Rozdział 37

- Jesteś potworem.- powiedziałam z nienawiścią w głosie szarpiąc się jak najęta.

- Spokojnie,Joddie. Bo twoje dziecko szybciej umrze niż planowałem...- powiedział z wrednym uśmiechem Sebastian.

Otworzyłam szerojo oczy z niedowierzeniem, a na wyraz mojej twarzt Sebastian zaśmiał się psychopatycznie.

Że co?!

~ ~ ~ ~ ~

Pov Aiden:

- I jak odebrała?- zapytała się Elena,Iris , która dzwoniła po raz kolejny do mojej Mate.

- Nie. - powiedziała zmartwiona dziewczyna przez co ja przestarłem twarz dłońmi.

No gdzie ona może być do diabła?

~ Mówiłem wcześniej kurwa idioto, abyś nie puszczał jej samej! Teraz naszej malutkiej Mate grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. ~ powiedział mój wilk wściekły.

- Zamknij się do cho...- nie dokończyłem, ponieważ uświadomiłem coś sobie na co wcześniej nie zwróciłem uwagi.

Zapach Joddie był nietypowy... Taki słodko-kwaśny co w sumie odpowiadało jej charakterowi. Zawsze taki był, ale dopiero dzisiaj poczułem iż zapach Joddie zmienił się.

Był on zapachem mokrego deszczu jesieniąl co dało mi do zrozumienia iż popełniłem największą gafę swojego życia.

- Ciąża.- powiedziałen do siebie jednak na głos przez co wszyscy spojrzeli na mnie nie rozumiejąc o co chodzi.

- Em co? - zapytał Percy nie rozumiejąc o co chodzi.

- Jaka ciąża?- zapytał Alec trzymając za rękę Magnus'a.

- Joddie jest w ciąży.- powiedziałem przerażony na samą myśl o tym że moje dziecko wraz z moją ukochaną Mate jest w niebezpieczeństwie.

- To wyjaśniałoby zapach,Jo.- powiedział Luke, a na jego słowa rodzeństwo mojej Mate spojrzało na mnie.

- Uważałbyś gdzie się spuszczasz.- powiedział Thomas z mordem w oczach.

Nie odpowiedziałem jednak na jego słowa co dało pewność wszystkim iż sam nie miałem o tym pojęcia.

- Okej trzeba ją znaleźć. I to migiem.- powiedział Damon,dodając.

- Liczy się teraz każda chwila.

Nie wiem już nawet kiedy wszyscy wyszliśmy z domu. Kiedy tylko Diaval i Diabolina wyszli z domu czarownica zmieniła mężczyznę w kruka dając nam do zrozumienia iż mamy pomoc z góry.

- leć Diaval! Znajdź ją!

Pov Joddie:

Słowa wujka Sebastiana sprawiały iż strach,który mi towarzyszył wzrósł z zdwojoną siłą.

Dziecko?

Jakie dziecko?

Widząc moją minę wujek Sebastian uśmiechnął się psychopatycznie w moją stronę.

- To ty nic nie wiesz? Oh, Joddie ty i eksperyment 000 spodziewacie się dziecka. W twoim przypadku iż jesteś hybrydą ciąża rozwija się szybciej i to początek 2 tygodnia. To utrudnia nam trochę sprawę, aby wznowić badania.- powiedział Sebastian, po krótkiej chwili dodając.

- Oczywiście to nie problem. Dokonamy na swój sposób aborcji,aby móc co najmniej z samego rana rozpocząć badania.

Słysząc te słowa odebrało mi mowę, a moja skóra nienaturalnie zbladła.

On chce zabić moje dziecko...

Moje i Aiden'a dziecko...

Nasze maleństwo...

- Ani mi się waż.- powiedziałam wściekła na człowieka, który już nie miał prawa nazywać się moim wujkiem.

- Spokojnie,Joddie. Ja tego dziecka nie uśmierce.- powiedział z złowrogim uśmiechem dodając.

- Zrobi to ktoś inny.

W tym właśnie momencie usłyszałam stukot obcasów zbliżający się w moim kierunku.

Spojrzałam w stronę dzwięku z niedowierzeniem i przerażeniem, kiedy tylko ujrzałam postać zbliżającą się do mnie.

Blond włosy mówiły wszystko...

- Witaj, córeczko.-powiedziała moja matka idąc w moją stronę z okrutnym uśmiechem na twarzy.

- Twoja matka powiedziała że z chęcią zabije twoje dziecko.- powiedział wujek patrząc na swoję ręce po dłuższej chwili dodając.

- Tak jak kiedyś twoją blizniaczkę po urodzeniu.

Na słowa wujka znowu odebrało mi mowę.

Miałam blizniaczkę?...

Dlaczego nikt nie powiedział...

- Kolejna ciąża bliźniacza. No do trzech razy sztuka.- powiedziała moja matka, dodając.

- Jednak ja nie chciałam kolejnej pary bachorów. Ogólnie ja dzieci nie chciałam nigdyposiadać. Kiedy tylko się urodziłyście dostałam pierwsze dziecko na ręce. Dokładnie twoją starszą o minuty siostrę, May. Widząc ją nie czułam nic i korzystając z tego iż nie było nikogo rzuciłam nią mocno o metalową podłogę. Niestety po tym nie pozwolono mi ciebie wziąć na ręce i zabić, więc kicha.

- Jesteś potworem! Dziwką i potworem w jednym! Mordercy!- powiedziałam szarpiąc się jak opętana z łzami w oczach.

- Już nie becz, Joddie. May nie będzie w niebie sama bo zaraz dołączy do niej twój bachorek. - powiedziała moja matka biorąc do ręki jakąś strzykawkę z płynem.

Szarpałam się z łzami w oczach.

Nie mogę stracić tego dziecka! Nie mogę!

Gdy już blondynka miała zacząć usłyszałam wybuch,a po chwili głos,który w tym momencie kochałam i wielbiłam.

- Puk puk. Kto tam? Listonosz, z przesyłką wpierdolić, zajebać i zmasakrować jak kaczkę!!

...Ciąg Dalszy Nastąpi...

~ · ~ · ~

Oto kolejny rozdział zadedykowany tym razem dla Lucitoria (oceń w skali 0/10 jak bardzo robię dobrze postacie z wyrodnymi matkami 😂).

Dedykacja również dla _Pysia__

Jeszcze jeden rozdział i prawdopodobnie epilog!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top