XXVIII
.
.
.
*Perspektywa Tom'a*
.
.
.
Pierwszy raz od kilku lat dane mi było porozmawiać z mamą, o ile można to tak nazwać. Przepraszała mnie praktycznie co drogie słowo, mówiła jak strasznie żałuje tego co zrobiła, że popełniła błąd zostawiając mnie samego. Przez łzy mówiła, że chce to naprawić, odzyskać stracony ze mną kątakt. Nie powiem bardzo ucieszyłem się z takiego obrotu sprawy. Po raz pierwszy od dawna dane mi było usłyszeć głos mamy, który nie brzmiał obojętnie czy chłodno, a miło i z troską.
Zgodziłem się na jej propozycje. Jeśli jest jakaś szansa na odzyskanie mamy nie zawacham się z niej skorzystać. Wiem ile wycierpiałem przez nią i ojca, ale to nie zmienia faktu, że to wciąż moja mama.
Gdy skończyliśmy rozmawiać pożegnałem się z mamą. Musiała załatwić jeszcze parę spraw, ale obiecała mi, że przyjedzie jeszcze w poniedziałek. Do tego czasu muszę pomyśleć co zrobić z Viktorem, jak mam mu powiedzieć, tak by zrozumiał, że nie chce z nim być, że to co się stało nie powinno mieć miejsca. Jak mu wytłumaczyć, żeby zostawił mnie w spokoju.
Edd : Jesteś tego pewien Tom ? - Spytał wyrywając mnie z myśli. - Wiem, że to twoja mama, ale przemyśl to jeszcze.
Tom : Wiem, że to nie łatwe po tym wszystkim, ale zdania nie zmienię.
Edd rozchylił usta chcąc za pewne spróbować jakoś odbić mnie od tego pomysłu, ale jego wypowiedzi przerwało pukanie do drzwi.
Byłem pewien, że to moja mama czegoś zapomniała, ale kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem młodą dziewczynę o szarych oczach i długich karmelowych włosach z dwoma rogami na głowie.
.
.
.
*Perspektywa Tord'a*
.
.
.
Siedziałem na kanapie i po raz setny wydzwaniałem do Tori, która wyszła gdzieś kilka godzin temu i wciąż nie dawała znaku życia. Normalnie bym się o nią nie martwił, ale to Tori, Bóg wie w jakie teraz wpakowała się kłopoty. Usłyszałem dźwięk przekręcanego zamku. Właśnie wtedy do domu weszła też Tori.
Tord : Gdzieś ty była, z sto razy do ciebie dzwoniłem.
Tori : Jesteś chuj, baba i ciota. - Powiedziała zdejmując buty. - Oficjalnie mogę powiedzieć, że mam większe jaja od ciebie, choć wcale ich nie mam.
Tord : O czym ty gadasz.
Tori : Zrobiłam coś, na co ty nie miałeś odwagi. Nie musisz dziękować, ale do końca roku to ty zmywacz naczynia.
Tord : Powiesz mi w końcu o co chodzi ?!
Tori : A jak myślisz. Umówiłam cię na spotkanie z Tom'em.
Tord : Żartujesz. - Nie dowierzałem temu co usłyszałem. - Jak tyś to..?
Tori : Kobiety mają swoje sztuczki. W każdym bądź razie masz się stawić u niego o 20 i radzę się nie spóźnić, bo wątpię, żeby na ciebie czekał.
Tord : On wie, że przyjdę, czy powiedziałaś mu, że ty się chcesz z nim spotkać ?
Tori : Powiedział mu, że ty. Ale pewnie nie będziesz zadowolony z tego, jak go przekonałam do tego by zgodził się ciebie wysłuchać. - Powiedziała nieco speszona, a ja tylko spanikowałem jeszcze bardziej.
Tord : Co zrobiłaś ?
Tori : Zobaczysz. A teraz radzę ci się zbierać, nie masz za dużo czasu.
Spoirzyłem na zegarek, który potwierdził jej słowa.
Tori : Postaraj się tego nie spieprzyć. Trochę mi zajęło zanim znalazłam jego dom.
Tord : Jezu, dzięki. Przytuliłem ją na szybko. - Jesteś najlepsza.
Złapałem za bluzę i wybiegłem z domu wciąż nie dowierzając, że naprawdę udało się jej namówić Tom'a na rozmowę ze mną. Przecież to takie nie realnie. Tyle razy próbowałem z nim porozmawiać, albo chociaż przekonać żeby mnie wysłuchał, a jej wystarczył jeden dzień.
