XII
*Perspektywa Tord'a*
.
.
.
Od kilku dni nigdzie nie widziałem Tom'a, co gorsza, kiedy w końcu dostaliśmy od opiekunów czas wolny i poszedłem do niego Julia odesłała mnie z kwiatkiem, twierdząc że Tom złapał jakieś przeziębienie przez co nie może na razie wychodzić. Martwię się o niego, ale nie mogę z tym nic zrobić więc siedzę i czekam, aż minie kolejny dzień.
Colin też aktualnie siedział w naszym pokoju i czytał jakąś książkę, podczas gdy ja bazgroliłem coś w zeszycie. To dopiero 3 dzień naszej wycieczki, a ja już widzie jak nasze pokolenie zeszło na psy. Kiedyś jeszcze wszyscy biegaliśmy po dworze z patykami i korzystając z pięknej pogody, a teraz ?
Tylko siedzieć w domu czekać niewiadomo na co.
Koniec tego dobrego !
Tord : Idę się przewietrzyć. - Powiedziałem do Colina i wyszedłem.
Chodziłem do okoła jeziora, bez konkretnego celu. Nie wiele osób było w tej chwili na dworze, choć pogoda była piękna, a godzina wczesna. Z Tom'em powinno być już lepiej, więc postanowiłem pójść do niego, w końcu po akcji z ogniskiem nie wyglądał z dobrze.
Po niecałej godzinie mojego wolnego kroku doszedłem do ceglanych domków, a przez otwarte okno słyszałem jak Tom rozmawia z kimś na parterze. Zapukałem i długo nie musiałem czekać żeby otworzył mi drzwi.
Przytuliłem go na przywitanie co i on zrobił, po czym weszliśmy do środka, w którym nikogo innego nie było.
Tord : Czy ktoś tu wcześniej był ?
Tom : Tylko Pani Julia, czemu pytasz ?
Tord : Bo słyszałem jak z kimś rozmawiasz. - Tom odwrócił wzrok. Czyżby coś przede mną ukrywał ? No w sumie to tak i to sporo.
Tord : Zapomni o tym. Lepiej powiedz mi jak się czujesz po wczorajszym ognisku ?
Tom : Szczeże mówić, boję się, że dowiedzą się, że też tu jestem.
Tord : To było by bardzo złe ?
Tom : Niby rozstałem się z nimi w "spokoju", ale wiesz jak to jest z byłymi. Tym bardziej, że Viktor na pewno nie da mi teraz spokoju.
Tord : Viktor, to ten chłopak z którym się pobiłeś ? - Tom odwrócił wzrok.
Tom : ta... pobiłem...
Ten temat zaczął mu ciążyć. Objąłem go ramieniem by poczuł się bezpieczniej.
Tord : Co by się nie stał nie pozwolę im cię skrzywdzić - Pocałowałem go w policzek. -Obiecuję.
Tom spuścił wzrok robiąc się cały czerwony, niczym prawdziwa truskawka. Jak można być, aż tak uroczym ja się pytam ? Im dłużej na niego patrze tym większą mam ochotę rzucić go na ziemię i zrobić wszystko by doprowadzić jego ciało do szaleństwa. Chwila, ja mogę to zrobić, przecież jestem jego chłopakiem i już mamy to za sobą, co prawda był wtedy na lekach, ale to nie znaczy, że nie możemy tego powtórzyć.
Położyłem swoją rękę na jego policzku by odwrócić do siebie jego głowę. Delikatnie zacząłem całować jego wargi, Tom przybliżył się do mnie. Od samego całowania zrobiło mi się gorąco, a w brzuchu na nowo zaczęły latać motyle. Zjechałem rękami do jego tyłka, chwytając tak bym mógł go podnieść, a kiedy złapał się nogami moich bioder wiedziałem, że ten dzień będzie bardzo udany.
Otworzyłem oczy by pójść z nim do sypialni, którą szybko znalazłem. Położyłem Tom'a na łóżku i skończyłem wszystkie środki ostrożności, to znaczy zamknąłem drzwi i zasłoniłem okno roletą powodując tym całkowite zaciemnienie pokoju.
