Epilog

- Do jutra, Słońce!

Klara wyszła z szatni damskiej, natychmiast szukając wzrokiem swojego chłopaka. Wypatrzeć go było dosyć ciężko, bo Jimin nie górował wzrostem nad chłopakami w jego wieku.

Właśnie zakończyli zajęcia taneczne, jedne z dwóch w tym tygodniu i mieli w planach wspólny spacer. Wysiłek, poprzedzony wysiłkiem. To młoda europejka uwielbiała. Ruch, zdrowy tryb życia, adrenalinę, kreatywność - żyła tymi cechami. Nie lubiła bezczynności, lenistwa i tego sławnego "domatorstwa". Dom to miejsce na odpoczynek między intensywnym życiem, nie miejsce, gdzie człowiek może kisić się jak kapusta do kimchi.

Lato w pełnej krasie za oknem, w powietrzu unosi się zapach ogrodowych kwiatów, wszystko żyje, a ona ma usychać? Co to, to nie.

Zauważyła blond czuprynę przy wyjściu. Rozmawiał z instruktorem tańca - Alanem. Uśmiechnęła się pod nosem widząc jego upartość. To jeden z wielu powodów, dla których kochała Jimina - był ambitny jak mało kto, zawzięty i tak samo zmotywowany do stawania się lepszym, jak i ona. Pasowali do siebie pod tym względem. Ciągle było im mało sukcesów, wciąż walczyli o lepszą wersję siebie, najlepszą. Świat nie pozwalał się zatrzymać, trzeba przeć na przód razem z nim.

Jimin ukłonił się Alanowi i odwrócił się w jej stronę. Uśmiechnął się, a na jego policzkach nadal tańczyły dwa rumieńce od zmęczenia. Ostatnimi czasy były troszkę bardziej... Pyzate? Nie że zaraz przesadnie grube, ale troszkę ciałka zebrało mu się na podbródku i tych pufiaśnych policzkach. W pewnym momencie zaczął nawet przypominać starą wersję Jimina, którego poznała w pierwszej klasie i jako jedyna nie wyśmiewała się z jego żałosnych prób zaistnienia.

Choć były żałosne, to trzeba przyznać. Do dziś co bardziej złośliwi próbują wspominać tamte czasy, ale zamykają się widząc zimne spojrzenie Klary. Nikt nie będzie naśmiewał się z jej chłopaka i przypominał tamtych lat. Było, minęło. Teraz ona i Jimin byli jedną z najpopularniejszych par w szkole, ich reputacji nie zagrażał nikt, ani nic, zwłaszcza przeszłość.

- O co jeszcze pytałeś Alana? - Zapytała, podając mu swoją torbę. Ostatnio pomagał jej ją nosić, bo miała problemy z ramieniem. Jakaś niegroźna kontuzja, ale wolała go nie nadwyrężać niepotrzebnie. I tak sporo ryzykowała przychodząc na treningi.

- Mówiłem, że jutro nie będzie mnie na treningu. - Powiedział, przepuszczając ją w drzwiach.

- Jak to nie będzie?

- Mówiłem ci przecież, że mój kuzyn przyjeżdża. Chciałem z nim spędzić trochę czasu.

Klara zmarszczyła brwi. Naprawdę nie przypominała sobie, żeby wspominał cokolwiek o kuzynie. Swoją drogą wszystko robili ostatnio w biegu, nie było nawet czasu na spokojnie usiąść i porozmawiać. Mogło jej to umknąć.

- Znam go?

- Nie, nigdy jeszcze nie przyjeżdżał do Seulu. To syn mojej ciotki, mieszka na codzień w Japonii.

- No dobrze, to nie będę wam przeszkadzać. A kiedy przyjeżdża?

- Dziś wieczorem. Nie przeszkadzasz. Ale nie mówi zbyt dobrze po koreańsku, poza tym nawet sam nie za dobrze go znam, nawet nie wiem czy jest fajny. - Uśmiechnął się.

- Pójdziemy na herbatę? Skoro mamy się nie widzieć jutro, to chciałam z tobą pogadać. - Zaproponowała Klara.

- O czym chciałaś porozmawiać? - Zapytał Jimin. Delikatnie zadrżało mu serce.

- Muszę mieć jakiś specjalny temat? - Zapytała z uśmiechem. - Dawno nie rozmawialiśmy tak na spokojnie.

- Jasne, mam czas do osiemnastej. - Odparł Jimin. Ostatnimi czasy unikał dłuższych i bardziej rozbudowanych niż kilka zdań rozmów z Klarą. Miał mnóstwo obaw i wątpliwości. Bał się, że Klara je potwierdzi, a nie był gotowy na zmiany. Byli ładną parą zgranych, ambitnych ludzi i szkoda byłoby, żeby coś w tej kwestii się zepsuło.

Usiedli w kawiarni niedaleko domu kultury. Sprzedawali tam głównie ciasta sezonowe, ale oni zamówili herbaty, żadnemu z nich po głowie nie przeszło, żeby proponować jedzenie, zwłaszcza tak kaloryczne jak ciasto.

W ciszy czekali, aż kelnerka przyniesie zamówione napoje. Usiedli na zewnątrz, a niedaleko mężczyzna robił dla dzieci pokaz baniek mydlanych, niektóre z nich fruwały im obok głów. Klara uśmiechnęła się, kiedy jeden z mydlanych bąbelków rozbił jej się na nosie.

Dostali swoje herbaty i oboje zaczęli je popijać, nie sięgając po zapakowany w papierowe woreczki cukier.

- Właściwie to chciałam z tobą porozmawiać o czymś konkretnym, Jimin. - Niespodziewanie przerwała ciszę dziewczyna.

