Sekunda
Jechał szybko, to na pewno.
Jednak nie pamiętał drogi. Świadomość Thomasa wróciła dopiero, gdy przekroczył bramę.
Na jego twarzy nie malowało się zupełnie nic, lecz w sercu tak bardzo się bał, gdy na podjeździe zobaczył klęczącego Clarka wraz z...kimś?
Jakąś rudą dziewczynką.
Nie, to teraz nieważne.
- Czego chcesz?! Gdzie jesteś?!- ryknął wściekły.
Nikt, ale to nikt nie miał prawa krzywdzić Clarka, jego Clarka! Nikt.
- Tommy, czemu się tak bulwersujesz?- luźnym krokiem przeszedł przez chodnik mężczyzna w nowoczesnym garniturze. Wygładził niewidzialną fałdkę na smokingu, po czym oparł się o klęczącego chłopca. Ręce miał na głowie, bo snajper celował w niego i Darlę.
- Nie rycz, mały. Masz ładną buźkę, jak nie masz zapuchniętych oczu, tak samo jak ty, Darla.- facet podszedł do Thomasa i oparł się o maskę samochodu.
- James...- wysyczał Watson.
- Thomassss...- (mr_alpaczka) uśmiechnął się mężczyzna, przedłużając "s".- Carl odrobinę się na ciebie skarżył...
- Gdzie ta gnida?!
- Spokojnie.- Jim zdjął okulary przeciwsłoneczne.- Nie lubimy tu gwałtownych ruchów. Carl siedzi tam, w aucie. Przez ciebie wydaliśmy sporo kasy na dwa, sztuczne, złote zęby. Dawna krzepa.
- Skończyłem z drogą przestępczą jakieś pięć lat temu. Poza tym...to były drobne wyskoki, nic strasznego nie zrobiłem. Nie rozumiem czemu nękasz mojego podopiecznego.- milioner przybrał kamienny wyraz twarzy.
- Może dlatego, że ty MASZ MILIONY, A JA GNIŁEM W WIĘZIENIU?! - ryknął niespodziewanie James, histerycznie się śmiejąc. - To nie jest fair, Tommy. Zupełnie nie. Nie ładnie jest zdradzać kolegów z fachu...
- Zabiliście człowieka. Którego uprzednio katowaliście. Nie, stanowczo nie. To nie tak miało wyglądać. Porozmawiaj ze mną w środku, zapraszam na herbatkę...i wybielacz.
- Wiesz co teraz zrobię? Teraz, po tym jak cierpiałem, upokorzony i uwięziony...teraz zabiję smarkacza... - pociągnął za włosy Clarka. - Zresztą, my się już znamy, prawda, młody?
Thomas stał jak zaczarowany, tak bardzo się bał.
Rękę miał w kieszeni, a w niej telefon...
Gdyby tylko wezwać pomoc...
- Wiesz co przeszłem? - zaczął ględzić Jimmy.
- Przeszedłem. - poprawił go cicho Clark, za co otrzymał policzka.
- Naprawdę, bądź cicho. - warknął mężczyzna. Po chwili znów odwrócił się do Thomasa. - Kara za dawne błędy, co? Pamiętasz, jak...
- Nie! - przerwał mu milioner.
- Twoja kasa sama się nie zdobyła. Tak szybko jak przyszła może też odejść, zapamiętaj na przyszłość. Znaczy...o ile będziesz miał jakąś przyszłość po tym co się stanie.
Watson patrzył prosto w oczy Jamesa. Palcem, w kieszeni wybrał numer Josepha.
Poczuł cichą wibrację, co oznaczało, że jego przyjaciel odebrał.
- Dawna mafia...wiesz, jest nasz więcej niż było wcześniej. Jesteśmy silniejsi, a ty nic nie możesz zrobić. - śmiał się dalej przestępca. Fakt, sieć była rozwinięta.
- Przyszedłeś sobie, ot tak, na mój podjazd i jeszcze grozisz mojemu Clarkowi?! - zapytał Thomas specjalnie głośno, żeby Joseph mógł sobie z tego wycedzić odpowiednie informacje. Wiedział, że mężczyzna jest inteligentny i da sobie radę. Tym razem to Thomas Watson potrzebował pomocy... - Policji byś się bał, co?
- Może i tak, ale tu policji nie ma...
Darla nagle zaczęła histerycznie łkać.
- O Boże, a ta znowu... Zamknij się, głupia! - Jim chciał ją uderzyć, ale Clark złapał go za nadgarstek, instynktownie broniąc dziewczyny.- Ooo, widzę, jaki jesteś hardy. Ty też nie jesteś bez winy, ale na ciebie czeka kto inny, niestety nie mogę cię zabić...śmieciu.
