Droga do piekła
Ależ się śpieszyłam, pisząc to.
Edit: nie zdążyłam.
Jestem w szpitalu.
Ten no. Tak.
Czuję się gorzej niż Clark.
Ale kogo to obchodzi...
Mam niedużo czytelników, ale i tak się cieszę.
Zauważyłam tylko, że sporo osób czyta i nic po sobie nie zostawia. Będę szczęśliwa po każdym komenatrzu, nawet kropce!
Ten rozdział jest dedykowany...Dziabara, za to, że ma genialne książki. Może zacznie czytać też to...? :3
_______
Gdy się obudził, nie do końca wiedział gdzie się znajduje.
Jakieś ostre, białe światło, a potem kilka różowych plam zobaczył jako pierwsze.
Tuż po tym usłyszał szum i poczuł ten smród wilgoci.
Tak, Clark nadal znajdował się w tym samochodzie. Leżał na tyłach, wśród odłamków szkła.
Spróbował usiąść, ale zakręciło mu się w głowie.
- Księżniczka się obudziła? Następnym razem odechce ci się pomagania policji, co? - zaśmiał się chrapliwie facet z przodu. Widząc, że nie uzyska odpowiedzi od chłopaka, odwrócił się do swojego kolegi. - Wchodzimy w dość dobrze strzeżoną strefę. Co jak smarkacz zostawił jakąś wiadomość? Być może już nas ścigają. Jakbyśmy, do cholery, radio mieli to byśmy wiedzieli! Szef przekazał tylko, że mamy być ostrożni i nie dać się złapać. Jak nas zatrzymają to go, kurde, zobaczą!
- A, no fakt. Ale nikt nie będzie bacznie się przyglądał...może...? - zaczął siedzący przy kierownicy.
- Może: co? - ponagalił go jego łysy partner.
- Może zmienić mu trochę wygląd. Zatrzymajmy się na stacji. A, ty, młody ani waż się uciekać, bo naprawdę, zapłacisz wtedy nie tylko ty.
Clark był nadal zbyt zmulony, żeby cokolwiek odpowiedzieć.
Już po chwili stali na pustym parkingu, skryci za koszami na śmieci.
A łysol wrócił z innymi ciuchami, czarną farbą do włosów i soczewkami do oczu...
***
- No i pięknie! - ucieszył się kierowca. - Nie rozpoznałbym.
Dawniej złotowłosy spojrzał w lustro.
Wyglądał...Wyglądał tak bardzo źle!
Wytrzymaj, wytrzymaj, to wszystko się skończy, gdy Thomas wróci. Wróci i oni wszyscy popamiętają!
Clark zablokował łzy w oczach.
To nie było tak, że bardzo przejmował się wyglądem. Nie, to nie tak.
Po prostu wiedział, że Watson włożył w jego wizerunek naprawdę dużo czasu, starania i pieniędzy.
Lubił wygląd, jaki stworzył w nim Thomas. Naprawdę ostatnio czuł się...ładny. Nie uważał, że jest brzydki, bo milionerowi się podobało.
A teraz...? Co by powiedział Thomas?
Miał czarne włosy, pomalowane farbą.
Wcześniej były na tyle długie, że mógł swobodnie wiązać je w kitkę, a nawet luźnego warkocza co bardzo mu się podobało.
Teraz obcięli mu je, krzywo, tuż przed żuchwą. Wyrywanie się i prośby na nic się zdały.
Skórę miał jakoś tak...jaśniejszą niż kiedyś, ale nie miał pojęcia czy to jakiś puder, czy po prostu zbladł od stresu i nie jedzenia.
Jedyną zmienioną rzeczą, która podobała się Evans'owi były oczy.
Były niebieskie.
Niebieskie oczy.
O wiele lepsze niż te brązowe. Te brązowe, po ojcu potworze.
- I jak, księżniczko? Dobry ze mnie fryzjer? - facet był najwyraźniej dumny z siebie.
- Okropny.
Kierowca przewrócił oczami.
- Dostałaś okresu, wasza wysokość? Zatkaj gębę i pakuj się do auta.
Po chwili znowu jechali.
Jechali. I jechali.
Clark czuł się coraz gorzej, leżąc to na tyłach, to w bagażniku.
Podróż dłużyła się niemiłosiernie i wszystko go bolało.
Jednak jedna myśl utrzymywała chłopca w stanie spokoju.
Thomas po mnie wróci. Przyjedzie. Zabierze mnie. I żniw będzie dobrze. Thomas mnie uratuje.
Thomas mnie uratuje.
Thomas mnie uratuje.
Thomas...
Musiał na chwilę zasnąć.
Na dłuższą chwilę, bo nie wiedział gdzie jest.
A, w bagażniku.
Evans obudził się dlatego, że samochód zaczął się zatrzymywać.
Ktoś otworzył bagażnik.
- Jestem na miejscu! - krzyknął łysy.
A Clark zobaczył ten znienawidzony budynek, o którym tak bardzo chciał zapomnieć.
Sierociniec.
Trochu krótki rozdział.
Będę wstawiała następny. Sorki, na Itana nie mam weny. Sporo pomagam Pajtuszce przy pisaniu Sherlocków. Jestem w szpitalu, nie chodzę na nogach, co pewnie już wiecie...
Ten uczuć, gdy jedziesz na wózku, ale akurat w tym szpitalu klamki są za wysoko.
I mimo tego, że już cisza nocna, drzesz się na cały oddział, żeby ktoś ci pomógł.
Sorki za wszelkie błędy, bajo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top