Gdy w końcu dobiegłem do domu Tom'a złapałem kilka głębokich wdechów na uspokojenie. To będzie ciężka rozmowa. Zapukałem i nie wiedząc czemu czułem się jakbym czekał na wyrok w sądzie.
Z każdą minutą niepewność i niewiedza powodowała we nasilające się uczuć niepokoju. Tak długo na to czekałem, a teraz gdy jest szansa mam wrażenie że nie dam rady pozbierać myśli i słów w taki sposób by wyjaśnić mu to wszystko.
W końcu męki czekania zostały przerwane, a zza lekko rozchylonych drzwi dostrzegłem sylwetkę Tom'a.
Tom : wchodź. - Powiedział, szerzej otwierając drzwi.
Wszedłem do środka i poszedłem za Tom'em do salonu. Widziałem, że jest smutny, a po jego czerwonych oczach bez trudu wywnioskowałem, że płakał.
Tom usiadł na kanapie podciągając nogi do klatki piersiowej i patrzył na mnie. To co wiedziałem ściskało mnie za serce. Jego niegdyś czarne oczy wydawały się stracić cały swój kolor i z głębokiej czerni zrobiły się bardziej jakby matowo. To był smutny widok, zwłaszcza, kiedy wiem, że to ja do tego doprowadziłem.
Tom : Jesteśmy sami, więc możesz mówić na spokojnie.
Złapałem głęboki wdech. Czuję się jak na odpowiedzi ustnej. Nie tylko mam przed sobą kogoś kto czeka na moją odpowiedź, ale w mojej głowie jest równie wielka pustka, zupełnie nie wiem co mam powiedzieć, więc może, zacznę od najważniejszego.
Tord : Przepraszam. - Mówiłem patrząc w jego oczy. - Naprawde przepraszam. Jest mi strasznie przykro za to co się stało, ja, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, nie planowałem tego.
Tom : Wiem, że nie. - Zawiesił wzrok na podłodze. - Viktor to zaplanował.
Mocno zdziwiłem się gdy to powiedział.
Tord : Wiedziałeś o tym ?
Tom : Domyśliłem się dziś, gdy twoja siostra przyszła z listami. - Spojżał na mnie z lekko rozbawionym uśmiechnąłem. - żaden z ciebie poeta, ale...to było naprawdę urocze...
Zszokowany mogłem jedynie patrzyć na Tom'a i coraz bardziej upodabniać się do koloru mojej bluzy. Teraz sam nie wiem czy być wściekłym na Tori za grzebanie w moim pokoju, czy dziękować jej za to, że to zrobiła. Ehh, to drugie..
Tom : Nie musisz mi się już tłumaczyć, ale chcę cię o coś spytać.
Tord : To znaczy ?
Tom : Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś ? Dlaczego ciągnąłeś to kłamstwo ?
Tord : Bałem się, że mnie znienawidzisz, jak się o tym dowiesz.
Tom : Więc lepiej bym dowiedział się przypadkiem ? Tord tylko tym razem nie kłam. Po co to zrobiłeś, czy nie masz w sobie nawet za grosz rozumu, by pomyśleć, że takie zakłady są niemoralne ?
Tord : Byłem młody i głupi. Nie myślałem co robię, ale naprawde bardzo żałuję i wierz mi, niczego nie pragnę tak bardzo jak twojego wybaczenia. Naprawdę chciałbym zacząć wszystko od nowa.
Tom przyglądał mi się w spokoju, jakby zastanawiał się nad kolejnymi słowami. Od razu było widać, że to on prowadzi ta rozmowę, a ja tylko czekam i mam nadzieję, że wybaczy mi moją głupotę.
Tom : wiesz...- Po woli wstał z kanapy. - z tych wszystkich kłamstw, które mi powiedziałeś "kocham cię" było moim ulubionym.
Tord : To nie było kłamstwo. - Stanął na przeciw mnie, patrzyłem w jego oczy gdy dzieliły nas ledwie centymetry. - Naprawdę cię kocham.
