27.
Po kolacji babcia Hoseoka wręcz siłą wypchnęła ich za drzwi i kazała iść na targ. Całą drogę wzdłuż wody po kamiennej ścieżce, aż do pierwszych zabudowań wioski Yoongi powtarzał razem z Hoseokiem zwroty, które sam sobie wybrał jako potrzebne do komunikacji. Nie mogło zabraknąć oczywiście - nie chce mi się, chcę już iść spać, idziemy coś zjeść i nienawidzę rasy ludzkiej. Pokazując ostatnie zdanie Hobi nie mógł przestać się śmiać, ale Yoongi zupełnie poważnie stwierdził, że jest mu niezbędne do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. Hobi napisał mu, że nie sądził, że kiedykolwiek użyje takiego zwrotu.
Robiło się ciemniej, ale dzienne słońce nagrzało kamienne ścieżki i rześkie powietrze znad wody. Hobi w połowie drogi zdjął niewygodne adidasy i nagimi stopami stawiał ostrożne kroki po stromych stopniach w dół. Wszystkie zabudowania leżały w dolinie, niektóre tuż obok rzeki, głównie sklepy ze świeżymi rybami i chaty rybaków, gdzie mieszkańcy miasteczka trzymali sprzęt i małe, białe łódki. Wszystko wydawało się tutaj spokojne, gdzieś w oddali Yoongi słyszał ludzkie głosy i nikłe tony muzyki, ale byli jeszcze zbyt daleko, by mógł ocenić przez jak wielkie tłumy przyjdzie im się przepychać. Hobi szturchnął go w ramię i przekazał kartkę. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął pisać wiadomość, za bardzo skupił się na odległym, słodkim zapachu waty cukrowej i cynamonowych wypieków.
- Jakie teraz zdanie?
- Może...okropnie się przejadłem.
Hobi uśmiechnął się na przeczytany tekst. Rzeczywiście babcia nakarmiła ich po królewsku, a potem jakby nigdy nic wysłała na targ pełen pyszności, których oczywiście nie będzie umiał sobie odmówić. Aż skrzywił się na myśl o cyferkach, które zobaczy na wadze po powrocie do domu. Nie żeby jakoś obsesyjnie dbał o wagę, na pewno nie tak restrykcyjnie jak Jimin i jego dziewczyna, ale zawsze utrzymywał ją w normie i wolał, żeby tak zostało. Dlatego dobrze rozumiał też dlaczego Yoongi poprosił go akurat o takie zdanie. Pokazał mu po kolei każdy ruch i każde słowo z osobna. Yoongi natychmiast to podchwycił. Miał pewność, że starszy szybko nauczy się nowego języka, był bardzo pojętny, z uwagą i zaangażowaniem przykładał się do nauki. Tę cechę w Minie dostrzegł dopiero niedawno, właściwie od kiedy w jakiś sposób stał się jego nauczycielem "życia". Może to głupie, ale skoro Yoongi zaufał mu aż tak bardzo, nie miał zamiaru tego zaufania zawieść. W końcu wykazał się ogromną odwagą przyjeżdżając tu z nim, choć nie znał jego babci, nie wiedział co go tu czeka, znalazł się w zupełnie nowym miejscu, w domu obcej osoby, z własnymi lękami, które pogrążały każdy postęp jak grząskie bagno chciwe nogi. Yoongi chciwy nie był, za to odważny i naprawdę miał w sobie siłę, by coś w swoim życiu zmienić.
- Bardzo dobrze - Pokazał. Nie mógł ukryć zadowolenia, które cisnęło mu się na usta, widząc zrozumienie na twarzy Mina. Postęp gonił postęp, mały krok większy krok, ciągle do przodu. Nie pozwoli, żeby Yoongi zawahał się i cofnął. Nie teraz.
