Śpiączka
Clark spojrzał na Thomasa.
Śpiączka.
Może się...nigdy nie wybudzić?
Chłopiec patrzył uważnie na jego spokojną, rozluźnioną twarz. Był naprawdę piękny. Miał naprawdę kształtne usta, opaloną skórę, ładny nos...
Wyglądał teraz jak anioł. Clark do tej pory wiedział, że jeżeli poczuje się w niebezpieczeństwie, to może pójść do swojego stróża - Thomasa Watsona.
A, teraz? Teraz jego anioł spał, może na wieki.
I to z jego winy.
Łzy same znalazły ścieżkę po bladych policzkach złotowłosego. Brązowe oczy, nasiąknięte rozpaczą, musiały w końcu pozbyć się wody, tak?
Płakanie jest bardzo męskie! Nieprawdaż?
Ta, ani trochę.
Kiedyś chłopiec wstydził się płakać, ale teraz naprawdę nie obchodziło go, co pomyślą inne osoby. Jego opiekun, jego brat...
Jedyna osoba, przy której naprawdę czuł się bezpieczny, która tak pięknie pachniała, mówiła, wyglądała. Nawet kiedy okropnie irytował Evans'a swoją idiottcznością, albo, gdy myliłem Bacha z Betchovenem, lub Jima Moriartego z Mycroftem Holmesem!
Nawet wtedy był...
Idealny.
- Przepraszam Cię. Przepraszam. - Clark położył głowę obok milionera, który był w śpiączce. - Przepraszam.
***
Clark przebywał w szpitalu trzy dni, cały czas opiekując się Watsonem.
Pewna blondynka, o jaskrawo czerwonych ustach, ubrana w biały kitel weszła do środka. Mimo, iż na jej ustach gościł uśmiech, to oczy pozostawały zimne, kpiące.
- Jesteś Evans? - zapytała złotowłosego chłopca, siedzącego przy nieprzytomnym (sama o to zadbała) mężczyźnie.
- Tak, proszę pani. - przyznał grzecznie Clark, czując, że już jej nie lubisz.
- Pójdziesz ze mną. - stwierdziła.
- A - ale jak to...?
- Normalnie i pośpiesz się, bo czekają na ciebie funkcjonariusze. Co ty sobie myślałeś? Że wiecznie możesz mieszać w szpitalu? Co, może jeszcze zbudujemy ci tu szałas? Po zgonie opiekuna, przed ukończeniem osiemansyego roku życia, pozostajesz pod opieką Domu Dziecka. - mówiła naprawdę nieprzyjemnym tonem, jednocześnie szarpiąc chłopaka za ramię, aby poszedł w siren w drzwi.
- Thomas nie umarł! - wysyczał Clark.
- Ale umrze.
- Jest w śpiączce, to nie to samo co śmierć...
- Słuchaj. Niedługo podadzą się i go odłączą, takie jest życie. Pożegnaj się i jedziesz do najbliższego sierocińca. - warknęła, po czym wyszła.
Clark nie mógł uwierzyć, w to co powiedziała ta pielęgniarka.
Umrze?
Nie, Thomas jest silny, nie umrze!
- Thomas, proszę...trzymaj się...- wychrypiał. - Zrób to dla mnie i...nie umieraj. Wróć po mnie, proszę! Słyszysz mnie, prawda? Nie mam pojęcia, może twraz robię z siebie tylko idiotę, ale wiesz co? Wierzę w ciebie. Masz mi nie umierać, bo jak umrzesz, to cię zabiję, jasne? Nie zostawiaj mnie. To...pa. - powiedział chłopiec.
Potem jeszcze chwycił szybko telefon opiekuna, wszedł w zdjęcia, następnie ustawił ich jedno wspólne na tapetę. Byki na nim naprawdę szczęśliwi.
Jak Thomas się obudzi, to spojrzy na to zdjęcie i od razu wróci po mnie. Na pewno. - pomyślał Clark, po czym wyszedł, uprzednio biorąc do ręki skrzypce i zapinając bluzę.
Szedł w milczeniu za pielęgniarką. Przed szpitalem stał radiowóz, a w nim dwóch policjantów, z przodu. Wyraźnie na niego czekali...
Evans ostrożnie usiadł z tyłu, zapinając pasy. Czuł się nieswojo, ale myśl, że Watson niedługo po niego wróci dodawała mu otuchy.
Samochód odjechał.
- Jest już w drodze, szefie. - blondynka uśmiechnęła się złowieszczo.
Kobieta szybko zdjęła z siebie kitel, rozpuściła włosy i poszła na parking. Wsiadła na swój motocykl i odjechała. Miała swoje sprawy do załatwienia.
***
Pierwsze piętnaście minut drogi przebyli w milczeniu.
Potem policjanci zaczęli o czymś mówić. Ich słowa nieco niepokoiły Clarka, bo z tego, co zrozumiał mówili...o zabijaniu jakiegoś człowieka. Ale może się mylił i to był tylko jakiś szyfr policyjny...?
Wdech, wydech, wdech, wydech. Thomas po ciebie wróci i wszytsko żniw będzie dobrze. Wdech, wydech.
