Ślizgońskie tradycje
Czyli dlaczego Gryfoni nie powinni spędzać świąt ze Ślizgonami.
Tradycja pierwsza
Ślizgoni mieli to w zwyczaju, że zawsze mieli racje, czy to w kwestii eliksirów, czy latania na miotłach, czy nawet przy pieczeniu pierniczków. Dlatego właśnie zza drzwi hogwardzkiej kuchni, oprócz pięknego zapachu korzennego ciasta, unosiło się echo kłócących się nastolatków.
Ślizgoński sweter, który miał na sobie Blaise był cały w mące, a stary, brązowy sweter z literą H na środku, w którym stala Hermiona był umazany lukrem.
Każdy kto przeszedł obok kuchni mógł stwierdzić, że to zupełnie normalna kłótnia, których w relacjach gryfońsko-ślizgońskich bylo pełno. Ale dla tej siódemki uczniów to byla wojna. Wojna która miała obronić ich honor.
Blaise patrzyl z mordem w oczach na Gryfonkę, z bojowym wyrazem twarzy. Był gotowy walczyć o swoje zasady i ślizgońską tradycje. Lukrecja podeszła do swojego chłopaka i złapał go delikatnie za dłoń, a drugą rękę ułożyła na jego policzku, żeby chociaż trochę go uspokoić.
— Kochanie to nie jest przecież żaden problem. Niech każdy udekoruje po kilka pierników i wszyscy będą zadowoleni.
— Nie. Co roku ślizgoni używają BIAŁEGO lukru. Taka tradycja i żadna głupia gryfonka tego nie zmieni!
Ron zrobił się czerwony jak jego wlosy i stanął przed swoją dziewczyną, jak rycerz na białym koniu. Mocno zacisnął dlonie w pięści i próbował unormować gwiżdżący, ze złości oddech.
— Jak nazwałeś Hermione głupi czarnuchu!?
Lukrecja jęknęła cicho kiedy Blaise znowu zaczął podnosić głos, tym razem na Rona. Odsunęła się od ślizgona i podeszła do Pansy, która uśmiechała się zwycięsko, widząc jak jej przyjaciel walczy dzielnie o ich tradycje.
Harry siedział kilka metrów dalej, na jednej z szafek kuchennych, a obok stał Draco, który patrzył znudzony na kłótnie, która odgrywała się przed nim. Brązowowłosy zlizywał surowe ciasto z łyżki, która jeszcze chwilę temu mieszał składniki na ciastka, był nieco rozbawiony tą kłótnią nastolatków, którzy zachowywali się jak dzieci.
— Chcesz trochę Draco?
Gryfon podał Malfoyowi łyżkę, a ten z chęcią zjadł resztki, które jego chłopak mu zostawił. Potter zeskoczył z blatu i podszedł do wyspy kuchennej żeby zabrać jednego, upieczonego pierniczka, jednak zamiast poczuć slodki smak na języku, poczul mocne uderzenie w dlonie.
— Mówiłam żeby nie dotykać!
Pansy spojrzała wściekłym wzrokiem na jego osobę i od razu popchnęła go na miejsce gdzie wcześniej stał. W kuchni zapanowała na chwilę cisza, kiedy Ron i Blaise prowadzili walkę na spojrzenia.
— Białe. — wyszeptał przez zaciśnięte zęby Zabini.
— Kolorowe. — powiedzial równie zly Weasley.
— Jak dzieci.
Lukrecja uderzyła się otwartą dłonią w czoło i rzucila w obu garścią mąki. Wojna o pierniki się zakończyła, rozpoczęła się za to mączna masakra.
******
Tradycja druga
Gryfońskiw dormitoria zawsze ogarniał chaos, śmiechy i słoneczne światło. Dlatego nie można bylo się dziwić, że trójka gryfonów po przekroczeniu progu gniazda węży prawie padła, jak po dostaniu Avadą, kiedy zobaczyli ciemne ściany, okna, za którymi bylo widać, brudną, ciemną głębię jeziora i poczuli zimny powiew spod podłogi, bez ani jednego, przyjemnego dywanu.
Blaise wysunął nos znad gazety słysząc głośny jęk Rona Weasley'. Ciemnoskóry przekręcił oczami, nadal obrażony niedawnym, wspólnym pieczeniem pierniczków. Już miał wrócić do czytania, jakże ciekawego artykułu Rity Skitter, o równie interesujących przekrętach Ministra Magii, kiedy usłyszał jedno, jakże głupie, gryfońskie pytanie.
— Czemu nie macie żadnych dekoracji i choinki?
——
Draco naprawdę starał się przeżyć kolejny dzień z tą trójką gryfonów, ale co miał poradzić, kiedy wcześniej wspomnieni goście właśnie niszczyli jego sypialnie. Mocno zacisnął pięści i starał się uspokoić, ale o Merlinie to już bylo za wiele. Czy oni naprawdę musieli owijać jego łóżko w ten ohydny łańcuch?
