Rozdział 15
Jestem stracona...
Cisza była ogromna. Zabijała mnie wręcz. Wierciła wielką dziurę w mojej duszy, która niszyła mnie od środka.
- Pomocy.- powiedziałam, a po moich policzkach spływają słone łzy.
Z tych 2 dniowych lekcji, nie wiele rozumiałam, ale jedno doskonale.
Że jeśli znajdę takiego Mate, to po mnie.
Jeszcze sam fakt że Aiden jest umięśniony, że przypominał by mi się na stanowisku Alfy. Tak Alfy. Nie wierzę że to mówię, ale taka prawda.
A z tego co mówił Luke, Alfy są bardzo zaborcze, ale i bardzo, wręcz przesadnie opiekuńcze dla swoich Mate.
Kiedyś nawet Garroway że oddał swoje stanowisko Alfy swojemu najlepszemu przyjacielowi. On tak jakby przeszedł na tzw. Emeryture, ale i tak każdym razem jak pojawia się w swojej watasze jest traktowany z szacunkiem podobnym szacunkowi Alfy.
Spojrzałam na Luke z łzami w oczach, ale ten milczał.
Milczał jak zaklęty, a Iris i reszta osób w pomieszczeniu wraz z nim.
- Luke... - przerwałam w połowie zdania, gdy znów poczułam ten dziwny zapach.
Ten mroczny przedziwny zapach.
- On tu jest.- szepnęłam cicho i wiedziałam że to tylko kwestia sekund jak mnie znajdzie.
Ale to chyba raczej niemożliwe.
Możliwe?
Razjelu ratuj!
Nagły pstryk palcami przywrócił mnie do świata żywych w mgnieniu oka. Rozejrzałam się dokoła, ale o dziwo byłam sama.
Damon i reszta zniknęli niczym zjawy, ale obstawiam że Magnus, Diabolina, Flora, Hortensja, Niezabudka i Sonya maczali w tym magię.
No i super byłam sama w pomieszczeniu, ale uwagę zwróciłam na biurko.
Na biurku na, którym zazwyczaj leżała księga leżała broń palna.
Serio zostawili 15 latkę z pistoletem na pastwę swojego Mate?
Bardzo madrę, na prawdę.
Jednak wciąż pozostaje pytanie.
Czy ona jest nabita?
Nie wiem, ale już nie byłam w stanie myśleć zbytnio czując bardzo bliski mroczny zapach.
Od razu kiedy drzwi do posiadłości otworzyły się, a do środka wszedł Aiden chwyciłam przerażona broń.
Kiedy chłopak zauważył mnie z pistoletem w dłoni zaśmiał się.
- Serio kochanie? Serio zabijesz swojego Mate?- zapytał, a w jego oczach widziałam rozbawienie.
- Nie mów do mnie kochanie. Znam Cię tylko jeden dzień. Po za tym jak się tu dostałeś?- zapytałam przerażona chociaż słysząc słowo Mate jestem pewna że to wilkołak.
- Szedłem za Tobą, Kochanie. - powiedział akcentując ostatnie słowo, po czym dodał.
- Moja Mate, moja Luna. Moja maleńka. W końcu Cię znalazłem. No i co z tego że znamy się jeden dzień. To nic wielkiego.- powiedział, robiąc dwa kroki do przodu w taki sposób że znajdował się w salonie.
- A ja o dziwo wcale Cię nie szukałam, Aiden. - powiedziałam wciąż celując pistoletem w chłopaka.
- Joddie, Kochanie proszę odłóż broń. - powiedział spokojnie, lecz po chwili dodał.
- Uwielbiam kochanie jak mówisz moje imię. Na pewno w sypialni będzie często wypowiedziane przez Ciebie, kiedy będziesz się wiła pode mną z przyjemności.
- Ta jasne, a Damon jest kobietą. - powiedziałam z sarkazmem w głosie.
Na imię starszego Salvatore oczy Aiden'a zablysnęły, a na jego twarzy zagościła powaga, która zamiast mnie teraz przerażać, bawiła.
- Kim jest Damon?- zapytał, a po tym jak mówił i wpatrywał się we mnie doskonale rozumiałam że mój Mate jest o mnie zazdrosny.
Ta więź jest chora.
- Damon jest przyjacielem. Znam to od kiedy tu mieszkam.- powiedziałam nie zmieniając miejsca broni.
Nawet nie wiem kiedy Aiden ruszył w moją stronę, zaś ja nie strzelałam.
Moja wilczyca walczyła ze mną przez co nie mogłam nawet nacisnąć spustu ani trzymać broni.
Aiden rzucił ją nie wiem gdzie, po czym wpił się w moje usta z pożądaniem i namiętnością. Wtedy straciłam kontrolę na wilczycą, która natychmiast usadowiła swoję dłonie na policzkach białowłosego.
