25.

Hobi na razie nie poruszał tematu Yoongiego. Znając upór matki zabroniłaby mu jechać do babci, a miał zamiar spędzić tam cały tydzień, zabierając ze sobą oczywiście Yoongiego. Babcia była o wiele swobodniejszym towarzystwem niż mama, a nie miał ochoty na ciężką atmosferę w mieszkaniu jaką wniósłby nowymi pytaniami i prawdopodobnie kolejną potyczką z mamą.  To miał być ich tydzień. Czas na oczyszczenie głowy z problemów, miejskiego zgiełku, ostatniej ucieczki, kłótni, puchnącego nosa i zwichniętego nadgarstka. 

Dokładnie o 6:30 rano czekał na Yoongiego na dworcu kolejowym. Mieli jechać pociągiem z przedziałami, ale nie obawiał się tłumów. Niewiele osób podróżowało w tamtym kierunku. Ludzie wakacje spędzali w mniejszych miasteczkach, nad morzem, albo za granicą, nie zapuszczali się na wsie. Odrobinę zdenerwowany spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze dziesięć minut to odjazdu, a Yoongiego nadal nie było. Nerwowo podtupywał nogami i naciągał rękawy bluzy. Był dosyć zimny poranek. 

Jego serce zabiło szybciej widząc go przedzierającego się między ludźmi z opuszczoną głową. Skrzywił się na widok zapuchniętego nosa i siniaka na policzku, z dzisiejszej perspektywy cios w twarz nie był najlepszym wyjściem, ale wtedy myślał emocjami. Wczoraj do późna siedzieli w knajpce na stacji benzynowej i przykładali mu do nosa woreczek z lodem, żeby opuchlizna nie wyrosła aż tak duża i być może trochę pomogło. Yoongi co chwilę odganiał go, kiedy chciał przytrzymać woreczek, bo palce bardzo mu marzły. No cóż, z uparciuchami też trzeba jakoś żyć.

Pomachał Yoongiemu, żeby nie zgubić go w tłumie. Usta chłopaka na ułamek sekundy rozjaśnił uśmiech. Nie wyciągnął nawet notesu, nie było potrzeby, żeby coś pisali. Dał mu bilet i obaj wsiedli do stojącego już na peronie pociągu. Na szczęście nie był to jeden z szybkich pociągów, Hobi lubił cieszyć się długą i wolną podróżą. Widoki za oknem w mieście jawiły się jako nudne ulice i blokowiska, albo wiecznie opustoszałe zakłady przemysłowe, ale po wyjeździe za granicę cywilizacji obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie, zwłaszcza latem. Usiedli w pustym przedziale na samym końcu wagonu. Tak jak podejrzewał praktycznie każdy przedział świecił pustkami, więc mieli spory wybór i komfort jazdy. Jemu jazgot rozmów i płacz dzieci nie miał jak przeszkadzać, ale Yoongi pewnie nie przepadał za hałasem, nawet dwa kanarki, których zdjęcia mu pokazywał podobno go irytowały. 

Hobi przyznał się wczoraj, kiedy drugą godzinę siedzieli w knajpie, a sprite w ogromnym kubku powoli się kończył, że jezioro u babci to jedyna "wielka woda" jaką w życiu widział. Rzadko wyjeżdżał z mamą na wakacje, bo zawsze mieli ważniejsze wydatki, a że mieszkali sami i zarabiała tylko mama, tak wszystkie ferie i dni wolne spędzał u babci. Odwiedzili tylko kilka większych miast Korei i pchali się do wszystkich muzeów, które miały wejściówki za darmo, a wieczorem chodzili do kina, albo zjeść coś na mieście. Lubił te wypady, ale teraz czuł się na nie za stary. Cieszył się, wreszcie mogąc spędzić czas z kimś w swoim wieku. 