Irracjonalny strach dopadł głowę i ciało Parka. Tak trudno było mu udawać, że jest wyluzowany i spokojny. Bezsensownie chwycił za małą łyżeczkę i mieszał zawartość filiżanki, choć nic nie miało prawa się tam rozpuścić.

- O czym? - Zapytał w końcu, kiedy skończył odstawiać szopkę i odłożył łyżeczkę.

- Ostatnio nie mamy dla siebie za dużo czasu, a kiedy już mamy to jest tak trochę...niezręcznie. Nie uważasz? - spojrzała na niego dużymi oczami. Serce ponownie zaczęło uderzać mu o klatkę piersiową, na ten widok, na tę sytuację, na myśli, które wtargnęły do jego głowy.

- Tak myślisz?

- Tak. - Nie przestawała na niego patrzeć. - Bałam się, że stało się coś złego. Dużo o tym myślałam. Zastanawiałam się co zrobiłam źle, czy może jakoś cię zaniedbałam albo powiedziałam coś przykrego.

- Nie, nie myśl tak nawet. - Zaprzeczył Jimin.

- Zaczekaj. Bo ja chyba już wiem o co chodzi.

- Tak? - Serce dosłownie podskoczyło mu do gardła, w uszach słyszał szum krwi. Nie miał pojęcia co Klara ma mu do powiedzenia, ale obawiał się najgorszego.

- Martwisz się, że trochę przytyłeś i że będę zła, prawda?

Emocje jak za dotknięciem magicznej różdżki opadły. Chyba zrobił bardzo głupią minę, bo Klara automatycznie ją powtórzyła i oboje patrzyli na siebie jak na przybyszy z obcych planet.

- Jimin, nie musisz się o to martwić, naprawdę. Nie wymagam od ciebie, żebyś był idealnie szczupły, a tym bardziej za chudy. Na pewno szybko wrócisz do formy, a ja będę cię akceptować zawsze, bez względu na to jak wyglądasz. - Uśmiechnęła się i objęła jego dłoń. Był w takim szoku, że nawet nie oddał uścisku.

To on przytył? Nie zauważył tego na wadze, nie czuł się jakoś inaczej. Nie myślał o tym, a tym bardziej się tym nie zamartwiał, ale skoro tak uważała...

- Przepraszam, po prostu troszkę za dużo sobie ostatnio pobłażałem. - Przyznał cicho, a jego policzki zapłonęły rumieńcem wstydu.

- Nic nie szkodzi. Twój metabolizm szybko sobie z tym poradzi. - Zapewniła go. - Nie jestem na ciebie zła. I ty na mnie też nie bądź. Chcę, żeby było tak jak dawniej.

Właśnie o to chodzi, że nie mogło być już tak jak dawniej. I jego nieistniejące dodatkowe kilogramy nie by tego przyczyną.

Jimin nie lubił kłamać. Od dziecka był tak naiwnie prawdomówny, że nawet mama musiała zrobić mu wykład, że istnieje coś takiego jak "białe kłamstwo" w imię czyjegoś, lub swojego dobra. Bo inaczej wyrósł by nie dość, że grubego frajera, to jeszcze konfidenta.

Unikał jednak kłamstw, bo trudno było mu później z nich wybrnąć, a i tak prawda zwykle wychodziła na jaw i przysparzało mu to więcej kłopotów niż korzyści. Dlatego tak okropnie czuł się w towarzystwie Klary, bo choć jego stosunek do dziewczyny uległ niewielkiej zmianie i nadal był jej wdzięczny za wszystko co dla niego zrobiła i robi nadal, musiał bezustannie żyć w kłamstwie i to go dobijało.

Pożegnali się na osiedlu Klary. Czym prędzej pobiegł spotkać się ze swoim kuzynem. Trzy przystanki autobusem, cztery przecznice, klatka schodowa, trzecie piętro i nareszcie zmęczony zadzwonił do drzwi.

- Uwinąłeś się. - Przywitał go z uśmiechem powód jego rozterek i serii kłamstw, które był gotowy dla niego poświęcić.

Wszedł do mieszkania i dopiero, gdy drzwi się za nim zamknęły, wreszcie poczuł się bezpieczny. Odwrócił się i wtulił z całej siły w koszulkę z uśmiechniętym pączkiem. Na całej szerokości korytarza roznosił się waniliowy zapach, coś jak budyń i aromat do ciasta na pączki.

- Zaczekaj Chim, trzymam brudną łyżkę, pobrudzę ci koszulkę. - Wysapał na bezdechu miażdżony w żebrach Tae.

- To co?

- Będzie brudny w budyniu.

- Ok.

Chichot Tae wywołał w nim tak wiele emocji, że jego oczy zrobiły się szkliste. Przycisnął nos do klatki piersiowej chłopaka, a koszulkę złapał w piąstki.

- Co jest, Chim? Stało się coś?

Tylko on mówił na niego Chim i uwielbiał tego słuchać. Teraz już bezwiednie krzywił się, słysząc z czyichś ust "Jimin" - zbyt poważnie i formalnie. Słodkie zdrobnienie wypowiedziane głębokim głosem sprawiało, że drżał na całym ciele i cieszył się jak małe dziecko.

- Cieszę się, że spędzimy razem cały dzień.

- Szkoda, że nie całą noc... - Powiedział rozmarzony Tae i zaczął się powoli kołysać na boki. Dopiero po chwili Jimin zorientował się, że przesuwa się pingwinim krokiem razem z nim w stronę kuchni, z małą, przytulającą się przylepą.

- Mama kazała mi wrócić.

- No wiem, ale odbijemy sobie jutro.