Yoongi przećwiczył jeszcze parę razy "Okropnie się przejadłem". Przy każdym ruchu delikatnie marszczył brwi, przypominając sobie, jak będzie wyglądać kolejny znak. Ten widok działał na serce Hobiego niczym plasterek i miękki pocałunek na rankę wielkości szpilki. Z tym, że on tych ranek zrobionych przez Mina posiadał sporo, teraz miał okazję w spokoju je leczyć i czekać aż sam Yoongi pomoże im się zagoić. Nadal miał mieszane uczucia co do egoistycznej ucieczki, głupiej karteczki w kangurze i "kradzieży" w którą wplątana była jego własna matka, ale czuł, że ten wyjazd będzie jedną z wielu części terapii dla nich obojga. Zajęty ukradkowymi spojrzeniami na zajętego powtarzaniem Yoongiego, stracił orientację co do ułożenia stromych schodów i swoich nagich stóp. Nim zdążył wymacać podeszwą kamień gardło ścisnął mu strach, a powietrze utknęło w płucach, gdy stracił grunt pod nogami.
Tylko i wyłącznie palce zaciśnięte na jego łokciu i delikatny ból uścisku utrzymały go w pionie i nie pozwoliły stracić równowagi do końca. Całe życie przebiegło mu przed oczami, kiedy przerażony potknął się i przytrzymany przez Yoongiego kiwnął w przód jak zabawkowy piesek na samochodowym oknie. Wolną ręką złapał się za serce, drugą cięgle trzymał zdezorientowany Min. Dopiero po upewnieniu się, że Hobi stoi na własnych nogach i nic mu nie grozi puścił łokieć, nawet wygładzając zupełnie niepotrzebnie rękaw jego bluzy. Być może dzięki refleksowi Mina, Hobi był jeszcze szczęśliwym posiadaczem zębów.
- Jest ok? - Pokazał Yoongi.
Potwierdził ruchem głowy. Yoongi wyjął z torby zeszyt.
- Uważaj jak chodzisz, jesteś ciężki po babcinej kolacji.
- Wybacz - Hobi posłał mu nieśmiały, przepraszający uśmiech.
Wtedy właśnie stało się coś, co wprawiło Hoseoka w głębokie zastanowienie, ale i stres, w sumie nic pozytywnego lecz z pewnością nie negatywnego. Yoongi oddał mu uśmiech. Niby nic. Przecież uśmiechał się do niego dziesiątki razy. No może nie dziesiątki, gdyby miał zgadywać, powiedziałby, że widział uśmiech na twarzy Mina z osiem razy. Ten dziewiąty był jednak inny. Może to atmosfera przyjemnego wieczoru, może uratowane zęby, albo odczucie palców ściskających go za łokieć, jakby w desperacji, jakby krzyczących, by nie zrobił sobie krzywdy. Krzyczące palce? Lecz się Jung...
A jednak. Dopiero po poznaniu Min Yoongiego zdał sobie sprawę, że uśmiech, który pojawia się najrzadziej jest najszczerszy. Skoro go nim obdarzył, czuł...po prostu czuł to co uśmiech powinien oddawać. Nie było w nim cienia fałszu. Jin uśmiechał się praktycznie zawsze, ale czy znaczyło to, że zawsze był szczęśliwy? Pod jego uśmiechem kryło się wszystko i dlatego był zbyt skomplikowany dla Hobiego. Przynajmniej na początku, z biegiem lat otworzył się na tyle, by obdarowywać go szczerymi uśmiechami. Nadal łapał się na nieufności wobec Jina. Yoongi był inny, był szczery nawet kiedy bolało. Nie okłamał go na temat powodu, dla którego zaczął ich znajomość, nigdy nie litował się nad jego niepełnosprawnością, nie sypał grzecznościami z rękawa. Kłamał tylko przez swoje słabości, a to potrafił mu wybaczyć.
Czytał kiedyś fanfiction o młodej dziewczynie, która zakochała się w chłopaku z gangu. Wartości literackiej nie miało to żadnej, ani polotu, a realności to już w ogóle. Zapamiętał tylko scenę, w której dziewczyna pierwszy raz zdała sobie sprawę, że uczucie do chłopaka to nie nienawiść, tylko jakieś pokręcone przywiązanie, łapanie ulotnych momentów, gdy stawał się miły, szukanie ich. I ten uśmiech, który zakazany dla innych, jej rozjaśnił pewne sprawy. Patrzył się za długo. Dlaczego nie potrafił oderwać wzroku? Oczy Yoongiego miały w sobie magnes, usta przyciąganie silniejsze od grawitacji, a blada cera siłę zaklęcia. Sekundy zdawały się zwolnić do minut, a te do godzin. Czyżby jednak przewrócił się i upadł na głowę, a dalsze sceny to wytwór jego wyobraźni?
