IV

*Perspektywa Edd'a*
.
.
.

Podałem Tom'owi leki, które szybko zaczęły działać. Przez najbliższych kilka godzin, jak nie kilkanaście będzie spał jak skała.
Zszedłem do kuchni i otworzyłem przeważnie zamkniętą szafeczke z której wyciągnąłem wódkę. Zabrałem Cole z lodówki i nalałem po trochu do szklanki. Wypiłem kilka łyków i poszedłem położyć się koło Matt'a na kanapie.

Matt : Nad czym tak myślisz ?

Edd : Nad niczym.

Matt : To, że zalałeś wódkę Colą nie znaczy, że jej nie czuję, o co chodzi ?

Edd : *wzdycha* Martwie się o Tom'a. Odkąd posłałem go do szkoły miał już dwa ataki, a przecież mu się polepszało, zupełnie tego nie rozumiem.

Matt : Może zapiszemy go znowu na terapie ?

Edd : Wiesz, że ich nie lubie.

Matt : Nawet jeśli mu pomagały ?

Edd : Był po nich jak pusta lalka. Uczucia to jedna z niewielu rzeczy, które mu zostały, nie chce mu ich odbierać.

Odłożyłem drinka na stolik i wtuliłem się w Matt'a.

Edd : czuję jakbyśmy go tracili...

Matt : Tom to bystry chłopak, nie wiele osób jest w stanie pogodzić się z swoja choroba. Poza tym mówi ci o wszystkim, więc nie masz powodu by się tak czuć. Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze.
.
.
.
Edd : Matt...

Matt : Tak ?

Edd : Kiedy przyszedłem po was... Tom płakał i w kółko powtarzał "przepraszam"... czy ty... na niego krzyknąłeś ?

Matt : ...tak...

Edd : Po co to zrobiłeś ?! Przecież wiesz jak na to reaguje !

Matt : Uspokuj się, nie zrobiłem tego specjalne. Nie moja wina, że Tom taki jest !

Edd : Taki czyli jaki ?!

Matt : Sam dobrze wiesz.

Edd : Nie Matt, nie wiem powiedz mi.

Matt : Nie normalny !

Edd : Tom jest normalny, po prostu za dużo przeszedł, dlatego się nim opiekujemy.

Matt : Dlatego ?!  Edd, tylko szczerze czy gdyby nie ta durna obietnica, naprawde zająłbyś się Tom'em z własnej woli ?!

Edd : Oczywiście, że tak. Tom jest dla mnie jak rodzina !

Matt : To dlaczego nie pomogłeś mu wcześniej ? Kiedy miał jeszcze szanse na normalne życie ? Przecież wiedziałeś co się u niego dzieje, więc dlaczego ?!

Edd : Bo to nie była moja sprawa !

Matt : A teraz niby jest ?!

W środku już się cały gotowałem. Jak on mógł tak mówić ? Aż tak mu przeszkadza to, że Tom z nami mieszka ? Racja nie jest łatwo, ale to bez znaczenia. Nie mogłem go zostawić na pastwę losu.
*głęboki oddech*
Nie chce się kłócić z Matt'em. Kłótnie to ostatnie czego nam trzeba.
Chwyciłem za szklanke, szybko wypiłem jej zawartość i z powrotem odłożyłem. Pociągnąłem Matt'a za rękę i mocno przytuliłem.
Chwilę stał obrażony, ale później odwzajemnił uścisk.
Poczekałem chwile by emocje trochę opadły.

Edd : Przepraszam, że zacząłem na ciebie krzyczeć...

Matt : Nie, to ja przepraszam. Niepotrzebnie powiedziałem to wszystko... Przepraszam.

Edd : Ja... przemyśle jeszcze raz tą terapie...

Matt : Tak bedzie dla niego najlepiej.

.
.
.
*Perspektywa Tom'a*
.
.
.


Kurwa moja głowa...
Czuję się jak wtedy gdy wymieszały Smirnoff z whisky i szampanem, zapijając piwem...Yyyyhhhh wspomnienia....

Wstałem z łóżka i poszedłem szukać Edd'a by dał mi co na ten ból.
Gdyby nie to, że to on rozporządza moimi lekami pewnie sam bym sobie wziął.

Przeszukałem kuchnie, salon i sypialnię i nie znalazłem nawet Matt'a.
Czyli zostałem sam.