W kuchni oderwał się w końcu od ciepłego ciała i odgarnął czarne kędziorki z czoła ukochanego. Szczęśliwy wspiął się na palce, żeby cmoknąć różowe usta - jeden raz, drugi, wydłużając czas całusów na rzecz coraz dłuższych, wolniejszych i pełniejszych pocałunków.

Nie widzieli się dokładnie cztery dni i Jimin szalał już z tęsknoty. Specjalnie postanowili na jeden dzień uciec od obowiązków i spędzić go razem, nie przejmując się niczym i nikim. Park łapał się na uciekaniu myślami z lekcji, z zajęć tanecznych, nawet z rozmów z własną matką i dziewczyną. Zamykał się na jednej osobie i wspominał długie kędzierzawe pukielki, słodki, lukrowy zapach ciała, usta, które w czasie uśmiechu tworzyły kwadratowy kształt, ciemne oczy, które wręcz błyszczały ze szczęścia za każdym razem, gdy spotykali się w połowie drogi do swoich spojrzeń.

U Tae nie przeszkadzało mu absolutnie nic. Bo o ile z Klarą musiał przejmować się nienaganną aparycją, pracą ponad siły, ciągłą checią wyrywania z życia najwięcej ile da radę ugrać, tak z Tae żył na spokojniejszych warunkach. Właściwie nie mieli wiekich warunków prócz tego, żeby się wspierać, ufać i nie rozpowiadać o tym, że się spotykają.

Tae nie był zbytnio zadowolony z takiego układu, właściwie tylko z ostatniego punktu, ale godził się na życie w ukryciu ze względu na dobro Chima i jego obietnice, że coś z tym zrobi. Minął rok, nic się nie wydarzyło. Tae nadal trwał w postanowieniu, że nie będzie napierał, nie pokaże zazdrości i zaczeka aż Jimin znajdzie odwagę. I choć czasem serce bolało go, gdy Jimin wychodził z jego mieszkania i wiedział, że następnego dnia spotka się ze swoją dziewczyną, podobnie jak oni będą dzielić pocałunki, przytulać się i mówić, że się kochają, wciąż trzymał się cierpliwie swoich reguł.

- Jutro nie wypuszczę cię na odległość ramion.

- A na siku? - Zaśmiał się.

- Na siku też nie. Będziesz musiał sikać ze mną.

- No trudno, poświęcę się. - Udał zawód z głośnym westchnieniem. - Jesteś głodny? Robiłem dzisiaj zupę z krewetkami.

Żołądek Jimina ścisnął się boleśnie. Jego dzisiejszy posiłek zakończył się na śniadaniu. Pokiwał odrobinę nieśmiało głową i odsunął się, żeby dać Tae pracować.

- Jak trening? - Zapytał, wyjmując z lodówki garnek z zupą.

- W porządku. Skończyliśmy trochę później, a potem jeszcze Klara chciała pogadać. Dlatego się spóźniłem.

- To nic. I tak przygotowywałem pączki na zamówienie. Czekałbym na ciebie i do końca świata.

- Przestań. - Uśmiechał się, siadając do stołu, zgrabnie udając, że nie zauważył jak Tae omija temat rozmowy z Klarą. Nigdy nie ingerował w drugi, a właściwie pierwszy związek Jimina, jakby nie chciał naruszać tej strony życia Parka, albo nie miał ochoty tego słuchać, żeby nie sprawiać sobie przykrości. Obie opcje łamały serce Jimina. Jednocześnie nie potrafił z tym nic konstruktywnego zrobić. Był beznadziejny.

Dwie miski zostały ustawione na stole.

- Nie jadłeś?

- Czekałem na ciebie. Lubię z tobą jeść - przyznał Tae.

Danie pachniało znakomicie i był nawet skłonny zjeść tę porcję z dokładką. Z każdą łyżką czuł się jednak coraz bardziej pełny i z naczynia nie ubyła nawet połowa zawartości, kiedy jego ruchy stały się wolniejsze i na sam widok pływających w zawiesinie zupy krewetek, robiło mi się słabo.

- Tae?

- Hm?

- Czy ja przytyłem? - Zapytał nieśmiało, przyciskając łokieć do brzucha.

- Że co?

- No...na policzkach. - Zacisnął palce na zaróżowionej skórze. - Albo na brzuchu. Nie wiem. Gdziekolwiek. - Wzruszył ramionami.

- Kto ci tak powiedział?

- Nikt, tak zauważyłem.

- Wyglądasz dokładnie tak samo jak w dniu, kiedy cię poznałem. - Powiedział szczerze zdziwiony. - Nie smakuje ci?

- Nie, nie o to chodzi. - Zaprzeczył natychmiast. - Jest pyszne.

- Nie masz się o co martwić, jesteś najpiękniejszy na świecie, Chim. - Uśmiechnął się, podparty na łokciu. - Najważniejsze, żebyś się nie głodził i był zdrowy. To jest dla mnie istotne.

- Nie głodzę się, z twoją kuchnią się nie da. - Przyznał. Może to po dokarmianiu przez Tae znowu przybrał na wadze.

- To dobrze, będę cię rozpieszczał tak długo, jak mi na to pozwolisz.

Nie dokończył swojej zupy. Ostatnio za dużo sobie pozwalał.

. . .

- Sorki, zgubiłem klucze do piwnicy i nie miałem jak wyciągnąć roweru. Musiałem przyjść na nogach. - Wydyszał Jimin, wbiegając do szkolnej biblioteki. 

- Spoko i tak szukałem jednej piosenki. 

- Ja nie rozumieć twojego języka, ty mówić do mnie jamą gębową. - Przewrócił na przyjaciela oczami. 

- Sorki, zamyśliłem się. - Odezwał się Yoongi i schował telefon do kieszeni. - Masz podręcznik? 