- Chodźmy, muszę spróbować tego czegoś co tak zajebiście pachnie cynamonem. I patrz pod nogi - Yoongi dał mu kartkę. Kiedy to napisał?
Po dotarciu na miejsce dopiero poczuli prawdziwą magię jaka unosiła się ponad jeziorem i miasteczkiem nad nim położonym. Tak różną od zatłoczonych, szarych ulic Seulu. Tu nikt się nie spieszył, wszyscy patrzyli na siebie życzliwie, albo tylko tak im się zdawało, gdyż atmosfera nakręcała się chęcią handlu, a kto kupi cokolwiek od nieprzyjemnego sprzedawcy? Nie zmieniało to faktu, że pełne kolorów i ludzkiego zgiełku uliczki bazary były miejscem jak z bajki. Małe świetliki fruwały i unosiły się w powietrzu, kto dokładnie przyjrzał się mikroskopijnym światełkom, dostrzegł, że są jedynie miniaturowymi żarówkami. Woleli myśleć, że trafili do baśniowej krainy, gdzie wszystko jest możliwe, a oni zgubili się pośród tego chaosu cudowności.
Yoongi chciał iść po cynamonowe bułki, które czuli już z daleka. Hobi wspominał o nich jeszcze w domu u babci.
- Może idź kup nam dwie, ja w tym czasie znajdę małże i spotkamy się tutaj za parę minut? Będziemy mieli to z głowy.
Yoongi przeczytał wiadomość. Od razu zauważył wątpliwości i zdziwienie, zanim jeszcze mu odpisał.
- Dogadasz się ze sprzedawcą?
Cały Yoongi, bezpośredni, aż zaboli. Hobiego to nie zabolało, wręcz przeciwnie. Miał ochotę odgryźć się takim samym tekstem.
- Potraktuj to jak sprawdzian.
Yoongi wyglądał jakby przyjął zakład. Ten, który załatwi bułki lub małże - wygra. Czymże jest życie bez wyzwań? Zgodził się i już po chwili go nie było.
Hobi sam przed sobą wstydził się tego co zrobił. Tak naprawdę chętnie pochodziłby po targu z Yoongim, ale zobaczył coś, co zakłóciło jego myśli, które spokojnie wędrowały razem z nim i Yoongim u boku. Był głupcem, wpadł dzisiaj w jakiś romantyczny nastrój.
Bardzo dawno temu, gdy jako dziecko przyjeżdżał tu z mamą, targ nie był aż tak rozbudowany i różnorodny, ale był. Przyszedł z babcią i z dziadkiem, kiedy mama zostawiła go na dwa tygodnie i wróciła do Seulu w ważnej sprawie. Wtedy właśnie zobaczył po raz pierwszy przedziwną, tutejszą wróżbę, którą jego dziadkowie co rok kontynuowali podczas przechadzki na targ. Jedno ze stoisk stało praktycznie puste. Jedyną rzeczą, którą można było tam znaleźć, pod niewielkim, pomarańczowym namiotem był stolik, miseczka z przezroczystym roztworem i dwa stosiki małych karteczek. Jako dziecko święcie wierzył, że to coś w misce jest magiczną miksturą miłosną, która przepowiada przyszłość, dzisiaj wiedział, że jest to jakiś chemiczny roztwór, którego nie umiał nazwać. Babcia z dziadkiem brali dwie karteczki i pisali na nich swoje imiona. Następnie karteczki lądowały w misce i wtedy cierpliwie czekali. Hobi przebierał nogami z podekscytowania, nawet teraz, gdy serce mało nie stanęło mu widząc ten namiot, tą samą miskę i karteczki.
