Powrót

Powroty są różne. Jedne długie, inne krótkie. Jedne zaplanowane, drugie nie. Mogą być radosne, przepełnione tęsknotą i te zwykłe jak po powrocie z pracy do domu.

Ten powrót był inny. Był trudny, był bolesny, był wyczekiwany.
Wiązał się też z nadzieją, że uda im się wszystko poukładać.
Tomek wniósł Cyryla po schodach, lekarze woleli żeby nie chodził. Miał też złamane żebra, więc Wiśniewski naprawdę musiał się starać.
Chłopak był jak domek z kart albo szklana figurka, domino.
Jeden fałszywy ruch i cała ciężka praca pójdzie na marne a coś  co jest Ci cenne przepadnie. Ale warto się starać.

Bo tak to już jest, że jak ci zależy, jak kogoś kochasz to się starasz.

Cyryl patrzył przez okno, przywiązując wagę do krajobrazu. Zrozumiał, że to może być ostatni raz kiedy to widzi, zawsze. Był pewny, że zostanie tam na zawsze, że umrze, zgnije.
A teraz był tutaj, bezpieczny i kochany. Nie chciał przeszkadzać Tomkowi, który skupiony prowadził. Czuł się otoczony dobrą aurą. Otulała go wielka, czarna bluza z puchatym misiem w środku. Była miła, ale taka nijaka.
Przełknął ślinę. Przez chwilę zapomniał jak się mówi po polsku. Przez te kilka miesięcy z milionerem w domu... cóż, nauczył się polskiego naprawdę dobrze, już coraz mniej zaciągał lub mylił słowa. Wszystko wypadło mu z głowy, w niej miał tylko ukraińskie i rosyjskie krzyki. Mimo leków.

W końcu udało się mu otworzyć usta i zaczął mówić

- Tomek, wybaczcie za zapytanie, ale ja poproszu; ty kupisz meni bluzu z wukhami, szarą, uszami. Jak u mene było od was. Bądź łaska.

Tomasz na chwilę zmarszczył brwi, próbując zrozumieć o co mu chodzi. Bluza. Bluza z uszami.
Przypomniał sobie prezent od niego na urodziny Cyryla i nagle poczuł, że chce się rozpłakać. Minęło tyle czasu. Tyle wydarzeń, tych pełnych miłości i tych strasznych, okropnucj które chciałby wymazać z pamięci swojej i chłopca. Zdążył go pokochać i prawie stracić. I to była jego wina.

- Kupię, Cyryś. Kupię Ci nawet sto, wiesz? Tylko zostań przy mnie.

***
Wrócili.

Delikatnie postawił go na ziemię i otworzył drzwi.
Cyryl zatrzymał się w progu i długo patrzył się na korytarz.
A potem wybuchł płaczem.
Tomek nie dotykał go. Nie kazał przestać i nie pośpieszał.
Cierpliwie czekał w progu, dał mu czas. Oddychał spokojnie, nie mógł dać się ponieść emocjom. Nie on był tu ważny tylko chłopak.

Od jego "wyjazdu" nic tu się nie zmieniło. Dom na niego czekał, bez niego był pusty.
Buty nadal leżały w przejściu, nadal pachniało waniliowymi granulkami zapachowymi, ściany nadal były białe.
Za to on się zmienił. Wydawał się niższy, bo cały czas się kulił. Blady, biały wręcz. Zdawał się być tak kruchy, że ledwie podmuch mógłby go przewrócić i rozbić.
Oczy okalone ciężkimi powiekami i filoletowymi sińcami, same czerwone i łzawe od leków.
Włosy do żuchwy, cienkie i kilka siwych zamiast pięknego warkocza. Zmieniły też kolor na mniej żywy i zdrowy.
Miał zniszczoną skórę, wiele blizn.
Nie był już tą samą osobą?

Tomek stracił parę kilogramów, ale w zamian zyskał kilka zmarszczek dla równowagi wszechświatów.

W końcu Cyryl zrzucił botki ze stóp i ułożył równo na wycieraczce, jak to miał w zwyczaju. Gdyby Tomek nie był twardy, jego oczy na pewno by się zaszkliły. Spojrzał na chłopca i pomógł mu dojść do kanapy.
Zamierzał oglądać z nim filmy, byle nie kryminały. Sama miłość i pokój, bezstresowo, ale tak żeby zająć zmęczony umysł Cyryla.
Otuleni kocem, pijąc ciepłe mleko.
Tak powinno zostać już na zawsze.

Ale Tomasz musiał wrócić do pracy... albo zupełnie ją zmienić, nie miał serca dalej w to brnąć.
A Cyryla trzeba było zaprowadzić do szkoły.

Tylko czy on da radę?

Witajcie kochani moi!
Po długiej przerwie; oto ja. Poprawiam rozdziały i piszę kolejne. :)
Yuuma_kun dzielnie czeka :p

Kropeczki ->

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top