- Mam nawet dwa, Tae pożyczył mi swój stary do matmy, ma tam trochę więcej wyjaśnione niż jest w naszym. 

- Niezawodny ten twój Tae. 

- Nie da się zaprzeczyć. - Usiadł przy wspólnym stoliku i w końcu odetchnął. - To co, zaczynamy? Będzie szybciej. 

- Urodziłem się gotowy. 

Matematyka szła tak samo opornie Yoongiemu jak i Jiminowi i wspólna jej nauka była jak ślepiec prowadzący głuchego. Jakoś musieli sobie jednak radzić, a akurat teraz Namjoon i Jin wyjechali razem w góry i nie mieli żadnej pomocy. Hobi też nie był orłem, a Yoongi nie chciał go bez przerwy w to angażować. Z resztą ciężko było mu tłumaczyć coś Jiminowi, który nie znał migowego. Umiał kilka podstawowych zwrotów, a reszta mu nie wchodziła, a też nie spędzali razem tyle wspólnego czasu, żeby zarywał nocki na naukę. 

Robiło się ciemno, kiedy wychodzili z biblioteki załamani poziomem wiedzy, z jaką pójdą jutro na klasówkę. 

- Ty chociaż masz Hobiego, jeszcze zdąży ci pomóc do jutra. 

- Jak jego matka wpuści mnie do domu. Ostatnio jest przewrażliwiona na punkcie godzin wizyt. Chyba zaczyna coś podejrzewać. 

- Że jesteście razem? 

- Nie, że zarabiam na życie recytowaniem osiemnastowiecznej literatury mongolskiej pod ratuszem. 

- No i po co ta ironia? - Oburzył się Jimin. - To jej powiedzcie, przestanie sobie zawracać głowę myśleniem o tym co robicie za ścianą. 

- Tak i skupi się na odcinaniu mojej. 

- Nie przesadzaj. 

- Nie znasz matki Hobiego. 

- Jest pewnie taka jak typowe złe matki. Nadopiekuńcza i wścibska. Nie zaskoczysz mnie. - Wymądrzał się w najlepsze, kiedy na dosłownie ułamek sekundy stracił siłę w nogach. 

- Ej, ok? - Zapytał Yoongi, widząc jak kolana uginają się po Jiminem, a jego twarz robi się bledsza z każdą sekundą. Dla bezpieczeństwa złapał go za łokieć, a potem za ramiona, kiedy Park wyraźnie nie miał siły, żeby ustać w pionie. - Oprzyj się na mnie. 

Ostrożnie podprowadził go do najbliższego stolika w kawiarni, którą mijali. 

- Czy coś się stało? Mogę pomóc? - Zapytała kelnerka, która widziała jak Yoongi sadza przyjaciela. 

- Mogłaby pani dać szklankę wody? - Zapytał Min. 

- Jasne. 

- Jak się czujesz? 

- Trochę słabo. - Powiedział. Po prawdzie to czuł się okropnie. Obraz tańczył mu przed oczami razem z kolorowymi, wyblakłymi plamami. Na tyle ile miał sił, ściskał palce Yoongiego, żeby nie stracić zupełnie przytomności. 

- Pochyl się i weź głowę między nogi - poinstruował go przyjaciel. 

Już dawno mu się to nie zdarzyło, ale ostatnio było tak gorąco. Upały męczyły cały Seul dzień za dniem. Pił za mało, zwłaszcza po ćwiczeniach nie nawodnił się tak jak powinien, to ma. I to akurat przy Yoongim. Zawsze musiał mieć takiego pecha. 

Kelnerka przyniosła szklankę wody i postawiła ją na stoliku obok Jimina. 

- Przyniosłam też ręcznik nasiąknięty zimną wodą. Ostatnio takie upały, ludzie mdleją nam codziennie. 

- Dziękuję. - Powiedział cicho, odbierając ręcznik. 

- Tak myślałem. - Odezwał się Yoongi obrażonym tonem, kiedy dziewczyna zniknęła. 

- O czym myślałeś?

- Znowu to robisz. Tylko nie wiem od kiedy, przecież już było dobrze. - Westchnął i usiadł obok, zauważywszy jak na twarz Parka wracają lekkie kolory. 

- Jest gorąco, tobie nigdy nie zdarzyło się zrobić słabo w taki upał? 

- Czuję gorąco tak samo jak ty i jak widzisz nic mi nie jest. 

- Mamy inne organizmy. 

- Oczywiście, że inne. Ja nie wmawiam sobie, że nie mogę jeść. 

Dlatego czasem nie lubił tego "nowego" Yoongiego. Kiedyś Min udawał, że nie widzi, jak Jimin stara się mieć idealną sylwetkę. Czasami tylko wspominał jakimś pojedynczym słówkiem, o którym obaj szybko zapominali. Od kiedy zaczął na głos wymawiać swoje myśli, okazało się, że rzucał uwagami jak z rękawa i to bardziej wprost, niż by się spodziewał. Nawet Tae nie był tak bezpośredni. Jedno się jednak nie zmieniło. Nikt nie miał prawa go oceniać i wypowiadać się o tym co powinien, a czego nie powinien. Nikt go do odchudzania nie zmuszał i niech nikt go od tego nie odwodzi. 

- Myślałem, że Tae cię pilnuje. 

- Nie mam pięciu lat, żeby pilnować czy zjadłem obiad i nie zostawiłem marchewki. Tae, ty i Klara nie macie nic do mojego jedzenia i tak ma zostać. 

- Martwię się tylko. 

- To się tylko nie martw. Idę do domu, muszę jeszcze powtórzyć matmę. - Powiedział i wyciągnął z portfela sumę za wodę. 