•••

Wszedłem do pokoju i kładąc się na łóżku chwyciłem za gitarę.

Tom : tam, tam, tam, nie mam pomysłu co zagrać mam...

Pociagnalem palcem za jedną stronę. Może by tak dać się ponieść myślą ? Zamknąłem oczy i zaczołem po prostu grać, aż nie zrozumiałem co to za melodia. Poczekałem na odpowiedni moment i zacząłem śpiewać.

Tom :

I znowu siedzę sam...
Zastanawiam się co ma sens.
Butelka whisky stoi obok mnie i tylko ona wie jak jest źle.

Udaje przed sobą.
Udaje przed tobą.
Uśmiecham się gdy jesteś obok.

A to tylko jebana gra.
Bo gdy jestem sam jestem inną osobą.

I czuję że mnie wspierasz...
.
.
choć wiem że to nic nie da...
.
*Przestaje grać*
.
Szpitale, lekarze, tabletki od kilku lat się to kręci...

Czasem już mam tego wszystkiego dosyć i mało mi brakuje żebym poddał się...

*Przestaje śpiewać*
(QBIK - Byłaś Serca Biciem)

kurwa...
To był zły pomysł...
Teraz boli mnie głowa i jest mi smotno. Odłożyłem Susan pod łóżko i ubrałem bluzę. Mam nadzieję, że chociaż świerże powietrze dobrze mi zrobi...

.
.
.
*Perspektywa Tord'a*
.
.
.

*17:27*

Wiem, że Tom wystraszył się tego co się stało. Ma powód by nie pokazywać się w szkole i to nie jeden, ale zacząłem się o niego martwić, kiedy nie odpowiadał na moje wiadomości, na dobór złego nie mogę się do niego dodzwonić bo ma wyłączony telefon.

Może po prostu jestem przewrażliwiony, ale muszę się dowiedzieć czy wszystko z nim w porządku. A może to tylko ciekawość ?

Szedłem właśnie jego ulicą, kiedy zauważyłem przed sobą właśnie jego wychodzącego z domu. Miał założone słuchawki i kaptur od bluzy na głowie.

Zrobił parę kroków przed siebie i stanął w miejscu, gwałtownie odwrócił się i pobiegł z powrotem domu.

Tord : Okej... To... było dziwne.

Może czegoś zapomniał ?
Podszedłem pod drzwi chciałem zapukać, ale drzwi były uchylone. Wszedłem do środka i zobaczyłam szukać Tom'a wzrokiem, ale go nie znalazłem. Pewnie pobiegł do swojego pokoju.

Zapukałem w drzwi, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.
A co mi tam ostrożnie otworzyłem drzwi, nic dziwnego, że nie słyszał.
Tom leżał na łóżku plecami do góry z poduszką na głowie i przyciskał ją do uszu.

Tord : Tom ? W porządku ?

Podszedłem do niego i położyłem rękę na jego plecach. Wystraszyłem go, wiem to bo przekręcając się na bok i zleciał z łóżka.

Tord : Sorry, nic ci nie jest ?

Brak odpowiedzi... Patrzył się na mnie jakby był ranną sarną, a ja głodnym wilkiem.

Tord : Tom to ja, Tord. Nie poznajesz mnie ?

Tom : N-nie, ja t-tylko... Jak wszedłeś do domu ?

Tord : Nie zamknąłeś za sobą drzwi. Chodź.

Podałem mu rękę by pomóc mu wstać, ale ją odrzucił, i sam wstał, ała... Chyba mnie znienawidził.

Tord : Więc, co się stało ?

Tom : Nic ważnego, co tutaj robisz ?

Tord :  2 dni nie było cię w szkole, więc zacząłem się martwić i tak o to jestem.

Tom : 2 dni ? Co dziś mamy ?

Tord : Wtorek.

Tom : *szepcze do siebie*...przestały działać...

Tord : Co przestało działać ?

Tom : Nic takiego.

Tord : Tom, martwię się o ciebie, chyba mam prawo wiedzieć co się z tobą dzieję.

Tom : Nie, nie masz.

Tord : A to niby dlaczego ?

Tom : Nie znasz mnie, a jaka poznasz znienawidzsz.

Odwrócił się do mnie plecami, nie widziałem tego ale wiedziałem, że zaraz zacznie płakać. Trzeba by go jakoś uspokoić, albo zaczniemy się kłócić i nici z zaliczenia go.
Podszedłem no niego i obiołem w pasie. Składając lekki pocałunek na jego policzku.