Nie odwracałem od niego wzroku, nawet kiedy poczułem jego rękę na moim ramieniu. Patrzył na mnie, przyglądał się mi i lekko przygrywał wargę, zawsze to robił kiedy się nad czymś mocno zastanawiał. Od tego czy mi wybaczy czy nie będzie zależeć nasze dalsze życie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze znów będzie mógł spędzić z nim czas, rozmawiać i kochać jak wcześniej, zanim to wszystko się stało, lecz wolę nie myśleć co się stanie, jeśli mi nie wybaczy.
Tom : ja... potrzebuje twojej pomocy...
.
.
.
*Perspektywa Narratora*
.
.
.
Thomas szedł niespokojne przez ulicę nocą by dotrzeć do domu Viktora. Sam nie wiedział czy naprawdę chcę to zrobić, ale teraz kiedy jest już pod jego drzwiami nie jest w stanie się wycofać. Bał się co czeka go w środku, ale jednego był pewniej, teraz już nie ma odwrotu. Podjął decyzję i zamierza się jej trzymać.
Zapukał w drzwi i chwilę później otworzył je ten chuj, ehem, to jest Viktor.
Wpuścił Tom'a do środka i zamknął za nim drzwi po czym beztrosko oparł się o nie plecami.
Viktor : Więc, jaką podjąłeś decyzję ? - Patrzył na niego wzrokiem pełnym pożądania, ale nie próbował niczego do póki nie pozna odpowiedzi czarnookiego.
Nie obchodziła go ona za bardzo. Zgodzi się czy nie, dziś i tak znów planował spędzić z nim noc, a to jak będzie ona wyglądać zależy tylko od Tom'a.
Tom : Przemyślałem wszystko. Wszystkie za i przeciw. - Mówił z spuszczonym wzrokiem.
Viktor : I jaką podjąłeś decyzję ? - Uniósł w zaciekawieniu jedną brew.
Tom : Zrozumiałem, że tylko ty nie kłamałaś, kiedy mówiłeś, że mnie kochasz, dlatego... - Spojżał na niego niepewnie. - Zgodzisz się znowu być moim chłopakiem ?
Perfidny uśmiech zagościł na twarzy szatyna. W tym momencie w głębi duszy bił sobie brawo za to jak pięknie wszystkich zmanipulował, wszyscy tańczyli jak im zagra i w końcu doprowadził do tego czego chciał.
Bez zbędnych słów podszedł do Tom'a i zaczął całować jego truskawkowe usta, z których dało się wyczuć lekki smak alkocholu.
Viktor : Piłeś ? - Spytał zdenerwowany.
Nie był pewnie czy Tom w tej chwili jest trzeźwy czy pijany.
Tom : Tylko trochę, na odwagę... - Speszył się Czarnooki. - ...nie jestem pijany...
Viktor znowu chciał coś powiedzieć, ale przerwały mu usta czarnookiego zaciskające się na jego. Widząc w jakim zagazowaniu Tom go całuje odpuścił mu tą ponoć niewielką dawkę alkocholu i wrócił do oddawania pocałunków.
Złapał rękami za pośladki czarnookiego i nie odrywając od niego ust poszedł z nim do sypialni brutalnie rzucając go na łóżko przez co Tom jęknął cicho z bólu. Ciało Wiktora od razu zaczęło napierać na drobne ciało czarnookiego.
Viktor wszedł między nogi Tom'a i zjechał ustami do jego szyji, a rękami już dobierał się do jego spodni. Przestał, kiedy Czarnooki przybliżył usta do jego ucha i cicho szepnął uwodzicielsko.
Tom : Zwiąż mnie.~
Viktor poraz pierwszy od dawna przeszedł przez stan niewiedzy. Niechętnie odsunął się od czarnookiego i spojżałem na niego zdziwiony.
Viktor : myślałem, że nie lubisz na ostro.
Tom : Ale ty lubisz, a ja chcę ci sprawdzić dziś samą przyjemności. - Chwycił ręką podkoszulek szatyna i przyciągnąłem go do siebie znów łącząc ich usta w pocałunku.
Viktor nie protestował. Zdjął pasek z swoich spodni i obwiązał go do okoła nadgarsteków chłopca, mocno je zaciskając.
Tom : Mocniej.~ - Powiedział gdy wyczuł, że pas wciąż był jednak za luźny.
Viktor : Zrobią ci się siniaki.~ - Mruknął podgryzając jego ucho.
Tom : Będzie ci to przeszkadzać ?
Viktor : Mi nie.
Tom : Mi też, więc zwiąż mnie tak jak zawszę.
