XX

.

..
...
*Perspektywa Tord'a*
...
..
.

Tom z trudem opowiadał mi o całej swojej przeszłości, o wszystkim co się z nim działo, aż do teraz. Nie miałem pojęcia, najmniejszego, że Tom mógł tyle przecierpieć, stracił dosłownie wszystko. Rodziców, jedynego brata i dom, nie raz miał związek, który kończył się dla niego tylko łzami i bólem, a mimo to znów dał komuś szansę, dał ją mi. Już wcześniej czułem się okropnie przez ten pieprzony zakład, a teraz jest jeszcze gorzej.
Tom nie może się o nim dowiedzieć, już teraz jest z nim źle, jeśli się dowie, to go to zniszczy.

Siedziałem z nim na podłodze i przytulałem pozwalając mu cicho popłakać w moją klatkę. Był, nie, on wciąż jest niczym kruche stworzonko, które może nie znieść kolejnej burzy w swoim życiu.

Tord : Nie zabiłeś Natana. - Powiedziałem spokojnie mocniej przytulając go do siebie. - Nie planowałeś jego śmierć. To był wypadek, bardzo nieszczęśliwy, ale wypadek. Rozumiem, że możesz czuć się winny, ale powiedz mi, czy twoja śmierć naprawde jest tym czego chciałby twój brat ?

Tom : ..nie.. - Szepnął cicho i lekko pokiwał głową na boki. Położyłem dłoń na jego policzku i ostrożnie starłem z niej łzy.

Tord : Więc obiecaj mi, że już nigdy więcej się nie potniesz, nawet jeśli jakiś głupi głos z twojej głowy będzie cię do tego przekonywać. Możesz mi to obiecać ? - Spojżałem mu w oczy, a on przytaknął głową.

Czy dotrzyma obietnicy, nie wiem, ale ja nie pozwolę mu umrzeć. Zamknąłem oczy i oparłem się głową o jego głowę. Coś jest nie tak.

Tord : Tom. - Przyłożyłem rękę do jego czoła. - masz gorączkę. - Podniósłem go jak pannę młodą i położyłem na łóżku. - Zaczekaj chwilę.

Tom :  ..gdzie idziesz..?

Tord : Po apteczkę.

Wyszedłem z pokoju i poszedłem do łazienki, tam zazwyczaj trzyma się apteczkę, a w tym na pewno coś co zbije gorączkę. Otworzyłem szafeszkę pod zlewem i wyjąłem małe czerwone pudełeczko z białym plusem, w środku były tylko jakieś bandaże, kilka plastrówale i woda utleniania, ale żadnych leków. W sumie po tym co mi powiedział, nie dziwię się, że Julia mogła mu je zabrała. Trudno, jak nie leki to inaczej.
Poszedłem do kuchni. Nawet jeśli to nie wiele to zawsze lepsze to niż nic, zaparzyłem wody i zrobiłem herbatę z cytryną, przynajmniej go rozgrzeje.
Ostrożnie by się nie połączyć zabrałem kubek i wróciłem do pokoju.

Nie było mnie, może z 10 minut, a on już zdążył zasnąć, w sumie to nawet lepiej. Odłożyłem kubek na szafkę.
Zdjąłem ciuchy i ostrożnie położyłem się koło niego, objąłem go ręką w tali i przysunąłem do siebie składając na jego karku delikatny pocałunek.

Wsłuchiwałem się w jego cichy oddech i delikatne bicie serca, z każdą chwilą jego spokóju przechodził na mnie, ale nie na długo.
W jednej chwili spokoju zastąpiła złość i okropna ochota by w tej chwili iść do Viktora i przypieprzyć mu tak żeby się już nie podniusł, albo chociaż na policje, co kolwiek byle by odpowiedział za to co zrobił. Przecież on zgwałcił Tom'a, niejednokrotnie, nie można tak tego zostawić, Viktor jest chujem i zasługuje na to by obić mu mordę.
Gdyby tylko nie ten obóz zrobiłbym to już teraz, ale nie mogę pozwolić na to by mnie stąd wyrzucili, nie teraz kiedy wiem z kim bym wtedy zostawił Tom'a.

