Byle do brzegu

Słuchajcie podczas czytania^

Każdy dzień im tak minał. Byle do następnego.
Każdy płacz i krzyk przerażenia - kiedyś będzie lepiej.
Czy bali się obaj? Kiedyś strach minie. Może zapomną  lub zakopią gdzieś pod lepszymi wspomnieniami.
Byle do jutra, może nie będzie gorsze niż dzisiaj. A narazie tylko zasłoni rany, nic z nimi nie robiąc.

Momentami był cichy. Za cichy. Cyryl niegdyś miewał swoje odpały, śmiał się i aktywnie rozmawiał. Teraz dużo spał, mało jadł i pił, nawet do toalety nie chodził więcej niż raz dziennie. Spał. Spał to za dużo powiedziane. Zamykał suche oczy, starając się nie przywoływać wspomnień. Bo gdy tylko zasypiał, gdy tylko na chwilę choć odpłynął, koszmary jak rzepy, nocne mary nawiedzały go ponownie. Wtedy krzyczał i kopał kołdrę, jakby to ona była napastnikiem.
Albo cicho płakał, zbyt przerażony aby wołać Tomka, choć dławił się łzami.
On nie chciał nawet patrzeć na łóżko, spał na kanapie. Gdy zapytany o powód odwrócił wzrok, w końcu spojrzał Wiśniewskiemu w oczy i powiedział, że jest zbyt podobne do tego do jakiego przywiązali go w celi sierocińca. Choć może sierociniec to za dużo powiedziane. Większość dzieci umarło lub zostały zabrane, leżeli tam upośledzeni lub kalekie niemowlęta, których nikt nie zechce. Tak jak nikt nie chciał Cyryla, gdy nie urósł, gdy nie mógł sam oddychać. Nikt go nie chciał.

W miejscu gdzie dzieci powinny dorastać, jak w rodzinnym domu,  działała mafia. Zwykła, pieprzona mafia jakich jest wiele i dla jakiej pracował niegdyś Tomek. Tak mu było wstyd.

Może dla tego po nocach z takim zapałem szukał czegoś co uszczęśliwi Cyryla?

Hamak. Wygodniejszy niż kanapa, zawieszą go przy łóżku Tomasza. Miał nadzieję, choć na chwilę zobaczyć radość w tych szarych oczach. Bo zmieniły kolor. Tak się podobno czasem dzieje, od stresu, od niedożywienia. Stały się szaroniebieskie, włosy zmatowiałe a niektóre nawet siwe, ogółem też szare. Skóra chorobliwie blada, jakby przezroczysta, też odbijała szary kolor.
Jakby cały chłopiec był szary, łącznie z jego duszą. Już nie czarna ziejąca depresją dziura, ale szara, bez krzty radości i nadziei na zmiany.

Tomek wiedział, że nie ma sensu zaczynać nawet rozmowy o dojście do szkoły. Był początek maja, a Ukrainiec nawet nie był gotowy wyjść na zewnątrz. W każdym momencie coś mogło wywołać u niego atak paniki. Łóżko, pies, łańcuch, człowiek mówiący po rosyjsku. On się bał i żył w ciągłym niepokoju.
A z nim i Tomasz.

Choć i czy to można nazwać życiem? Czy tylko trwaniem, nieumieraniem. Odbijając się od ścian przeszkód, unikając ciosów, byle do jutra, byle do "lepiej", choć to abstrakcyjne pojęcie nigdy nie nadejdzie. I co to w ogóle znaczy? Lepiej. Czy nie gorzej?

Nie wytrzymał znowu. Gdy Cyryl już zasnął uśpiony psychotropami, upił się whiskey. Choć obiecał sobie, że już więcej tego nie zrobi.

- Mój aniołku... Tak cię skrzywdzili, tak nam to zrobili... - gładził szorstkie włosy nastolatka - dlaczego akurat Ciebie? Coś ty im zrobił, taki niewinny, taki anioł...czego ja o tobie nie wiem? Czy równie tyle co ty nie wiesz o mnie? Ale teraz jesteś tutaj, ze mną.

Szeptał mu do ucha.

A może tylko myślał, bo był zbyt pijany aby mówić, nie bełkotać.
I zbyt pijany aby zobaczyć, że Cyryl nie śpi i zaciska oczy pod wielką presją.
Bo on musiał to w końcu komuś powiedzieć. Wydusić dlaczego mafia uwzięła się właśnie na takiego "aniołka".

Tomek oparty o kanapę, spał na ziemi przy nim, dotykając go, był tak blisko. Bezpieczeństwo.

Byle do jutra. Przecież nie powie mu teraz....


Dziękuję tym, którzy wytrwali tyle w czekaniu. :)
Niestety nas mało, ale może uda się zebrać kiedyś więcej. To nieważne, ważna historia.

Jak się podoba? Co myślicie, kto jest niech pisze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top