Karteczki babci i dziadka zawsze, z wyjątkiem jednego razu, zmieniały kolor na czerwony. Czerwony to kolor miłości i to samo oznaczała wróżba. Raz jeden karteczka dziadka zamieniła kolor na zimny niebieski. Pierwszy raz widział wtedy babcię, która płacze. Do dziś nie wiedział, czy przyniosło to jakiś skutek, nie miał odwagi zapytać.
Ganił się za głupotę i oszustwo, ale musiał sprawdzić swoją wróżbę, obecność tego wyjątkowego stoiska nie mogła być przypadkowa. Na jednej karteczce szybko napisał swoje imię, przy pisaniu na drugiej maleńkimi znakami "Yoongi" gorąco zalało jego policzki, uszy i szyję. Sam przed sobą wstydził się tego postępowania. Być może Yoongi czułby się tym zdegustowany. Byli przyjaciółmi, ledwo zyskał jego zaufanie, a teraz narażał się na jego utratę swoją głupotą. Odwrócił się, by sprawdzić, czy nigdzie go nie ma i szybko wrzucił karteczki do roztworu. Czekanie jak zawsze było najgorsze. Znów przebierał nogami, a twarz piekła go od fal gorąca związanego ze strachem przed czymś zakazanym. Czuł się jak przestępca. Ktoś dotknął jego ramienia.
Przerażony wyłowił karteczki i zgniótł je w pięści. Odwrócił się, z szaleńczym galopem serca, stając twarzą w twarz z Yoongim. Starając się być naturalny, uśmiechnął się niemrawo i schował dłoń do kieszeni bluzy, zostawiając tam dowód zbrodni. Yoongi trzymał dwa słodkie, cynamonowe wypieki. Był tak zadowolony ze swojego wyczynu, że nawet nie zauważył rumianej twarzy Hoseoka i jego prób uspokojenia drżących dłoni, gdy odbierał swoją babeczkę.
- Widzę, że ci się nie udało - Napisał mu Yoongi oddając na moment babeczkę w jego ręce, by naskrobać dla niego wiadomość. Nie udało się, bo jeszcze nawet nie zaczął szukać małży, ale już wolał przyznać się do porażki, niż do tego.
Pokiwał głową zaprzeczając.
- A co to? - Napisał i pokazał na stoisko, przy którym stali.
Hobi pokiwał ramionami, jakby kompletnie nie miał pojęcia i właśnie podszedł zupełnie przypadkiem, by się dowiedzieć. Oddał babeczkę i przepchnął Mina w drugą stronę, bo ludzi zbierało się coraz więcej i chcieli także skorzystać z miłosnej wróżby. Yoongi odrobinę się zapierał, ale poddał się, gdy Hobi niby to przypadkiem wepchnął go na grupkę ludzi, by stworzyć wrażenie sztucznego tłumu. Ostatecznie złapał go za dłoń i pociągnął za sobą dość agresywnie, jak najdalej od nieszczęsnych zabobonów, które prawie przyprawiły go o zawał serca. Już drugi raz dzisiaj.
Przepchnęli się w jedną z węższych uliczek, gdzie nie było tyle ludzi. Hobi wskazał palcem w górę, a Yoongi podążył za nim wzrokiem. Pokazywał niewielki taras zamkniętej kawiarni na piętrze. Wspięli się po stromych schodkach i usiedli na sięgającym im kolan murku, z drugiej strony od pełnej ludzi ulicy. Nie było tam wiele światła, ale przynajmniej widok wychodził na jezioro i pustą przestrzeń, więc przyświecał im prawie pełny, biały księżyc. Yoongi spoglądał na niego, kiedy pochłaniał swoją babeczkę. Pewnie zastanawiał się nad jego dziwnym zachowaniem. Jedli nie angażując się w rozmowę, zeszyt leżał na kolanach Yoongiego.
I czekał na to co mają sobie do powiedzenia. Gdyby tylko sami wiedzieli.
Hobiego tak bardzo korciło, by zobaczyć ich karteczki schowane w kieszeni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top