Z daleka już można było usłyszeć syreny.
Seria niepowodzeń się zaczęła...
***
- Odbiór. Czterech poszkodowanych, jeden przestępca, dwoje dzieci i...Jeden w ciężkim stanie. Przygotować salę operacyjną.
Jeden w ciężkim stanie.
Jeden w ciężkim stanie.
To przeze mnie...- myślał Clark, siedząc na plastikowym krzesełku w poczekalni. Czemu one zawsze muszą być tak niewygodne?
Thomas został postrzelony...
Postrzelony przez Jamesa.
Postrzelony dokładnie na środku klatki piersiowej.
Postrzelony przez Clarka.
Bo go bronił.
To wszystko trwało sekundę.
Przez sekundę można też umrzeć...
Znowu irytujący głosik w głowie chłopca.
Nie, to wszytsko za szybko! Za dużo informacji!
- Cholera! - krzyknął, gdy w ręku pękła mu gumka do włosów, którą rozciągał za wszystkie strony. W sumie...było to do przewidzenia. - Cholera...- powtórzył Clark o wiele ciszej. Uświadomił sobie, dokładnie w tym momencie, że najbliższy mu człowiek może...umrzeć. Złapał się za włosy, ciągnąc.
Ktoś naprawdę chciał mu zniszczyć życie.
Czemu od zawsze coś złego spotkało tylko jego?
Wieczne kłótnie, przemoc, patologia, mafia, narkotyki, znów przemoc, szpitale i znów patologia, problemy, choroby i śmierć...
To takie oburzające dla wszystkich, ale jednocześnie tak zupełnie codzienne.
Wszystko stało się zbyt szybko. Zbyt...szybko...zbyt...
Wściekłość? Wściekłość.
Bezsilność? Tak.
Stanowczo.
Thomas. Może. Umrzeć. Przeze. Mnie.
Wielu ludzi go opuszczało, lub wyrzucało na bruk.
Ale Watson był dla niego kimś innym. Kimś ważnym?
To takie okropne, że można utracić wszystko tak nagle!
- Clark? Chcesz wody? Bo przyniosłam dwa kubki. - gdzieś w odmętach rzeczywistości zamajaczyła mu postać Darli.
Boże, przecież dziewczyna też była poszkodowana, jak mógł zapomnieć!
I też z twojej winy...
- Zamknij się! - wrzasnął chłopak.
- Um...przepraszam. To na pewno dla ciebie ciężkie, ale proszę nie krzycz, złością niczego...- zaczęła zdziwiona Darlen.
- Nie, nie do ciebie mówię, Darla, przepraszam. Krzyczałem do siebie. - machnął ręką Clark. - O co pytałaś?
- O wodę. Chcesz się napić?
To pytanie wydało się teraz złotowłosemu tak banalne, tak łatwe, tępe, bezproblemowe, że aż zachciało mu się śmiać. Wydawało się, że pośród tej ciszy można usłyszeć wrzask i skowyt w głowie chłopca. To pytanie było tak bardzo nie na miejscu!
Bo Thomas może przez niego umrzeć...
Taaak, tłumaczę.
Tak, James jest zły.
Nie, to nie Jim Moriarty, po prostu imię "James" kojarzy mi się właśnie z przedstawioną wyżej postacią.
Tak, Jim postrzelił Thomasa.
Nie, nie powiem czy Thomas przeżyje, czy nie.
Tak, Clark ma problemy z psychiką.
Nie, nie brał (dobrowolnie) narkotyków.
Tak, ten chłopiec silnie związany był z mafią, głównie przez patologiczny ośrodek, swojego ojca i znajomych.
Tak, Thomas niegdyś był przestępcą, jednak, gdy chodziło o ludzie zdrowie i życie, nigdy nie zabiłby drugiego człowieka bez powodu.
Nie, szybki przeskok w akcji nie jest przypadkowy, ani nie jest tu błędem. Po prostu są rozdziały dynamiczne i poetyckie. Następne dwa prawdopodobnie jeszcze bardziej dynamiczne niż ten, natomiast dwa kolejne bardzo powolny rozwój akcji.
Tak, spróbuję rozdział wstawić przed obozem.
Nie, niczego nie obiecuję.
Rozdział dedykowany efbiaj i czumciurumcium...
To się będzie coraz bardziej Yaoi stawało, jednak pomyślałam, że was uprzedzę.
TO NIE JEST TYPOWA MIŁOŚĆ TYPU: AH, KOCHANIE, POCAŁUJĘ CIĘ.
To się opiera głównie na zaufaniu.
Jeśli jesteście jeszcze bardziej zdołowani po tym rozdziale, to przepraszam.
Następne będą jeszcze gorsze :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top