Przez jego ramie przyglądałem się blizną na jego przedramieniu, nie mogłem się powstrzymać i delikatnie przejechałem palcem po tych kreskach. Teraz rozumiem dlaczego nie chciał pokazać swojego ciała..

Tord : ..nie pozwolę cię skrzywdzić.. - szepnąłem cicho.

Tom : .. obiecujesz..?

Tord : nie śpisz ? - zdziwiłem się.

Tom : śpię. - Odwrócił się w moją stronę. - a ty ?

Tord : też. - pocałowałem go w czoło.

Tom : zostaniesz, to jest do rana ?

Tord : chciałbym, ale muszę wrócić przed 7. Wolę nie wiedzieć co będzie jak opiekun zobaczy, że nie było mnie na noc.

Tom : a teraz, zostaniesz ?

Tord : tak.

Wtulił się we mnie.

Tom : ..kocham cię.. - Szepnął.

Serce przyspieszyło mi na dźwięk tych słów, pierwszy raz poczułem się jakbym był w niebie, mógłbym z nim tak leżeć już przez wieczność. Przytuliłem się mocniej do jego małego ciała.

Tord : ..też cię kocham..

Tom zasnął chwilę potem, a ja wciąż nie potrafiłem, a raczej nie mogłem, bo jak zasnę mogę nie wstać na czas i będzie przypał.
Wraz z pierwszymi promieniami słońca, ostrożnie wstałem z łóżka zabrałem swoje ciuchy i po ubrani się wyszedłem z domku. Było koło 6 rano, a za godzinę Eryk będzie sprawdzić pokoje, budząc wszystkich przy okazji.

Szybko bo praktycznie na biegu pokonałem drogę do mojego domku i po cichu wszedłem do środka.

Colin : gdzieś ty był ? - Spytał na wpół przytomny podnosząc głowę z łóżka.

Tord : U Tom'a, sam mnie do niego posłałeś, swoją drogą dzięki.

Colin : Bardzo źle z nim było ?

Tord : No więc-

Colin : Dobra, nie mów, domyślam się, że tak.

Tord : Skąd wiedziałeś, że tak będzie ? - Usiadłem na swoim łóżku.

Colin : Kiedy z nim chodziłem, zauważyłem że tnie się, za każdym razem gdy ktoś wspomniał o Natanie. Więc to było już do przewidzenia.

Tord : Prawdziwe medium. - Powiedziałem sarkastycznie. - Opiekun był ?

Colin : Na szczęście nie. - Odwrócił się do mnie plecami. - A teraz daj spać.

Tord : Za 20 minut będzie 7:00 opłaca ci się kłaść ?

Colin : Trzeba korzystać z każdej minuty.

Przewróciłem oczami. Ja już na pewno nie zasnę, więc mogę się przygotować na dalszy przebieg dnia.
Wyjąłem z torby czyste ubrania i poszedłem do łazienki.
Lustro prawdę ci powie, roztargane włosy i worki pod oczami, jak nie padnę dziś za dnia, to wieczorem jak się położę to już nie wstanę.
Wszedłem pod prysznic i szybko uporałem się z porannymi czynnościami, a kiedy wychodziłem z kabiny usłyszałem za ściany głos naszego opiekuna.

Eryk : Wstawać dzieciakami. - Powiedział, a po jego głowie dało się wyczuć, że jest wkurzony. - Colin, gdzie jest Tord ?

Colin : Toooord ! To do ciebie.

I po co krzyczy, przecież ściany są cienkie. Szybko ubrałem spodnie i wyszedłem z łazienki.

Tord : O co chodzi ?

Eryk : Gdzie byłeś w nocy ? - O fuck.

Tord : Spałem ? - Próbowałem trzymać się tej wersji. Szkoda, że worki pod oczami tego nie potwierdzają.

Eryk : Wychodziłeś gdzieś, chociaż na chwilę ?