Yoongi opowiedział mu o oceanie, podobno nie dało objąć się go wzrokiem. To jak postrzegał w dzieciństwie wielkie jezioro okazało się nie tylko dziecinną iluzją, ale prawdziwym zjawiskiem. Oczywiście zdawał sobie sprawę z istnienia mórz i oceanów, widział je w telewizji, uczył się na lekcji geografii ich nazw, położenia, gatunków ryb w nich żyjących, ale potwierdzenie tego przez Yoongiego wywarło na nim największe wrażenie, w końcu to naoczny świadek. Mówił, że woda jest lazurowa i odbija się od skalistych klifów tworząc perlistą pianę, do której ma się ochotę skoczyć, bo wydaje się być przejściem do jakiejś morskiej krainy. 

Uśmiechał się na to wspomnienie, a Hobi rozpływał się oglądając ten uśmiech. Dyskretnie przyglądał się małym ząbkom, różowym dziąsłom i niewielkim wgłębieniom na policzkach obok warg. Od jakiegoś czasu nie starał się już wyobrazić sobie głosu Yoongiego. Może dlatego, że nigdy go nie używał, gdy byli sami, a może jego podświadomość mówiła mu, że Yoongi w ogóle nie ma głosu, skoro tak rzadko się odzywa,  jest niemy tak samo jak on. I za każdym razem, gdy chciał na siłę zmusić się do wyobrażenia tej barwy coś go zatykało, myślenie przestawało działać, za to uruchamiało się waleczne bicie serca i krótka euforia pozytywnych uczuć, wszystkich na raz. 

Mijany świat za oknem jaśniał od porannych promieni. Miasto nigdy nie spało, ale nocne życie, a dzienne różniło się diametralnie i Hobi wolał życie za dnia. Kształty rysowały się wyraźniej, twarze nabierały żywszych kolorów i dopiero wtedy pojawiały się dźwięki. Noc zabierała te przywileje jego stępionym lub nieaktywnym zmysłom. Siedzieli naprzeciwko oglądając krajobrazy za szybą. Raz mijali je szybciej, raz wolniej, a kiedy betonowe konstrukcje zmieniły strzeliste drzewa, gładkie pagórki i małe, brzozowe laski Hobi odwracał od nich wzrok i skupiał się na twarzy Yoongiego. Wydawał się znudzony, ale przyznał się podczas ostatniej rozmowy, iż dużo osób go tak postrzega, a on po prostu miał taki wyraz twarzy. Mógł być całkowicie zadowolony, a nawet wniebowzięty, a ludzie i tak pytali go, czemu jest smutny. Ciekawiło go o czym teraz myśli, z twarzy nie potrafił nic odgadnąć. Cieszy się na ten wyjazd, a może uważa go za stratę czasu? 

Do celu mieli trzy godziny drogi. Hobi myślał, że całą podróż spędzą tak spokojnie i błogo, ale niestety się pomylił. Mniej więcej w połowie drogi do ich przedziału wepchnęło się czterech chłopaków. Wyglądali na starszych i przede wszystkim żywych, co dla Yoongiego już stanowiło problem. Spiął się trochę, ale jak zwykle grał zrelaksowanego i żyjącego zasadą wyjebania nastolatka. Jeden z chłopaków usiadł z Hobim ramię w ramię. Miał na oczach okulary przeciwsłoneczne w różowych oprawkach, a w rękach trzymał nienapompowanego jeszcze różowego flaminga z gumy. Pachniało od nich cytrusowymi napojami i wszyscy ruszali szybko ustami, tak szybko, że nie wiedział, na którym się skupić. Chłopak, który usiadł w bezpiecznym odstępie od Yoongiego był najniższy, miał ogoloną głowę i spojrzenie, które mogłoby przyśnić mu się w koszmarach. Starał się nie patrzeć mu w oczy, ale co jakiś czas spoglądał przed siebie, żeby zorientować się, czy Yoongi nie jest bliski zejścia. 

