5
Lekcje mijaly coraz szybciej, wlasciwie to stracilam poczucie czasu. Za oknem powoli się ściemniało, jednak nie zwracalam na to większej uwagi. Zrobilo mi to w sumie lepszy klimat do dalszego picia niż argument do jego zaprzestania.
Jednak uczucie, że juz zaraz strace kompletnie swiadomosc, a film urwie mi się gdzieś w szkole, było dość przytłaczające. Westchnęlam cicho, odkładając waski kieliszek z niedopitym winem na biurko. Na nim byly jeszcze rozwalone papiery, odciski kubkow po kawie oraz jakies resztki drugiego sniadania. Jednym slowem syf ogromny.
Dopiero gdy odwrocilam wzrok od kołyszącego się jeszcze wina, zauważyłam Amelie, ktora już nie siedziala na swoim krześle. Zamiast tego położyła mi rece na ramiona i zasiadła na mnie okraniem.
- Ame... - zaczelam jednak nie dala mi nawet dokończyć. Doslownie uciszyła mnie swoimi ustami, nie chcac bym zadawala zbędne pytania. Powinnam to zastopować, jednak... po pierwsze, za bardzo sie upilam, po drugie, jej cieple usta smakujące tym samym dobrym winem, ktore przed chwila odłożylam na blat, wydawaly się zbyt kuszące.
- Nie powinnysmy - powiedzialam gdy oderwalysmy sie od siebie, by wziac oddech.
- dlaczego? - Spytala odchylajac glowe w bok.
- w szkole? Zabieram cie do siebie blondasku - wyszeptalam, obserwując jak Amelie powoli i z niechecia wstaje z moich kolan.
Tak jak mówiłam, to tak się stalo. Zaprowadzilam ja prosto do mojego domu, sluchajac jak po drodze Amelie wychwala mnie cala, oraz mówi ze znow chciala by mnie całować. Gdy zamknęłam drzwi od domu ostatnim co poczulam to upadek na nie połączony z silnym bólem glowy. Zepsulam ta noc? Boże Nathalie ty idiotko...
Gdy otworzyłam oczy widzialam rozmazane, biale postacie nade mną.
- o jezu... anioly? - Zapytałam mrużąc oczy, by jakos wyostrzyć sobie widok.
- jeszcze nie ta pora - powiedzial dobrze znany mi glos. Amelie byla tu ze mna? Jednak, nie brzmiala jakby byla pijana. Nie miala swojego charakterystycznego flirciarskiego tonu glosu, ani delikatnego usmiechu na twarzy. Nie pachniala już lawendą, a jakimis chemikaliami. Tak samo jak otoczenie. Mialo taki swoj charakterystyczny zapach. Plyn do dezynfekcji, leki, plyny do podłogi...
Po paru minutach widzialam juz pielegniarke podłączająca mi kroplówkę, zmartwiona oraz zmeczona twarz amelie. Miala rozmazane oczy, jej szminka nie byla juz taka sama jak wcześniej, a bardziej wyblakła. Czulam jej przerazony, ale jednak spokojny wzrok. Troche tak, jakby uspokoila sie tym, ze sie obudzilam.
- co sie stalo? - Zapytałam podnoszac się delikatnie na łóżku szpitalnym. Głowa bolala mnie tak bardzo, że myslalam, ze zaraz mi wybuchnie.
- stracilas równowage, uderzylas glowa w drzwi i zemdlałas. Nie moglam cie dobudzic wiec zadzwonilam po pogotowie - wyszeptala Amelie, a ja aż przejechalam sobie reka po twarzy. Zeby tak wszystko zspsuc to trzeba mieć kurde ogromny talent do psucia wszystkiego co sie tylko kurde da.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top