no such thing as getting out of hand

Chuuya był trzecią stroną konfliktu. W sumie czwartą, jeśli liczyć martwych cywili na chodniku.

Pierwsza strona: kilku kryminalistów nie należących do mafii. Sprawiali kłopoty ze swoimi umiejętnościami, więc trzeba się ich pozbyć.

Druga strona: Atsushi, z wysuniętymi pazurami gotowy do walki. Spojrzał jak zwykle grzecznie na Chuuyę, “Dzień dobry, Chuuya.”

“Dobry,” odrzekł, obserwując okolicę. Atsushi powinien poradzić sobie sam, tamci nie byli zbyt potężni. Poza tym zostawienie wszystkiego członkowi Agencji nie sprawi jakiejkolwiek ujmy na honorze rudzielca.

“Chuuya, chcesz się tym zająć?” Atsushi zapytał. “Możesz dobrze wypaść przed szefem czy coś.”

Chuuya zakpił. “Nie potrzebuję awansu, przynajmniej nie tak jak ty. Poza tym, byłeś tu pierwszy-”

Uniknął uderzenia wroga w tym samym momencie, gdy Atsushi zablokował cios w swoją stronę.

“Zabijemy was obu,” warknął jeden z tamtych. “Agencja, mafia, jeden pies!”

“...Naprawdę nie jesteś zbyt bystry,” Atsushi odrzekł spokojnie.

“Jakbyś poczekał, mógłbyś dogadać się z którymś z nas,” Chuuya dodał. “Ale wolisz specjalne traktowanie, co?”

Wybrali sobie cele. Zaczęła się poważna walka - co nie znaczy, że rozmowa się skończyła.

“To nie będzie źle wyglądać, że pracujesz z kimś z Agencji?” Atsushi zapytał, uchylając się przed ciosem.

“To przypadek,” rzucił Chuuya, wymierzając porządny cios w przeciwnika. “Zdecydowałem, że lepiej sięnimi zająć, niż przejmować się tobą.”

“Oczywiście, nigdy nie walczyłbym u boku mafii gdybym miał wybór,” dodał Atsushi z kamienną twarzą. “O nie. Pracować z kimś z mafii. Jak okropnie. To ostatni raz, potworze.”

Chuuya ledwo wstrzymał śmiech. “Co ja zrobię, gdy ktoś się o tym dowie,” rzekł z największym "biada mi" w oczach. “Będę spalony, gdy ktokolwiek się dowie, że walczyłem z takim... słabeuszem!” Wiedzieli obaj, że to bzdura. Rudzielec uderzył kogoś w klatkę piersiową.

“Odszczekaj to ty…” Atsushi wyglądał, jakby bardizej przejmował się ripostą niż walką. “...kretynie!”

To było celniejsze, ale nie ruszyło Chuuyi, więc się nie przejął. “Świętoszek,” odrzucił.

“Ty… ty… ty chrapiesz. Chrapiesz,” Atsushi odrzekł.

Chuuya przerwał przekomarzanki, nie przerywając walki. “...Naprawdę?”

“Ostatnio na mnie zasnąłeś. To było słodkie, ale chrapałeś. Nie dużo!” dodał. “To nie było denerwujące czy coś.”

“Huh,” Chuuya mruknął, myśląc, że pownien to sprawdzić. “Cóż, ty-”

“Chuuya!”

Chuuya zatrzymał się, a miał właśnie rozdeptać komuś głowę. “Co?”

“Zamierzasz go tak zabić,” Atsushi mruknął. Kryminalista był bezbronny, ale jeszcze oddychał.

A więc o to chodzi. Chuuya westchnął. “I wolisz, by został przy życiu i został aresztowany?”

Atsushi przytaknął. Jego spojrzenie wręcz o to prosiło, choć nie powiedział słowa.

“Pff. Ten jeden raz.” Połamał mu żebra. Zabolało na tyle, by zemdlał, jednak dało się wyleczyć. “Jeśli oni kiedyś wrócą i znów narobią kłopotów, to sam też będę je miał.”

“Dziękuję, Chuuya,” rzucił Atsushi, a jego twarz się rozjaśniła. “Zadzwonię po policję, więc powinieneś zniknąć nim tu bedą-”

“Tak, tak. Do zobaczenia.” Nim tamten odszedł, zawołał za nim, “Atsushi?”

“Tak?”

“Było fajnie.”

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top