytałem cicho, na co pokręcił głową.
- Już nie. Dlaczego tu przyszedłeś, hyung?
- Chciałem porozmawiać o... Jeongguku. Wyznał mi swoje uczucia.
Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy cicho o całej tej sytuacji. Jimin jeszcze raz przeprosił mnie za to, że nie może odwzajemnić moich uczuć, ale jednocześnie namawiał, abym dał Jeonggukowi szansę. Uległem jego smutnym oczom i mruknąłem, że przemyślę to jeszcze. A potem wypytałem go o ranę, niczego się nie dowiadując, a jedynie lądując w aptece po jakąś maść dla niego, by biedny nie musiał się męczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top