- Ej, mały! Co to za ukulele? - zaczął jeden z nich.
- Chodzi panu o skrzy - skrzypce? - zająkał się chłopak.
- Ta, weź coś zagraj, bo diabli radio wzięli. Kurna, na diodę-sygnalik stać było szefa, a na porządne radio to już nie. I kopsnij piwo, w bagażniku leży.
Clark zaniemówił. Czy policjant właśnie poprosił go, żeby dał mu alkohol, mimo, że prowadzi?
Jechali sporo przekraczając prędkość, a w aucie śmierdziało papierosami.
- Nie słyszałeś? Dawaj piwo, rusz tyłek! Chyba, że chcesz, he, he, żebyśmy cię do pudła, to jest więźnia wsadzili...- zaśmiał się drugi.
- J-już. - Clark "zanurkował" w odmęcie starych gazet, starych puszek, starych płyt, starych pudeł, które były spleśniałe i namoknięte i innych starych staroci.
Zero gaśnicy i apteczki.
Evans podał im puszki.
Był pewny, że to NIE są policjanci.
W takim razie...kto?
- Te, Billy zwolnij, bo nas gliny złapią i jeszcze się o smarkacza spytają. - powiedział mężczyzna do prowadzącego.
- Przepraszam, czy mógłbym wiedzieć, gdzie jedziemy? - grzecznie spytał Clark.
- Stul japę, smarkaczu. Jedziemy do twoich koszmarów i nic nie możesz zrobić, czaisz? Przez ciebie, się nam sieć rozwaliła!
Sieć...
Szef...
Nie!
Mógł się domyślić na samym początku! Tylko nie to!
Gdy Clark zrozumiał co się dzieje, zaczął szarpać za klamkę, że drzwi były zablokowane. Rzucał się, krzyczał w nadziei, że ktoś z innych samochodów go usłyszy, aż w końcu poczuł pulsujący ból głowy.
Dopiero po chwili do chłopca doszło, że wokół niego znajdują się fragmenty szklanej butelki, słychać było trzask, a ból pochodzi od uderzenia.
Uderzenia butelką.
Wiedział, że nie może teraz zasnąć, że musi uciekać, póki ma nogi, tyłek, ręce i twarz w całości, ale...nie dał rady.
Przestał słyszeć, a obraz się rozmazał.
Stracił przytomność.
***
- Ile jeszcze mamy podtrzymywać śpiączkę? Czy to, aby dobre dla zdrowa pacjenta? - zapytał z przejściem rudy asystent doktora.
- To śpiączka farmaceutyczna, Johnny. Nie ma co się martwić. Operacja przebiegła dobrze, pacjent musi po prostu się zregenerować. To silny chłop. - uśmiechnięty lekarz delikatnie klepnął stopę śpiącego Thomasa. - Śpiączka wywołana przez lekarza, przy odpowiedniej opiece nie jest niebezpieczna. Wybudzimy go, gdy zechcemy, gdy uznamy, że już się zregenerował. Pan Watson jest naprawdę zdrowy i silny.
- No, dobrze. A gdzie jest ten chłopiec, który tu z nim był? - zaciekawił się rudzielec.
- Zabrała go siostra pana Thomasa, do siebie. Tak na czas, gdy jej brat się nie wyleczy. Bardzo miła kobieta. To, co? Po dyżurze idziemy do baru?
- Z chęcią!
Thomas, ale ty jesteś jedynakiem! - zauważył Martin.
Ah, gdyby wiedzieli, że właśnie sprowadzili, przez swą nieuwagę tyle cierpienia, na niewinną duszyczkę!
Uhuhu! Się zadziało. Szczerze mówiąc, jestem z siebie dumna. Zwolniłam akcji, sama to wszytsko wymyśliłam i udało mi się zrobić CHYBA ładne opisy. Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Nasyćcie oczy, bo znikam na całe trzy tygodnie! Wyjeżdżam na obóz harcerski.
Gdy wrócę, może uda mi się coś naskorbać, ale nie sądzę, bo cztery dni później jadę do Chorwacji! Wgl chciałam Wam życzyć miłych wakacji.
Dla wytłumaczenia.
Śpiączka farmaceutyczna (chyba tsk to się pisze) jest wywoływana przez lekarzy, często po operacji, aby pacjent mógł się zregenerować. Nie jest niebezpieczna.
Clarka okłamali. Powiedzieli mu, ze to prawdziwa śpiączka.
Tak, oto nasz aniołek jedzie do swoich koszmarów.
Wiem, jestem okrutna.
I przygotujcie się na więcej cierpienia >:).
Do następnego!
Rozdział dedykowany Janliwiski, Sleepyconda i mr_alpaczka. Te wszystkie osoby uśiwadomiły mi, że akcja rozgrywa się za szybko.
Mam nadzieję, że żniw zaczną czytać i zostawiać swoje opinie, bo już się CHYBA poprawiłam.
No, mówcie co sądzicie, proszę!
☆=MOTYWACJA.
OPINIA=JESZCZE WIĘKSZA MOTYWACJA.
To tyle, dziękuję za czytanie.
Bajo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top