Tord : Nie..? - Odpowiedziałem niepewnie, a Eryk spojżał na Colina.

Colin : Był tu cała noc.

Eryk : W porządku. - Zmienił swoje nastawienie. - Powiedzmy, że wam wierzę, ale jak jeszcze raz usłyszę, że ktoś cię widział na "nocnym spacerze" będę musiał cię zawieść, a nie chce mi się bawić w odpowiedzialnego opiekuna, więc uważajcie.

Chciał już wyjść z domku, ale zatrzymałem go przed tym.

Tord : Kto panu powiedział, że mnie niby nie było ?

Eryk : Nie znam was wszystkich.

Tord : A jak wyglądał ?

Eryk : Młody chłopak, szatyn, brązowe oczy. Po co ci ta wiedza ?

Tord : A tak sobie, warto wiedzieć kto rozsyła plotki.

Eryk wyszedł z domku, spojrzałem na Colin'a

Tord : Znasz jakieś szatyna o brązowych oczach ?

Colin : Nie, ale musi być lizusem, skoro na ciebie do niósł. Stawiałby na pierwszaka.

Tord : Albo kogoś kto mnie nie lubi.

Colin : Dużo tu takich osób ?

Tord : Nie wiem, ale się dowiem.

.
.
.

O 8 rano mieliśmy zbiórkę na boisku, jak co dzień. To dla mnie dobra okazja, żeby zobaczyć gdzie jest ów skarżypyta, aka lizus. Przyglądałem się każdej nowej osobie, która się tu pojawiała, aż w końcu moje oczy zatrzymały się na tym, kogo szukałem.

Grzecznie od czekałem aż "apel" dobiegnie końca i podszedłem, na razie na spotkanie do chłopka.

Tord : Hej, ty. - Powiedziałem do chyba drugoklasisty.

??? : Ja mam imię wiesz, jestem Hugo.

Tord : Ta, wszystko jedno. Musimy sobie coś wyjaśnić. - Patrzyłem na niego z góry, bo jakby nie patrzeć był odemnie niższy. - Na kablowałeś na mnie.

Hugo : Słuchaj, taki mam biznes, jak masz z tym jakiś problem, to gadaj z tym, kto mi zapłacił, żebym na ciebie doniósł.

Tord : Czyli z kim ?

Hugo : Ehem - Wystawił rękę przed siebie. - Informacje kosztują.

Tord : Racja, a co powiesz na taki układ. Ty dasz mi to co chce, a ja w zamian na wyśle cię do szpitala i jako gratis dorzucę jeszcze brak połamanych kość, co ty na to ?

Hugo : Że groźby na mnie nie działają, ale gratuluję odwagi. Zapłać 20, a powie ci co chcesz. - Westchnąłem zirytowany i pożegnałem się z moją 20, oby było warto. - Co chcesz wiedzieć ?

Tord : Kto ci zapłacił byś na mnie doniósł.

Hugo : Nie znam imienia, ale - Rozejrzał się na boki. - To ten.

Wskazał palcem na, no nie wierzę, co za chuj. Odszedłem od chłopaka i podszedłem do Viktora, na sam jego widok zaczęło się we mnie gotować. Złapałem go za ramiona i pociągnąłem w jakiś ustronne miejsce.

Viktor : Czego chcesz ?

Tord : Mógłbym spytać o to samo. - Toczyliśmy walkę na spojrzenia - Chciałeś by mnie ukarano.

Viktor : Ja ? Nie, no co to. - Uśmiechnął się arogancko. - Chciałem by cię wyrzucili.

Tord : Po co ?

Viktor : Bo działasz mi na nerwy i jesteś idiotą.

Tord : Łatwo mnie też wkurzyć, więc nie przeciągaj struny.

Viktor : A może właśnie tego chcę ? Za pobicie na pewno by cię odesłali.

Tord : Znowu chcesz by ci ktoś obił mordkę. - Spojżałem na jego usta. - Ja nie poprzestanę tylko na rozciętej wardze.

