Śmierć...
Wspomnienia wracają. Cierpienie. Śmierć Annabell. Upadłem znów na kolana. Kręciłem się niespokojnie w mojej komnacie.
-NIE! NIE! DLACZEGO?!- krzyczałem. Minęło równo 200 lat od jej śmierci. To tak krótko. To było tak niedawno. Pamiętam jej widok. Miała na sobie białą suknię. Poplamiona była krwią. Umierała.
-Kochany...opiekuj się twoimi....naszymi dziećmi...-
-Nie Ann! Nie dopuszczę do tego!!!! URATUJE CIĘ!!!- Moje łzy oczyściły twarz mojej ukochanej od krwi. Wyryły na jej pięknej twarzy pofalowane linie. Ostatni raz chwyciła mnie za rękę. Wydała ostatni wdech. Śmierć...
-NIEEEE!!!!- krzyknąłem rozdzierając mieczem gobelin. Znów wspomnienia. Dzika wściekłość kręciła się teraz w moich żyłach. Mówiła o dzieciach. Właśnie...co z nimi...nie chcę wiedzieć. Legolas wiedział...że do tego dojdzie...Katherine wypłakała tysiące łez...a Itan...ten smarkacz. To on ją zabił. On do tego dopuścił. Kolejne wspomnienia.
Wpadłem w furii do zamku. Na rękach miałem martwe ciało mojej ukochanej. Wbiegłem do swojej komnaty. Przytuliłem się do jej zimnego policzka. Było ciemno. Zacząłem szlochać. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się. Zobaczyłem sylwetkę małego elfika. Miał może pięćdziesiąt centymetrów.
-Ada? Co się dzieje? - Legolas.
-Mój kochany synku...twoja...mamusia...ona poszła spać...niestety...już...już się...nie obudzi...- zaniosłem się szlochem.
-Ada!- Legolas rzucił mi się w ramiona. Przytulił mnie mocno. Odwzajemniłem uścisk i płakałem w jego tunikę. Była uszyta. Przez Annabell.
-Już nie mogę...-rzekłem przez łzy. Znów opadłem na kolana. Bolało mnie wszystko. Dlaczego ona musiała umierać? Dlaczego akurat ona? Znów to samo. Widzę ją.
Małe elfik biegał po łące za swoją siostrzyczką.
-Bez paniki! Książę Legolas cię uratuje!- krzyczał radośnie mały chłopiec.
-Ah te dzieci! Zawsze radosne! Są takie urocze!- Annabell pogładziła się po zaokrąglonym brzuchu -Jak myślisz? Jak mu dać na imię? - zapytała patrząc na mnie.
-Może Eslon, albo Miranthez?-
-Myślałam o bardziej tradycyjnym imieniu. Może...Itan!-uśmiechnęła się.
-Taaak...Itan...podoba mi się!- pogładziłem ją po włosach i pocałowałem.
Krzyczałem. Jak najmocniej się dało. Upadałem na kolana i płakałem. Mówili że ciągle się nie podniosłem z żałoby. Ale to było coś więcej. Coś strasznego. Moje serce, dosłownie się rozdarło. Kopnąłem z wściekłością stół który opadł niczym zcięte drzewo. Rozległ się trzask i huk. Opadłem cały na podłogę. Moje włosy były w nieładzie. Moja szata rozrzucona po całej komnacie jak morze. Płakałem. Czułem że umieram. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
-Ada?- usłyszałem. Był to głos mojego syna- Legolasa.
-Ona...ona nie...nie wróci...-zaszlochałem. Usłyszałem jak drzwi się zamykają. Po chwili dźwięk odbijania obcasów wojskowych butów o podłogę. Legolas pomógł mi podnieść się do pozycji klęczącej.
-Ada? Ojcze?- zapytał z troską w oczach. Uścisnął mnie mocno. Odwzajemniłem od razu. Mój kochany syn.
-Synu...obiecaj mi...nie zostawiaj mnie...-płakałem.
-Nie Ojcze....nie zostawię!- ścisnął mnie mocniej. Siedzieliśmy w uścisku aż do rana, aż w końcu padłem wykończony. Wszyscy myślą że wiedzą co to cierpienie. Cierpienie to uczucie, cierpienie to ból. Nie. Cierpienie to choroba. Z której nie da się wyleczyć. Cierpienie to trucizna, która zabija cię w postaci twojego najlepszego przyjaciela. Cierpienie to śmierć...
Oto praca na konkurs ogłoszony przez MOD-MAJ. Mam nadzieję że przypadł do gustu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top