3

Dwa dni później po lekcjach weszlam do sali w której znajdowala się Amelie. Właśnie się pakowała, jednak gdy usłyszała moje ciche pukanie do otwartych drzwi zaprzestala tej czynnosci i poslala mi radosne spojrzenie. Serce mi się krajało na myśl, że muszę jej to zepsuć...

- mam sprawę - wyznalam idac w jej stronę, po czym usiadłam na blacie jednej z lawek. Zawsze są wygodniejsze niż krzesła. Kobieta usiadla obok mnie, czekając az zaczne rozmowe.

Sama nie wiem, czy pytanie sie o taka sprawę było dobrym pomysłem. Coz, Gabriela nie spytam, ponieważ ledwo mnie zna i uzna za wścibska, Audrey... nie sądzę, ze dowiem się czegos od niej, natomiast z Tomoe, Tomem i Sabiną mam praktycznie zerowy kontakt. Samej Emilie sie też nie spytam, bo tak głupio trochę.

- przepraszam ze tak prosto z mostu, ale na co chora jest Emilie? - Zapytałam biorac glebszy oddech. Ciekawosc to pierwszy stopien do piekla. Ja natomiast jestem juz przynajmniej w polowie schodów w dol, jednak jakby to byla jednak winda, to na 100% jestem już gdzieś w czelusciach piekła przez swoja niepochamowaną ciekawość.

- tak właściwie to nie ma zadnego wytłumaczenia na jej chorobe... nie umiem ci nawet powiedzieć co to jest. Głównie kaszle, mdleje czy ledwo kontaktuje z rzeczywistością. Nie ma sil czy po prostu ma gorączkę... - tu zrobila mała przerwe, jakby zastanawiając sie, czy może mi cos powiedzieć - lekarze... lekarze mówią, że moze nie przezyc porodu, a Emilie odmawia usuniecia ciazy - dodala wzdychając cicho. W tym momencie czulam się jakby czas się zastopował. Emilie dosłownie chce siebie poświęcić dla dziecka?...

- nie da się na to nic zaradzić? - Spytałam cicho, patrząc na blondynke. Ta jedynie pokręciła przecząco głową. Zacisnęłam usta w wąska linie, po czym po prostu ją przytulilam. Mimo, że to Emilie miala zaraz dobiec do końca, to cierpienie Amelie w tej sprawie widzialam już z tego momentu, patrząc jedynie w jej oczy. Jeśli dobrze pozna sie czlowieka, to mozna zobaczyć najmniejsze szczegóły w jego codziennym zachowaniu, które wydaje się normalne, a jednak na swój sposób inspirujące. Oczy Amelii zawsze patrzyly na mnie w inny sposób. Zupelnie jakby chciala wzrokiem wykrzyczeć to co siedzi jej w umyśle. To co nieswiadomie przekazywała do okola wszystkim, którzy nie umieli tego rozgryzc. Którzy nie skupiali się na malych rzeczach prowadzących do wielkich detali.

- Myślisz ze da się ją jakoś przekonać jeszcze?... - Zapytała cicho z nadzieja, a jej łzy pociekly na moje ramie.

- Jesli sama tego chce... uważam ze nie, nawet starając sie najmocniej na świecie nie zmienisz kogoś zdania - szepnęłam gładząc dłońmi jej plecy.

Nie ważne jak bardzo chcialam to nie potrafilam jej pomóc. Nie wiedzialam jak... jedyna opcja było chyba oderwanie ją od rzeczywistości. Nie, nie naćpam jej dla sprostowania. Chociaż może jednak?...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top