Viktor : Dla twojej świadomość, ja też umiem oddać. - Odsunął się odemnie i spojrzał na mnie z wrednym uśmiechem. - Swoją drogą, jak ci się układa z Tom'em ?

Tord : Do czego pijesz ?

Viktor : Do niczego, chce tylko wiedzieć czy dobrze zajmujesz się moją suczką.

Kurwa, nie wytrzymałem. Chwyciłem go za bluzę i powaliłem, przyciskając do ziemi.

Tord : Tom nie jest suką, a tym bardziej nie twoją. - Wysyczałem przez zęby, ostatkiem sił próbując nie obić mu mordy.

Viktor : Może nie teraz, ale kiedyś był, mówił ci może ? ile nocy spędziliśmy razem ?

Tord : Zgwałciłeś go !

Uśmiech zszedł z jego twarzy.

Viktor : Widzę, że powiedział ci nawet więcej. To nie był gwałt, gdyby był zgłosiłby to na policję, czyż nie ?

Tord : Boi sie ciebie.

Viktor : Może powinien, a może nie. Zejdziesz ze mnie ?

Jedna część mnie mówi by mu przywalić, ale druga mówi by mu przywalić, tak cholernie chciałbym posłuchać się jednej z nich, ale nosz kurwa nie mogę.
Bardzo niechętnie zszedłem z niego, a on wstał i otrzepał rękawy z ziemi.

Tord : Masz się nie zbliżać do Tom'a. - Zabijałem go wzrokiem. - Rozumiesz ?

Viktor : Jeszcze trochę i sam do mnie wróci. - Uśmiechnął się. - Musi tylko przejrzeć na oczy, a wtedy, znów będzie moją suką.

.
..
...
*Perspektywa Tom'a*
...
..
.

Mimo iż zasnąłem z nim, to obudziłem się sam, tak strasznie nie cierpię tego doświadczać, czy choć raz mógłbym obudzić się przy nim ?
Nie chcę mi się wstawać, ale leżeć też nie, najchętniej bym się teraz przytulił do Tord'a, ale on jest teraz po drugiej stronie jeziora. Przewróciłem się na drógi bok i wpatrywałem w promienie słońca, które padały na podłogę przez okno. Zastanawiam się jak to wszystko wpłynie na nasz związek, czy będzie jak dawniej, czy może wszystko się zmieni ?
W końcu powiedziałem mu wszystko, dosłownie, nawet o tym co zrobił mi Viktor, a nikomu tego nie mówiłem, nawet Edd'owi.

Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, to pewnie pani Julia przyszła sprawdź czy wszystko jest w porządku. Otworzyły się drzwi do sypialni. Miałem rację, mogę zostać jasnowidzem.

Julia : śpisz ?

Tom : już nie. - Usiadłem.

Julia : Jak minęła noc ? - Spytała wchodząc do środka.

Tom : Dobrze. - Skłamałem by jej niepotrzebnie nie martwić.

Julia : Głos się odzywał ?

Tom : Tylko trochę marudził, nic poza tym. - Uśmiechnąłem się niewinnie.

Julia : Aha. - Lustrowała mnie wzrokiem. - Pokaż rękę.

Tom : Po co ? - Serce zabiło mi mocniej.

Julia : Pokaż. - Pokazałem jej prawą ręką. - Nie tą Tom, chce zobaczyć lewą.

Tom : Wiesz, że nie lubię pokazywać tych blizn..

Julia : A ty wiesz, że nie lubię, jak kłamiesz. - Podniosła z ziemi żyletkę. - Ile zrobiłeś ?

Tom : dwie.. - Zawstydzony odwróciłem wzrok.

Julia : Pokaż. - Niechętnie wystawiłem rękę przed siebie, a Pani Julia zaczęła je oglądać. - Są dość głębokie, Tom,  to nie są dwie kreski, ciąłeś się w jednym miejscu.

Tom : Co ? - Zapytałem zdenerwowany.