- Odprowadzę cię. - Stwierdził, nie zapytał Yoongi. 

Musi bardziej się pilnować, żadnych więcej takich wpadek, inaczej ludzie będą mu suszyć głowę bez końca. 

. . .

Jimin: Nie wierzę 

Tae: no przysięgam ci na przepis na moje pączki 

Jimin: jak można wypić shoty o wszystkich kolorach tęczy razy dwa, jeden po drugim i żyć?

Tae: czary

Tae: chciałem jej udowodnić jak bardzo jestem pro LGBT i to razy dwa

Jimin: i uwierzyła? XD 

Tae: tak i od razu się obraziła bo wyrzygałem jej się na tęczowo na kurtkę XD 

Jimin: głupek...

Tae: twój jedyny w swoim rodzaju głupol 

Klara: Skarbek, jak tam sprawdzian? Masz już wyniki?

Jimin: Jeszcze nie 

Klara: żałuję, że akurat musiałam teraz wyjechać. Miałabym już za sobą ten egzamin

Jimin: Pewnie i tak zdasz go na 5 

Klara: ale w drugim terminie

Jimin: to jakaś różnica?

Klara: Chong źle patrzy na drugie terminy 

Jimin: teraz to co innego, przecież cię nie było

Klara: no niby tak 

Tae: zgłupiałem z miłości do ciebie

Tae: jestem wariatem 

Tae: <3

Jimin: tylko wariaci są coś warci <3

Tae: o mamulciu... kocham Cię 

Klara: tęsknię za tobą <3 

Jimin Ja za tobą też <3

Jimin: Ja ciebie też <3 

Klara: ja ciebie też tęsknię XD czytaj dokładnie co piszę 

Tae: coś ci się pomyliło, ale i tak Cię kocham! :D <3 

Tae: dzwoniła moja mama

Jimin: wybacz, śpiący jestem

Jimin : i co mówiła?

Tae: kiedy wreszcie przedstawię jej swojego wybranka ;) 

Jimin: to znaczy?

Tae: i to ja tu jestem głupolem XD 

Jimin: chcesz mnie przedstawić swojej mamie?

Tae: nooo... jeśli się zgodzisz 

Jimin: Ale... no wiesz, że ja jeszcze oficjalnie jestem z kimś innym 

Tae: no tak, ale ona nie jest oficjalną opinią publiczną XD to tylko starsza pani z dużym wigorem 

Jimin: no może i tak, ale wolę nikomu nic nie obiecywać. Przecież tak jakby nie jesteśmy razem

Tae: ok

Klara: Patrz co znalazłam w starych notatkach, kotek! 

Klara: <przesyła zdjęcie> 

Jimin: co to? 

Klara: twoja dieta, którą rozpisywałam ci kilka lat temu. Pomyślałam, że chciałbyś ją może znowu zobaczyć ;) To ja lecę. Będę za tydzień czekać na dworcu :*

Jimin: dzięki. Do zobaczenia

Jimin: Taeś, obraziłeś się? 

Jimin: Tae, odpisz coś

Jimin: ok :( 

. . .

Dzisiaj w szkole Jimin czuł się beznadziejnie. Nie tylko dlatego, że Tae odpisywał mu pojedynczymi słówkami od paru dni, ale też z powodu wprowadzenia "nowej" starej diety od Klary. Dziewczyna już drugi tydzień siedziała u ciotki za granicą, a on normalnie chodził do szkoły, ćwiczył, uczył się i czasami spotykał z Yoongim. Mama rano siłą wepchnęła mu do plecaka kanapkę z tuńczykiem. Zdenerwowała się widząc jak pije koktajl z jednego banana i mleka sojowego. 

Znowu zaczynasz?! - Krzyczała, a on nienawidził krzyków. Wziął tą głupią kanapkę, ale tylko dla świętego spokoju. Zawsze komuś ją wciśnie, a jak nie to gołębie i bezpańskie psy będą miały co jeść. Teraz, na ostatniej lekcji trochę żałował, że pozbył się kanapki, bo wyraźnie nie czuł się dobrze. Specjalnie usiadł pod oknem, by mieć dostęp do świeżego powietrza, lecz nie pomagało mu to zbytnio, bo na zewnątrz temperatura sięgała trzydziestu stopni. 

Chciał tylko dojść do domu. Nawet o to nie mógł prosić. Ledwie wyszedł przed szkołę, przeszedł przez plac, powłócząc ciężkimi nogami, kiedy upadł jak długi, zwracając na siebie uwagę wszystkich wychodzących ze szkoły uczniów.

Ktoś musiał zadzwonić po pogotowie. Jak się okazało uczennica jednej z młodszych klas. Do pełni świadomości wrócił dopiero w klimatyzowanej sali na izbie przyjęć z igłą w dłoni i kroplówką obok leżanki. Na krzesełku na przeciwko siedziała mama, która podeszła bliżej, widząc jak wreszcie rusza głową i zdaje się kontaktować.

Nie wyglądała w ogóle na zdziwioną, za to jej twarz była jak skała - twarda i pewna swojego.

- Wiesz jak ja się czuję, widząc cię takiego? - Zapytała.

- Przepraszam.

- Że cię zawiodłam. To wszystko zaczyna się od nowa, a ja nadal nie znam twojego powodu, nadal nie wiem dlaczego tak się krzywdzisz.

- Sam nie wiem.

- Masz jakiś problem? Z nauką? Z przyjaciółmi? Z dziewczyną? Powiedz mi, a ja postaram się z całych sił ci pomóc.

- Nie mam problemów, po prostu...nie chcę być gruby. To wszystko.