Chłopak o włosach w kolorze karmelu, o twarzy ładnej i jasnej, który trzymał butelkę po pepsi z podejrzanie przeźroczystym płynem w środku uśmiechał się tak szeroko, jakby miał odlecieć ze szczęścia, a jego policzki nabrały bardzo zdrowych rumieńców. Skoro nalał sobie wody z voltem do innej butelki dla niepoznaki, to nie mógł wziąć zwyczajnej mineralnej? Chyba nie grzeszył rozumem. Ostatni z nich, z grzywką przyciętą równiutko jak od linijki na środku czoła odezwał się do niego ruszając szybko wargami. Wyciągnął zeszyt i napisał na pustej stronie, że nie słyszy. Podał mu i uśmiechnął się nieśmiało. 

Znowu coś zaczęli mówić, a Hobi kątem oka zauważył jak Yoongi marszczy brwi, ale nadal patrzy w okno. Chłopak napisał coś i oddał mu notes. 

- Jestem Baek, a to Kyungsoo, Chanyeol i Chen - Narysował strzałki w kierunku każdego z chłopaków. - jedziecie na wakacje?

- Tak, a wy? 

- Tak samo, na biwakowe bajlando - Śmiał się, oddając mu kartkę. - twój kolega też nie słyszy? 

Namyślił się szybko i wybrał opcję bezpieczną dla Yoongiego.

- Tak

- Powiem wam, że to spoko sprawa, jak znajdziecie sobie kobity, to nie będą wam truć za uszami

- Tak, to jakiś plus

- Na początku myślałem, że jedziecie na pogrzeb, taka żałobna atmosfera tu u was. Chen się nawet ucieszył 

- Czemu? 

- A lubi takie klimaty

- Lubi pogrzeby? - Wydawali mu się coraz bardziej dziwni. 

- Każdy ma inne hobby, c'nie? Jego stary jest grabarzem i ma przejąć rodzinną firmę. Skurwiel ustawiony do końca życia. A nawet po, bo mu za friko pogrzeb odpalą. 

Koleś był zdecydowanie pijany, nie miał ochoty z nim pisać. Po pół godziny w przedziale zrobiło się okropnie duszno, a Hobi co chwilę był uderzany z łokcia w brzuch przez wielkoluda na siedzeniu obok. Miał ochotę przyrżnąć mu w kacapkę, ale nie był pewny, czy dostanie na taką wysokość. Yoongi cały czas siedział w jednej pozycji, był pewien, że dokładnie słucha wszystkiego co mówią, bo co jakiś czas uśmiechał się w dłoń zasłaniającą usta. Tak bardzo chciał wiedzieć o czym rozmawiają. Kiedy wyszli na kolejnym przystanku żegnając się z nim bardzo wylewnie (największy nawet wycałował go po staroświecku w policzki) od razu rzucił się na notatnik.

- O czym gadali?

Yoongi musiał się najpierw się wyśmiać, dopiero poganiany przez niego uderzeniami w ramię, plecy i barki wreszcie wziął do ręki długopis. 

- Najpierw kłócili się o to, kto ma pompować dmuchanego flaminga. Zdecydowali, że zrobi to syn grabarza, bo ma największe doświadczenie w dmuchaniu materii nieożywionej. Potem ten z butelką po pepsi opowiadał o tym, jak upił się na imieninach wujka, razem udawali świadków jehowy i chodzili po domach namawiając do rozmowy o panie światła żarówce LED, a na koniec śpiewali jakąś klubową śpiewkę "RKSPS" Rolniczy Klub Sportowy Przedmieścia Seulu czy coś takiego. 

Śmiali się z grupki podróżników, choć  Yoongi przyznał, że naśmiewali się też trochę z "ich" głuchoty. Hobi do tego przywykł, dlatego nie zrobiło to na nim wrażenia. 

Yoongi zapomniał nawet o spotkaniu z babcią Hoseoka, która miała czekać na nich niedaleko dworca, dlatego, gdy pociąg stanął, oddech zatrzymał mu się w płucach, a ciało spięło się na kilka chwil. 

Hobi położył dłoń na jego ramieniu i potarł je delikatnie. Jego spojrzenie mówiło, że wszystko będzie w porządku, a Yoongi nigdy nikomu nie wierzył bardziej bezgranicznie niż jemu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top