Rozdział 3
Wczorajszego wieczoru po naszym przyjedzie i zakwaterowaniu w pokojach nie wychodziłam z pokoju.
Nie byłam chętna zbytnio do wychodzenia z pomieszczenia, które ma być w pokoju. Moje rodzeństwo zrozumiało moją wolę i przynoszą mi potajemnie jedzenie do pokoju, aby Pani Giddge nie zaczęła gadać i prawić jakiś kazań.
Teraz na zegarze wybija godzina 12, a ja wciąż leżę w łóżku w piżamie. Nie mam pojęcia czemu, ale mam wrażenie że coś jest nie tak w tym miejscu.
No bo w, końcu czy to nie dziwne że po tylu latach dowiadujemy się o tym że tata ma brata bliźniaka? Że nasza rodzina mieszkała od pokoleń w Moonlight Falls, które jak się okazuję zostało założone przez jedną z trzech rodzin, w których jesteśmy my?
No według mnie coś tu mocno śmierdzi.
Tylko kurwa nie wiem co.
Dobra jebać to!
W końcu muszę wstać i podnieść się z łóżka, chociaż wcale tego nie chcę i ogarnąć trochę ten pokój. Leniwie podniosłam się z łóżka i rozejrzałam dokoła myśląc czym tu najpierw się zająć.
Hmmm, nie jest co prawda ten pokój zakurzony, ale ten dywan strasznie mnie denerwuję, a ponieważ jest mały i nic na nim nie stoi, więc mogę go się pozbyć. Szybkim i zwinnym ruchem zwinęłam dywan w rulon i oparłam o ścianę przy drzwiach, po czym powolnym krokiem udałam się do szafy.
W sumie skoro już wstałam to się ubiorę.
Podeszłam do "drewnianego pudła na ubrania", po czym wyciągnęłam dzisiejszy strój.
Moja ulubiona czarna koszulka z długim rękawem z białym malutkim by zmieścił się cały tekst napisem "I am a man with the blood of an angel ... I am a Night Hunter, a child of an angel"*. W tłumaczeniu to znaczy " Jestem człowiekiem z krwią anioła... Jestem Nocnym Łowcą, dzieckiem Anioła". Została ona stworzona przez jedną z firm, która bardzo polubiła serię "Darów Anioła" i jest bardzo dochodowa. Do koszulki czarne legginsy i czarne trampki. Swoję brązowe włosy związałam w boczny warkoczyk.
Kiedy już byłam gotowa zamknęłam szafę, po czym skierowałam się w stronę dywanu. Jednak w połowie drogi potknęłam się o coś i upadłam na kolana na twardą drewnianą podłogę. Syknęłam z bólu, no cóż już rozumiem czemu dlaczego był tu dywan. Spojrzałam na miejsce gdzie się potknęłam, po czym zmarszczyłam brwi.
W podłodze była klapa drewniana z niebieską rączką. Wysunęłam rękę w jej stronę, po czym pociągnęłam w górę. O dziwo klapa była otwarta. Z ciekawości zajrzałam do środka.
W środku na dnie była czarna poduszka z złotymi zdobieniami. Na niej leżała czerwony materiał, a na materiale był czerwony mały "kijek" czy jakoś, który był owinięty od góry do dołu srebrnym wężem. Tajemniczy przedmiot był lekko zakurzony, co oznaczało jedno.
Że leży tutaj już bardzo długi czas.
Przez pierwszą chwilę walczyłam z chęcią wzięcia przedmiotu do ręki, ale przegrałam i zabrałam przedmiot.
Kiedy się w niego wpatrywałam miałam wrażenie że go skądś kojarzę. Tak jakby wygląd był mi jakoś znany.
Może kiedyś słyszałam o tym?
Albo gdzieś przeczytałam?
Tylko gdzie?
-Hmm? Ciekawe, ale... Dlaczego to było pod klapą zasłoniętą dywanem?- zapytałam samą siebie, jakbym łudziła się że usłyszę natychmiast odpowiedź w swojej głowie.
Chwilę później wzruszyłam ramionami, po czym zamknęłam klapę i zakryłam dywanem, zaś sam przedmiot włożyłam do czarnego plecaka.
Niestety dywan musi zostać żeby nie wzbudzić podejrzeń.
Kolejny raz westchnęłam z rezygnacją, po czym udałam się w stronę drzwi. Zbliża się czas obiadu, a ja muszę w końcu wyjść z tych czterech ścian i nie obciążać rodzeństwa przynoszeniem potajemnie mi codziennie jedzenia.
Zamknęłam drzwi za sobą i powolnym niepewnym krokiem udałam się w stronę schodów. Bez względu na wszystko w mojej głowie wciąż krążyła myśl o tajemniczym przedmiocie.
Co on robił pod klapą?
Jak długą tam był?