Wróciłem do mojego koteczka i podniósłem jego nogę do góry po czym ugryzłem go w udo blisko jego krocza. Na ten gest Tom tylko jęknął przeciągle. Wiedzialemz że już dostał erekcji, ale nie stety nie zamierzam mu tak szybko z nią pomóc. Zdjąłem z siebie, a następnie z niego nasze bluzy i Żuciłem na podłogę.
Zatopilem usta w jego szyji i posadziłem na swoich kolanach.
.
.
.
*Perspektywa Tom'a
.
.
.
Siedziałem okrakiem na jego kolanach poczas gdy Tord bawił się moimi sutkami i całował po karku. Widac było, że chce się bawił moim ciałem doprowadzając mnie tym samym do granic wytrzymałości, ale ja chce go już w sobie poczuć.
Odwróciłem się przodem do niego by jego igraszki nabrały tępa, ale zamiast tego zastałem przykuty do łyżką przez jego ręce.
Tord : po co ten pośpiech ~
Tom : Tord, proszę ~ - Powiedziałem przyciągając nogami jego biodra bliżej mojego ciała.
Tord : Skoro tak ładnie prosisz ~
Puścił moje nadgarstki i wbił się w moje usta. Nie mogłem powstrzymać jęków kiedy poczułem jego rękę na swoim kroczu, ale jak na złość przeszkadzał mi już tylko materiał spodni.
Jednak i ich Tord szybko pozbył się z mojego ciała. Zaczął zjeżdżać swoim językiem coraz niżej od szyi po brzuch zatrzymując się na samym dole. Nie drażni się już ze mną !
Serce biło mi niemiłosiernie, a oddech nawet nie próbował uspokoić, czułem, że moja twarz jest cala czerwona, a zrobiłam jeszcze bardziej gdy Tord złapał zębami za gumkę od moich bokserek i po woli je ze mnie zdjął.
Jego mokre i ciepłe usta zaczęły całować mojego penisa, a następnie ssać podczas gdy jego rece wciąż błądziły po moim brzuchu. Rozkosz jaka wtedy czułem byłam wspaniała, mimo to bałem się, że zaraz stanie się coś co wszystko zepsuje, a najpewniej będzie to moja wina.
Starałem się o tym nie myśleć, co przyszło mi z łatwością, kiedy Tord włożył we mnie swoje palce, całkowicie oddałem się w jego ręce.
Zanim doszedłem Tord w ostatniej chwili odsunął swoje usta, ale nie zdążył się osłonić przed moim wytryskiem. Przez chwilę oblał mnie zimny pot, na myśl o tym co zrobiłem, ale widząc, jak Tord jedynie z lekkim uśmiechem oblizuje usta uspokoiłem się. Teraz moja kolej na zaspokojenie go.
Położyłem go na łóżku i po zdzijeciu jego spodni zacząłem lizać jego członka. Kiedy był już wystarczająco mokry rozłożyłem swoje nogi i powoli włożyłem go. Czekałem chwilę by przyzwyczaić się do bólu, a po chwili zacząłem się podnosić i opadać, w rytmie swoich jęków.
Chodź widziałem, że jest mu dobrze Tord wolał być na górze, więc znowu położył mnie na łóżku i sam zaczął się we mnie poruszać. Nie przeszkadza mi to, sam też wolę być na dole. Złapałem się rękami jego pleców za pewne pozostawiając na nich ślady, tak samo jak Tord na mojej szyi.
Wraz z przyspieszeniem jego ruchów poczułem jak we mnie dochodzi.
Złapałem ręką pierzynę mocno ją ściskając by nie krzyknąć z przechodzącej mnie w tej chwili ekstazy.
Przytuliłem się do swojego chłopaka, a kiedy jego ręce objęły mnie w tali znów poczułem się bezpiecznie, tak jakby wszystko co do tej pory mi się przytrafilo nigdy nie miało miejsce. Liczyło się tylko to co tu i teraz.
Delikatnie pocałowałem jego usta i wtuliłem się w niego.
(Skok w czasie)
Tord zaproponował mi wspulną kapiel, ale nie zgodziłem się, po mimo tego że że sobą sypialniśmy, wiem, że jeszcze nie widział moich blizn i po mimo, iż wszystko mogę mu powiedzieć nie chce go tym zamartwiać. To były rany przeszłości o które na pewno by pytał, a ja nie wiem czy umiałbym mu o nich opowiedzieć, kiedyś na pewno, ale nie dziś.