Tord : Jak miałbym znienawidzić osobę, w której się zakochałem ?

Tom : ...tak jak wszyscy...

Przewróciłem oczami.

Tord : Nie pozostawiasz mi wybóru.

Odwróciłem go do siebie i pocałowałem w usta. Nie opierał się, wręcz przeciwnie sam przyłączył się do gry. Poczułem jak zarzuca ręce na moje ramiona.
Tom przechylił się do tyłu siadając na łóżko, a ja zaraz za nim.
Bawiłem się jego ustami co jakiś czas przygryzałem jego wargę. Znowu czułem smak truskawek, tym razem nie były gorzkie, tylko słodki.
Kiedy mi się to znódziło zszedłem niżej całując go w szyje. Słysząc jak z jego gardła wydobywa się cichy jęk zapragnąłem usłyszeć go jescze raz.
Zacząłem ssać i podgryzać jego skórę zostawiając za sobą malinki.
Tom cicho jęczał, a jego ciało przechodził dreszcz z każdym nowym śladem na jego szyji.
Włożyłem ręke pod jego bluzę i jeździłem nią po jego plecach.

Teraz mógłbym to zrobić, mógłbym go zaliczyć i koniec, ale nie, nie mogę. Za duże ryzyko, że tylko mnie sprawdza, jak daleko mogę się posunąć, dla bezpieczeństwa zakończę tą zabawę tu by on nie mógł tego zrobił.

.
.
.
*Perspektywa Tom'a*
.
.
.

Czułem się jak w niebie, delikatnie usta Tord'a bawiły się moją skórą, a jego ciepła dłoń rysowała różne wzory na moich plecach, brakowało mi tego, uczucia i nie mówię tu o podnieceniu, tylko o uczuciu bezpieczeństwa, wiedzy, że komuś, kto nie ma w tym powodu zależy na tobie.
Chciałbym czuć się tak codziennie, budzić się i zasypiać otulony ciepłem drugiej osoby, która była, jest i będzie dla ciebie bez względu na to co się dzieje, ale nie, to tylko moje marzenia, zaraz będzie próbował dobrać się do moich spodni, i na tym się skończy bo na więcej mu nie pozwolę.

Tord : Wybacz, ale musimy przestać.

Tom : *lekki szok* ... co ?

Tord : Jeśli będziemy ciągnąć to dalej sam wiesz do czego dojdzie...

Położył mnie na łóżku i przytulił do siebie.
••• Przyznaję nie tego się spodziewałem...
.
.
.

Leżeliśmy tak już dobrą godzinę. Tord bawił się moimi włosami, a ja byłem wtulony w jego klatkę piersiową. Taka ciepła i tak ładnie pachni, nie chce jej puszczać, chce by został ze mną na zawsze, tak jak teraz, a może i na dłużej.

Edd : Tom, wróciliśmy. Chodź, pora na...

Powiedział wchodząc do mojego pokoju.
Na szczęście mam szybką reakcje i zanim zdążył wejści (niechętnie) odsunąłem się od Tord'a.

Edd : Tord, część, co ty tu robisz ?

Tord : Tom nie pokazywał się w szkole, więc chciałem sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Będę się już zbierać, późno się robi i tak dalej.

Edd : Jasne, bezpiecznej drogi.

Edd wyszedł z pokoju zamykając drzwi. Tord położył rękę z tyłu mojej głowy i przyciągnął mnie do siebie składając szybki pocaumek na moich ustach.

Tord : Do zobaczenia w szkole.

Tom : Do jutra..

Tord wyszedł z pokoju. Siedziałem i wpatrywałem się w drzwi, a z transu wyrwał mnie trzask tłuczonego szkła dochodzący z łazienki. Poszedłem do łazienki i rozglądałem się po wszystkich kątach, nic nie spadło, więc co to było ?
Wychodząc z łazienki niechcący zerknąłem na lustro, zatrzymałem i z niedowierzaniem patrzyłem w odbicie. Połowa mojej szyi była pokryta malinkami °////°  tyle dobrze, że będę mógł je zakryć bluzą.Zawiesiłem wzrok na swojej twarzy.

Moja twarz
Taka znajoma, a jednocześnie taka obcą.

