eighty-nine | jimin

Chyba każdy z nas jest świadom, że przyjdzie taki dzień, w którym rodzice odejdą z tego świata. Niby każdy wie, a jednak zawsze jest to ogromny cios. A ja, w dniu, w którym dowiedziałem się o odejściu mamy, straciłem również rodzinę.

Gdyby nie Hoseok hyung, nie byłbym w stanie wyjść ze szpitala. Moje targane szlochem ciało musiało zostać odciągnięte od kobiety, aby lekarze mogli odłączyć urządzenia podtrzymujące jej funkcje życiowe. Hyung bez słowa zabrał mnie do taksówki, którą udaliśmy się do hotelu. Pomimo moich protestów, krzyków i płaczu, nie pozwolił mi zostać przy człowieku, który wyrzekł się własnego syna, bijąc mnie po twarzy w momencie, gdy odmówiłem opuszczenia pomieszczenia. W ogóle nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało. To było za wiele. Zbyt dużo osób w moim otoczeniu miało teraz związek ze śmiercią. Stanowczo zbyt dużo.

Pogrzeb odbył się dwa dni później. Rodzina zjechała się do Busan, składając nam kondolencje i nie dopytywali, dlaczego mój ojciec zachowuje się, jakby mnie nie widział. Najwyraźniej wytłumaczyli to sobie jakimś sposobem przeżywania żałoby, ale ja wyraźnie widziałem, że nie mam już po co wracać do domu. Czasem śmierć kogoś bliskiego jednoczy rodziny. Jednak nasza trzymała się najwyraźniej tylko dzięki mamie.

Hoseok hyung nadal przy mnie był. Znosił moje łzy, zaprzeczał, kiedy obwiniałem się o to, co stało się z mamą i tulił, gdy zmęczony rozpaczą zasypiałem. Jednak dzień po pogrzebie nasze role musiały się odwrócić i to natychmiast. Starszy nagle zaczął panikować, gdy wstał rano i nie mógł "złapać ostrości" swoimi oczami. Później, w trakcie obiadu, przez kilka chwil nie mógł jeść, bo część twarzy jakby zastygła, wywołując w moim ukochanym tak wielki smutek, że do końca dnia leżał w łóżku w pokoju hotelowym, w ogóle nie radząc sobie z tą sytuacją. Dopiero kiedy wieczorem wtuliłem się w jego plecy, całując je kilkakrotnie, odezwał się, trochę mnie uspokajając.

- Nie będziemy kontynuować naszej podróży, Jiminnie.

W pierwszej chwili nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie do końca dlatego, że zaskoczyła mnie ta decyzja. Znałem go już jakiś czas i wiedziałem, jak reaguje na swoją chorobę. Dzisiejsza sytuacja musiała go przerosnąć. Czy powinienem z nim o tym porozmawiać? Czy udawać, że nic się nie dzieje? Ostatecznie postawiłem na pierwszą opcję.

- Nie chcesz już zobaczyć świata, hyung? - szepnąłem, na co on przekręcił się w moją stronę i przygarnął mnie do siebie, całując delikatnie we włosy.

- Ty jesteś moim światem. Zawsze będziesz - szepnął.

Moje policzki na pewno przybrały barwę dojrzałych pomidorów, przez co cieszyłem się, że starszy mnie nie widzi.

- Jesteś tego pewny, hyung? - drążyłem łagodnie, chcąc wiedzieć, czy to spontaniczna, czy przemyślana decyzja. - Chciałeś tyle zobaczyć...

- Nie potrzebuję tego. Po prostu... żyjmy tak, jakby wszystko miało być normalne. Jakbyśmy mieli razem przeżyć sto lat. Ale jednocześnie nie odkładajmy niczego. Tylko... kochajmy się jak zawsze.

Tym razem to ja sięgnąłem jego ust, aby rozpocząć pocałunek. Jego słowa poruszyły mnie i przysiągłem sobie, że chociaż synem byłem beznadziejnym, to szansy o bycie chłopakiem, jakiego potrzebował hyung, nie zmarnuję. Bo teraz już tylko on został mi na tym świecie. Ale ta jedna osoba wystarczyła za wszystkie inne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top