— Chyba już mówiłem, że jest okropny. Nie chce go tu.
— Oj nie dąsaj się Dray.
Harry owinął ramiona wokół jego szyi i uśmiechnął się uroczo, chciał przekonać swojego chłopaka do świąt i dekoracji. Jednak widząc zacięcie ślizgonów wiedział, że najtrudniej będzie przekonać do tego Księcia Węży.
— Nie ma mowy! Wystarczy, że ubzduraliście sobie, że ubierzecie choinki w te swoje pstrokate bombki! Zostawcie moje biedne łóżko!
Blaise rzucił w Rona jakimś niegroźnym zaklęciem i spalił kolorowe łańcuchy z dumą patrząc na małe ognisko.
— Dlaczego nie chcecie przystroić dormitoriów? Przecież święta to najradośniejszy okres w całym roku!
Hermiona wyrwała z rąk Pansy pudełko z bombkami, które mieli powiesić pod sufitem razem z jemiołą. Zdecydowanie nie przejęła się zimnym wzrokiem czarnowłosej, która w glowie rzucała na nią mroczne uroki, kiedy zawieszała różnokolorowym dekoracje nad drzwiami do jej pokoju.
— Bo nie jesteśmy Gryfonami i szanujemy dawne tradycje.
***
Tradycja trzecia
Ślizgoni byli znani ze swoich hucznych, alkoholowych imprez. Ale zdecydowanie nie potrafili tak samo dobrze obchodzić świąt. Harry patrzyl w szoku na listę dań, które Ślizgoni mieli w zwyczaju jadać na święta, jak się dowiedział, każdy Ślizgon, który został na święta co roku jadł te dania.
— Ostrygi? Krewetki w sosie pomidorowym? Co to są Cruffiny?
— Te z gorgonzolą są pyszne.
Powiedziala Pansy jedząc swój ulubiony makaron. Hermiona skrzywila się kiedy Harry czytał kolejne punkty na liście. Gryfino jęknęli jak jeden mąż wręcz czując mdłości od samego słuchania wyszukanych potraw, żadne z nich nie wyobrażało sobie świąt bez barszczu, lub pierogów z kapustą i grzybami.
— To żadna tradycja tylko jakaś chora lista na arystokradzki bal!
— To ślizgińska tradycja. Tak bylo od lat.
Gryfino popatrzyli po sobie nawzajem i uśmiechnęli się przebiegle myśląc o tym samym. Harry bez krzty smutku porwał listę na małe kawałki, przy akompaniamencie krzyków czterech węży.
***
Koniec tradycji
Ślizgoni nie lubili przegrywać. Ba nienawidzili tego uczucia, byli zdecydowanie stworzeni do wygrywania. Więc jak go możliwe, że siedzili właśnie po środku, przystrojonego po sam sufit dormitorium, z dwunastoma daniami na stole, zupełnie innymi niż tymi „tradycyjnymi" i w mikołajowych czapkach na głowach. To całkiem proste, Ślizgoni byli wierni sobie, więc jeśli jeden się zgadzał reszta także, szczególnie jeśli byl to Książę Slytherinu.
Draco Malfoy siedzial obok Harry'ego Pottera i śmiał się z nim karmiąc nawzajem i szepcząc sobie coś nawzajem do ucha. Draco zdecydowanie szybko ulegał urokowi swojego chłopaka. Szczególnie kiedy ten dodawał do zdania „zawsze chciałem poczuć się jak w domu". No i jak Draco mógł zareagować inaczej jak nie pozwolić mu na wszystko co ten chcial? Dekoracje, jedzenie, choinka, zgodził się nawet włożyć ten okropny sweter od Pani Weasley. Szorstki, zielony z wielką literą D.
— To dobre, mogę jeszcze jednego?
Harry zaśmiał się i wbił na widelec kolejnego pieroga, to były najlepsze święta jakie przeżył. Wielka choinka, prezenty, pełny stół i jego chłopak. Rozejrzał się po pokoju nieco niepewnie, bał się, że tylko on jest szczęśliwy. Ale wtedy zobaczył ich, swoją nową rodzinę, swój dom. Pansy śmiała się jak głupia z Rona, który po zjedzeniu porcji swojego barszczu zrobił się zielony. Parkinson zdecydowanie byla za blisko z bliźniakami Weasley. Lukrecja i Blaise siedzieli przy choince całując się, a dziewczyna pokazywała mu wycinki z gazety, na których były ukazane domy, bądź mieszkania na sprzedasz, na poważnie brali swój związek i planowali swoją wspólną przyszłość.
Harry nie mógł wymarzyć sobie lepszych świąt.
— O czym myślisz Harry?
— Że chce z tobą stworzyć nowe tradycje Draco.
****************************
O to ja w lekkim shocie, który miał być prezentem świątecznym ale coś nie wyszło więc wybaczcie to opóźnienie. (Pisze to o 1 w nocy z kotem na brzuchu)
Pozdrawiam 🩷
Wasza Kal~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top