Nachyliłem się nad zalewem i umyłem twarz zimną wodą. Podniosłem głowę do góry, czego moje odbicie już nie zrobiło...
Tom : co do...
Położyłem rękę na lustrze moje odbicie wciąż nie reagowałoby, o co chodzi ? Przybliżyłem się do lustra i zobaczyłem w odbiciu za mną jakaś czarną postać tą samą przez którą przerwałem dzisiejszy spacer. Odsunąłem się od lustra, wtedy moje odbicie złapało mnie za rękę. Wystraszyłem się i nie wiele myśląc uderzylem w lustro rozbijając je na kawałki.

.
.
.
*Perspektywa Edd'a*
.
.
.

Usłyszałem trzask tłuczonego szkła, szybko pobiegłem do łazienki i bez wahania otworzyły drzwi. Lustro było w kawałkach, a Tom opierał się rękami o zlew.

Edd : tom... co się stało ?

Tom nic nie odpowiedział jego wzrok wciąż był lepione w zlew.
Powoli podszedłem do niego i położyłam rękę na jego lekka po krwawinej dłoni. Szybko ją zabrał i odsunął się ode mnie.

Edd : Tom, spokojnie. Powiedz mi co się stało.

Rozchylił lekko usta, ale nie wydał nawet dźwięków cały czas wpatrywał się w przestrzeń za mną, a jego oczy nabierało coraz więcej łez.

Edd : Tom, czy ktoś za mną stoki ?

Przytaknął głową ledwie powstrzymując się od płaczu.

Edd : rozumiem...

Złapałem go delikatnie za ramiona i uważając by nie wbił sobie szkło w nogę przeprowadziłem do salonu. Myślałam, że to już jest za nami, ostatni raz miało to 9 miesięcy temu. Myślałem, że pozbyliśmy się tych omamów wzrokowych, ale najwyraźniej nie.
Szukałem odpowiednich leków na omamy i halucynacje, niestety nie zostało ich zbyt wiele.
Będę musiał ich do kupić.
Podałem leki Tom'owi i usiadłem na kanapie koło niego. Tom położuł głowę na moich kolanach, a ja przykryłam go kocem.
Głaskałem go po głowie, szybciej się wtedy uspokaja.

Minęła nie cała godzina, a Tom wciąż patrzył w jeden punkt przy oknie, ale już nie wyglądał na przestraszonego wydawał się bardziej, znudzony tym co widzi.

Edd : Tom.

Tom : hmmm....

Edd : Powiesz mi teraz co widzisz ?

Tom : nie wiem co to...

Edd : A jak to wygląda ?

Tom : jak człowiek tylko zbudowany z dymu... Widzę jego oczy.. dwie jasno białe plamy.

Edd : Co robi ta postać ?

Tom : stoi i patrzy się przez okno, chyba na kogoś czeka...

Edd : Na kogo ?

Tom : nie wiem...

Zamknął oczy i wtulił się we mnie chowając twarz w kocu. Wiem że nie lubi mówić o tym co widzi, w ogóle o swoich chorobach, ale wie, że jeśli chce bym mu pomógł musi to robić. Znowu głaskałem go po głowie i rozmyślałem nad słowami Matt'a, wcześniej sądziłem, że damy radę bez terapii, ale teraz już nie wiem.

Ale przecież było dobrze.
Najpierw zniknęły stany lękowe, potem strach przed ludźmi i odzywaniem się, na prawie, ale jego ataki paniki ustały, i zniknęły omamy wzrokowe i słuchowe, a nawet głos przestał go nachodzić, a teraz wszystko wraca jak jakiś bumerang, może to efekt jojo ? Nie takie coś nie podlega psychice, a może jednak...
Po przeprowadzeniu sie tu było z nim zdecydowanie lepiej, wiec co się zmieniło ? Wszystko szło w dobrym kierunku, do póki...
Do póki nie poznał Tord,a.
A jeśli to jego wina, jeśli to on tak działa na Tom'a ?
Spojżałem na już śpiącego Tom'a lekko odsłoniła jego bluzę, wiedziałem, miał na szyi malinki...
Czy Tord go... Nie, nie mógłby, a może, to by wyjaśniało nawroty.
Nie wydaje się złym chłopakiem, ale jeśli jednak, czy Tom by mi to powiedział ?
Miał mi mówić o wszystkim, ale może coś przede mną ukrywa.
Jedno jest pewne, czeka mnie poważna rozmowa z Tord'em.

2157
SŁÓW





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top