Po raz kolejny na twarzy Viktora pojawił się perfidny uśmieszek. Zachowanie Tom'a bardzo go zadowalało, nie musiał się już powstrzymać, udawać delikatnego. Związał mu ręce tak mocno, że Czarnooki nie miał nawet odrobiny luzu. Ostatecznie przypiął pasek do ramy łóżka i na nowo zaczął dobierać się do jego spodni. Tym razem nie bawił się już w żadne podchody. Jednym ruchem pozbawił go całej dolnej odzieży pozostawiając w samej bluzę, która była podwinięte do góry odkrywając jego brzuch.
Ręce Toma po mału robiły się sine, a nadgarstki piekły przez zdartą już na nich skórę. Mimo to Tom nic nie mówi tylko czekał, aż wszystko się zacznie. Viktor już miał wejść w czarnookiego, kiedy po domu roznosił się dźwięk dzwonka do drzwi.
Tom : otworzysz ?
Viktor : To pewni Dawid. Zignoruj go, zaraz sobie pójdzie.
Wrócił do robienia malinek na szyji Thomas, ale dźwięk dzwonka wciąż nie dawał im spokoju. Viktor warknął zirytowany i odsunął się od Tom'a poprawiając swoje spodnie do pierwotnego stanu.
Viktor : Zaraz wrócę. - Powiedział wychodząc z pokoju.
Tom odprowadził go wzrokiem, a jak tylko Viktor zniknął za drzwiami spojżał na zegarek na ścianie i już nie musiał powstrzymywać łez, które pchały mu się do oczu.
Czuł się okropnie, ubrany tylko w swoją bluzę z rękami przywiązanymi do ramy łóżka. Bolały, piekły, czuł, że będzie miał na nich sporo siniaków, ale pocieszał się myślą, że to już koniec.
Do pokoju wszedł policjant, od razu dostrzegł zapłakanego i na wpół nagiego chłopca przywiązanego do łóżka. Podszedł do niego i okrył pierzyną po czym rozwiązał jego ręce.
Thomas szybko ubrał spodnie i w towarzystwie policjanta opuścił dom, wciąż nie dowierzając, że wszystko poszło zgodnie z planem.
Nie miał dowodów na to co Viktor z nim robił, jak znęcał się nad nim fizycznie i psychicznie, ale miał pomysł co zrobić by policja sama przyłapała go na gorącym uczynku.
Kiedy wyszedł z domu widział jak policja trzyma już skutego Viktora przy radiowozie, a także Tord'a po drugiej stronie ulicy. Cieszył się, że zgodził mu się pomóc w jego małym spisku, ale najbardziej cieszył go widok skutego Viktora. Teraz, kiedy miał pewność, że Viktor trafi do więzienia nie musi się bać, że znowu będzie próbował mu coś zrobić, że go znajdzie, że znowu będzie nachodzić.
Policja = P
P : Pojedziesz z nami na komisariat, złożysz zeznania, dobrze.
Tom : jasne...
Podszedł do radiowozu, cały czas czując na sobie wzrok Viktora, który zabija go wzrokiem.
Viktor : No proszę. - Mówił spokojnie, przez towarzystwo policji, kiedy Tom znalazł się wystarczająco blisko niego. - Lis został przechytrzony w swojej własnej grze. - Parchnął krutko śmiechem. - Jesteś z siebie dumny ?
Tom : zawsze... - Spuścił wzrok i zacisnął dłonie w pięści. - zawsze myślałem, że to chodzi o mnie... że to przeze mnie wszyscy się ode mnie odwracają, a-ale tak naprawdę, naprawdę to chodziło o ciebie. - Spojżał na niego z wyrzutem. - trzymałeś mnie krótko i odsuwałeś od wszystkich, którzy chcieli się zbliżyć. - Po woli zaczął mu się załamywać głos. - Cały ten czas myślałem, że wszyscy mnie nienawidzą, bo to ze mną jest coś nie tak... Zdajesz sobie sprawę jakie to było okropne ? Za każdym razem gdy zamykałem oczy miałem nadzieję, że już więcej nie otworzę...
Viktor : Ja tylko próbowałem nas chronić.
Tom : NIE MA ŻADNYCH NAS ! - Nie utrzymał wybuchu emocji. - ...nigdy więcej...
Ostatnie łzy słynęły na ziemię po czym wszedł do drugiego radiowozu i oba wozy policyjne pojechały na posterunku.
2169
SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top