Ufam mu i kocham całym sercem, dlatego też nie wiem co bym zrobił gdyby zostawił mnie po tym jak pozna prawdę, na pewno bym się załamał, jak nie gorzej.
Odprowadziłem go do drzwi i zapewniłem, że jutro to ja go odwiedzę. Pożegnałem się długim buziakiem i wróciłem do pokoju. Przez resztę dnie nic, a raczej nikt nie atakował już moich myśli prubujac mnie jak kolwiek dobić. Może wkrótce znów pozbędę się tego głosu z mojej głowy.
.
.
.
*Perspektywa Tord'a*
.
.
.
Wracałem do pokoju, było już dość późno bo słońce zaczęło przybierać pomarańczowej barwy, ale wciąż miałem czas. Zanim wyszedłem z lasu zauważyłem tego niebiesko włosego chłopaka, gadającego z jakąś bdziewczyną w długich różowych włosach. Skąd oni się wszyscy biorą ? Powinienem się uważniej przyjrzeć z kim tutaj jadę, może wtedy miałbym przynajmniej jakieś obeznanie co do tych osób. Głośny plask i tylko współczucie dla niebiesko-włosego i policzka, w który oberwał, za pewne przez jakiś głupi tekst na podryw. I tak musiałem z nim pogadać, więc to byłby akurat dobry pretekst. Powoli jak gdyby nigdy nic podszedłem do niego.
Tord : Nie wyszło, co ?
??? : Zgrywa niedostępną, ale jeszcze będzie moja. - Powiedział masując obolałe miejsce.
Tord : Co jej powiedziałeś ?
??? : By zapamiętała moje imię, bo będzie je krzyczeć całą noc. - Powiedział z głupim uśmieszkiem. Debil.
Tord : Aż się dziwię, że nie przywaliła ci w jaja.
??? : Ja też, tak w ogóle jestem Marcel, a ty ?
Tord : Tord.
Marcel : Tord ? To ty chodzisz z Tom'em, prawda ? - Zdziwiłem się.
Tord : Skąd wiesz ?
Marcel : Tom mi mówił, że ma już nowego chłopaka.
Tord : Dlaczego założyłeś, że to ja ?
Marcel : Byłem spytać Viktora czy to prawda i podał mi twoje imię.
Tord : Aha, a on skąd wie jak mam na imię ?!
Marcel : Hahaha, razy jak ty mało wiesz. Viktor wie wszystko co tyczy się Tom'a, w przeciwnym razie by tu nie przyjeżdżał. - Kur... Koleś zaczyna mnie przerażać. Jest normalnie podręcznikowym przykładem Stalkera.
Marcel : Masz farta chłopie. Złapałeś niezła sztukę nim zrobił to ktoś inny. - powiedział opierając się o pień drzewa.
Tord : Co masz na myśl ?
Marcel : No, mówię o Tom'ie. Wszystko zrobi byle byś tylko na niego nie krzykną.
Tord : Wszystko ? - Zmarszczyłem brwi.
Marcel : Wszystko.
Słysząc to krew zaczęłam się we mnie gotować, jak on może tak mówić o Tom'ie jeszcze w mojej obecności ?! Chciałem mu przywalić, ale nim to zrobiłem znów zaczął gadać.
Marcel : Jak ty z nim wytrzymujesz ?
Tord: Normalnie ?
Marcel : Nie ściemniaj. Chodziłem z nim prawie pół roku, a wkurzać zaczął mnie już po pierwszym tygodniu.
Tord : Jak się kogoś kocha, to się wszystko zniesie.
Moarcel : Ha ha ha, brzmisz jak z jakiegoś słabego romansidła. Szkoda, że z nim się nie da mieć normalnego związku.
Tord : Jak się kogoś kocha to wszystko jest możliwe. - Znów poleciałem tekstem z "słabego romansu"
Marcel : I nie przeszkadza ci to, że jest mordercą ?
Tord : Chyba tylko męskich serc. - Zażartowała myśląc, że on robi to samo.
Marcel : Stary, to ty jeszcze nie wiesz ?!
Tord : Czego ?
Marcel : Tom zabił człowieka.
1609
SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top