Kto go tam ukrył?
I dlaczego?
-Jo! Wreszcie wyszłaś z pokoju! - słysząc męski głos wystraszyłam się o mało co nie potykając się na schodach.
Odwróciłam się w stronę głosu, z srogą miną.
-Thomas'ie Christian'ie Moon czy Ciebie już na mózg rzuciło? - zapytałam, a mój brat uśmiechnął się przepraszająco.
-Wybacz, Jo. Ale wydawałaś się zamyślona, i jak mówiłem ciszej nie odpowiadałaś, więc krzyknąłem. - tłumaczył mój brat.
-Spoko, rozumiem. Chodźmy na obiad.- powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się lekko w stronę brata.
Thomas kiwnął jedynie głową i już w ciszy szli do jadani. Kiedy dotarliśmy do pomieszczenia zastaliśmy tam nasze siostry. Siedziały one przy długim drewnianym stole na którym leżał śnieżnobiały z złotymi zdobieniami obrus i zawzięcie o czymś rozmawiały. Kiedy w końcu nas zauważyły uśmiechnęły się ciepło.
- Cześć Jo. - odpowiedziały równo dziewczyny, a po chwili zaśmiały się z zgodności.
-Kupujecie mi soki.- powiedziała śmiejąc się Blueberry.
- Ja bardziej obstawiam że przyjdzie ktoś zły.- powiedziała Amber.
Jednak szybko śmiech ustał, kiedy w jadalni pojawiła się Pani Giddge. Kobieta szła w naszą stronę z talerzami. Widząc mnie jej wyraz twarzy nie zmienił się i wciąż tak samo jak wczoraj był poważny i przerażający. Moje oczy zmieniły oczy na fiolet.
-Widzę że panienka Moon raczyła zejść na obiad.- powiedziała chłodnym tonem kobieta, po czym zaczęła szykować zastawę.
Ja i Thomas usiedliśmy szybko przy stole. Chwilę później kobieta skończyła rozkładać zastawę, a ja zauważyłam że nie ma wśród zastawy dla wujka Jonathan'a.
-Pani Giddge.- zwróciłam się w stronę kobiety, gdy ta odchodziła.
Starsza pani odwróciła się w moją stronę, a jej wyraz twarzy był taki jak wczoraj. Ta kobieta w ogóle się uśmiecha?
-Słucham panienko?- zapytała.
-Wujek Jonathan nie zje z nami? Jest tu 5 zastaw, a nie 6.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Wasz wujek wyjechał o świcie na kilka dni załatwić interesy. Do jego powrotu będę sprawować nad wami opiekę. Ale bez względu iż mamy 5 lipca to nie życzę sobie byście wracali do domów po 21:30.- powiedziała kobieta, po odpowiedzeniu na moje pytanie.
-Dokąd pojechał?- niestety nie potrafię trzymać języka za zębami i musiałam zadać to pytanie.
-To raczej nie powinno Cię interesować, panienko.- powiedziała kobieta i za nim zdążyłam się odezwać Pani Giddge opuściła jadalnie idąc do kuchni.
-Okej, to wcale nie jest straszne.- powiedział z sarkazmem Thomas.
-Coś mi tu nie gra.- powiedziałam marszcząc brwi w zamyśleniu.
-Joddie, przestań wymyślać teorie spiskowe. Może nie będzie tak źle. W końcu mamy wakacje, więc możemy całe dnie siedzieć na dworze i się bawić, ale oczywiście musimy wracać do domu przed tą głupią 21:30.- powiedział mój jedyny brat.
Nie całą chwilę później Pani Giddge pojawiła się w jadalni. W jednej dłoni trzymała patelnie z czerwonym sosem, zaś w drugiej miskę z makaronem.
Aha, to znaczy że na obiad spaghetti.
Ulubione danie Blueberry i Thomas'a.
Czyli będzie wojna, kto więcej weźmie makaronu i sosu.
Kiedy otrzymaliśmy jedzenie, Pani Giddge powiedziała ciche "smacznego" po czym opuściła jadanie. Przez pierwsze 15 minut Thomas kłócił się z Blue oto kto weźmie więcej, kiedy ja, Amber i Iris na spokojnie nałożyliśmy sobie posiłek. Ale koniec końców Iris nie wytrzymała ich kłótni, po czym nałożyła im po równej porcji.
Szybko zjadłam posiłek, podziękowałam, po czym pognałam jak naj szybciej do swojego pokoju.
Będąc już w pomieszczeniu zamknęłam drzwi na klucz, po czym wyciągnęłam z plecaka znaleziony przeze mnie przedmiot. Kolacje sobie będę darować. Może schudnę? Zamiast ważyć 55 kilo, będę ważyć 50?
Przez resztę dnia rozmyślałam o moim znalezisku, po czym poszłam spać...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top