Nie chciał patrzeć jak jej oczy robią się szkliste i pełne rozpaczy, ale przecież to nie jej ciało. Ona była szczupła jak na swój wiek, miała dobry metabolizm, przecież nie mieszkała w jego ciele. Nie wiedziała jak się czuje, kiedy musi oglądać te fałdki pod brodą, pulchne policzki jak mochi i tłuszcz na udach.

Nikt nie czuł tego lepiej niż on. A było mu źle w takim ciele i starał się to tylko zmienić.

- Dlaczego nie wierzysz mi kiedy mówię, że nie jesteś gruby?

- Bo jesteś moją matką, a matka powie wszystko, żeby chronić swoje dziecko.

- I przed czym ja chcę cię bronić? Przed otyłością? Nie. Przed niszczeniem swojego organizmu.

- To tylko taki szok na zmianę. Dawno nie byłem na diecie, ale jak się przestawię to wszystkie dolegliwości miną. Znam swoje ciało.

- Błagam cię dziecko, ocknij się.

- Mamo - Westchnął Jimin. - Możesz podać mi telefon? Miałem robić projekt z kolegą, muszę mu napisać, że nie przyjdę.

Kobieta przetarła oczy palcami i podniosła się z krzesełka. Wróciła po chwili z telefonem, a zaraz potem zawołała ją lekarka.

Tae: przepraszam, że nie odpisywałem

Tae:  miałem ostatnio dużo zajęć i wielkie zamówienie

Tae: odpisz Chim, przepraszam 😭 Taeś przeprasza z całego serduszka 💜

Jimin: nie masz mnie za co przepraszać, to ja powinienem to zrobić

Tae: możemy się dzisiaj zobaczyć? Bardzo tęsknię 💜

Jimin: nie mogę dzisiaj, przepraszam 💔

Tae: czemu? Widzisz się z Klarą?

Jimin: nie, po prostu nie mogę i już

Tae: fajne wyjaśnienie. Ale rozumiem, to nie przeszkadzam

Jimin: nie obrażaj się znowu. Nie mogę, bo trafiłem do szpitala obok domu kultury

Tae: co się stało?

Jimin: zrobiło mi się słabo pod szkołą. To nic groźnego, przez upał

Tae: przyjdę do ciebie

Jimin: nie, mama tu jest

Tae: to co? Powiem, że jestem kolegą

Jimin: ale nie masz zamówień?

Tae: teraz mam zamówienie na obecność przy swoim Chimie, będę za pół godziny

Jimin uśmiechnął się do telefonu. Zawsze może wmówić mamie, że Tae do kolega od prezentacji czy ze szkoły. Nieważne. Najważniejsze, że tu przyjdzie i mama nie będzie kontynuowała tej pogadanki na temat tego "że nie jest gruby".

Ze spokojem czekał, aż pojawi się w drzwiach jego ciemna czupryna. Humor znacznie mu się poprawił i nawet po przybyciu mamy i pielęgniarki nie spadł ani odrobinę.

- Ma pan strasznie słabe żyły, nie mogła się wkłuć. - Stwierdziła pielęgniarka. Właśnie to chciał teraz usłyszeć. Aż znów zakręciło go, ale brzuchu. Na stoliku obok leżał w połowie zjedzony baton, nawet nie mógł na niego patrzeć.

- Przepraszam.

Pielęgniarka zaśmiała się pod nosem, poprawiając mu kroplówkę.

- Nie ma za co, nie wybieramy sobie grubości żył.

- To tutaj?

Usłyszał z korytarza znajomy głos. Co najbardziej przerażające nie był to głos Tae.

- Dzień dobry. - Do sali weszła Klara i przywitała się z panią Park i pielęgniarką.

- Dzień dobry, kochana. Dobrze, że przyjechałaś. - Powiedziała mama.

- Dobrze, że pani zadzwoniła, bo czekałam na dworcu. Kochanie, jak się czujesz? - Usiadła przy leżance, a jego skręcił w środku stres. Zaraz będzie tu Tae. Tae i Klara. W jednym pokoju. Natychmiast rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu telefonu.

- Jest jakiś oszołomiony.

- Może to przez leki.

Zamknijcie się głupie baby. Musi odwołać wizytę Tae.

- Jimin, lepiej się już czujesz?

A co jej do tego? W głowie miał tylko telefon. Jak najszybciej dostać go w swoje ręce. Serce waliło mu w piersi i znów poczuł się źle. Wpadał w lekką panikę. Spoglądał raz na drzwi, raz na stolik, gdzie powinna leżeć jego komórka, a nie było jej tam.

- Mamo, gdzie jest moja komórka?

- Nie zajmuj się teraz komórką, Jimin. Klara przyszła.

Widział, że przyszła Klara, ale po co?! Żeby na nowo go denerwować i męczyć swoim towarzystwem, jego kłamstwami i strachem, że iluzja, w której żyją, w końcu się rozpłynie.

- Daj mi telefon.

- Nie mam. Chyba zaniosłam go do ładowania. Zaraz ci go przyniosę. - Mama wyszła z sali.

- Jesteś bardzo zdenerwowany. - Złapał go za dłoń. - Z nerwów to omdlenie? Co się stało? Możesz mi powiedzieć. - Próbowała uspokoić Jimina, a on nie umiał udawać, że go to obchodzi. Czuł, że to stracona sprawa. Nie uda mu się na czas napisać do Tae.

- Ja...

- Dzień dobry, powiedziano mi, że tu znajdę Park Jimina. - W drzwiach sali pojawiła się głowa Tae. Jego uśmiech jednak szybko opadł, widząc ładną dziewczynę, która trzyma Jimina za dłoń.

- Tak, a o co chodzi? - Zapytała Klara.

