Rozdział 27

Otworzyłam oczy przerażona.

Nie rozumiałam tego jak ten człowiek się zachowuje.

Nie moge tego pojąć że moja własna matka pomaga mu.

Że moja matka i mój wujek stworzyli to piekło.

-Joddie.- głos mojego Mate sprawił iż spojrzałam na niego.

Aiden wpatrywał się we mnie zmartwiony wraz z moim rodzeństwem oraz resztą przyjaciół.  Spojrzałam na zegarek i ujrzałam że jest 15:35 przez co westchnęłam zrezygnowana.

Mam dość tego mdlenia kurwa.

- Jak się czujesz?-zapytał chłopak trzymając mnie za rękę.

- Jest okej, naprawdę. - powiedziałam podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Joddie, kochanie wiesz że mnie nie okłamiesz. -powiedział troszkę zły Aiden.

I w sumie muszę przyznać miał rację. Więź Mate sprawia iż czytamy sobie w myślach i czujemy emocje drugiej osoby.

Czyli jak zwykle ta więź jest pojebana.

Spojrzałam na rodzeństwo i odpowiedziałam o tym co widziałam. Z każdym moim słowem na twarzy mojego rodzeństwa było widoczne lekkie zdziwienie, zaś na twarzy Alec'a, Magnus'a, Clary i Jace'a było niedowierzenie.

- Czyli że Jonathan żyję?- powiedział Jace zdziwiony na maxa.

- I wasza matka i wasz wuj go torturują? - powiedział równie zdziwiony Alec'a.

- Matką to ja bym jej już nie nazwał. - powiedział wściekły Thomas zaciskając pięści.

Iris widząc zachowanie brata podeszła do niego powoli i przytuliła. Chłopak wtulił się w nią uspokajając trochę chociaż i tak złość była widoczna.

I  w sumie nie dziwię się.

Ani ja ani moje rodzeństwo nie przyznawaliśmy się do swojej matki.

To jak się zachowywała oraz jak niszczyła naszego ojca oraz nas sprawiło iż za każdym razem gdy ktoś pytał o naszą matkę to my mówiliśmy jedno.

"NIE ŻYJĘ"

Pewnie większość ludzi stwierdzi iż przesadzamy i jesteśmy wyrodnimi dziećmi.

Ale niestety tak jest,

A to co moja matka zrobiła potwierdziło to iż nasza matka tak naprawdę nie żyję.

Że to nie jest kobieta, która dała nam życie tylko bez emocji potwór, który nie ma skrupułów, aby zniszczyć człowieka albo rodzinę.

-Joddie, wszystko będzie dobrze. -powiedział powoli podchodząc do nas Bane.

- Magnus ma rację. - powiedział Percy podchodząc do nas, a za nim reszta ludzi.

- Macie nas. Pomożemy wam. Umiecie kontrolować moce i to duży plus. Damy radę.-powiedział syn Posejdona z powagą, której jeszcze nigdy nie widziałam u niego.

- A Jonathan...

- Odbijemy go. Jeśli oczywiście nie jest już skarzony krwią demona.- powiedział przerywając mi moja wcześniejszą wypowiedź Jace.

Przez nie wiem jak długi czas była kompletna niekomfortowa cisza, którą zabijała mnie od środka, ale wiem jedno.

Bardzo cieszyłam się kiedy Aiden przemówił.

- Joddie.... pójdziesz ze mną na spacer?- zapytał chłopak z malutkim uśmiechem.

~ Powiedz tak! Powiedz tak! ~ krzyczała mi w głowie moja wilczyca.

-Pewnie. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.

Na moją odpowiedź moja wilczyca dostała pierdolca bo dosłownie wyła mi w głowie na całego.

- Przyjdę do ciebie o 18:00.- szepnął Aiden do mojego ucha, przez co przyjemne dreszcze ogarnęły moje ciało.

Kiwnęłam głową na znak zgody, zaś Aiden wstał i z wyczuwalną dla mnie niechęcią skierował się do wyjscia.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się z hukiem odezwał się mój brat.

- Panowie który z was ma prezerwatywy?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top