Nie wiem czemu, ale w momencie kiedy całował odwzajemniałam jego pocałunki. Moja wilczyca wręcz szalała z szczęścia czując jego usta. Lecz zawsze było jakieś "ale", a mianowićie to jedno.
Głód.
Zwiększajacy się z każdym pocałunkiem głód, a raczej pragnienie krwi.
Moje oczy, które w trakcie pocałunku zamknęłam tak naprawdę stawały się z każdą chwilą czarniejsze.
W ten słyszę odgłos kruka co mówi jedno.
Diaval!
Ogarnęłam się jak najszybciej mogłam, po czym z całej siły popchnęłam swojego Mate tak że przeleciał przez cały salon aż do momentu kiedy zderzył się z ścianą.
Otworzyłam szybko oczy, które były czarne i założyłam czarne okulary przeciwsłoneczne by ukryć oczy.
Ponownie rozejrzałam się dokoła po salonie i moim oczom okazał się czarny kruk przy lampie.
A to wredne łajzy.
Spojrzałam spowrotem na Aiden'a, która szedł znów w moją stronę.
- Jesteś wampirzycą. - stwierdził bardziej niż zapytał.
- A co? Wilczek nie lubi krwiopijców? - zapytałam udając że mi przykro chodź tak naprawdę miałam ochotę pójść do lodówki po zimną krew 0Rh-.
- Jestem wampirem, maleńka w połowie jak i wilkołakiem. Więc dla mnie to lepiej. Większa zabawa w sypialni. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Pierdol się.- powiedziałam.
- Nie dzięki, wolę Ciebie. - powiedział białowłosy.
- W twoich snach.- prychnęłam.
- Oj w moich snach robimy dużo ciekawsze rzeczy.- powiedział, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Dupek, to była pierwsza rzecz o jakiej o nim pomyślałam.
~ Ale jaki przystojny. ~ powiedziała rozmarzona pocałunkiem wilczyca.
Zamknij się, to kolejna myśl. A o dziwo wilczyca posłuchała.
Ehh jest tylko chyba jeden sposób, aby Aiden jak najszybciej opuścił posiadłość.
Podeszłam do biurka i otworzyłam szufladę. Wyciągnęłam z niej kartkę oraz długopis, po czym zaczęłam pisać na śnieżno białej kartce mój numer telefonu.
Po zapisaniu, sprawidziałam czy jest jedna cyfra fałszywa, aby nie mógł zadzwonić. 576-889-021 tak zamiast jedynki na końcu powinna być trójka.
Jest dobrze.
Wręczyłam chłopakowi kartkę z numerem, a gdy ten spojrzał na mnie zdziwiony powiedziałam.
- Masz tu mój pieprzony numer telefonu, bierz go i wynocha.
Chłopak bez wachania wziął numer. Przejrzał się kartce papieru, po czym uśmiechnął się i pochylił się lekko do mojego ucha.
- Jutro wieczorem tu wpadnę po Ciebie kochanie. Masz szczęście że teraz powiem rodzicą o tobie ,ale jutro sama ich poznasz. - szepnął cichutko, a ja czułam jak przechodzą mnie przyjemne dreszcze.
W momenie kiedy chłopak zniknął jak najszybciej skierowałam się do kuchni rzucając nie wiem nawet gdzie okulary przeciwsłoneczne. Nie minęła chwila, a ja już byłam przy lodówce w kolorze bieli.
Otworzyłam ją i od razu wyciągnęłam woreczek z krwią. Niczym dzikie zwierzę otworzyłam woreczek, po czym zaczęłam łapczywie pić czerwoną ciecz.
Mmm tego mi brakowało.
W jedną chwilę opróżniłam woreczek i wrzuciłam go do srebrnego kubła na śmieci.
Westchnęłam z rezygnacją, a moje oczy zmieniły kolor na szary.
Powolnym krokiem skierowałam się do salonu. Tym razem w pomieszczeniu byli wszyscy domownicy, a sam Diaval był w postaci człowieka.
- Gdzie was wszystkich wywiało do diabła?! I czemu zostawiliście mi broń? - zapytałam, a moje oczy lekko poczerwieniały.
- Nigdzie. Byliśmy tutaj i obserwowaliśmy sytułację. A broń nie była nawet nabita. - powiedziała Diabolina.
Kiedy tylko usłyszałam że od początku byłam że od początku obserwowana przez wszystkich domowników moje oczy natychmiastowo zmieniły kolor na żółty, a policzki stały się czerwone z zawstydzenia.
- Nawet fajna scenka była. Tylko szkoda że krótka. - powiedziała rozbawiona Sonya, po czym wraz z resztą domowników i moimi siostrami zaśmiali się.
- Oh zamknijcie się.- mruknęłam zawstydzona do śmiejących się towarzyszy.
Nienawidzę więzi Mate, oj szczerze nienawidzę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top