- Ja...w odwiedziny.- Powiedział, zamiast od razu się wycofać.

- Do Jimina?

- Tak. Ale może przyjdę później...

- Jak już pan przyszedł to proszę. - Uśmiechnęła się do niego. - A mogę wiedzieć kim pan jest dla Jimina? - Zapytała, kiedy nieśmiało podszedł bliżej.

Miał szansę. Zakończyć to teraz i rozpocząć coś nowego, coś lepszego i bardziej zdrowego. Gdyby tylko te kilka słów chciało przejść mu przez gardło. Prostu komunikat, który złamałby kruche serce Klary na tysiąc kawałków.

Od dziecka brzydził się kłamstwem. A teraz przebywał w jednym pokoju z dwojgiem nieznajomych wzajemnie  ludzi, z dziewczyną i kochankiem. Do obojga coś czuł, oboje mógł zranić jednym słowem. Właśnie przez te kłamstwa, którymi tak bardzo gardził jako dzieciak.

Tak potwornie się bał, strach dławił go od środka. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia, pod kroplówką, z zerowymi siłami na walkę, bez przygotowania, czasu na zastanowienie czy pomocy od kogoś postronnego.

- To mój kuzyn, Tae. Opowiadałem ci o nim. A to moja dziewczyna, Klara.

- Ach tak, z Japonii? - Ucieszyła się - Nie wiedziałam, że będziesz w Seulu tak długo. I podobno nie mówisz za dobrze po koreańsku.

- Przez ten czas się nauczyłem. - Powiedział Tae. Chyba od kiedy tylko się poznali Jimin nie słyszał u Tae takiego głosu. Wyprany z wszelkiej radość, zdradzony i wyszydzony. To prawie jakby wyrwał mu serce i zmiażdżył je na jego oczach. - Ale widzę, że Jimin ma się ok, to może pójdę. Nie będę wam przeszkadzał.

- Coś ty, nie przeszkadzasz. - Uśmiechnęła się.

- Ale jednak pójdę. Muszę...zrobić sushi i obejrzeć anime czy coś.

- Oh, no dobrze. Ale miło było cię poznać, Tae.

- Wzajemnie.

Jimin czuł się jakby stracił wszystko, a walka o ładną sylwetkę była gówno warta razem z odchodzącym Tae. Zniknął z jego życia tak samo niespodziewanie jak i się pojawił, na dodatek skrzywdzony.

Jak miał teraz wrócić do starego życia? Znowu cieszyć się związkiem z Klarą? Tańczyć z nią w parze, chodzić na herbatę i chwalić jej wysokie wyniki we wszystkim za co się bierze? Jak miał udawać, że ją kocha?

- Nie...

- Co, Jimin?

- Tae, nie idź. - Zwrócił się bezpośrednio do chłopaka, który minął już drzwi. - Tae! - Odezwał się głośniej.

- Nie szarp się, bo zranisz sobie dłoń. - Próbowała uspokoić go Klara.

- Nie interesuje cię czy się zranię. Nie zwracasz uwagi na to, że zasłabłem kilka razy przez twoją dietę. Tak naprawdę chcesz, żebym jak najszybciej stąd wyszedł i znowu wrócił na treningi, do obnoszenia się naszym związkiem po szkole, do szukania okazji na nową rywalizację. Ale ja tak nie chcę, Klara. Nie mam już na to siły.

- Co ty mówisz?

- Nie możemy być dłużej razem.

- Co? - Dziewczyna podniosła się z łóżka i wypuściła jego dłoń.

- Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś, za wyciągnięcie mnie z dołka, wzięcie się za mnie, pokazanie mi zdrowego trybu życia i stanie po moje stronie, kiedy byłem jeszcze popychadłem. Zawsze będę ci za to wdzięczny i naprawdę jesteś mi bliską osobą, ale nie jako dziewczyna.

- Ale mówiłeś...

- Wiem co mówiłem. Bałem się powiedzieć prawdę.

- I tak po prostu mnie zostawisz? Po tylu latach? Za nic? - W jej oczach pojawiły się łzy i brak zrozumienia. Sam do tego doprowadził. Oszukiwał i manipulował, a teraz kiedy wszystko wyszło na jaw, mogło wydawać się to nieprawdopodobne, że tak nagle się odkochał.

To nie stało się teraz. Działo się systematycznie przez cały ostatni rok. Po każdym spotkaniu z Tae jego romantyczna miłość do Klary zamieniała się w przywiązanie i koleżeństwo. To właśnie do niej czuł - sympatię, jak do przyjaciółki.

- Muszę kiedyś to zrobić. Nie będzie dobrego momentu, bo na takie rzeczy nie ma dobrej chwili.

- Dlaczego akurat teraz? Jak ten chłopak tu był. Co to ma z tym wspólnego?

- Powiem ci prawdę, chociaż wiem, że to cię zrani. Wolę się przyznać, niż brnąć w okłamywanie cię.

Klara przycisnęła wnętrze dłoni do oczu. Makijaż kompletnie jej się rozmazał. Było mu jej tam strasznie szkoda, ale przecież nie zmieni swoich uczuć.

- Spotykam się z nim.

- J-jak spotykam?

- Normalnie, jak z chłopakiem. Kocham go.

Klara pobladła. Łzy płynęły po jej policzkach, chociaż nie łkała. Sam wyraz twarzy wyrażał więcej bólu, niż jakikolwiek płacz.

- Kochasz jakiegoś obcego chłopaka, chociaż mnie znasz sześć lat i udajesz, że coś do mnie czujesz?

- Spotykam się z nim od roku.

- Zdradzasz mnie rok? - Pisnęła.

- Nie miałem odwagi...przepraszam.

