4 - Każdy cień wygląda jak ty
Sebastian oparł głowę o zimną ścianę i wbił tępy wzrok w szybę jedynego, bardzo małego z resztą okna, znajdującego się w pustym pomieszczeniu, by po chwili znów spojrzeć na zimną, szarą podłogę.
Na zewnątrz z cichym szumem przejechał dobrze oświetlony samochód. Cień ramy okiennej przesunął się leniwie po podłodze, niby sylwetka biegnącego w zwolnionym tempie mężczyzny.
- Każdy cień wygląda jak ty... - mruknął blondyn, po czym pociągnął z ciemnej butelki porządny łyk zimnego piwa, wykańczając płyn; wychylając go do ostatniej kropli. Następnie w zaiste destrukcyjnym odruchu rzucił szkłem o przeciwległą ścianę, powodując, że rozbryzgnęło się w milionach drobnych kawałeczków na wszystkie strony.
Warknął pod nosem kilka wyjątkowo siarczystych przekleństw i owinął się szczelniej czarnym kocykiem z różaną czaszką, który kupił kiedyś Jimowi na walentynki. Przytulił się plecami do zimnej ściany, kładąc się na ziemi na prawym boku. Westchnął boleśnie, patrząc beznamiętnym wzrokiem na skąpaną w mroku stertę różnokolorowego szkła. Czuł się cholernie bezradny, wobec życia, wobec świata, wobec emocji, wobec siebie samego. Wypił tej nocy naprawdę dużo, ale kariera snajperska i związek z szefem działającej na całym świecie siatki przestępczej przyczyniły się do faktu, że miał naprawdę mocną głowę.
Zamknął oczy. Smutek, żal, zmęczenie, nietrzeźwość i silny zapach piwa sprawiły, że sen przyszedł do niego natychmiast, bez zastanowienia porywając go w swoje objęcia.
~
Lekkie oderwanie. Chyba. Cóż, trochę się z tym rozdzialikiem męczyłam, ale koniec końców wstawiam go w pierwotnej formie, chociaż mój gupi musk ciągle się buntuje.
Miłego wieczoru! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top