Rozdział 2

Obudziłam się kiedy dotarliśmy na miejsce. Niechętnie spojrzałam na miejsce, które ma być moim nowym domem i powiem szczerze.

Według mnie tragedia.

Nie dość że to jakaś stara posesja to jeszcze w lesie. Naprawdę czemu ja się nie buntowałam przed tym wyjazdem? Serio, dlaczego?

-Witajcie w naszej posiadłości rodzinnej dzieci.- powiedział wuj Jonathan zwracając naszą uwagę na siebie, po czym dodał.

- Ten dom należy do naszej rodziny od pokoleń. Nasza rodzina była nawet jedną z trzech założycieli tego miasta.  Miasta Moonlight Falls. Moon od naszego nazwiska, Light od rodziny Light'ów i Falls od rodziny Falls'ów. Trzy nazwiska, a stworzyły to miasto.

-Wielka ta posiadłość. W ogóle bardzo drogie muszą być rachunki za te posiadłość. - powiedział Thomas.

-Masz rację, Thomas'ie. Taka posiadłość jest droga w utrzymaniu, ale nasza rodzina jest bardzo bogata. Ja nawet sam jestem szanownym w całym mieście naukowcem, a od ponad 20 lat mam miano Profesora i doctora. Moje studia nie poszły na marne.- powiedział Jonathan z dumą w głosie.

Przekręciłam swoimi ciemno różowymi z irytacji oczami. Eh jaki dumny wujaszek jest, naprawdę aż rzygać mi się chcę od tych tekstów.

Iris niestety zauważyła kolor moich oczu, ponieważ skarciła mnie wzrokiem. Kiedy się pakowaliśmy  powiedziałam rodzeństwu co sądzę o tym mężczyźnie, ale ona stwierdziła żebym nie skreślała Jonathan'a od razu z listy i wpisywać go na czarną listę.

No cóż, to nie moja wina że taka jestem.

Będąc już przed wejściem głównym do domu wujek zatrzymał samochód.  Wysiedliśmy z auta i zabraliśmy bagaże z pojazdu.

- Ja pójdę zaparkować, auto. Wami zaś zajmię się teraz...

Niespodziewanie główne drzwi wejściowe otworzyły się przerywając wypowiedź wuja Jonathan'a.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy się w stronę drzwi.

W progu wejścia do domu stała kobieta na moje oko mająca 69 lat. Miała ona siwe włosy i piwne oczy, a rysy jej twarzy były ostre, sprawiające odstraszającą powagę. Starsza pani była ubrana w długą czarną bluzkę z długim rękawem, długie luźne czarne sięgające do kostek spodnie i czarne pantofle. A na jej szyi były szare korale.

Moje oczy od razu zrobiły się fioletowe z strachu.

Boże, ratuj nas.

Widząc kobietę wuj Jonathan uśmiechnął się lekko. 

-Pani Griddge, oto moi bratankowie. Thomas, Iris, Blueberry, Amber i Joddie. - powiedział pokolei nas przedstawiając kobiecie, po  czym dodał.

-Dzieci to Pani Esmeralda Griddge. Pracuję tutaj już ponad 40 lat i opiekuję się naszym domem.

- Miło mi was poznać dzieci. - powiedziała kobieta chłodnym głosem.

Nie odpowiedzieliśmt kobiecie tylko równo kiwnęliśmy głowami .

-Pani Griddge proszę zaprowadzić dzieci do ich pokoi, po czym oprowadzić je po domu. No wie Pani pokazać im gdzie kuchnia, salon, jadalnia czy biblioteka.- powiedział wujek z uśmiechem.

- Oczywiście, Panie Moon.- odpowiedziała kobieta nie zmieniając wyrazu ani tonu swojego głosu.

-Świetnie. Do zobaczenia później dzieciaki. - powiedział Jonathan, po czym  wsiadł do sanochodu odpalił silnik i odjechał.

-Chodźcie. Oprowadzę was, jak prosił Pan Moon.- powiedziała, a my potulnie ruszyliśmy za kobietą.

Pierwsze pomieszczenie jakie pokazała nam kobieta to kuchnia. Była ona duża,ale ładnie urządzona. 

Potem była jadalnia, która była ogromna.

-Tutaj będziecie jeść posiłki. Śniadania są o 9:30, obiady o  14:00, a kolacja równo o 19. Jak się będzie was na daną godzinę, sami robicie sobie posiłek. A jeśli nie będzie was na danym posiłku zgłaszacie to do mnie. - powiedziała wciąż chłodno kobieta, a moje oczy ani na sekundę nie zmieniły koloru z fioletu.

Tylko nabierały jeszcze bardziej intensywniejszy kolor.

Potem były inne pomieszczenia.

-A teraz pokaże wam wasze pokoje. - powiedziała kobieta, kiedy staliśmy przy głównych schodach.

Powolnym krokiem weszliśmy do po schodach i skręciliśmy w lewo.

Zatrzymaliśmy się na środku korytarza, a Pani Giddge powiedziała.

- Po tej stronie są wasze pokoje. Przejrzyjcie je sobie i wybierzcie które chcecie.

Po raz kolejny kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się przejrzeć pokoje. Kilka minut rozglądania się i później każdy z nas miał swój pokój.

Pokój, w którym ja miałam spać miał szare ściany, które były lekko po ozdabianie obrazmi różnych krajobrazów. Na podłodze były ciemno brązowe panele, a na niej brązowy dywan.

W pomieszczeniu były również podstawowe rzeczy czyli łóżko, komoda, szafa, stolik i nocny lampka. Były również ciemno brązowe drewniane drzwi za którymi jak się okazało była łazienka, w kolorze szarego i lekkiej bieli z podstawowymi rzeczami.

Westchnęłam zrezygnowana, a moje oczy powróciły w końcu do złocistego koloru.

Naprawdę Boże,jeśli mnie słyszysz to błagam zabierz nas stąd.

Teraz pozostaję mi się jedynie rozpakować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top