- Co mi po twoim przepraszam... Boże... - Pokręciła głową, łzy zalewały jej twarz strumieniami. - Jak mogłeś mi to zrobić?

- Nie umiem ci tego wyjaśnić.

- Nienawidzę cię, Jimin.

- Przepraszam.

Dziewczyna wzięła do ręki torebkę i wybiegła z pokoju. Jeszcze na korytarzu słyszał jej płacz. Nie podejrzewał nawet, że będzie aż tak ciężko.

Jak po czymś takim miałby zasłużyć na szczęście? Takie gnidy jak on zostają same i dręczą się swoją sylwetką, która i tak nikogo nie obchodzi. Nawet nie umiał płakać. Nie miał na to siły.

- Strasznie mi jej szkoda. - Usłyszał niski głos w drzwiach.

- Nie chciałem, żeby tak wyszło.

- Lepiej późno niż wcale. Jesteś tego pewny, Chim?

-  Tego, że cię kocham? Bardziej niż tego, że żyję. - Przyznał, patrząc na smutne oblicze Tae. - Ale...ja nie zasługuję na szczęście. Nie zasługuję na to, żeby z tobą być.

- Jeśli odmówisz to skrzywdzisz mnie dużo bardziej.

- Czemu chcesz być z takim nieudacznikiem jak ja?

- Ten nieudacznik jest chłopakiem, którego pokochałem za zaangażowanie, chęć pomocy, dobre serce, za to, że nigdy się nie poddaje. I teraz też się nie poddasz, co nie? - Tae podszedł bliżej, ale nie usiadł na miejscu Klary, to Jimin wstał. - Przestaniesz się głodzić i spojrzysz na siebie jak na pięknego faceta, wartościowego i potrzebnego. Swojej mamie, przyjaciołom i mi.

- Będzie mi strasznie trudno, zwłaszcza po tym co zrobiłem Klarze.

- Ale się nie poddasz. Nie zrobisz tego, Chim.

- Nie. Będę walczył. Dla mamy, dla przyjaciół i dla ciebie. Dla ciebie najmocniej jak potrafię. - Powiedział i przyłożył zimne czoło do rozgrzanej skóry Tae.

Choć sumienie podpowiadało mu, że jest ostatnią gnidą z powodu Klary, to z jego duszy ubyło kilka kilo i wreszcie czuł się lekki jak piórko. Pierwszy raz od dawna.

. . .

- Dzień dobry, proszę pani.

- Dzień dobry. - Pani Jung odłożyła zakupy na blat kuchenny. - Uczycie się na poprawę?

- Tak. Już jest prawie dobrze - Przekazał Hobi ze zmęczonym uśmiechem. W głębi duszy odliczał każdą sekundę do powrotu Namjoona. Kochał swojego chłopaka, w jeśli chodzi o matmę był niereformowalny.

- Może zapisz się na jakieś korki, Yoongi?

- Ceny w mieście są kosmiczne, a mama nie bardzo chce mnie finansować.

- Hobi, może zostaniesz korepetytorem?

- Jeśli to miało mnie obrazić, to mógłbyś sobie darować jako matka.

- Dla niesłyszących przecież, synu.

- Nie dziękuję, matko.

- Wiecie jakie dzisiaj sceny odbywały się mojej zmianie? Normalnie lepsze niż w dramie.

- Znowu ktoś podkradł psychotropy i chciał skakać z parteru?

- Nie tym razem. Przywieźli jakiegoś chłopaczka po omdleniu. Kłułam go z dziesięć razy zanim trafiłam w żyłę.

- Mamo, błagam cię. Nie o takich rzeczach.

- A co jest złego w żyłach? Każdy je ma? U Yoongiego to widać gołym okiem.

- No i co z tym chłopakiem?

- Przyszła do niego dziewczyna, a potem taki chłopak. Miałam iść na obchód, ale nagle zaczęły się dramaty, to przucupnęłam w sali o obok i uchyliłam trochę  drzwi.

- Nieładnie...

- Cicho tam.

- Nie umiem głośno - Zaśmiał się Hobi, a Yoongi pokręcił głową.

- Potem przyszedł taki chłopak. Mówię wam, śliczny. Jakbym miała że dwadzieścia lat mniej... no ten chłopaczek ze słabymi żyłami mówił że to jego kuzyn. A potem kiedy ten chciał odejść, to nagle się zerwał i krzyknął za nim. Zaczął tłumaczyć dziewczynie, że od roku kocha tego ślicznego chłopaka, że już nie mogą być razem. Po prostu scena jak z "W objęciach miłości". Aż mi serce podskoczyło do gardła. Szkoda tej dziewczyny, ale ci dwaj... No ładna z nich para.

- W sensie, że dwóch chłopaków? - Pokazał niepewnie Hobi.

- Tak. No nie widziałam jeszcze takich cyrków, ale widać było, że się kochają - Wstała z westchnieniem - co ja tam będę się ludziom wpychać do łóżka czy decydować kto kogo ma kochać. Co za dzień... Dobra, uczcie się, chłopaki. Zaraz zrobię coś do jedzenia - Pokazała im i poszła do pokoju znaleźć ubranie na zmianę.

Hobi uśmiechnął się pod nosem, kiedy pod stołem zimna dłoń ujęła jego własną. Nikt nie decyduje za drugą osobę, kogo powinna kochać. Skoro jego mama to rozumiała, to już nic nie mogło uczynić go bardziej szczęśliwym.

Chyba, że ten na nikły uśmieszek na wargach Yoongiego.

. . .

Udało się, zajęło pół nocy, ale jest!  Mam nadzieję, że epilog wszystko wyjaśnił i spodobało Wam się takie zakończenie. Do przeczytania, Kochani

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top