To nie możliwe. Spojżałem na rękę dokładnie oglądając rany, Julia miała rację, cięcia nakładają się na siebie, przez co wyglądają jak 2 rany, choć naprawde jest ich więcej, dziewięć.
Ale jeśli mam dziewięć cięć, to czy ten ktoś, kto powstrzymał mnie przed zdobieniem ostatniej kreski, naprawde tu był, czy to był tylko sen ?! Serce przyśpieszyło mi jeszcze bardziej, nie mogłem złapać oddechu.
Zacząłem panikować.

Julia : Tom, uspokój się, oddychaj, po woli.

Łatwo mówić, ktoś obcy był w domu, prawie mnie zgwałcił o ilę tego nie zrobił, gdy byłem nieprzytomnym, a ja mam się uspokoić, on może wrócić, w każdej chwili !
Julia przytulia mnie i głaskała po głowie próbując jakoś uspokoić, nie wiele to dawało, ale zawsze coś.
Po kilku minutach udało mi się uspokoić oddech i serce, ale nie myśli.

Julia : Pójdę po bandaż, zaczekaj chwilę.

Odwrócił się i otworzyła drzwi, w których stał Tord, a jego nagłe pojawienie się wystraszyło nie tylko mnie, ale i panią Julię, która zaskoczona aż podskoczyła do góry.

Julia : Pukać cię nie nauczyli ?!

Tord : Nikt nie otwierał. - Bronił się. - Poza tym drzwi były otwarte, więc wszedłem

Pani Julia złapała jego twarz w ręce i przybliżyła do siebie.

Julia : Co ci się stało w twarz ?

Tord : To nic takiego. - Zdjął jej ręce. - Muszę z tobą porozmawiać.

Julia : W porządku, mów.

Tord : W cztery oczy.

Julia : amm, okej...

Wyszli z pokóju zostawiajac mnie samego.

Nic takiego, jasne. Sam chciałem się już spytać, dlaczego ma rozciętą wargę i siniaka pod lewym okiem, raczej na pewno nie jest taką łamaga, jak ja by wpaść na drzwi, czy coś coś w tym stylu, a znając jego łatwopalny temperameny, jak nic się z kimś pobił.

Kilka minut później wrócili do środka.

Julia : Tom, pamiętasz jak mówiłam ci, że jednak zostaniemy tu jeszcze trochę ?

Tom : Tak.

Julia : Noo, to właśnie nastąpiła zmiana planów. Jutro rano wrócisz do domu.

Tom: Co ? Czemu ?

Tord : Powiedzmy, że mój pobyt na obozie też już dobiegł końca.

Tom : Pobiłeś się z kimś ? - Odwrócił wzrok. - Tord z kim się pobiłeś ?

Tord : Z Viktorem.

Tom : Dlaczego ?! - Wystarszylem sie. - On mógł cię skrzywdzić, chwila, on już cię skrzywdził.

Tord : Spokojnie, nic mi nie jest, wyliżę się z tego.

Tom : a co z nim ?

Tord : Oberwał parę razy i chyba zrozumiał co chciałem mu przekazać. - Wzruszył ramionami.

Julia lekko uderzyła Tord'a w tył głowy.

Julia : Problemów nie rozwiązuje się siłą, tylko głową.

Tord : Sama mnie właśnie uderzyłaś.

Julia : To co innego. - Odwróciła się do mnie. - Jak mówiłam jutro rano wracasz do domu, ale będziesz chodzić do mnie na terapię 2, 3 razy w tygodniu.

Tom : jasne.. - odpowiedziałem smutno

Tord : Ej, co jest ?

Tom : Nic, naprawde - Uśmiechnęłem się do niego.

To naprawdę nic, czym musiałbym go zamartwiać.
Mam tylko nadzieję, że Viktor nie będzie się za to mścił, nie chce by Tord przez niego cierpiał. Najlepiej będzie jak będziemy teraz unikać Viktora, nigdy nie wiadomo co może mu wpaść do głowy, a wiem, że jest zdolny do różnych rzeczy, nawet tych najgorszych...

2408
SŁÓW

°w°

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top